AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Aktor i król. Część 2

Wojciech Bogusławski, portret autorstwa
Józefa Reichana, Wikimedia Commons  

XVIII wiek zbliżał się powoli do swojej ostatniej dekady, gdy Wojciech Bogusławski, ojciec Teatru Narodowego, znalazł się w królewskiej niełasce – utracił kierownictwo prowadzonej przez siebie sceny i udał się na wygnanie do Wilna. Upokorzenie i rozgoryczenie artysty kontrastowało ze zmianami zachodzącymi w kraju.

Były to lata pomyślne dla Rzeczpospolitej. Choć w wyniku rozbioru z 1772 roku pomniejszyła się o 1/4 terytorium i utraciła 1/3 ludności, dysponowała tylko symboliczną armią i znajdowała się pod protektoratem carycy Katarzyny II, zachodziły w niej zmiany budzące optymizm. Nienękane wojnami państwo rozwijało się gospodarczo. Powstawały manufaktury i fabryki. Realizowano projekty inżynieryjne – jak chociażby budowę Kanału Królewskiego łączącego Dniepr z Bugiem. W coraz intensywniej prowadzonej debacie publicznej pojawiały się projekty reform. Część szlachty i magnaterii dobrowolnie uwłaszczała chłopów. Powoli rosły w siłę miasta, szczególnie Warszawa, której przybywało mieszkańców i klasycystycznej architektury. Kwitła sztuka nie tylko za sprawą królewskiego mecenatu, ale i rosnącego popytu.

Dobrze układała się także sytuacja międzynarodowa. Rosja, zmuszona do prowadzenia wojny z Turcją na południu i równolegle ze Szwecją na północy, słabła. Wspierająca ją Austria szykowała się do rozprawy z Prusami rządzonymi przez niedoświadczonego Fryderyka Wilhelma II, konstruującego antyhabsburską koalicję. Konflikt między zaborcami wzmacniał położenie Polski i dawał nowe możliwości. W królewskich i magnackich pałacach, na sejmikach i w teatrach, w prasie i w kościelnych kazaniach wszyscy zastanawiali się, jaka powinna być Rzeczpospolita. Kto ma być jej sojusznikiem? Czy wzmacniać władzę króla? Czy dopuścić mieszczan do współrządzenia państwem? Czy znieść pańszczyznę? Czy powiększyć armię? Czy podwyższyć podatki? Na te i inne pytania odpowiedzieć miał skonfederowany sejm zwołany w Warszawie w1788 roku. Jego obrady trwały kolejne cztery lata.

Wieści o wydarzeniach ze stolicy musiały docierać do podróżującego po kresach Bogusławskiego, walczącego o ekonomiczne przetrwanie swojej trupy, kursującego w poszukiwaniu widowni od Litwy do Ukrainy. Czy był zaskoczony, gdy w 1790 roku, pięć lat po utracie dyrekcji Teatru Narodowego, doręczono mu list od króla z wezwaniem do natychmiastowego powrotu z całym zespołem do Warszawy?

Historycy teatru wiele by dali, by móc poznać treść rozmowy, która odbyła się między Stanisławem Augustem Poniatowskim a Wojciechem Bogusławskim tuż po przyjeździe wielkiego aktora. Jaki panował wówczas nastrój? Czy król grał w otwarte karty, czy zwodził? Czy raczej przepraszał, czy wspaniałomyślnie wybaczał?

Czego chciał Poniatowski? Dzięki sojuszowi obozu królewskiego i tak zwanego stronnictwa patriotycznego przegłosowano plan radykalnego powiększenia armii i nakłoniono szlachtę do opodatkowania się na ten cel. Zniesiono Radę Nieustającą, która była organem rosyjskiej kontroli nad Rzeczpospolitą. Zawarto przymierze z Prusami i zmuszono carycę do wycofania wojsk stacjonujących w Polsce i na Litwie. Protektorat Katarzyny II zakończył się bez jednego wystrzału. A jednak walka o kształt Rzeczpospolitej wciąż trwała. Wydaje się, że Poniatowski sięgał po każdą możliwość oddziaływania na opinię publiczną i zwiększenia swoich wpływów.

