AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Grandoza

Fot. Pola Amber  

To będzie bardzo prywatnie o sprawach publicznych. Ponieważ debiutuję na tym portalu, to najlepiej ponarażać się wszystkim na starcie, a potem już będzie wiadomo.

MKiDN rozdało środki finansowe na 2015 rok. Jesteśmy – jako aplikanci – wygrani i przegrani. Na niektóre projekty dostaliśmy, na inne nie. Wszystkie były tak samo ważne. I oczywiście cieszymy się, bo możemy realizować przynajmniej część naszych planów. Możliwość stawania w konkursach i pozyskiwania środków na działalność artystyczną i edukacyjną daje i powinna dawać szansę realizowania rzeczy nieszablonowych, potrzebnych i często wybitnych. Ale postawienie wszystkich aplikantów w tych samych dołkach startowych rodzi często nieporozumienia, a nawet absurdy. Nieelastyczne regulaminy mogą blokować lub uniemożliwiać właściwe realizacje projektów lub powodować naginanie ich do narzucanych priorytetów. To według mnie można i trzeba zmienić. A na pewno można i trzeba zacząć szerszą o tym rozmowę.

Żeby było jasne – Teatr CHOREA, który prowadzę, nie ma stałej dotacji na nic i całą swoją działalność merytoryczną realizuje poprzez uzyskane granty, o które aplikujemy co roku w liczbie od dziesięciu do dwudziestu (do miasta, województwa, ministerstw i podległych im placówek ) i uzyskujemy średnio połowę, w bardzo różnych dziedzinach. W 2007 roku razem z fundacją Łódź Art Center i miastem Łódź założyliśmy pierwszą w Polsce publiczno-prywatną instytucję kultury: Fabrykę Sztuki w Łodzi. Część projektów realizujemy wspólnie, część samodzielnie, w wielu jesteśmy partnerami. Na ogół wnioski edukacyjne i społeczne piszemy razem z Fabryką Sztuki, a artystyczne jako Chorea. Dla kilku osób z zespołu realizującego działalność edukacyjną w Fabryce Sztuki mamy stałe zatrudnienie na różnych cząstkach etatów, paru ludzi zatrudniamy od dawna na „śmieciach”. Mamy siedzibę, fantastyczne miejsce do pracy i realizacji spektakli, świetnych partnerów i znakomitą załogę Fabryki. Wszyscy poza mną – młodzi. Biurwologia sprowadzona do minimum. Chce się pracować. 

Jako założyciele i współorganizatorzy Fabryki Sztuki, wraz z fundacją Łódź Art Center jesteśmy zobowiązani do współfinansowania jej w wysokości 5 proc. całości budżetu Fabryki każdy. Wymaga to od nas ostrego zasuwania. Dlatego nie mogę w tym miejscu wyrazić prywatnie solidarności z górnikami. Mam świadomość, że większość mojego zespołu nie zarabia nawet jednej dziesiątej tego, co przewodniczący związku protestujących (czyli 14 tysięcy). Więc na pytanie czytelnika, czy jestem idiotą, prowadząc CHOREĘ, odpowiadam: tak. Bo nie wszystko da się przeliczyć na pieniądze. To tyle tytułem wstępu.

A teraz będzie kontynuacja mojej wypowiedzi z zeszłego roku o koniecznych zmianach w sposobach finansowania kultury w naszym kraju (na łódzkim portalu Miej Miejsce i na e-teatrze). Ponieważ poprzedni tekst wywołał wiele ciekawych reakcji, a nawet deklaracji współdziałania, piszę licząc, że po drugiej stronie znowu odezwą się nożyce i rozpocznie rozmowa o zmianach systemowych w zakresie dotowania uprawiania sztuki i edukacji artystycznej.

Nie przebadałem całego obszaru grantowania i  finansowania sztuki w RP, będę więc mówił subiektywnie i wąsko o sytuacji grup artystycznych, animatorów, teatru niezależnego, offowego, alternatywnego, parainstytucjonalnego, tworzonego najczęściej przez NGO-sy, grupy nieformalne, indywidualnych artystów, performerów, muzyków i tancerzy. To jest najbardziej kreatywna, chociaż mało widoczna, fermentotwórcza, elastyczna i żywiołowa forma edukacji artystycznej. To nienarzucany sposób budowania tożsamości kulturowej i społecznej, lokalnej i globalnej. To głos spoza rynku sztuki. Tu za stawianie trudnych pytań nie wystawia się faktur i odliczeń od podatku VAT. To realny głos sprzeciwu, który chce mówić o różnych formach pogubienia się i próbach naprawiania świata. To głos tych, których w komentarzu pod moim ostatnim artykułem niejaka pani Krysia nazwała „nieudacznikami”.

Hulajnoga i ferrari
Do rzeczy więc. Po pierwsze i najważniejsze: w jednym wyścigu nie może startować ferrari i hulajnoga. Nie można zestawiać obok siebie instytucjonalnego teatru lub teatru prywatnego z dużego miasta i NGO z małej miejscowości. Po jednej stronie staje wtedy dotacja i drogie bilety, duży sponsor oraz kilkadziesiąt etatów, a po drugiej kilka osób z nowatorskimi pomysłami, bez „nazwisk”, bez działu promocji i bez realnych środków mogących zapewnić np. wkład własny w projekcie.

Pierwszy oczywisty wniosek: wkład własny wymagany od NGO nie powinien przekraczać możliwych do uzyskania pięciu procent. Instytucje kultury poradzą sobie z uzyskaniem 15%, jak do tej pory. W obecnej sytuacji małe organizacje zmuszane są do wymyślania karkołomnych figur i uruchamiania absurdalnych procedur, żeby zrealizować ten wymóg. Wkład własny to jedna z podstawowych przeszkód nie do pokonania dla wielu wartościowych, kulturotwórczych projektów. Dodatkowo na starcie hulajnogi mają do opłacenia wynajmy sal, sprzętu i obsługi technicznej, które to usługi ferrari ma w swoim wyposażeniu standardowym.

Za wkładem własnym idą też inne kwestie. Im większy wkład zadeklaruje wnioskodawca, tym może liczyć na wyższą punktację. Logiczne, że powinna jednak decydować merytoryka. Bogaty z dużym zapleczem może skonstruować naprawdę duży wkład własny, ale dlaczego ma to mieć wpływ na ocenę całości projektu?

Najprostszy nasuwający się wniosek: pieniądze na NGO-sy i instytucje powinny być przyznawane z dwóch osobnych i niezależnych rozdań – z innymi zasadami i regulaminami. Tylko wtedy wyrówna się szansę i da NGO-som możliwość swobodnego działania.

Dla kogo teatr?
Do teatru powinni chodzić wszyscy. Powinni móc chodzić wszyscy. Głównie młodzi ludzie, którzy z jakiś powodów szukają odpowiedzi na swoje ważne pytania. Dlaczego oni najbardziej? Bo niektórzy z nich będą za chwilę decydować, czy naszą wrażliwością rządzić będzie kultura, czy popkultura. Ci młodzi ludzie, którzy nie budują swojej tożsamości wyłącznie w googlu. Ci, którzy szukają i chodzą najczęściej pod prąd. Oni jednak nie wejdą do teatru, w którym bilet kosztuje 150 złotych. Tam wejdzie elita dużych miast: politycy (i ich żony) – żeby się pokazać, biznesmeni i nadziane hipsterstwo. A ponieważ ten teatr po 120-150 zł ma się świetnie i bilety schodzą jak świeże bułeczki, nie widzę powodu, żeby potrzebował dodatkowego wsparcia z budżetu państwa. Ludzie w wielkim mieście kupią bilet i za 200 zł. Jeżeli jakiś teatr i jego projekty (często wykraczające poza realizację spektaklu, a obejmujące także działania kulturowe) korzysta z dotacji  udzierganej z pieniędzy podatnika, to bilet nie powinien kosztować więcej niż 40 zł. To tak w kwestii zachowania jakiejś przyzwoitości. Zakładajmy, że podatnik ma prawo (ekonomiczne) obejrzeć to i owo, nie tylko komerchę i kabaret. Za dotacją powinna iść ochrona praw średnio sytuowanego młodego i niekoniecznie tylko młodego widza.

Za darmo
I chore w drugą stronę: wiele programów dotacyjnych zakłada w swoim regulaminie zakaz sprzedaży biletów wstępu na artystyczne efekty projektu, ponieważ jest dotowany. Przyzwyczajamy odbiorcę, że sztuka może lub ma być za darmo, więc walą wszyscy jak na wyprzedaż do supermarketu. Ale następna produkcja jest już biletowana – wtedy potencjalni widzowie nie rozumieją, dlaczego mają płacić. Dlatego, że za ludzką pracę się płaci! Nie można robić gratisów. Cenę wstępu powinien ustalać artysta z organizatorem, choćby na minimalnym poziomie. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich projektów edukacyjnych i społecznych, w których chodzi o proces, współuczestnictwo i kontynuację.

Priorytety i zapytania
Fajnie, że ministerstwo wymyśla nam tematy i zadania artystyczne na każdy rok, a twórcy starają się jak mogą, żeby temu sprostać. Trudniej co prawda realizować własną ścieżkę, gdy trzeba się mierzyć z tematycznymi rocznicami. Często jednak są to niezbędne środki, żeby kontynuować jakąkolwiek pracę, więc podejmujemy te wyzwania. Dużo uwagi i czujności od ekspertów wymaga odcedzenie tego, co naciągane, od tego, co rokuje. Taka odpowiedzialność komisji ekspertów powinna być należycie opłacana, a domyślam się, że tak nie jest. Tym bardziej że chcielibyśmy się od nich dowiedzieć, dlaczego tak, a nie inaczej nas ocenili. Wiem, że to niemożliwe wobec setek składanych projektów. Ale gdyby przynajmniej dać prawo pierwszym dziesięciu pod kreską do zapytania, gdzie popełnili błąd, żeby w następnej edycji go uniknąć? W tym roku jeden z naszych projektów edukacyjny przepadł, bo za organizację dostał 4 punkty na 10 możliwych. Podobne projekty z opisem tego samego zaplecza i organizacji przechodziły w poprzednich latach z wysoką punktacją. Czasem po prostu warto wiedzieć, jaka logika rządzi ekspertami.

Festiwale
Dostają duże i małe. Duże dużo, a małe mało. Wystarczy popatrzeć na listę dotowanych z priorytetu Teatr i Taniec: to praktycznie tylko festiwale. Przepadają indywidualne inicjatywy, produkcje spektakli, artystyczne cykle tworzone przy teatrach, dofinansowania na pokazy grup niezależnych, publikacje itd. Skoro tak bardzo potrzebujemy festiwali, może powinny być jednak w osobnym priorytecie i oceniane inaczej niż projekty artystyczne (inna punktacja, inne kategorie, inny regulamin)? Przecież rządzą się całkowicie innymi prawami niż projekty indywidualne.

Chciałbym być na końcu dobrze zrozumiany. Nie chcę tu narzekać. Mam bardzo satysfakcjonujące i twórcze doświadczenia w kontaktach z grantodawcami, na przykład NCK i Instytutem Teatralnym. Nie chcę też rozpoczynać dyskusji o sprawiedliwości w rozdawnictwie publicznych pieniędzy. Wychodząc od konkretnych zmian, które sugeruję i które dawałyby większe szanse mniejszym organizacjom, zespołom twórczym i artystom, chciałbym rozpocząć rozmowę o głównym kierunku wspierania sztuki przez państwo. Czy wzmacniamy i poszerzamy tzw. rynek sztuki i mainstream, czy uwagę kierujemy na to, co poza rynkiem, co jest odważne i ryzykowne, kreatywne i młode, buduje uczestnictwo i daje szansę na przyszłość. I nadzieję, że za kilka lat nie obudzimy się z ręką w nocniku.

20-02-2015

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę:
komentarze (4)
  • Użytkownik niezalogowany banicja
    banicja 2015-03-13   14:27:54
    Cytuj

    To tragiczne ze kawałek papieru ,który jest umownym wyznacznikiem bytu sprawia że ludzie ambitni, utalentowani są blokowani ,patologia tej planety ma ogromną game skrzywień .Łatwiej z pedała uczynić prezydenta niż wspierać normalne życie i aspiracje ludzkie.Ja cieszę się ze moge was ogladac i pełen nadziei czekam na następny spektakl.

  • Użytkownik niezalogowany Mariusz Pilawski
    Mariusz Pilawski 2015-02-20   23:41:20
    Cytuj

    nie obudzimy się z ręką w nocniku, bo teatry instytucjonalne po prostu padną... a my , ludzie podziemia przetrwamy , bo wiemy jak przyrządzać żarcie na bazie bazi... Łojej napisał(a):

    Bardzo przepraszam, ale tylko państwowe instytucje kultury są gwarantem stabilnej kultury, nie efemeryczne stowarzyszenia, choćby i twórcze. P. Rodowicz powinien to wiedzieć jako gość Konkursu Kultury w Łodzi, bo dość argumentów przedstawił dyrektor Muzeum Sztuki Jarosław Suchan.
    głupota indoktrynowanej sfery polskiego inteligenta nie zna granic.. przychodzi na myśl dr Śtrosmajer i jego historia z gołębicą...

  • Użytkownik niezalogowany Łojej
    Łojej 2015-02-20   17:17:36
    Cytuj

    Bardzo przepraszam, ale tylko państwowe instytucje kultury są gwarantem stabilnej kultury, nie efemeryczne stowarzyszenia, choćby i twórcze. P. Rodowicz powinien to wiedzieć jako gość Konkursu Kultury w Łodzi, bo dość argumentów przedstawił dyrektor Muzeum Sztuki Jarosław Suchan.

  • Użytkownik niezalogowany Pio
    Pio 2015-02-20   12:26:14
    Cytuj

    Projektowanie działalności w oparciu o granty. Najgorzej.