AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Szczęśliwe dni: 6 września

Fot. Karol Budrewicz  

„I znowu cudowny dzień” – powiada Winnie na początku pierwszego aktu Szczęśliwych dni. Właśnie się obudziła i rozpoczyna swój monolog, nie zważając na to, że jest po pas zakopana w ziemi. W drugim akcie będzie już zakopana po szyję, ale i to nie przeszkodzi jej w mówieniu.

„Całe istnienie jest przykute do słów” – napisał Beckett w innej sztuce. Czyli: mówię, więc jestem. Albo: jestem dopóty, dopóki formułuję słowa i wypowiadam je głośno lub w cichości ducha. Może też: dopóki stawiam je na papierze?…

Mrożek przywiązywał do słów nie mniejszą wagę niż Beckett. Z tego powodu nie cieszy się dziś wzięciem u reżyserów (że przypomnę wypowiedź Agnieszki Olsten, która zarzuciła Mrożkowi, iż pisze pełnymi zdaniami… Ktoś inny skarżył się, że Mrożek jest nieznośnie doskonały. A Krzysztof Warlikowski wyznał, że wolałby pracować na zmywaku w Londynie niż reżyserować Mrożka).

Godne uwagi wydaje się to, że i Beckett, i Mrożek prywatnie byli małomówni. Gdy się spotkali w Paryżu, spędzili ze sobą dwie godziny w milczeniu, popijając irlandzką whisky. Po spotkaniu Beckett miał podobno powiedzieć, że dawno nie zdarzyło mu się obcować z tak inteligentnym człowiekiem…

W Miłości na Krymie Mrożka któraś z postaci opowiada anegdotę o samobójstwie rosyjskiego oficera. Znaleziono go martwego na łóżku w numerze hotelowym. W jednej ręce trzymał rewolwer, z którego się zastrzelił, w drugiej – but. Na szafce obok łóżka zostawił kartkę: „Znudziło się tak codziennie zakładać i zdejmować…”.

Między zakopaną w ziemi Winnie a tym oficerem cierpiącym na chandrę czy ennui rozciąga się granica o charakterze, powiedzmy, egzystencjalnym: po obu jej stronach doświadcza się absurdu istnienia, ale różnie się na to doświadczenie reaguje. Winnie uosabia mit Syzyfa; oficera ostatecznie znużył nihilizm.

Myślę jednak, że żadna z tych dwu postaw nie występuje w stanie czystym: raz bywa się heroicznym Syzyfem, a raz znudzonym nihilistą; najczęściej trochę jednym, trochę drugim. Tak samo jak z pesymizmem i optymizmem: wieczorem szklanka jest w połowie pusta, ale rano – w połowie pełna. W sobotę byłem dzielniejszy w chorobie i robiłem nawet jakieś plany na przyszłość, ale już w poniedziałek dopadły mnie lęki. W lipcu popierałem rewolucję, ale w sierpniu ostygłem i zacząłem wychwalać ancien regime.

Czytam gazety, słucham wiadomości i powtarzam sobie stare pytanie Leszka Kołakowskiego: „Jak być konserwatywno-liberalnym socjalistą?”, które w istocie oznacza tęsknotę za rozsądkiem, umiarkowaniem i przyzwoitością. Tymczasem coraz bardziej otaczająca nas rzeczywistość raczej wyprowadza z równowagi, niż zezwala na spokojną obserwację; dążenie do jednoznaczności walczy o lepsze ze skłonnością do niuansów; zaciekłość i fanatyzm mocują się z ironią i sceptycyzmem. Settembrini ciągnie do siebie, a Naphta do siebie…

Ale mimo wszystko nie znudziło mi się jeszcze zakładanie i zdejmowanie butów. Wciąż od rosyjskiego oficera bliższa mi jest Beckettowska gaduła: „Winnie, zaczynaj. Zacznij ten dzień, Winnie”.

Wróciłem tedy z urlopu. Czekały na mnie zaległe numery periodyków, które regularnie czytam: „Polityki”, „Newsweeka”, „Tygodnika Powszechnego”. Mój wyjazd był krótki, więc nie czułem się tak wyposzczony, żeby rzucać się na działy polityczne – zastałem mniej więcej taką samą sytuację, jaką zostawiłem wyjeżdżając, może tylko opupienje (jak mawiał Witkacy) czołowych aktorów naszej sceny publicznej jeszcze bardziej wzrosło.

Zaciekawiła mnie natomiast rozmowa z Janem Klatą i artykuł o Macieju Nowaku – oba teksty w „Newsweeku”. Co do Klaty to nie umiałbym powiedzieć, jakim jest reżyserem, bo prawie nie znam jego przedstawień – bodaj ostatnim, jakie widziałem, był Fanta$y w 2005 roku, ten sam, z którego podczas warszawskiego Klata Fest demonstracyjnie wyszedł Jan Englert, czego byłem świadkiem. A skoro nie znam, to się nie wypowiadam. Owszem, czytuję felietony Klaty w „Tygodniku Powszechnym” i w tej sprawie mam wyrobione zdanie, ale nie będę go zdradzał. Wiecie, jak to jest – między nami felietonistami…

To, co Klata mówi „Newsweekowi”, niekiedy dość obcesowo, w wielu punktach zgadza się z moimi poglądami – przy czym dyrektor Starego Teatru nie mówi o teatrze, lecz o sytuacji w naszym kraju. Czy i jak jego myślenie przekłada się na przedstawienia? Mogę sobie wyobrazić taką sytuację, że akceptując większość poglądów Klaty w materii, by tak rzec, obywatelskiej, nie zaakceptowałbym jego dzieł, bo nigdzie nie jest powiedziane, że wspólnota ideowa musi koniecznie prowadzić do wspólnoty estetycznej czy artystycznej, choć wielu tak uważa. Ja tak nie uważam. Czasami mam nawet wrażenie, że ludzie, z którymi dzielę światopogląd polityczny, robią przedstawienia, których nie jestem w stanie oglądać. Niekiedy bywa też odwrotnie…

Z artykułu o Macieju Nowaku nie dowiedziałem się niczego nowego, ale nie dziwota – znam człowieka od czasu, gdy w roku bodaj 1983 stanął w drzwiach redakcji „Teatru” – skrzyżowanie Waligóry z bobasem – i zapytał, czy znalazłoby się dla niego jakieś zajęcie. Przez następne sześć lat pracowaliśmy razem, potem nasze drogi zawodowe zasadniczo się rozeszły.

Dalszą działalność Macieja obserwowałem z uwagą, jego poglądów, dla których pozyskał liczne i wpływowe lobby, nie podzielałem. Artykuł w „Newsweeku” sugeruje, że w związku z przejściem do Poznania Maciej swoje poglądy jakby z lekka zweryfikował – zgodnie z prawem, które w niezapomnianej frazie uwiecznił Grochowiak: „Bunt nie przemija, bunt się ustatecznia”. Oczywiście, siać ziarno kontestacji w Poznaniu nie jest łatwo – wiem to, bo od wielu lat towarzyszę moim przyjaciołom z Teatru Ósmego Dnia. Ale w stateczność Macieja nie bardzo wierzę. Co prawda trudno byłoby się upierać, że dyrektor Nowak obejmuje Teatr Polski w Poznaniu pod hasłem „To idzie młodość!”. Kalendarz jest bezlitosny nawet dla cudownych dzieci, więc należałoby raczej mówić: „To idzie wiek średni”. Bardzo mnie ciekawi, co z tego wyniknie w mieście, gdzie mentalnie panują raczej wieki średnie.

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę:
komentarze (2)
  • Użytkownik niezalogowany Średnia Pyrka
    Średnia Pyrka 2015-09-16   11:34:49
    Cytuj

    W Poznaniu wieki średnie? A to jesteśmy z tego dumni! Dziękujemy i pozdrawiamy.

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-09-10   10:29:07
    Cytuj

    i to właśnie jest k l a s y c z n e wyznanie konformisty, czyli ZDRADA KLERKA, dla ktorego nic nie jest prawdziwe lub nieprawdziwe, nie czarne lecz szare i zrelatywizowane. Bo jak wiadomo punkt widzenia zależy od miejsca zasiedzenia. Daltonistom się wydaje, że to wygodne - tak okrakiem - a ja przypominam o traceniu wątpiów... Po czym tylko cienkie śpiewanie. Ale to jest istotą strachliwego zapobiegliwości: Panu Bogu świeczkę i władzy ogarek. Żenada!