AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Scenariusz przyszłej rekonstrukcji

Dziennikarz „Polityki” i „Studia Opinii”.
A A A
Fot. Karol Budrewicz  

1.
Sprawa Ukrainy rozgrywana jest jak w teatrze, niestety także wojennym. Jest wieloaktową panoramą, godną opery ulubionego kompozytora Stalina, Michaiła Glinki.

Autor Iwana Susanina był z pochodzenia polskim ziemianinem. Pierwiastków polskich, poza pochodzeniem z okolic Smoleńska, znajdziemy w jego biografii bez liku. Najważniejsze to opera o „polskich interwentach szlacheckich” (chyba arystokratyczno-królewskich?) oraz skomponowany na motywach pieśni polskiej hymn, używany krótko w Rosji Jelcyna, po którym wrócono do sowieckiej pieśni Aleksandrowa, będącej hymnem ZSRR. Ze względu na polakożerczą treść Iwan Susanin wystawiany był w Berlinie dla uświetnienia paktu Ribbentrop-Mołotow.

2.
Sojusz rosyjsko-niemiecki to nie tylko pakt Ribbentrop-Mołotow, nie tylko Rapallo, ale także czas rozbiorów. Matryca w pamięci narodowej powtarza o roli Prus, Rosji i Austrii w unicestwieniu Polski na 123 lata. Tymczasem z pamiętników generała wojsk carskich, znanego podróżnika i odkrywcy polskiego, Bronisława Grąbczewskiego1 wynika, że resorty spraw zagranicznych i wojny za czasów Katarzyny Wielkiej, zresztą Niemki ze Szczecina, znajdowały się w rękach Lambsdorfów i Giersów, którzy bardzo dbali o to, żeby polityka Rosji odpowiadała interesom Niemiec. Można więc obok matrycy zaborowej umieścić także link do koncepcji zalewu Polski przez żywioł niemiecki z trzech stron – od wschodu, zachodu i południa, bo Austriacy to też przecież Niemcy. Kim był Hitler, który sztuki przemawiania uczył się od komedianta Weissa Ferdla i aktora Fritza Langa?

Kolejny link przeniósłby nas w czasy wczesnosłowiańskie, kiedy liczne plemiona na terenach dzisiejszej Rosji europejskiej nazywały się w różny sposób, ale bez pierwiastka Rus (Ros): Antowie, Goci, którzy przyszli z północy (językiem gockim mówiono na Krymie jeszcze w XVIII wieku), Bułgarzy (Wołgarzy), wschodni Wenedowie, Budyni, Awarowie, żydowscy Chazarowie, Fino-ugrowie. Skłóceni ze sobą poszli po Normanów ze Skandynawii z apelem: przyjdźcie i zaprowadźcie porządek. Pierwszy to przypadek i od razu rosyjski, kiedy mamy do czynienia z prośbą o bratnią pomoc. Z Normanów (Waregów) pochodził zaproszony Ruryk, twórca dynastii, która rządziła tym kotłem przez kilkaset lat. Zatem Rosja to twór wymuszony na Słowianach przez Germanów z krajów nordyckich. Inaczej wtedy tłumaczy się potop szwedzki w Polsce. Czym innym także będzie wyprawa Stefana Żółkiewskiego na Moskwę przedsiębrana w imieniu króla Zygmunta III, Szweda przecież2 na tronie polskim3!

Takich „Dziadów” nikt dla teatru Jarzyny, Klaty, Zadary czy Warlikowskiego nie napisał. Pisane są natomiast Dziady smoleńskie, tylko że nikt nie chce ich wystawiać.

3.
Iwan Susanin to chłop, którego Polacy idący w 1611 roku na Moskwę nagabują, żeby im zdradził miejsce pobytu cara. Batiuszka przebywający podówczas gdzieś w lasach uratowany został przez Susanina, albowiem chłop powiódł Polaków w bagna, na potopienie-potępienie. Opowieść wdzięczna, w Polsce niemal zupełnie nieznana. Można by ją zamknąć w jednym reportażu. Na pięcioaktową operę jest za długa. Ale wzbogacona ariami belcanta, które Glinka wprowadził po pobycie we Włoszech i okresie fascynacji operą „źródeł”, robi wrażenie. Dzieje się na ziemiach leżących nieco na północ od dzisiejszej Ukrainy.

Gdyby do dzisiejszej Ukrainy dobrał się ktoś wielkości Szołochowa, mielibyśmy dodatkowy rozdział Cichego Donu, epopei kozackiej, arcydzieła inkrustowanego wsadami w postaci partyjnych broszur. Ulubiony pisarz Stalina. Ocalił głowę, bo Stalin najwidoczniej nie przeczytał całości.

Epopeja kozacka to opowieść o dziadach dzisiejszych zwolenników oderwania wschodniej Ukrainy i przyłączenia jej do Rosji. Dzieje się na ziemiach nieco na wschód od dzisiejszego teatru wydarzeń.

Język Szołochowa budzi zachwyt, jak arie Glinki. Jego czy nie jego? Sołżenicyn mówił, że nie jego, ale nie ma dowodów.

Cichy Don pisany jest techniką reporterską. Szołochow używa czasu teraźniejszego i równoważników zdań. Często cytuje żywcem lub stylizuje autentyczne wypowiedzi, jak gdyby pochodziły z nagrania. Montuje techniką reportażu radiowego lub filmowego. Tempo wzmaga dialogami, których jest w powieści tyle, że czasem wygląda ona jak zapis dramaturga. Jest to zarazem epopeja napisana z rozmachem, która obejmuje historię ponad stu lat i w każdej chwili jest aktualna jak reportaż. Stylizuje i różnicuje języki bardzo charakterystyczne – chłopów dońskich i inteligentów moskiewskich.

Kiedy po ponad stu stronach pojawia się termin „kraje kapitalistyczne”, odnosimy wrażenie, że w tym miejscu skończyła się literatura. Czy to znaczy, że w prozie nie może być słów znanych z gazet i przemówień lub różnej wartości podręczników? Czy to z drugiej strony oznacza, że witamy literaturę broszurową?

4.
Twarze Majdanu.
Nos boksera wagi ciężkiej, który mógłby mieć – jak jego ringowi przeciwnicy z USA – 90 samochodów, w tym 14 ferrari, a ma tylko jednego mercedesa.

Buc zaczesany do góry, dwa wyroki na twarzy, za rozbój i gwałt. Siedział w więzieniu, na którego murach napisano „stąd wychodzą prezydenci”. Jego rycerze, tituszki, opłacani z państwowej kasy, robią to, co robi w każdym zamęcie gwardia lumpenproletariatu – podlani samogonem urządzają pogromy. Teraz przenieśli się na wschód Ukrainy.

Warkocz pszeniczny nad czołem. Buzia z okładki pisma dla pań. Malutka. Ale nie byłaby taka niska, gdyby stanęła na swojej portmonetce.

Lisia twarz, oczka przy sobie, rozmrugane, włosy krótkie, z dwoma zakolami. Gracz idący po schodach, przy których stoją z wysoko zadartymi głowami odźwierni. Po jednym do każdej z połówek bram. Sam nie sięgnąłby klamki. Po schodach. Na razie w górę. Przyjdą czasy, że trzeba będzie po nich zejść, a może nawet uciekać, bo w systemie autorytarnym polityka nie jest walką o zdobycie, utrzymanie i przekazanie władzy. Przekazania nie ma.

Kominiarka z przecinką na oczy, jak w afgańskiej burce, tyle tylko, że na głowie męskiej. I dziurka na nos, żeby było czym oddychać (dymem z płonących opon). Ale już nie ma otworu na usta. Mówić nie trzeba. Nie ma o czym. Na pagonach zero dystynkcji. Kurtka zwana camouflage – „można ją kupić w każdym sklepie”.

Rozbita skroń, twarz zalana krwią, zaskorupiałą we włosach. Płonąca butelka w ręce. „Aby nasza dola o nas nie zapomniała!”

Głowa pastora Ewangelickich Chrześcijan-Baptystów z fryzurą a la Yul Brynner. Zajmowała się ekonomiczną teorią korupcji. Mamy daną kwotę depozytów bankowych. Mamy informację o wielkości wziętych kredytów. I mamy wiadomości o poziomie inwestycji. Inwestycje minus kredyty to korupcja. Pastor wie, że – jak mówił Kalwin, Szwajcar – praca jest rzeczą świętą. Obmierzły katolicyzm zachodni mówi res sacra miser. Na Ukrainie ubóstwo jest rzeczą – mało powiedzieć: świętą. Jest chlebem powszednim. To znaczy brakiem chleba. Balkony pod oczami.

Twarz w okularach, mówiąca dobrze po angielsku. Twarz Uniwersytetu w Czerniowcach, kiedyś sztabu Janukowycza, a tak!, a także Banku Narodowego, ministerstwa gospodarki, potem spraw zagranicznych, dziś – rządu. Jak widać, z niejednego pieca chleb jadła. Akurat chleb właśnie, a nie brak chleba.

5.
Babel pisał wprost o tym, co można zobaczyć dziś na ekranach telewizorów, także za uprzejmym pośrednictwem prorosyjskiej stacji amerykańskiej Russia Today RT.

Zabłąkany na bolszewickiej Ukrainie pisarz był kochankiem żony Jeżowa. Ochotnik z czasów pierwszej wojny światowej (na którą nie wzięli Stalina, choć chciał – z Kurejki). Walczył w pułku Szujskim.

Jego Dziennik 1920 to właściwie pomysły na później: okrucieństwo i potrzeba instynktowna, zwierzęca, przedłużania sobie życia na froncie, na którym się ginie. W Dzienniku więcej o siostrach-sanitariuszkach-kurwach oraz gwałceniu wszystkich bab, jakie konnicy Budionnego wpadły pod kopyta, niż o walkach, których Babel najwyraźniej nie widział. Oglądał tylko dobijanie rannych lub jeńców. I zarzynanie Żydów.

To Babel, pospołu z Szołochowem i Bułhakowem, powinien dziś opisywać to, co działo się w Kijowie na Majdanie, a potem na Krymie, w Słowiańsku i jego własnej Odessie.

6.
Nowy mer Kijowa, Witalij Kliczko, jedyny bokser w świecie z doktoratem z filozofii, sprząta Majdan. Posprzątać pomnik, żywy ciągle? Pozamiatać i umyć z krwi scenę i widownię największego spektaklu politycznego, jaki transmitowany był na żywo niby premiera w Metropolitan Opera House? Pomnik nadal chce grać swoją rolę – przed widzami występuje teraz jako muzeum. Wobec polityków, którzy chcą nim rządzić, jako gwarant przemian. Dla części uczestników walk stał się sposobem na życie a nawet na zarabianie, co jest degeneracją podstawowych jego funkcji, ale tak dzieje się niestety z każdą rewolucją.

Spektakl to czasem rekonstrukcja historyczna, zabawa dużych chłopców w obrazy z przeszłości. Póki heca dotyczy bitwy pod Grunwaldem, zabawa może być przednia. Kiedy przenosi się w czasy współczesne – ryzyko wzrasta odwrotnie proporcjonalnie do odległości wstecz. Im „młodsza” przeszłość, tym większe niebezpieczeństwo. Rekonstrukcja Auschwitz jest po prostu nie do pomyślenia. 

Zaletą relacji cyfrowej 1:1, kiedy obserwujemy walki w czasie ich trwania, ale jednak na fotelu u siebie w domu przed telewizorem, wiemy, że nic nam nie grozi. Emocje duże, ryzyko żadne. Ryzykują za nas korespondenci wojenni, jak piękna i odważna Arleta Bojke, która wchodzi z kamerą tam, gdzie nie wszedłby żaden komandos. Jej przekaz z teatru działań sam w sobie teatrem nie jest. Natomiast „Wiadomości Telewizyjne” z samego Majdanu – już tak. Różnica miedzy teatrem a nie-teatrem polega na tym, że nie-teatr Arlety Bojke dzieje się bez scenariusza i prób. „Aktorka”, która nią nie jest, wchodzi nam przed oczy i mówi „być albo nie być”, nie znając tego tekstu wcześniej, wymyślając go ad hoc po swojemu i mówiąc po raz pierwszy tak, jak gdyby nikt tego wcześniej nie powiedział. „Wiadomości Telewizyjne” natomiast potrzebują reżysera, scenografa, kierownika produkcji i oczywiście – kosztorysu.

1 B. Grąbczewski, Podróże po Azji Środkowej 1885-1890, Warszawa 2010.
2 Dziś dopiero mówimy, że monarchowie nie mają narodowości. Pytałem Juana Carlosa I, jakiej jest narodowości, powiedział, że nie wie. Wiedział tylko, że jest Hiszpanem, w którego żyłach płyną różne krwie, m.in. Czartoryskich.
3 J. I. Kraszewski, Wizerunki książąt i królów polskich, Warszawa 1888, reprint Oficyna Cracovia, s. 308 i nn.

6-06-2014

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę: