AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Henryk Bardijewski

Henryk Bardijewski, fot. PAP/Tomasz Gzell  

Zofia : Od bardzo dawna nikt w naszym kraju nie był przygotowany na sukces. Nasz żywioł to klęski.
Fibi: To się musi odmienić.
Zofia: Powinno. Niech pan zacznie od siebie, Fibi.
Fibi: Od siebie? Ale jak?
Zofia: Najprościej. Niech pan robi to, co pan umie najlepiej.
Fibi: Śmiać się?
Zofia: No właśnie. Zacznijmy się śmiać, Fibi. Z siebie z innych, ze świata, z kosmosu. Śmiejmy się światu prosto w twarz! Któż zrobi to lepiej od ciebie, Fibi?
(Henryk Bardijewski, jednoaktówka Znajomość na lepsze czasy)

Henryk Bardijewski był znakomitym dramatopisarzem. Jego sztuki stanowią doskonały materiał dla wszystkich reżyserów, którzy doceniają mistrzostwo dialogu i szukają utworów stawiających mądre, inspirujące pytania. Równocześnie Henryk Bardijewski był satyrykiem.

Słowo „satyryk” ma dziś trochę inne konotacje niż pięćdziesiąt lat temu, kiedy tym obecnie mało popularnym terminem obdarzano twórczość Czechowa, Gogola, Bułhakowa, Awerczenki, a wśród polskich autorów Mrożka, Przybory, Szaniawskiego czy Młynarskiego.

Być dramatopisarzem i satyrykiem równocześnie oznaczało należeć do ekstraklasy, poruszać się w regionach trudnych, wymagających zarówno artystycznie, jak i moralnie.

Stanisław Jerzy Lec wyraził w tamtych latach taką bardzo przenikliwą myśl nieuczesaną: „Satyryk plujący z wiatrem, opluwa własną twarz”.

Nie łatwo było żartować, zachowując godność, szlachetność i wrażliwość.

Trzeba było żartować pod wiatr.

Tak jest zapewne do dziś, ale przez większą część życia pana Henryka wiatr był silniejszy niż obecnie.

Metafora, naprowadzanie słuchacza na właściwą ścieżkę myślenia metodą sokratejską, wreszcie pewna abstrakcyjność opowiadanej rzeczywistości wynikały zarówno z ascetyzmu ducha czasu, jak i z pogoni za czystością przekazu, za komunikatywnością.

Wielość przekładów na języki całego świata dowodzi, że Henryk Bardijewski jest autorem uniwersalnym, a jego pozornie proste i nieskomplikowane dialogi niosą przekaz znacznie głębszy i bardziej uniwersalny, niż mogłoby się wydawać.

Równocześnie niezwykle trudna do zdefiniowania kategoria estetyczna, jaką jest pojęcie wdzięku, towarzyszy twórczości pana Henryka zarówno w jego dramatach, jak i w prozie. Uwodzi i cieszy niezależnie od tego, czy autor pisze dla dzieci, czy dla dorosłych. Jest to zawsze forma prosta, dowcipna i pouczająca.

Warto przypomnieć znakomity, ukuty przez pana Henryka Bardijewskiego termin - „przedrzeczywistość”. Tworzenie tego „wstępnego”, wspólnego poplątania tragedii i komedii, ta „przedrzeczywistość” ma być zdaniem Autora głównym zadaniem sztuki, rodzajem wyprzedzającej, baśniowej narracji, która pomoże nam żyć. Modelem, na którym możemy sprawdzić racjonalność naszych poczynań.

Pomaga, ponieważ dzięki sztuce zdobyliśmy się na wcześniejszą refleksję nad losem, ludzką naturą, nad cierpieniem, paradoksami kłamstwa i prawdy i naszą własną znikomością.

Sen poszukującego pracy klauna może nas przygotować do zmierzenia się z realnym okrucieństwem losu, opowieść o zmieniającej płeć guwernantce może nas zbliżyć do zagadek seksualności ludzkiej.

O ile dobrze zrozumiałem dzieła pana Henryka, jest w nich zawsze ukryty jakiś delikatny pierwiastek dydaktyczny, przewrotny, bo nie aksjomatyczny, a uczulający na paradoksy i absurdy.

Jego matka była Francuzką, ojciec wychowanym we Francji Polakiem i – być może – częściowo z tego kręgu kulturowego wywodzi się ta charakterystyczna dla jego stylu lekkość i wyrafinowanie, ten ton tak odmienny od mrocznych pytań literatury wschodnioeuropejskiej.

Lekkość nie oznacza jednak nigdy banalności, a wyrafinowanie nie lekceważy głębi.

Myślę, że wykładowcy studiów teatrologicznych powinni zadawać swoim studentom i doktorantom referaty na temat „Światopogląd filozoficzny i poglądy etyczne Henryka Bardijewskiego”.

Bo poczucie humoru, groteska, absurd, elegancja formy jako pojęcia odnoszące się do tej twórczości są naturalnie prawdziwe, ale zdecydowanie niewystarczające i zbyt powierzchowne w opisie dzieł Henryka Bardijewskiego.

Słuchowiska radiowe, w których był mistrzem, to osobny, wielki temat.

Przez wiele lat pan Henryk pracował w radiu, w redakcjach i na stanowiskach o zmieniających się nazwach, ale zawsze związanych z Teatrem Polskiego Radia.

Autorskich fabularnych słuchowisk napisał ponad 150, ale oprócz tego był kimś, kto współtworzył, organizował i wspierał ten znakomity, jedyny w swoim rodzaju, zdumiewający produkt artystyczny, jakim do dziś jest teatr radiowy, teatr wyobraźni.

Osobą wspaniale partnerującą mężowi była pani Sława Bardijewska, autorka wielu poważnych dzieł teoretycznych analizujących istotę i odrębność twórczości radiowej.

Wystawień jego sztuk na deskach teatrów nie da się łatwo policzyć, zwłaszcza że dla dopełnienia obrazu warto dodać, iż oprócz teatrów profesjonalnych, takich jak Teatr Polski w Warszawie, bywał grywany również w teatrach studenckich, teatrach amatorskich – wszędzie tam, gdzie myśli i słowa ważniejsze są od kosztów scenografii i popisów naiwnie szarżujących „celebrytów”.

Pan Henryk nigdy nie gonił za łatwą popularnością, za to zawsze potrafił docenić wysoką jakość tam, gdzie ona się pojawiała.

Jest wywiad z nim, wywiad sprzed wielu lat, w którym zapytany, czy dostrzega wokół siebie jakieś nowe, młode talenty wymienia – tak, słusznie Państwo się spodziewali tego nazwiska – Olgę Tokarczuk.

Pamiętam, że pierwsze spotkanie z twórczością naszej noblistki zawdzięczam właśnie jego publicznej rekomendacji.

Składając hołd dziełu Henryka Bardijewskiego, chciałbym podkreślić również jego wyjątkową spójność i jednorodność. Niezależnie od tego, czy pisał prozę dla dużego czy małego czytelnika, czy były to jego ulubione krótsze formy czy trzyaktowe sztuki teatralne, zawsze teksty te przenika subtelna ironia i szacunek wobec odbiorcy, nakazujący dobierać słowa w sposób precyzyjny, komunikatywny i trafiający w samo sedno przedstawianych problemów.

Ludzie filmu, zwłaszcza ludzie filmu animowanego, mogą – jak sądzę – czerpać przez lata z jego obszernego dorobku prozatorskiego, ponieważ prawie każde jego opowiadanie jest co najmniej doskonałą inspiracją dla takiej formy twórczości.

Przypowiastka filozoficzna to świetne paliwo dla ambitnych dzieł filmu animowanego.

W tytułowym opowiadaniu ze zbioru Spis rzeczy narrator próbuje spisać otaczające go przedmioty. Opis powoduje ich znikanie.

Kiedy z kolei sam narrator zostaje zapisany przez bibliotekarkę – też znika.

Istnienie jest w tajemniczy sposób zaklęte w słowach.

A może właśnie to, co piszemy, to, co zapisujemy, jest podstawowym sensem, właściwą esencją naszego istnienia?

Wierzę mocno, że pan Henryk będzie jeszcze długo z nami rozmawiał na temat sensu istnienia i rzeczywistości.

Rozmawiał dzięki tym wszystkim słowom, które nam zostawił.

Jego mądry, przenikliwy i szlachetny sposób opowiadania o świecie nadal czeka na swoich kolejnych czytelników.

16-12-2020

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę: