AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

O ptakach

Fot. Karol Budrewicz  

Pod koniec sierpnia przyciąłem blacik. Jakieś 40 na 40 centymetrów, może ciut większy. Następnie dokręciłem nóżkę i powstał stolik. Potem odwróciłem go do góry nogą i wolny koniec przymocowałem do belki pod dachem wiatki, gdzie latem się jada i gdzie w ogóle odbywają się wszystkie ważne jedzenia i picia. Wiatka przylega do ściany mojego ogrodowego blaszano-drewnianego pałacu, skąd z otwartego okna podaje się latem wszystkie ważne zupy. Wystarczy wyciągnąć rękę.

Tak zamontowałem karmnik dla ptaków.

***
Do niedawna o ptakach myślałem po prostu, że latają, ćwierkają i srają. To tak, jakby o ludziach mieć tylko tyle do pomyślenia, że latają, ćwierkają i srają. Owszem, bociany dostrzegłem wcześniej, ale reszta pozostawała szaroburym towarzystwem. Zbyt ruchliwym, zbyt ulotnym, aby samemu się zatrzymać. Nawet wtedy, gdy kilka sezonów temu sadziłem rzędy tarnin, różne odmiany głogów, jarzębin i świdośliw, to myślałem, że to „dla ptaków”. A jak sadziłem różnej maści sosny i świerki, to ptaki w ogóle nie przychodziły mi do głowy, a teraz przychodzą, odkąd zobaczyłem dzięcioła, jak pracuje z szyszkami, odkąd natykam się na uwite gniazda. A dwa letnie tygodnie, kiedy nastawiałem sobie radyjko z transmisją olimpiady w Rio i niczym Michał Anioł wykuwałem w granitowym kamieniu misę do ptasich kąpieli, to też, przyznaję, te dwa letnie tygodnie poświęciłem raczej zabawie w myślenie o kamieniu, o jego okrucieństwie i niecierpliwości. Na serio myślałem o Michale Aniele. Dowiadywałem się, w obrębie własnego chaosu, o rzeźbiarskim, dotykalnym i potwierdzonym cudzie, jakim jest istnienie różnych Nike z Samotraki czy innych Piet. O technologii kamienia bardziej myślałem. O filozofii połączonej z napierdalaniem młotkiem we własne palce.

A o ptakach myślałem tylko tyle, że „dla ptaków” to będzie… fajne.

***
Aż tu nagle! Kolejny poczytalny i potwierdzony drukiem cud człowieczy. Stanisław Łubieński napisał książkę, a ja tę książkę normalnie, od deski do deski, przeczytałem. I przy tym czytaniu czułem stopniowo, że staję się szaroburym wróblowatym ptaszydełkiem, które przycupuje na dwóch centymetrach głębokości w mojej wodnej misie i trzepocze skrzydełkami. Przeczytałem książkę, która poprawiła mi życie. Która mnie polepszyła. Niech będzie, że na skali człowieczeństwa podskoczyło mi z minus coś tam do minus coś tam plus. Nie wzbijam gałek ocznych w górę i nie twierdzę, że literatura przeaniela, ale twierdzę, że czytelnictwo… polepsza czytelnika. Josip Brodski, taki rosyjski poeta, który, kiedy już wyszedł z więzień i dostał Nobla, powiedział, że jakby wszyscy władcy świata przeczytali Klub Pickwicka, to świat byłby lepszy…

Jestem władcą świata. Jestem władcą świata i rok temu przeczytałem Łubieńskiego Dwanaście srok za ogon. Autor jest autoironiczny. Nawet sam tytuł łączy w sobie żart, gorzką niemożliwość oraz śmiałą decyzję. Autor dzieli się swoją pasją ptasiarza, którą czasem zamienia nawet w szewską pasję. Robi to w taki sposób, jakby wyjmował drżącego ptaka z sieci i z takim właśnie rozpaczliwym wyczuciem ptasiego pulsu we własnej dłoni.

Łubieński nie mówi, że wie, jak jest. Sam siebie kontruje, przyjmuje różne perspektywy. Raz jest ornitologiem, raz historykiem malarstwa, raz podróżnikiem, raz działaczem, raz spacerowiczem, raz reportażystą. Zmienia przy tym polszczyzny, ale za każdym razem z takim słuchem, z takim taktem, z taką klasą, że… onieśmiela.

Łubieński nie napisał książki o polszczyźnie, ani o własnej wrażliwości. Napisał o ptakach. Że fruwają, ćwierkają i srają. Że istnieją. Napisał tak, że spanikowana rodzina kupiła mi na urodziny lornetkę.

***
Właściwie powinienem zacząć od tej lornetki, a nie od karmnika, który był później, ani od jeszcze późniejszych budek lęgowych. Bo dzięki lornetce dowiedziałem się natychmiast, że szarobure ćwierkające towarzystwo mieni się wszystkimi możliwymi kolorami. Że wróbel różni się wszystkim od mazurka, a mazurek mazurkowi niepodobny. Że są przeciętni Polacy i melepety, kibole i arystokraci. Że są większe mazurki i identyczne, ale jakoś mniejsze. Że pojawienie się zięby jest sensacją! Że bogatki mają swoją stylówę, a modraszki, ubogie krewne bogatek, też mają własne systemy. Lawina obserwacji, lawina dowiadywania się, lawina świata, który poszerzył mi Łubieński. To nie japońska lornetka, to Łubieński, to literatura stała się lornetką.

***
Teraz jest zima. Winter is coming… Prawdziwa zima dopiero nadchodzi. Prawdziwie czarne sezony dopiero nadchodzą. Tekst o ptakach za chwilę stanie się, albo już jest, ekstrawagancją. Będzie albo niezaangażowanym dupodajstwem, albo kościosłoniową emigracją. Będzie, albo już jest, pitoleniem. Jednak nie potrafię sobie odmówić. Sprawia mi przyjemność. Tak, przyznaję się, sprawia mi prawdziwą przyjemność. 

Z okienka w ogrodowej szopie nagrywam komórką szarobure towarzystwo gromadzące się przy karmniku. Nie twierdzę, że rozpoznaję je po imieniu jak drzewa. Jest ich zbyt wiele, zbyt szybko trzepoczą. Kupiłem za pięć dych worek karmy. Sypię co parę dni. Stoję za szybą, w okienku, oddalony o jakieś trzy metry i odruchowo co chwilę wstrzymuję oddech. Nadlatują pojedynczo lub eskadrami. Modraszki, bogatki, mazurki, zięby, dzwońce… Nie jestem pewien, ale podejrzewam o obecność również trznadle…

Dzięki Łubieńskiemu dowiedziałem się, że ptaki istnieją rzeczywiście. A dzięki ptakom dowiaduję się czegoś o własnym istnieniu. Po mojemu, staje się jakieś takie bardziej rzeczywiste. Bardziej powietrzne.

20-12-2017

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę:
komentarze (2)
  • Użytkownik niezalogowany Krystyna
    Krystyna 2018-01-01   18:55:51
    Cytuj

    Ciekawy tekst. Tylko po co te brzydkie wyrazy. Tyle chamstwa wokół, wiec może jakaś strefa "bez"?

  • Użytkownik niezalogowany EW
    EW 2017-12-25   02:31:24
    Cytuj

    Piękne przemyslenia na temat ptaków. Dodam ze podobne refleksje dotycza obserwowania troche mniejszych bo kanarków . Majac ich w domu gromadnie ( nawet dochodziło do 14) albo tylko np. 4 - mozna z nimi rozmawiac , wiedzieć czego oczekują w danym momencie , co czuja na widok czegoś itd. Samo zycie!