Obradująca w Warszawie szlachta gremialnie chodziła do teatru, jednak od 1789 roku król nie miał polskojęzycznego zespołu. Na Placu Krasińskich grano jedynie opery i balety w wykonaniu Włochów. Od Bogusławskiego oczekiwało się, że przemówi ze sceny głosem władcy.

Miał 33 lata i był najpopularniejszym i najbardziej rozpoznawalnym aktorem, inscenizatorem i antreprenerem Rzeczpospolitej. Przyciągał publiczność, gwarantował wysoki artyzm, a przy tym umiał zarządzać teatrem tak, by ten przynosił dochód. Po 5 latach objazdowej działalności na kresach był świetnie znany prowincjonalnej szlachcie, na sympatii której zależało królowi.

Nowy dyrektor rozpoczął działalność od prezentacji przedstawień przywiezionych z Wilna. Jednocześnie pracował nad nowymi premierami. Na 7 września 1790 roku, rocznicę królewskiej koronacji, afisze zapowiedziały premierę sztuki Lanassa – francuskiej tragedii Antoine’a Marina Lemierre’a. Przedstawienie miało uroczysty charakter. Król zasiadł w swojej loży, teatr był iluminowany, spektakl poprzedziło odegranie uwertury. Akcja rozgrywała się w Indiach, na Wybrzeżu Malabarskim. Tytułowa bohaterka to wdowa, która zgodnie z literą prawa powinna spłonąć na stosie razem z ciałem swojego męża. Obyczaj ten nosi nazwę sati i sporadycznie bywa praktykowany w Indiach do dzisiaj. Do spełnienia ofiary nie chce dopuścić, grany przez Bogusławskiego, Montalban, dowódca wojsk europejskich i dawny kochanek Lanassy. Znajduje sojusznika w postaci młodego bramina krytycznego wobec okrutnej tradycji. Dochodzi do wielkiej bitwy, hinduska świątynia staje w płomieniach, wdowa zostaje ocalona. Wystawienie spektaklu musiało być kosztowne. Wyprodukowano nową scenografię, zaangażowano tłum statystów, wykorzystano efekty pirotechniczne. Inscenizacja miała olśnić Warszawę, a jednocześnie przebić efektowność oper wystawianych przez konkurujący z trupą Bogusławskiego zespół włoski. W finale postać grana przez dyrektora zwracała się do tubylców słowami: „Po Bogu pierwsza chwała należy tym królom, którzy, znosząc szkodliwe przesądy i trujące szczęśliwość poddanych zwyczaje, zaszczepili w narodach swoich ustawy cnoty i światło prawdziwej mądrości. Dzień ten, który jest początkiem szczęścia waszego, Indijanie, jest u nas wspomnieniem dnia uroczystego, kiedy jeden z walecznych narodów wybrał sobie wolnymi głosami monarchę albo raczej łaskawego ojca, który, poświęcając drogie zdrowie i wszystkie momenta życia szczęśliwości swych dzieci, oddając własne ozdoby dla ozdoby rycerstwa swego, dał tak silne dowody miłości swojej ku ojczyźnie, że nic zrównanym być nie może, prócz wzajemnej miłości ojczyzny ku niemu […]”.

Ledwie skończył, gdy oczom widzów ukazywało się popiersie Stanisława Augusta, a aktorzy odgrywający Hindusów i Europejczyków wspólnie zaczęli śpiewać:

„Niechaj żyje ten król sławny,
Niech go wszystkie wielbią kraje,
Który znosząc nierząd dawny
Prawa cnoty ludziom daje”.

Na widowni teatru przy placu Krasińskich stało i zasiadało ponad tysiąc widzów w tym wielu posłów. Spektakl zjednywał królowi zwolenników. Czy Bogusławski pisał szczerze? Chyba nie. Musiał dostrzegać słabość charakteru władcy. Jednak kraj potrzebował przywódcy.

Król musiał być zachwycony. Nazajutrz przysłał Bogusławskiemu szczerozłotą tabakierkę. Aktor zdał egzamin i odzyskał zaufanie monarchy. Teatr Narodowy pracował pełną parą.

Grano często, wznawiano stare sztuki i przygotowywano premiery. Publiczność zaczęła dostrzegać zależność między wydarzeniami politycznymi a repertuarem i przestawiła swoją optykę. Stawało się oczywiste, że teatr jest głosem stronnictwa reform, a spektakle należy odczytywać alegorycznie. Lanassę rozumiano jako konflikt dwóch grup – jedna broniła starych, szkodliwych praw, druga rozumiała konieczność zastąpienia ich nowymi. Przełożenie tego modelu na sytuację w kraju nie nastręczało problemów.

2 grudnia 1789 roku ulicami Warszawy przeszła czarna procesja. Przedstawiciele 141 miast, na znak protestu ubrani na czarno, zjawili się pod Zamkiem Królewskim, by wręczyć królowi petycję z prośbą o nadanie mieszczanom praw publicznych. Wzbudziło to wielkie poruszenie wśród części szlachty obawiającej się wybuchu wydarzeń na wzór rewolucji francuskiej. W tym kontekście należy myśleć o kolejnej premierze Bogusławskiego, Taczce occiarza na podstawie sztuki Louisa Sébastiena Merciera. Historia opowiadała o Dominiku, drobnym wytwórcy octu i musztardy, który baryłki ze swoimi produktami rozwoził po mieście taczką. Jeden z jego klientów to pan Delomer, bogacz, który przyjął na termin syna Dominika. Chłopak zakochał się ze wzajemnością w córce swojego chlebodawcy, jednak jako biedak nie miał szans na małżeństwo z ukochaną. Wkrótce pan Delomer zbankrutował, jednak nawet wówczas zawstydzony swoim pochodzeniem chłopak nie miał odwagi się oświadczyć. Z pomocą przyszedł mu ojciec. Dominik poprosił w imieniu syna o rękę córki pana Delomera, a żeby go przekonać, otworzył jedną ze swoich beczek, z której wysypały się monety – oszczędności ciułane przez całe życie. Oświadczyny zostały przyjęte.

Bogusławski, choć miał dopiero 33 lata, wcielił się w postać tytułową. Jego mądry i poczciwy occiarz od razu zyskał sympatię widowni. Popularnością cieszył się kuplet, który Bogusławski śpiewał, jeżdżąc po scenie taczką. Pierwsza zwrotka brzmiała:

„Patrzcie bogacze świata,
Jak mało człeku trzeba:
Kochania w młode lata,
Na starość kawał chleba.
Lecz byś miał to oboje
Pracuj... i bądź poczciwy.
Ja zawsze pcham taczkę moję,
I jestem z nią szczęśliwy”.

Spektakl okazał się hitem, zbierał komplety widowni i był najczęściej granym tytułem w Teatrze Narodowym podczas drugiej dyrekcji Bogusławskiego (ponad 20 przedstawień). Piosenkę na prośbę widzów wydrukowano i była ona śpiewana w Warszawie, a później i w innych zakątkach kraju, funkcjonując po latach jako utwór ludowy.

W repertuarze pojawiały się i sztuki bardziej rozrywkowe, bez politycznych aluzji. Do takich należeli Trzej bracia bliźniacy Carla Goldoniego. W komedii tej jednego wieczora do karczmy za sprawą zbiegu okoliczności przybyli tytułowi trzej bracia. Wyglądali identycznie, nosili to samo imię i nazwisko – Piotr Fatalski, a z woli testamentu dziwacznego stryja ubierali się wszyscy na zielono. Nie wiedząc o sobie nawzajem, powodowali niesłychany chaos. Całą trójkę grał Bogusławski, dając aktorski popis przez nadanie każdemu z braci indywidualnej sylwetki. Publiczność oglądała swojego faworyta w rolach: szlachetnego młodzieńca, nieokrzesanego prostaka i gamoniowatego roztrzepańca. Na przemienienie się z jednej postaci w drugą Bogusławski miał często tylko sekundy, bo scenariusz zakładał wejście jednego z braci od razu po zejściu innego. Widać, jak wszechstronnym aktorem był dyrektor Teatru Narodowego, wciąż poszukujący aktorskich wyzwań i umiejący bawić się i cieszyć teatrem.

Jesienią 1790 roku zarządzono przerwę w obradach Sejmu. Wznowić je miano 16 grudnia w podwójnym składzie poselskim, co oznaczało, że do obrad dopuszczeni zostaną nowi posłowie, dopiero co wybrani na lokalnych sejmikach. Król i stronnictwo patriotyczne szykowali się do radykalnych zmian ustrojowych polegających na wprowadzeniu konstytucji, zniesieniu prawa liberum veto i wolnej elekcji. Aby przegłosować te zmiany, trzeba było zdobyć przychylność nowych posłów. W tym celu Julian Ursyn Niemcewicz, współautor projektu ustawy zasadniczej, napisał komedię Powrót posła wystawioną w przededniu wznowienia obrad. Czas akcji to okres przerwy między posiedzeniami sejmu. Bogusławski grał Szarmanckiego – birbanta i kosmopolitę zalecającego się do panny Teresy. Jego rywalem był Walery – poseł sejmowy, patriota i zwolennik reform, który powrócił właśnie z Warszawy. Miłosna intryga przeplatała się z rozmowami na temat polityki, a tony farsowe ustępowały miejsce zdaniom serio. Komedia wyśmiała sarmacki obskurantyzm reprezentowany przez starostę Gadulskiego wygłaszającego absurdalne tyrady.

„I tak było po śmierci Augusta wtórego,
Ci bili Sasów, owi bili Leszczyńskiego,
Palili sobie wioski; no i cóż to szkodzi?
Obce wojsko, jak wkroczy, to wszystko pogodzi.
Potem amnestia, panom buławy, urzędy,
Szlachcie dadzą wójtostwa, obietnice, względy,
Nie byłoż to tak dobrze? I cóż waćpan na to?”

Publiczność zaśmiewała się. Oklaskiwano padające ze sceny pochwały pod adresem monarchy i dotychczasowych reform. Krzyczano: „Wiwat król!” i „Fora!”, aktorzy musieli wielokrotnie powtarzać takie teksty jak: „Wojska wzrastają pełne szlachetnej ochoty, / Patrz na okryte zbroją cnej młodzieży roty”.

Następnego dnia, podczas kolejnego pokazu publiczność potraktowała obecnego na sali marszałka sejmu Stanisława Małachowskiego jak bohatera narodowego. Polacy wpadali w patriotyczną ekstazę, a teatr prowadzony przez Bogusławskiego był miejscem jej podsycania i manifestowania. Frekwencja nigdy wcześniej nie była tak wysoka. Zacierała się różnica między spektaklem a demonstracją. W ludziach rosło poczucie doniosłości chwili i narodowego zjednoczenia.

3 maja 1791, tuż po Świętach Wielkanocnych, korzystając z nieobecności ponad połowy posłów, którzy nie zdążyli wrócić na obrady po świętach, stronnictwo patriotyczne uchwaliło konstytucję. Dokument, chociaż przyjęty w warunkach faktycznego zamachu stanu, został zaprzysiężony przez króla w otoczonym przez wojsko Zamku Królewskim. Tłumy przyjęły to wydarzenie entuzjastycznie, a konstytucja stała się ważnym elementem stanisławowskiej propagandy i budowania narodowej tożsamości. W całym kraju stawiano kapliczki w kształcie kolumn ku czci ustawy zasadniczej, a dzień 3 maja miał być odtąd największym polskim świętem państwowym.

Oczywiście nie wszyscy świętowali. Szczęsny Potocki i Seweryn Rzewuski, przywódcy stronnictwa hetmańskiego, jechali już na wschód, w głąb Imperium, by rozmawiać z Katarzyną II.

Wkrótce na deskach Teatru Narodowego wystawiono kontynuację Powrotu posła, czyli Dowód wdzięczności narodu napisany przez Bogusławskiego. Akcja ma miejsce tuż po 3 maja. Odmieniony wewnętrznie Szarmancki wstąpił do armii, a starosta Gadulski przypomniał sobie dawną chwałę Rzeczpospolitej i po scenie chodził w zabytkowej zbroi. Postać komiczna przekształciła się w symbol łączności narodu z tradycją. Szlachcica porównywano do dawnych rycerzy: „Co dla sąsiadów Polski strasznym byli biczem, / Co żyli pod Czarnieckim i pod Chodkiewiczem”. Wydaje się, że w świadomości Polaków odżywało poczucie dumy z dawnej historii. Ustępowały nabywane od stu lat kompleksy i przekonanie o niższości narodu. Z kolei na pierwszą rocznicę uchwalenia konstytucji przygotowano nową sztukę Niemcewicza – Kazimierza Wielkiego – opowiadającą o walce mądrego władcy o naprawę królestwa. Podobno Stanisław August pojawił się w swojej loży mocno spóźniony. Publiczność powitała go, wstając i bijąc brawo, po czym okrzykami: „Fora!” zmusiła aktorów, by spektakl zagrali od początku.

Rok 1792 nie był już dobrym czasem dla Rzeczpospolitej. Katarzyna Wielka zawarła pokój ze Szwecją i odniosła zwycięstwo nad Turcją. Stosunki między Prusami i Austrią ociepliły się, gdy oba państwa przyłączyły się do koalicji antyfrancuskiej usiłującej obalić rewolucyjną republikę powstałą nad Sekwaną. 18 maja do Polski wkroczyły wojska rosyjskie osłaniające Szczęsnego Potockiego i jego stronników, którzy w Targowicy zawiązali konfederację wymierzoną przeciwko reformom Sejmu Wielkiego.

W obliczu konfliktu z Rosją Prusy Fryderyka Wilhelma II nie zamierzały respektować swoich zobowiązań sojuszniczych. Osamotniona Rzeczpospolita postanowiła się jednak bronić. Wybuchła wojna w obronie Konstytucji 3 maja. Doświadczeni dowódcy polskiej armii, tacy jak książę Józef Poniatowski, Tadeusz Kościuszko, Jan Henryk Dąbrowski, Józef Zajączek, dowodząc źle wyszkolonymi i mniej licznymi oddziałami, spowalniali marsz Rosjan. Teatr Narodowy działał normalnie, wciąż grając przy pełnych salach. Bogusławski część zysków przeznaczał na pomoc dla armii. Ludzie jednoczyli się w obliczu zagrożenia. Niespodziewanie 24 lipca Stanisław August, nie wierząc w możliwość zwycięstwa, przystąpił do konfederacji targowickiej i wezwał do zaprzestania walki. Zdezorientowanie i poczucie zdrady było powszechne. Członkowie stronnictwa patriotycznego i dowódcy armii masowo uciekali za granicę. Rosjanie i targowiczanie bez przeszkód zbliżali się do Warszawy. Jak na te wydarzenia zareagował Bogusławski? Pozostał lojalny. 8 września wystawiony miał być Henryk VI na łowach.

Premiera odbyła się w odmienionej rzeczywistości. Ulice patrolowali rosyjscy żołnierze, urzędy piastowane były przez targowiczan, konstytucja nie była respektowana. Pozbawiony stronników Stanisław August utracił właściwie jakikolwiek wpływy i władzę.

Konfederaci mieli powody, by nie lubić Teatru Narodowego. Szczęsny Potocki w swoich odezwach potępiał intelektualistów i artystów służących reformom Sejmu Czteroletniego. Pisał: „Zaprzedane pióra sieli fałsze i czernili cnotę. Wkrótce histriony na publicznych teatrach rząd dawny i prawa odwieczne narodu wyśmiewać odważyli się”.

Wkrótce wprowadzono cenzurę. W Henryku VI... dyrektor Teatru Narodowego grał Ferdynanda Kokla, leśnika opiekującego się królewskimi lasami Sherwood. Udzielił on schronienia wieśniaczce Betsy, narzeczonej syna, porwanej, czy też uwiedzionej, przez milorda Rydynga. Dziewczyna uciekła i szukała schronienia przed prześladowcą. Rydyng przybył po dziewczynę, jednak Ferdynand, człowiek z ludu i wojenny weteran, znał swoją godność i silę i sprzeciwił się wielkiemu panu. Na pytanie milorda: „A wiesz ty, z kim masz do czynienia?”, odpowiedział: „Widzę, że waćpan masz oczy, nos, gębę i całą postać do mojej podobną, a stąd wnoszę, żeś człowiek taki jak ja”. Milord odjechał z niczym. W drugim akcie widzowie zobaczyli króla, który odłączył się na polowaniu od swoich dworzan i zgubił w lesie. Przypadkiem trafił na palącego fajkę Ferdynanda i z ukrycia przysłuchiwał się jego piosence. Bogusławski po raz kolejny śpiewał kuplet.

„Kto żąda szczęścia od świata,
Niech się do świata stosuje,
Niech się przemysłem kieruje,
Niech nie ma względu na brata.
Bo tam, gdzie cenią pozory,
Tam szczerość niewiele nada.
Intryga idzie do góry,
A zasługa upada”.

I ta piosenka przez długie lata miała być śpiewana w polskich domach. Leśnik okazywał się człowiekiem doświadczonym i pozbawionym złudzeń, zadowolonym ze swojej ucieczki od wielkiego świata. Król wreszcie dał się zauważyć, Ferdynand go jednak nie rozpoznał. W finale do domu Ferdynanda powrócił żądny zemsty milord Rydyng na czele żołnierzy. Krwawej tragedii zapobiegł król, ujawniając swoją tożsamość. Finał był szczęśliwy. Skruszony szlachcic otrzymał wybaczenie, a prawy Ferdynand został pasowany na rycerza.

Publiczność była rozentuzjazmowana. Klaskali i pobici patrioci i przybyli rosyjscy oficerowie. Czy w zabłąkanym w lesie Henryku VI widziano Stanisława Augusta, chwilowo tylko zagubionego, ale wciąż będącego nadzieją dla ludu i ochroną przed spiskami Targowiczan? Wydaje się, że wielu tak pojmowało tę alegorię. Spektakl nakłaniał do pokornego przeczekania złych chwil i obiecywał przyszły triumf sprawiedliwości. Budził wiarę w to, że możliwe jest osiągnięcie zgody.

Bogusławski nie był żądnym krwi jakobinem. Pragnął, jak większość ludzi, pokoju i sprawiedliwości. Nieufne władze konfederacji zabroniły grać Henryka VI... po drugim spektaklu i wezwały Bogusławskiego na przesłuchanie. Autor tłumaczył się uniwersalnością swojej opowieści i odległością miejsca i czasu akcji od aktualnych wydarzeń. Udało mu się, spektakl wrócił na afisz.

Publiczność Teatru Narodowego, wiedząc, że artystom nie wolno do niej przemawiać wprost, wyczuliła się na najsubtelniejsze aluzje. Gdy w Henryku VI... król ganił milorda słowami: „Czy na to ten oręż przodkowie otrzymali w darze od ojczyzny, żebyś krew rodaków przelewał?”. Widownia żądała powtarzania kwestii. Podobnie w niewinnej, wydawałoby się, komedii Zabłockiego Wielkie rzeczy i cóż mi to wadzi o bohaterze imieniem Szczęsny – uderzającym w konkury kawalerze – mówi się, że „jest to człowiek podły, zdrajca, własne interesa kierujący uczciwymi pozorami, a w duszy niegodziw”. Widownia wpadała w szał, klaszcząc i krzycząc. Wszyscy odnosili te słowa do Szczęsnego Potockiego, choć sam tekst sztuki nijak się miał do polityki. Targowiczanie nie wiedzieli, jak zareagować. Remedium znalazła dopiero rosyjska administracja dwie dekady później. Zabroniła publiczności głośno reagować w trakcie przedstawień pod groźbą kary grzywny lub więzienia.

Bogusławskiemu coraz trudniej było prowadzić scenę narodową. Wzywano go do urzędów, kazano tłumaczyć się z wyborów repertuarowych, podsuwano sztuki pisane przez sympatyków targowicy. Popularność zyskała jego Szkoła obmowy, przeróbka angielskiego dramatu Richarda Sheridana, w finale której wygłaszano pochwałę ucieczki ze stolicy i zaszycia się na wsi. Zdaje się, że było to wówczas najrozsądniejsze zachowanie.

Tymczasem król biernie przyglądał się rozwojowi wypadków. W styczniu 1793 wojska Pruskie weszły do Wielkopolski. Od czerwca do listopada w Grodnie obradował sejm, w którym przekupieni bądź zastraszeni posłowie unieważniali reformy Sejmu Wielkiego i legalizowali II rozbiór Rzeczpospolitej. Fakt ten ostatecznie skompromitował monarchę oraz zaskoczonych targowiczan.

Apatia króla przełożyła się także na teatr. Mający większą swobodę w wyborach estetycznych Bogusławski zaczął wystawiać opery po polsku, na co Stanisław August nigdy nie chciał się zgodzić. Realizacja tego planu była możliwa, ponieważ w zespole Teatru Narodowego nie było jeszcze podziału na aktorów dramatycznych i śpiewaków operowych. Angażowani artyści mieli wszystkie niezbędne kompetencje. Ważnym wydarzeniem artystycznym była we wrześniu 1793 roku premiera jednej z ulubionych oper dyrektora – Axura, króla Ormus Antonio Salieriego.

Z początkiem 1794 rozpoczęły się prace nad nową operą wiejską pisaną przez Bogusławskiego do muzyki Jana Stefaniego. Jej premiera 1 marca 1794 została nazwana przez Zbigniewa Raszewskiego najważniejszym wydarzeniem w dziejach Teatru Narodowego. Mowa o Cudzie mniemanym, czyli Krakowiakach i Góralach.
Bogusławski grał Bardosa, ubogiego studenta, który podczas wędrówki trafił do podkrakowskiej wioski. Tam był świadkiem konfliktu miejscowych Krakowiaków z przybyłymi na wesele Góralami. Przewodzący im Bryndas chciał zabrać ze sobą obiecaną mu wcześniej Basię, ta jednak kochała miejscowego chłopaka – Stacha. Ojciec Basi uszanował uczucia córki, a urażeni Górale w akcie zemsty porwali z pastwiska wioskowe bydło. Mieszkańcy chwycili za widły i siekiery i ruszyli w pościg. Tymczasem Bardos przy pomocy przeciągniętego w poprzek drogi drutu i elektrycznej maszyny zatrzymał złodziei. Gdy dopadali ich Krakowiacy, zaapelował do wszystkich o zgodę i nieprzelewanie krwi. Spektakl kończył się wesołą zabawą.
 
Próby do Krakowiaków i Górali trwały jednocześnie z ogarniającymi cały kraj przygotowaniami do powstania. W Saksonii Hugo Kołłątaj i Ignacy Potocki ustalali, że władzę w czasie przyszłego konfliktu obejmie geniusz taktyczny, weteran wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych i wojny o obronę Konstytucji 3 maja, Tadeusz Kościuszko. W całym kraju zaroiło się od agentów przygotowujących grunt pod przyszłą walkę i werbujących do spisku nowe osoby. Wiadomo, że był wśród nich i Bogusławski, a także kilku jego krewnych i współpracujących z nim artystów. Prawdopodobnie wiedział, że powstanie ma zacząć się nie w Warszawie, a w Krakowie i że szczególną rolę mają odegrać w nim chłopi. Kościuszko planował znieść pańszczyznę i z mas ludu formować oddziały kosynierów i strzelców wzorowanych na amerykańskich rangerach. Zapewne stąd zainteresowanie Bogusławskiego krakowskim folklorem i przedstawienie polskiego ludu jako źródła siły, witalności i zasad moralnych.

Bogusławskiemu udało się zmylić cenzurę i doprowadzić do premiery. Była niedziela. Mieszcząca ponad 1200 osób sala zapełniła się po brzegi. Na widowni zasiadali polscy i rosyjscy wojskowi, targowiczanie, zwolennicy reform, liczni mieszkańcy Warszawy. W mieście wrzało. Rozbiór przyniósł gigantyczny kryzys ekonomiczny, ceny żywności szły w górę, dochodziło do zamieszek i bójek z rosyjskimi żołnierzami. Na ulicach stacjonowało wojsko, z arsenałów wytoczono armaty. Krakowiacy i Górale od pierwszych przedstawień wywoływali silne emocje. Aria Bardosa zaczynająca się od słów „Nie ci nam świadczą, którzy są bogaci” została włączona do obrzędów masońskich. Utwór rozumiano z jednej strony jako wezwanie do powstania, z drugiej jako nadzieję na jego humanitarny przebieg. Spektakl nakazem rosyjskiego ambasadora i dowódcy wojsk, generała Osipa Igelstroma, został zawieszony po trzecim wykonaniu. W całym kraju zaczęły się aresztowania. Bogusławski zachował wolność, chociaż kilkukrotnie był przesłuchiwany. Tymczasem 24 marca 1794 w Krakowie Tadeusz Kościuszko ogłosił akt powstania. Walki w Stolicy wybuchły w Wielki Czwartek 17 kwietnia. W całym mieście odezwało się bicie kościelnych dzwonów i huk armat. Plac Krasińskich, przy którym mieścił się teatr i w okolicy którego znajdowały się mieszkania aktorów, stał się jednym z głównych miejsc walk. Wieczorem w Wielki Piątek Polacy przełamali rosyjską obronę i wycieli w pień carskich żołnierzy. Zabrakło Barodsa wzywającego do opanowania.

Nastał gorączkowy okres. Warszawa była wolna. Ujawniły się tymczasowe władze powstańcze. W całym mieście chodzono do kościołów i śpiewano patriotyczne pieśni, w tym także teksty Bogusławskiego. Teatr Narodowy tymczasowo zamieniono na szpital. Część aktorów wstąpiło do oddziałów powstańczych, dyrektor zaś wszedł w skład deputacji indagacyjnej, czyli komórki nowo powołanego Wydziału Bezpieczeństwa. Jego zadaniem był przegląd dokumentów i korespondencji pozostawionych w mieście przez Igelstroma i jego administrację. Wiele z nich było kompromitujących dla Stanisława Augusta. Okazało się, że pobierał od Rosjan znaczne sumy. Potępiającemu powstanie królowi zabroniono opuszczać Zamek Królewski. Nie było pewne, czy nie podzieli losów Ludwika XVI. W maju na Rynku Starego Miasta zradykalizowany tłum ustawiał szubienice, na których w wyniku samosądów wieszano członków targowicy. W czerwcu na pomoc armii rosyjskiej przyszły wojska pruskie. We wrześniu obległy Warszawę, jednak miasta nie zdobyły i wycofały się do Wielkopolski.

Pod koniec miesiąca w wyniku pertraktacji Bogusławskiego z władzami powstańczymi odnowiono subsydiowanie sceny narodowej. Teatr wznowił działalność 11 października. Tego samego dnia do stolicy przybyła wieść o wyniku bitwy pod Maciejowicami – pogromie polskich wojsk i niewoli Kościuszki. Do stolicy zbliżał się korpus rosyjski dowodzony przez generała Aleksandra Suworowa. Władze powstańcze robiły co w ich mocy, żeby podnieść morale ludności po klęsce. Bogusławski wystawiał Krakowiaków i Górali z dopisanymi na finał słowami:

„Nie rozpaczaj miły bracie,
I nie trać nadziei.
Wszakże i po srogiej stracie
Jest szczęście w kolei.

Przy nas jeszcze Bóg potężny,
Przy nas słuszność stanie.
Jeśli Polak będzie mężny,
To wolnym zostanie”.

Nadchodziły straszne czasy. Bogusławski przezornie pakował majątek Teatru Narodowego na wozy i wysyłał je na południe. 4 listopada Rosjanie przypuścili szturm na prawobrzeżną Warszawę, masakrując broniących ją żołnierzy i ludność cywilną. Rozpoczęła się rzeź Pragi obserwowana przez lunety i lornetki bezsilnych mieszkańców drugiego brzegu. Szalały pożary, zwalano mosty na Wiśle razem z uciekającymi po nich ludźmi. Rzeka poczerwieniała. Tego dnia życie straciło około 20 000 osób. Bogusławski uciekł z miasta. Jechał wozem załadowanym książkami z teatralnej biblioteki. Do Zdanowic, gdzie ukryte czekały bryki załadowane kostiumami, rekwizytami i scenografią, dotarł po kilku dniach. Warszawa została zajęta. Wkrótce rozwiązane zostały ostatnie powstańcze oddziały. Powstanie upadło.

Stanisław August Poniatowski również musiał opuścić miasto. W asyście Rosjan został przewieziony do Grodna, gdzie w listopadzie 1795 podpisał akt abdykacji. Rzeczpospolita przestała istnieć. Bogusławski przebywał w tym czasie we Lwowie, próbując po raz kolejny zacząć wszystko od nowa.

29-03-2017

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę:
komentarze (1)
  • Użytkownik niezalogowany aktorka bez króla
    aktorka bez króla 2017-04-06   12:02:53
    Cytuj

    Pan, jako historyk teatru, też piszesz nudno, ale przynajmniej nie tak potwornie nudno jak Mościcki.