AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Rok 1984

Fot. Karol Budrewicz  

Dawno, dawno temu, to znaczy 11 stycznia 2003 roku, po raz pierwszy opowiedziałam tę historię.

Powiedzmy, że Strategia była spektaklem apolitycznym. Powiedzmy, że Strategia była wyznaniem oportunisty. Powiedzmy, że wystawianie Strategii do połowy 2005 roku niosło za sobą urok dojrzałej niedojrzałości. Ta opowieść o Jasiu w błędnym kole doświadczeń, niespodziewanie/spodziewanie w 2005 roku straciła swoją lekkość. W „Państwie na P.”, czyli tam, gdzie zagubiony był bohater Strategii, obudzono się ze snu pod tytułem: Właściwie to wszystko jest w miarę dobrze, nieprawdaż? Wróciła Historia pisana przez wielkie H, a z nią retoryka bieli-czerni. Zaczęto budować barykadę i pozycjonować przeciwników. Z czasem postawiono jedno z najokrutniejszych pytań: po której stronie barykady jesteś? Czy aby nie tam, gdzie niegdyś stało ZOMO?

Błędne koło, zaklęte koło utknęło w glinie i nie mogąc się z tej gliny wydobyć, żłobi w ziemi coraz głębszą dziurę.

Od kilku miesięcy wracam stale do Strategii. Zastanawiałem się, czy aby nie wznowić tego spektaklu. Jaś byłby już pięćdziesięcioletnim mężczyzną, a jego zagubienie w czasie byłoby jeszcze dotkliwsze. Ale jakkolwiek bym się starał, to sceniczna reprezentacja miałaby ostatecznie wyraziście polityczny charakter.

Z drugiej strony nie przestaję o Strategii myśleć. I nie mogąc oprzeć się pokusie, rzucam Państwu siebie i scenariusz Strategii na pożarcie!

xxx

STRATEGIA

Wprowadzenie

Miejsce:
Polska. A w tej Polsce – pokoik, pokój. Ten pokój staje się teatrem. I są tam wygodne miejsca dla widzów. I jest tam aparatura teatralna, i podłoga do tańczenia… i kilka jeszcze drobiazgów.

Czas:
* Czas jest rozpięty pomiędzy to, co było, a to, co jest teraz.
* Czas się miesza, bo nigdy nie chce być linearny.
* Czas się miesza tym bardziej, im więcej wysiłku się wkłada, by go oswoić.

Akcja:
Spowodowana jest obserwacją historyczno-socjologiczną.
* Hannibal używał słoni – strategia masy
* Rzymianie szli na piechotę – strategia konsekwencji
* Napoleon szarżował jazdą z białą bronią – strategia elegancji
* Pluskwa żywi się krwią – strategia smaku
* Niemcy użyli gazu musztardowego – strategia eliminacji
* Punk postawił irokeza – strategia clowna
* Człowiek na ulicy wrzeszczy – strategia psa
* Jasiu bawi się w sny i przebudzenia – strategia przetrwania
Wszystko, co się wydarza, jest niepogłębioną refleksją na ten temat.

Zamysł reżyserski:
Chaos

Zamysł aktorski:
Znaleźć wyjście z chaosu.



Strategia
premiera: styczeń 2003
wykorzystano:
piosenki Lecha Janerki oraz muzykę nowofalowej grupy Blurt (lata ‘80)

***

Wchodzi od strony widowni, w ciemności, słychać kroki w ciężkich butach, zapala latarkę, kładzie się na ziemi, twarz w świetle latarki.

Ja… Ja… Jasiu bawi się w sny i przebudzenia.

Dawno. Dawno, dawno temu, za siedmioma rzekami, za siedmioma lasami, w pewnym państwie na P. mieszka Jasiu. Jasiu bawi się w sny i przebudzenia. Kiedy zasypia, to w tym śnie jest rok 2003. Kiedy się budzi, ciągle jest 1984.

Dawno, dawno temu, za rzekami i lasami, w pewnym państwie na P. mieszka Jasiu. Jasiu bawi się w sny i przebudzenia. Kiedy zasypia, to jest rok 2003 i ludzie mówią, mówią. Coś mówią. Kiedy się budzi, znów jest 1984.

Dawno, dawno temu, za siedmioma lasami, za siedmioma rzekami w pewnym państwie na P. mieszka Jasiu. Jasiu bawi się w sny i przebudzenia. Kiedy zasypia, to jest rok 2003 i on myśli, że wszystko już było i że on na nic czeka. Kiedy się budzi, znów jest 1984 i Jasiu marzy, żeby wszystko już było i żeby on na nic nie czekał.

Włącza światło, na scenie stół z pulpitem do świateł, mikser, odtwarzacz CD, w głębi ekran zawieszony metr nad ziemią, za ekranem dwa metry wolnej przestrzeni, z przodu sceny głośnik basowy i odtwarzacz do slajdów, mikrofon ustawiony przy kulisie. Patrzy na widownię, włącza muzykę, tańczy, jakby był do tego zmuszony, kończy, kładąc się na boku, z twarzą przyklejoną do podłogi, wstaje, podchodzi do mikrofonu, śpiewa/krzyczy bez podkładu muzycznego w stronę kulis, wyraźnie fałszując (wszystkie piosenki w przedstawieniu śpiewane w ten sam sposób).

Głowa umie łączyć niebo z szyją
Niebo w szyje wpada poprzez głowę
Głowa często lubi być niczyją
I dlatego ciągle jest jak jest

Głowa widząc flagę mówi blaga
Kolor naszej flagi jest złożony
Kolor górny jest kolorem białym
Kolor dolny to kolor czerwony

Chować się bo nadbiega tłum
Chyba że ktoś chce się z tego pośmiać
Wiele rąk i zbyt mało głów
O faszyzmie łatwo dziś nie mówić
Wiele rąk i zbyt mało głów
I nigdy nie mów mi bzdur
Że to dla mnie – o tylko nie to…

Kiedy już walniesz głową w dno
Wszyscy chcą by w końcu to się stało
Kiedy już sparszywieją dni
A tobie krwią za długi przyjdzie płacić
Kiedy już będzie pełno krwi
Wtedy nie krzycz mi bzdur
Że to dla mnie
O tylko nie to
Nie nie nie nie nie!

Kładzie się na boku, z twarzą przyklejoną do podłogi.

Jasiu śpiewa piosenki w swoim pokoju. A pod jego oknem budują barykadę w imię wolności. I chcą za tą barykadą wymyślić wolność. Ale ta wolność inna od tej, o której marzy Jasiu. Ale też inna od tej, którą dają ci, co tę barykadę za chwile rozpierdolą i będą gonić się po podwórkach, po dachach, po ulicach, bić, krzyczeć, strzelać, rozpylać gaz łzawiący.

Ustawia mikrofon w stronę publiczności.

Nie wiem a chciałbym wiedzieć
W informacji też nie wiedzą
Dokąd zmierza świat
Nie wiem a chciałbym wiedzieć

Idziemy w stronę gwiazd
Szukamy ciepłych mórz
Nie wiemy gdzie gdzie one są

Kładzie się na boku, z twarzą przyklejoną do podłogi.

Jasiu płacze zagazowanymi oczami. Jasiu gubi się. Jasiu czyta Biblię. A tam napisano: „marność nad marnościami i wszystko marność”. I napisano też, że jak Janowi łeb ucięli, to Jezus milczał i odszedł na pustynię.
I co on na tej pustyni?
I Jasiu już nie wie, czy jest tchórzem, czy nosicielem boskiej sprawy. I płacze zagazowanymi oczami, i czyta Biblię, a tam napisano: „marność nad marnościami i wszystko marność”. I napisano też, że jak Janowi łeb ucięli, to Jasiu milczał… Jasiu milczał i odszedł na pustynię. I co on na tej pustyni?

Zrywa się i śpiewa.

I znów masz a ja NIGDY
Bo ja mieć już nic NIE CHCĘ
A ty wciąż chcesz
Coś chcesz mieć
Na twojej głowie komfort
Na twojej głowie komfort
Na twojej głowie komfort
Na mojej głowie STRACH

Zmienia światło, widać tylko przestrzeń za ekranem, muzyka, rysuje na podłodze kredowe koło wokół siebie, tańczy, odmierzając przestrzeń, w której się zamknął.
Przerywa, zmienia muzykę i światło, podchodzi do publiczności i tańczy wodewilowo-agresywnie. Przerywa.

Przerwa! Przerwa! Proszę państwa – przerwa! Robimy quiz. Przed wejściem dostaliście państwo pakiecik – karteczkę białą i czarną. I teraz proszę, żeby pani mi pomogła i zbierała karteczki czarne, a pani białe. Białe znaczą, że ten spektakl jest Barrrrdzo Przyjemny, a czarne, że jest Bardzo Przyyyyjemny. A zatem bawimy się razem, to jest nasz wspólny show, panie zbierają, ja puszczę kawałek muzyki i potańczę dla państwa!

I bardzo ważna sprawa. Proszę nie myśleć. Proszę podjąć intuicyjną decyzję. Z serca. Z duszy.

A ja potańczę dla państwa.

Taniec à la chippendales, z bagnetem w dłoni.

Aha! Napisano w Biblii: „niech twoje słowa będą tak – tak lub nie – nie”. Nie ma tam, że coś pomiędzy. Białe albo czarne! Decydujemy się! Z serca i już! A ja dla państwa tańczę.

Taniec coraz bardziej kiczowato-perwersyjny i przerwany w kulminacyjnym momencie.

Patrząc na jedną z kobiet na widowni.

Mam dla pani piosenkę.

Ta zabawa nie jest dla dziewczynek
Idź do domu bo tu mogą bić
Idź do domu bo tu mogą krzyczeć
Wszystko minie kiedy wróci sen
A teraz śpij
Już śpij

I nie myśl źle o niczym
Nie myśl źle o niczym
Nie myśl źle o niczym
Lepiej śpij już śpij
Śpij

Kupię ci co zechcesz
Mogą być i lody
Tylko zaśnij
śpij

Odwraca się tyłem do widowni.

Piekło dalej lubi fale
Ono wytrwa w swoim szale
Układ tańców się nie zmienia
Już od bardzo wielu lat

Ludzie mówią, mówią, mówią
Oni mówią, że jest dobrze
Że to zwykła noc przed końcem
I nie warto kłaść się spać

Tutaj tutaj
Tutaj wesoło
Tutaj tutaj
I naokoło

Kładzie się na ziemi – przestraszone dziecko.

Jasiu ma różne obsesje.

Staje przed widownią.

Paranoja.

Stepuje, a potem z wrzaskiem biegnie wokół sceny.

Frustracja.

Stepuje, a potem z wrzaskiem biegnie wokół sceny.

Strach.

Stepuje, a potem z wrzaskiem biegnie wokół sceny.

Wolność.

Stepuje i bez wrzasku podchodzi do pulpitu, zmienia światła, wraca do kredowego koła.

On uświadamia sobie, że to jest sen, w którym jest rok 2003, i że jest tak, jak się tego spodziewał, i że ciągle jest takim samym chujem, gnidą, owadem, takim samym, jakim myślał od zawsze, że jest, bo wszystko było pojebane i zakłamane, tak jak jest pojebane i zakłamane teraz. I myśli, że nie zostaje mu nic innego, jak wreszcie walnąć sobie samobója. Ale że nie ma z czego tego samobója wystrzelić, a do tego się boi, to nie zostaje mu nic innego, jak potańczyć trochę. Bo przecież jak tańczy, to nikt poważnie go nie bierze i on sobie może w ten sposób wejść do dziury i się ukryć. I powiedzieć, że go nie ma.

Ten sen trwa cały czas, bo się nigdy nie chce skończyć. Albo skończyć się nie chce wtedy, kiedy się tego nagle i bardzo chce. I ten sen trwa, i dalej jest rok 2003, a potem będzie 2004, a potem 2005, 2006, 2007… I tylko nadzieja, że kiedyś przyjdzie 2048 i to się wreszcie skończy, bo przecież nie może trwać bez końca.

A on przecież cały czas tkwi w tym 1984. I ciągle te same piosenki śpiewa. Bo te piosenki rozumie. I nadal jest w tym samym pokoju. A oni tę samą barykadę budują pod jego oknem i tę samą wolność chcą za tą barykadą wymyślić. A tamci im tą samą swoją wolnością tę barykadę rozpierdolą i będą się gonić, krzyczeć, strzelać, rozpylać gaz…
A ja będę płakał tymi samymi zagazowanymi oczami, jakkolwiek by to było śmieszne, teraz i na wieki.

Muzyka, taniec dla siebie, improwizowana przyjemność, śpiewa tańcząc.

Kolorowy odlot na Paragwaj
Kolorowe odpryski chmur
Dziwnie roztargnione gołębie znowu bawić się chcą
Bawić nas chcą, bawić się chcą
A czas nas omija, czas nas omija
Tańczę we śnie, tańczę we śnie
Bo odtąd dotąd nikt tu nie bywa
I tutaj nijak się nie nazywa
Patrzcie jak się lata
Gdy dupsko jest wolne od bata
Patrzcie jak się lata
Kiedy stać na sny

Zmiana świateł, ciemność, uruchamia rzutnik, slajdy na ekranie z jego twarzą z roku 2003 – niechlujna elegancja, król życia, brutalny i cyniczny. Agresywna punkowa muzyka w czasie tej i kolejnej sceny.

Życie seksualne pluskwy.
Życie seksualne pluskwy jest dość osobliwe.
Otóż on ma na swojej głowie dwa sztylety i tymi sztyletami nakłuwa odwłok samicy, robi w niej dziurę i w tę dziurę wpuszcza spermę. Jeżeli seks jest zbyt bolesny, to ona umiera. Im więcej seksu w życiu, tym więcej blizn. Inna osobliwość. Pluskwa żeńska niewiele się różni od pluskwy męskiej, no to jemu się myli i dopada kolegę, nakłuwa go, robi mu dziurę w odwłoku i w tę dziurę wpuszcza spermę. Oczywiście nic z tego nie wynika. Tak przypadkowo spotkani samce nie wychowują potomstwa, nie opiekują się swoim potomstwem, nie rozpieszczają swojego potomstwa.
Mają tylko blizny na dupach.

Wychodzi z sali, w projekcji slajdów pojawiają się obrazy El Greca (od Świętego Sebastiana po następujące po sobie wizerunki Chrystusa). Wraca na salę, ogląda obrazy, podchodzi do widowni i w ciemności przekrzykuje muzykę.

Piękne. Prawda, że piękne? Pięknie kiedyś malowano. A teraz? Nikt tak już nie maluje, bo mówią, że Boga nie ma. A nawet jakby był, to by się z niego śmiano. Nie, nie z Boga, ale z malarza, który chciałby namalować Boga. Bo by mówili, że ten Bóg na obrazie za mały albo za płaski, za mało intertekstualny, kurwa, za mało w kontekście społecznym. Kurwa! Jaki kontekst społeczny, skoro tu jest tylko pojebany bajzel. Kurwa! Bajzel i nic więcej. Przecież tu o nic innego już nie chodzi, tylko o to, jak się ciało rozpada w amoku i powszechnej rui.
I on do niej idzie z nożem, bo skorupy takie, że bez noża nie podchodź, i dziurawi ją, i w tę dziurę wpuszcza resztkę spermy. A miłość, kurwa?! Gdzie miłość? Gdzie miłość?!
A One tak samo pojebane, jak i oni. I dziurawią się. I rzucają się od tyłu, od przodu, z boku na samice, na samców, bez znaczenia, bo już się wszystkim wszystko popierdoliło, i wbijają te noże, i wyrywają flaki, i przelewają krew. I pławią się w tej krwi.
I dokumentują te wielokrotne śmierci. I resztką przyzwoitości nazywają to transgresją! Kurwa, transgresja! Kurwa, tam żadnej transgresji nie ma! Tam już nie ma nic. Nuda! Kolczyk w pępku i tatuaż na penisie! Kurwa, nuda, kurwa…

Przerywa, włącza światło, wnosi mały stolik, wchodzi na stolik z mikrofonem w ręku. Mówi w manierze stand up.

Pozwolą państwo, że im coś opowiem. Coś miłego. O tym, jaki byłem szczęśliwy. O moim największym szczęściu w życiu.
 
Uwodziłem ją, uwodziłem. Ona była taka piękna, oczy takie, twarz, ciało. Bogini. Każdy chciał z nią być… Uwodziłem ją, uwodziłem, aż w końcu ją uwiodłem. Jaki ja wtedy byłem szczęśliwy! Ona powiedziała, że była już sto razy uwiedziona, ale ja i tak byłem szczęśliwy, bo ja po raz pierwszy ją uwiodłem. Ale kiedy drugi raz ją uwiodłem, to już nie byłem tak szczęśliwy, bo ona była już uwiedziona wcześniej… Przeze mnie…

A teraz opowiem o moim największym lęku. Dobrze?
To było tak. Siedzieli w koło i palili gandzię… marihuanę palili. Ja nie paliłem, bo wtedy mówiłem, że chcę zachować jasność spojrzenia i czystość umysłu. Ale oni palili. I tak się upalili… Tak się upalili! I poszli sobie. Bo palili w moim pokoju. I kiedy położyłem się do łóżka, to to łóżko nagle pęka pode mną i ja lecę w czeluść piekielną! Lecę, lecę i już widzę diabły, ogień…
Jezu!!! Jak ja się wtedy bałem!!!
I nagle przypomniałem sobie, że oni palili przy zamkniętym oknie! Więc ja do okna się zrywam, wystawiam głowę za okno… Inhalowałem się pół godziny i przeszło. I powiedziałem sobie: nigdy, nigdy, nigdy więcej.
Ale to nigdy, nigdy nie jest naprawdę, więc kiedy oni znowu palili, to i ja zapaliłem. Czemu nie? I jak zapaliłem, to czekałem, że mi się piekło otworzy raz jeszcze… A tu nie było piekła. Tylko anioł stał i tak do mnie… tak do mnie rączką kiwał.

I jeszcze o moim najwspanialszym śnie, dobrze?
Gonili mnie. Cała armia mnie goniła, czołgi, skoty, żołnierze, karabiny. I ja biegnę przez pole, błoto, glina do kolan, nie mam siły… Przede mną druty kolczaste, zasieki… ale przedzieram się! Udało się, wpadam do lasu, wydaje mi się, że uciekłem, ale te czołgi tną ten las za mną, są coraz bliżej mnie… Ciemno, kaleczę się o krzaki, gałęzie, ale oni coraz bliżej i światła latarek wszędzie, i ryk samochodów i czołgów… I nagle las się kończy, i widzę gładki mur… bez końca w lewo, bez końca w prawo… i taki na pięć metrów wysoki… I wspinam się nagle po tym gładkim murze… jak pluskwa, jak pluskwa… i już jestem przy krawędzi… i myślę sobie, że mi się udało, że uciekłem… wychodzę na szczyt tego muru, a tam przede mną kolejny mur, a nade mną sufit… Sufit… Odwracam się… i rzucam się w dół… Lecę, lecę… i już miałem rozbić się o ziemię, kiedy nagle usłyszałem w uszach ciepły głos Boga:
Ważne, że próbowałeś.

Zmiana świateł, bierze do ręki budzik, patrzy na sekundnik, odczekuje minutę.

Proszę państwa.
Przeżyłem pięćdziesiąt pięć minut.
Taką miałem strategię.
Mam taką, na jaką mnie stać.
Dziękuję.

30-07-2014

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
jeden razy osiem jako liczbę: