AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Pierwszy sekretarz Pierwszej Damy

 

Książka Michała Rusinka Nic zwyczajnego, którą ostatnio przeczytałem, to lektura niezwykła.

Z wielu powodów czytam dużo wspomnień i pamiętników, ale ta pozycja obudziła we mnie całkiem nowe uczucia i myśli.

Podziwiałem i wręcz studiowałem książkę Miłosz w Krakowie Agnieszki Kosińskiej; mam ogromny szacunek i sympatię dla autorki, podziwiam jej takt, kulturę, cierpliwość i poczucie humoru, ale jednak Nic zwyczajnego urzeka mnie jeszcze silniej.

Dlaczego? Pewnie dlatego, że i opisywana osoba i relacje między Nią a Nim są bardziej złożone i fascynujące.

Rusinek staje się sekretarzem Wisławy Szymborskiej jako młodzieniec, i to w chwili, gdy ta krucha poetka dostaje nagrodę Nobla.

Michał Rusinek sam jest obecnie poetą, nauczycielem uniwersyteckim, tłumaczem, ale jego przygoda ze sztuką i literaturą wtedy ledwo się zaczynała.

Ciężki los Eckermanna (wystarczy wystukać to nazwisko w wyszukiwarce, a zawsze obok wyskoczy Goethe) ominął Rusinka zapewne także dzięki temu, że „przedsiębiorstwo Szymborska” funkcjonowało na dużo mniej feudalnych zasadach. A jego książka to poruszająca i bardzo pokorna opowieść o spotkaniu z potęgą poezji, potęgą tak czystą i esencjonalną, że aż nieprawdopodobną.

Kiedy pytano Erwina Axera, czego swoich studentów uczył Leon Schiller, Axer zawsze odpowiadał: „Siebie”. Szymborska (której wielkości wciąż jakoś nie chcemy dostrzegać, „za proste to panie, zaledwie parę wierszyków i każdy je rozumie”) to właśnie ktoś, kto mógł nauczyć siebie.

W ogóle jakoś nam umknęło, że jeszcze niedawno mieliśmy paru nauczycieli niezwykłych: Szymborską, Miłosza, Herberta, Barańczaka…

Każdy uważny czytelnik Poczty literackiej i Lektur nadobowiązkowych mógł się nauczyć zarówno specyficznego postrzegania świata, jak i pięknej ludzkiej powściągliwości, delikatności.

Kłopot z poetami. Utwory jednych się starzeją i tracą barwy, inni nadal są żywi, cytowani, śpiewani, porządkujący za nas stany naszych uczuć.

Kłopot z poetami, bo usłyszą coś tak, jak nikt inny nie usłyszy, zobaczą coś tak, jak nikt inny nie zobaczy, sformułują tak, że bez tej formuły już żyć nie sposób.

„Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”. Szymborska. „Żyje, więc się myli”. Szymborska. „Lubię mapy, bo kłamią”. Także Ona. „Nic dwa razy się nie zdarza”. Patrzcie państwo, znowu Ona!

Michał Rusinek ze swoim przenikliwym intelektem nie mógł trafić lepiej.

Trochę to tak, jakby energicznego filozofa-logika posłać na praktykę do mistrza nauki zen. Obaj mogą zobaczyć się oczami tego drugiego i obaj są sobie potrzebni. A w naszym przypadku – oboje. Bo mogą się od siebie czegoś nauczyć, a sam wysiłek, aby się porozumieć, wzbogaca obie strony.

Czytając książkę Michała Rusinka, ma się to nieczęste ostatnio uczucie, że chciałoby się więcej, że autor mógłby szerzej, że powinien poplotkować, żeby po nazwiskach…

Otóż nie mógłby. Właśnie dlatego, że przez lata towarzyszenia Wisławie Szymborskiej pan Michał dowiedział się – jak sądzę – bardzo dużo o jednej z najważniejszych prawd literatury: „On mówi mało, ale on mówi smacznie. Jak on coś powie, to się chce, żeby on jeszcze coś powiedział” (Izaak Babel).

Potrzebna jest nam lektura poezji.
Potrzebne nam są takie książki jak Nic zwyczajnego.
Potrzebna nam jest edukacja sentymentalna. Niekoniecznie na bębnach.

1-04-2016

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę:
komentarze (2)