AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Kołonotatnik 40: Miasto jako łup, czyli druga bitwa warszawska

 

1.
Bez twórczości epistolograficznej Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego, realizowanej zarówno solo (wpisy facebookowe – Monika i smsy – Paweł), jak i w duecie (słynny już artykuł-odezwa-pogróżka Słobodzianek, idziemy po ciebie!) byłoby nam w polskim teatrze zwyczajnie nudno. O czym byśmy rozmawiali, kogo nienawidzili, na co się wkurzali?

Demirski od dawna powtarza, że demokracja to nie jest kompromis, ale spór. Teatr jego i Strzępki musi więc mieć charakter agoniczny, polemiczny, zaczepny, prowokacyjny. Jest w nim miejsce na obrażanie widza, odwracanie paradygmatów i wyostrzanie różnic światopoglądowych. Wskazywanie wroga. Stąd już tylko krok do odkrycia, że diagnozowanie polskiego systemu teatralnego przez twórców zaprawionych w takich bojach też może być zwykłą napierdalanką.

Zastrzegam od razu – nie mówię, że tak nie wolno, że za wysoka temperatura, że gorączka, że emocje… Skądże! Skoro ta strategia działa w teatrze, może sprawdzić się też w sporach personalnych, środowiskowych, systemowych. Teoretycznie mogła by nawet czynić dobro. Pytanie tylko, czy artykuł Słobodzianek, idziemy po ciebie! został napisany z pasji i złości na niesprawiedliwość tego świata, czy z jakichś innych powodów? Czy Strzępka i Demirski pochodzili trochę na przedstawienia do Teatru Dramatycznego i zniesmaczeni ich poziomem spontanicznie, pro publico bono zaprotestowali przeciw dyrekcji, czy może zaczęli właśnie jakąś skomplikowaną grę na kilku szachownicach naraz?

2.
A teraz małe ćwiczenie z oczywistych i nieoczywistych asocjacji. Spróbujcie przypomnieć sobie, jakie obrazy łaziły wam po głowie podczas lektury tekstu Słobodzianek, idziemy po ciebie!. Kto zobaczył sceny z „rewolucji” Teatr nie jest produktem, widz nie jest klientem, Demirskiego wołającego do mikrofonu, że oskarżenia ich o chęć przejęcia Dramatycznego to granda, Strzępkę, która gorączkowo szukała sposobu na skontrolowanie konkursów dyrektorskich i wypracowanie uczciwego ich przebiegu? Kto miał skojarzenia z ministrem Sienkiewiczem, autorem strawestowanego w tytule artykułu powiedzenia, grożącym palcem kibolom i rasistom z Białegostoku i akuszerem spektakularnej klapy, którą skończyła się krucjata MSWiA? Ile osób wyobraziło sobie trolliczne uśmiechy Strzępki i Demirskiego podczas pisania ich zaczepki? Ręka do góry, kto ujrzał raczej panikę na korytarzach w Dramatycznym, zimny pot na czole dyrektora Tadeusza Słobodzianka, spąsowiałe policzki poobrażanych przez duet reżyserów „ z drugiego i trzeciego garnituru”, łzy rozżalenia „przypadkowych aktorów”, którzy grają na tej scenie?

Ja nie zobaczyłem nic z tych rzeczy. W głowie przewijał mi się za to najbardziej pojechany, surrealistyczny i niestety bardzo mądry serial animowany Pora na przygodę. Niemal każdy z odcinków jest dwuznaczny moralnie, a może nawet immoralny, intryguje motywacją bohaterów, odwraca fantastyczne schematy, inaczej definiuje status bohatera, kochanka, dziecka, dorosłego, realnego i nierzeczywistego. Świat bez ludzi jest w nim bardzo ludzki i nieludzki zarazem. Nieoczywiste rozwiązania fabuły sprawiają, że widzowie, a tym bardziej sami bohaterowie serialu mają permanentnego kaca moralnego. A wtedy zwykle Finn pyta Jake’a: „Czy to jest dobre, czy to jest złe?”. „Nie mam pojęcia, stary” – odpowiada Jake.
W polskim teatrze wszyscy jesteśmy postaciami z kreskówki.

3.
Bardzo wkurzyłem się nie tyle na treść, co na formę tego listu Strzępki i Demirskiego. Bo dostaje w nim nie tylko Słobodzianek jako dyrektor naczelny i artystyczny, ale i ludzie, którzy chcąc tylko uprawiać swój zawód aktorski i reżyserski, grają i inscenizują na czterech scenach „slobopleksu”. Naprawdę tak wszystkich ich stygmatyzuje praca w Dramatycznym, w Przodowniku lub w Teatrze na Woli? Nie było przecież środowiskowej anatemy rzuconej na Słobodzianka, ani ZASP, ani autorytety moralne nie zakazywały współpracy z dyrektorem Dramatycznego. W końcu nie był i nie jest to jednak dyrektor Królikiewicz, wnoszony do łódzkiego Teatru Nowego na barkach Straży Miejskiej; w 2012 roku protestowaliśmy przeciwko procedurze jego powołania, a nie przeciw Słobodziankowi-osobie. Przeciwnikiem były warszawskie władze, ich hipokryzja i krętactwa, pomysł na łączenie stołecznych scen, a nie Słobodzianek – dramatopisarz i dyrektor Teatru na Woli. Dziś aktorzy i reżyserzy z Dramatycznego są w podtekście wypowiedzi wściekłego tandemu nieomal łamistrajkami, stają się współodpowiedzialni za upadek tej sceny, bo połasili się na kasę, poszli jak do przytułku, bo nikt inny nigdzie indziej ich nie chciał. Trochę dziwny to rygoryzm moralny i zawodowa bezkompromisowość w ustach twórców, którzy na przykład nie przejęli się protestami i oburzeniem środowiska, kiedy Jan Klata odwoływał premierę Nie-Boskiej komedii Olivera Frljicia i zgodzili się zrobić ten sam tytuł w tym samym teatrze rok później. Oburzał się na to Frljić, przykro zrobiło się zapewne dramaturżkom i scenografkom z tego projektu, ale środowisko zaakceptowało decyzję Strzępki i Demirskiego, bo żadnego bojkotu Klaty i Starego nie było i nie powinno być.

Nie widzę wielkiej różnicy między hipoteką Słobodzianka-dyrektora i Klaty-dyrektora, choć obaj się w tej sekundzie po tym stwierdzeniu śmiertelnie obrażą. Są kontrowersyjni, jak wszyscy skrajni indywidualiści, bywają trudni w obejściu, dyktatorscy, zaczęli swoje dyrekcje niemal w tym samym czasie, przejmując teatry sprofilowane, próbowali je ułożyć po swojemu. Popełniali błędy seriami, w obu przypadkach jeszcze nie wiadomo, jak to ich dyrektorowanie się skończy: sukcesem czy kompromitacją. Obaj powinni jednak dostać szansę dokończenia kadencji. Wtedy przyjdzie czas na ocenę, gromy lub oklaski. Nie może tak być, że z tej pary jednemu artyście więcej się wybacza, a drugiemu, robiącemu to samo, mniej.

Patrzę na awanturę o Słobodzianka z perspektywy krakowskiej i dlatego mam w pamięci wszystkie zarzuty, jakie padały przeciwko Klacie. I nie chciałbym ich słyszeć w dyskusji publicznej użytych jakby à rebours, tyle że przeciwko Słobodziankowi. W Krakowie protestowała prawica i salon, w Warszawie protestuje lewica i inny salon. Awantura o Stary Teatr zaczęła się od dyskusji na łamach „Dziennika Polskiego”: ni z tego, ni z owego redakcja postawiła tezę, że po półrocznej dyrekcji Klaty źle się dzieje w państwie duńskim. Do głosów dziennikarzy i krytyków dołączyli krakowscy artyści niechętni Klacie, potem widzowie o konserwatywnych gustach, wybuchła nienawiść, argumenty merytoryczne przegrały z pochopnymi oskarżeniami, zaktywizowała się grupa Stanisława Markowskiego, był protest Hańba w teatrze i tak dalej. Niektórzy z obrońców Klaty twierdzili wówczas, że redakcja „Dziennika” szczuła, że na jego łamach dokonywała się prawicowa nagonka na Stary Teatr. Dziś w Warszawie „Gazeta Wyborcza” zaczyna podobną dyskusję, podzieloną na takie same etapy. Jest tekst-iskrownik, potem cykl artykułów i tak jak w Krakowie sonda o kondycji Dramatycznego. Wypowiada się znów tylko środowisko nieprzychylne Słobodziankowi. Ciekawe, kto pierwszy użyje określenia „lewicowa nagonka”? 

Źle się stało, że to właśnie Strzępka i Demirski zainicjowali nową awanturę o Teatr Dramatyczny. Bo ludziom się kojarzy. Gdyby wcześniej poważyli się na racjonalną krytykę lub ocenę dyrekcji Klaty, mieliby teraz absolutne moralne prawo do miażdżenia Słobodzianka i jego pomysłów programowych. Żałuję, że nie zdecydowali się dotąd spełniać właśnie takiej kontrolnej roli w środowisku teatralnym. Krzyczeć zawsze, kiedy dzieje się niesprawiedliwość, kiedy ktoś przekracza cywilizowane zawodowe normy. Kiedy źle wydawane są publiczne pieniądze. Byliby wtedy na swoim miejscu, ich dorobek, światopogląd i postawa twórcza stanowiłyby niepodważalny kapitał, dawały pozwolenie wymierzania razów wszystkim po równo. Niestety, duet nie zdecydował się na takie działanie. Wybrał inną drogę. Może się mylę, ale słychać ich tylko wtedy, kiedy zagrożone są ich interesy, kiedy źle się dzieje ich współpracownikom, kiedy mają do załatwienia jakieś swoje sprawy. Czasem jednak wymownie milczą. Przeciwko Klacie i jego stylowi zarządzania teatrem, stosunkowi do przeszłości sceny, klasie rozstań z „niepotrzebnymi” aktorami Strzępka i Demirski nigdy nie powiedzieli złego słowa, protestowali jednak, kiedy zmieniał zespół Słobodzianek, bardzo razi ich jego konfliktowy charakter. U Klaty pracują, ze Słobodziankiem są od lat na noże. I choć muszą widzieć te same błędy popełniane i tu, i tam oraz czuć podobną atmosferę wokół obu scen, trudno im w końcu oczerniać swego dobroczyńcę i pracodawcę. Co innego można z wrogiem ideowym, a co innego z sojusznikiem… Jeśli jednak zarzuca się nielubianemu dyrektorowi to, co akceptuje się u tego lubianego, nawet średnio wnikliwy obserwator życia teatralnego ma prawo mówić o stosowaniu podwójnych standardów.

Proszę wykonać takie zadanie domowe: w artykuł o Słobodzianku powstawiać nazwisko dyrektora Starego i realia krakowskie, a diagnoza Strzępki i Demirskiego dotycząca katastrofy warszawskiej dyrekcji stanie się naprawdę uniwersalna.

Nie chodzi mi o to, że anty-Słobodziankowy tekst nie powinien nigdy powstać, bo nie ma ku temu żadnych powodów. Nie kłócę się z diagnozą postawioną w artykule Słobodzianek, idziemy po ciebie!, tylko uważam, że w tym przypadku akurat Strzępka i Demirski nie powinni wyskakiwać przed szereg w krytykowaniu dyrekcji Dramatycznego, choćby nie wiem jak słuszne i cenne były ich uwagi. Bo nie są wiarygodni. Bo od razu wygląda to jak zemsta, genialne wyczucie momentu, kiedy przeciwnik jest słabszy. To nieprawda, co piszą, że musieli zareagować, bo krytyka milczy. Wcale nie milczała. Kilkanaście złych recenzji niedobrych przedstawień z Dramatycznego też jest diagnozą kondycji tej sceny. Witek Mrozek od samego początku krytykuje Słobodzianka, pilnuje wszystkich niedociągnięć tej dyrekcji i jest jak najbardziej w prawie, czytałem też pełen wątpliwości tekst Jacka Wakara. Nie fair była tylko artykułowa masakra Słobodziankowego pierwszego sezonu pióra Romana Pawłowskiego, bo napisał ją jego były bliski współpracownik.

Bardzo przepraszam całą Warszawę, a nawet województwo mazowieckie, ale nie będę emocjonował się sporem o kondycję Teatru Dramatycznego. Z powodów artystycznych nie odwołano chyba jeszcze żadnego dyrektora w Polsce. Zawsze wynajdywano preteksty ideologiczne, obyczajowe, ekonomiczne. O ile wiem – adwersarze Słobodzianka stawiają mu tylko zarzuty co do sensowności jego wizji artystycznej i miernej skali jej realizacji. No i ten jego charakter, te carskie maniery… Za mało.

Ani nie mam empatii wobec atakowanego, ani nie kibicuję atakującym. I – co ważniejsze – nie umiem powiedzieć, gdzie tym razem jest racja, gdzie jest dobro, a gdzie stoi Wujek Samo Zło. W 2012 roku chyba wiedziałem. Teraz oglądamy jedynie dogrywkę tamtego starcia, już bez zasłony dymnej, że chodzi o reformę i naprawę polskich teatrów. Więc – mówiąc absolutnie wprost – o co chodzi w tym sporze? O to, że jedna ekipa chce wysadzić z siodła inną. Wielkiemu rozgrywającemu teatrów warszawskich rzucił wyzwanie inny wielki rozgrywający, Strzępka i Demirski tylko czyszczą przedpole. Bo jeśli nie walczą o tę scenę dla siebie, to dla kogo? Nie jest chyba tajemnicą, że jedynym godnym następcą Słobodzianka może być tylko Maciej Nowak. Taki mały rewanżyk za odebranie mu Warszawskich Spotkań Teatralnych. Być może Nowak byłby lepszym dyrektorem tych czterech scen Słobodziankowych, być może, ale powtarzam jeszcze raz – nie podobają mi się metody, jakimi chce się osiągnąć ten cel. Wolałbym, żeby Nowak albo duet zgłosili teraz swoje kandydatury, potwierdzili aspiracje, naszkicowali program ratunkowy. I powalczyli o uczciwy konkurs za dwa lata.

Nie tak dawno w „Gazecie Wyborczej” ukazał się tekst Michała Danielewskiego, zarzucający Barbarze Nowackiej, a szerzej – całej polskiej lewicy niemoc, miękkość i idealizm. Bo nie obaliła Palikota, bo sama nie wystartowała w wyścigu prezydenckim, bo nie przejęła partii. Danielewski uważa, że Realpolitik wymaga zdrad i makiawelizmu, zabijania liderów, bezwzględności i cynizmu. Liczy się cel, skuteczność. Trzeba działać tak jak grecka Syriza i hiszpański Podemos: zawierać dziwne sojusze, wybierać kręte strategie, nie stronić od demagogii. Musi narodzić się nowa, cyniczna lewica, inaczej nigdy nie będzie rządzić ani nawet grać w pierwszej lidze. Przeraziła mnie ta logika. Jeszcze bardziej czuję się nieswojo, kiedy pomyślę, że Strzępka i Demirski, rozczarowani rzeczywistością, zarządzaniem polskimi teatrami, też wierzą w coś podobnego. Wolę zostać przy założeniu, że walkę z niesprawiedliwością systemu, także teatralnego, powinno się prowadzić trochę prościej. Na przykład nie postępując nieetycznie.

Zamiast odwojowywać Dramatyczny może lepiej by było, gdyby zdecydowali się pomóc Klacie, wziąć współodpowiedzialność za Stary Teatr, za jego zespół, w końcu jest to obecnie ich druga po wrocławskim Teatrze Polskim tak zwana macierzysta scena. Teatr to nie tylko robienie dobrych spektakli i zadyma. Może powinni przedyskutować, czy przypadkiem nie za dużo ich w Krakowie – potrójny spektakl w Łaźni, dramat Demirskiego na PWST, dwa często grane przedstawienia w Starym? Czy Kraków wytrzyma takie natężenie frazy Demirskiego? Byłem w ostatnią niedzielę kolejny raz na Bitwie warszawskiej. Ostatni spektakl z setu, trzy czwarte sali, połowa na wejściówki. A dyrektor Klata pomocy sojuszniczej potrzebuje, trzeba choćby pogodzić go z lewicowym środowiskiem, wspomóc działania na rzecz integracji zespołu, przecież skoro na nich stawia, wściekłemu duetowi ufa, to nie jest tylko panem dyrektorem od płacenia rachunków. Może Strzępka i Demirski powinni obudzić w sobie gen budowania miejsca, a nie tylko koncentrować się na wzniecaniu słusznych awantur?

Chyba że rzeczywiście chodzi im o Dramatyczny, czyli o Warszawę. Polscy reżyserzy już wiedzą, że jest tylko jedno miasto godne ich aspiracji i talentu. Nie ma sensu dyrektorowanie na prowincji, szarpanie się w mniejszych ośrodkach. Klata się na tym przejechał. Zamiast walczyć z małymi sitwami, lepiej zmierzyć się z tą największą. Czołówka polskiej reżyserii chce się teraz okopać na stołecznych scenach. Michał Zadara pragnie być dyrektorem tylko w Warszawie, tu zjechała chyba na stałe Kleczewska, nawet Rychcik uchwycił przyczółek. Przykład teatrów Jarzyny i Warlikowskiego mówi sam za siebie. Warszawa to splendor, prestiż, europejskie profity i wielka polityka. Strzępka i Demirski czują, że nadciąga nowa era teatralnej centralizacji.

4.
Zaraz po tym jak ukazał się artykuł Strzępki i Demirskiego, w Krakowie spadł śnieg. W jedną noc przykrył całe miasto. I wszystko stało się zaraz jakby ładniejsze. Wygłuszone. Odizolowane. Teatr też. Szedłem na Bitwę warszawską zobaczyć, jak Krzysztof  Dracz zastępuje Krzysztofa Globisza. I przeszła mi cała złość na nasz teatralny makiawelizm. Jak tu się gniewać na Strzępkę i Demirskiego po takim dobrym przedstawieniu? W zimie wojen i wojenek nie powinno być. Niech sobie rozrabiają w Warszawie. W Krakowie – śnieg.

Ksenofont w Anabasis w rozdziale czwartym księgi czwartej opisał jeden zadziwiający epizod z odwrotu tak zwanej „armii dziesięciu tysięcy”. Greccy najemnicy po stracie dowódców i śmierci pretendenta do tronu, któremu służyli, uciekali z serca perskiego imperium ku Morzu Czarnemu. To było już w Armenii Zachodniej, nad rzeką Teleboas. Biwak pod gołym niebem bez namiotów, żołnierze spali przykryci płaszczami. W nocy spadł tak ogromny śnieg, że całkowicie pokrył broń i śpiących, nakrytych z głową ludzi, unieruchomił nawet juczne zwierzęta. O świcie nikomu nie chciało się wstać. Dopóki bowiem leżeli, pokrywa śnieżna dawała ciepło, o ile nie osunęła się z kogoś. Pierwszy Ksenofont odważył się wstać bez odzienia i rąbać drwa na ognisko.

Jest w tym opisie zachwyt Ksenofonta ulotną emocją, próbą zatrzymania ciepła, rozkoszą trwania w przypadkowej, nierozsądnej pozycji. Wszyscy zastygli, nie śpią, leżą we własnych marzeniach, skupieni na celebracji chwili. Nie jest ważne, co będzie za chwilę, jak długo ten stan potrwa, istotne, że teraz jest dobrze, ciało nie drży z chłodu.

Kraków, koniec stycznia 2015. Strzępka i Demirski zaczynają nową wojnę, a u nas nic się nie chce, spod śniegu nie słychać teatralnego gwaru, ujadania, szczęku broni. A niech się tam biją, niech w zęby walą. Na razie nam jest tak ciepło.

28-01-2015

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę:
komentarze (15)
  • Użytkownik niezalogowany prawniczka
    prawniczka 2015-02-10   13:30:26
    Cytuj

    A jakaś aktorka nie pomyślała, żeby mu proces o molestowanie wytoczyć? „Fertacz opowiada anegdotę o aktorce, która nie chciała się rozebrać w spektaklu. Słobodzianek miał powiedzieć: "Przecież to jedyne, co masz do pokazania. Nie masz twarzy, nie masz talentu, pokaż chociaż cycki". Dawid Karpiuk Newsweek Polska nr 7/09.02

  • Użytkownik niezalogowany Julia
    Julia 2015-02-09   22:49:18
    Cytuj

    Bardzo ciekawa dyskusja na facebooku o krytyce Slobo w Wyborczej. I o hipokryzji. Moim zdaniem też gazeta powiedziała to o czym od dawno mówiono w kuluarach. • Magda Fertacz przecież wreszcie ktoś publicznie powiedział to co wszyscy szeptali, albo krzyczeli w pijackim widzie na tzw środowiskowych imprezach. Czyż nie?! • Magda Fertacz Trzeba było mocno zacząć, żeby wyciągnąć z kuluarów tę debatę. Z tego co pamiętam były próby nieco łagodniejsze, ale umarły gdzieś na progu Baru Studio. • Magda Fertacz Ale właśnie chapanie się zarzuca i na to nie mam zgody. • Magda Fertacz No dla mnie to nie jest normalne. Bo to co się dzieje to jest KRYTYKA tego co się w TD wydarza i do tego jest chyba prawo równe dla każdego. • Magda Fertacz I Pałyga KURWA ile razy jechałeś po Słobodzianku przy wspólnym piwie. Hej!!!! • Łukasz Chotkowski JESTESCIE JEBANYMI HIPOKRYTAMI PANIE Artur PałygaPANIE Paweł Sztarbowski. • Magda Fertacz Ja obrabiałam na maksa. I się nie wypieram wcale. Dlatego podpisuje się pod głosem publicznie wreszcie wypowiedzianym. • Magda Fertacz I dziwi fakt, że oburzeni Ci co spijali słowa z mych ust. • Magda Fertacz Hipokryta to ten, co mówi jedno w kuchni a drugie w auli. • Artur Pałyga A cóż ja tutaj mówię innego? I czy jest ktoś, komu nie obrabialiśmy dupy przy piwie? • Paweł Demirski Artur Pałyga, jasne dlatego trzeba siedzieć cicho i broń boże nie mówić o tym o czym WSZYSCY MÓWIĄ • Łukasz Chotkowski kurwa! co dal zarobic! TO JEST TWOJ ZAWOD!!j a wiem ze dyrektorzy kochaja po carsku rozdawac, podpierdalac i pokazywac jako swoje i dlatego legniemy i dlatego przegrywamy, ale zawsze ktos dupsko wylize i chuj i zawsze bedzie chuj w takiej sytuacjiiii, ale to jest moze innnny temat albo ten sam, ale chuj i tak to chuj. "tancze pisze recytuje daje dupy nic nie czuje" he he he • Magda Fertacz Artur. Tyle kurwa lat i ty tego nie widzisz?!!! Przecież to są FAKTY. Tylu wspaniałych ARTYSTÓW było obok S. Chcieli, wierzyli, był zapał. ……Była wiara w teatr, w dramat współczesny, w ZMIANĘ. A rozbiło się właśnie o "bo MI SIĘ NIE PODOBA' Słobodzianka. • Paweł Demirski Pałyga zawsze Ci to chciałem Ci powiedzieć , jesteś debilem i kurwa niezdolnym. • Paweł Demirski Prawda wyszła na JAW • Magda Fertacz Ale dlaczego kończy się dyskusja? Bo kolega koledze powiedział co myśli? Halo? • Łukasz Chotkowski a dyrektorzy dalej jak na nas sraja tak sraja i w pizdzie to maja, i sie po carsku wypierdalaja • Magda Fertacz Otwieramy z Chotkowskim wino! Jest pić za co!

  • Użytkownik niezalogowany Magda
    Magda 2015-02-09   13:59:06
    Cytuj

    Tak jak wczoraj oglądałam jak Jarosław Kulczycki w TVP Info zapytał Łukasza Warzechę tak i ja zapytam: Czy pan, panie Drewniak, to dostaje jakieś pieniądze od Słobodzianka? Bo nie wierzę, żeby sam z siebie napisał pan taki głupi, nieprawdziwy tekst.

  • Użytkownik niezalogowany widz
    widz 2015-02-02   21:31:59
    Cytuj

    "Wypowiada się znów tylko środowisko nieprzychylne" Naprawdę? Od początku wypowiadają się osoby przychylne środowisku Teatru Dramatycznego. Sam Słobodzianek, ks.Andrzej Luter/www.e-teatr.pl/pl/artykuly/168920.html, http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/196427.html Duda, dyrektor Teatru Mazowieckiego/www.e-teatr.pl/pl/artykuly/196288.html/ Zabawne, że prowokują poruszenie, wywołują reakcję tylko oceny negatywne. Ale jeśli krytycy nie są w stanie profesjonalnie, rzetelnie, uczciwie ocenić kondycji artystycznej teatru,nawet na bieżąco a urzędnicy, politycy nie chodzą do teatru/a jeśli, to jak często?/, nic dziwnego, że inni próbują coś zrobić. Na przykład wszczynają larum. Bo mogą. Tym sposobem, najlepiej ataku lub skandalu, każdy robi nie to, co powinien, nie to, na czym zna się najlepiej. Bo nie ma jeszcze ostatecznie rujnującej teatr klapy finansowej, frekwencyjnej. Nie martwmy się. Za chwilę mamy WST. Te podbiją notowania Dramatycznego, który sam o sobie będzie pisał dobrze, a nawet bardzo dobrze w informacji własnej.Ogrzeje swój wizerunek przy blasku sukcesów artystycznych innych teatrów. Te 2% widzów, którzy chodzą do teatru więcej niż trzy razy w roku może coś z tego cyrku zrozumie, choć szczerze wątpię. Reszta przecież i tak się nie liczy. /http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/196462.html/.

  • Użytkownik niezalogowany olo
    olo 2015-01-30   13:22:11
    Cytuj

    Bartoszu (?) Szydłowski (?)! Jako człowiek niebywale zajęty, i "osoba dość publiczna", nie denerwuj się z samego rana (napisałeś o 7:47). Prawda irytuje, nawet podana w lekkiej, kołonotatnikowej konwencji ploteczki, którą przecież uwielbiasz, oj, jak uwielbiasz. Zaraz napiszesz, że z Łukaszem Drewniakiem też spotkałeś się dwa razy w życiu, i zrobi się już naprawdę śmiesznie... A swoją drogą, nie obrażaj starszego pokolenia, pokolenia mistrzów, bo przecie ono za tobą stoi, oj jak stoi. Bartoszu, Bartoszu oj nie traćwa nadziei!

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-01-30   09:55:52
    Cytuj

    Sądzenie Strzępki i Demirskiego wg ich domniemanych intencji jest schodzeniem na poziom Slobodzinka. Wstydż się Łukasz! Nie ma żadnego - poza charakterologicznym - porównania między Kalatą a Tadeuszem. Różnią ich umiejętności i jakość produkcji. Ale S i D słusznie wytknęli przekłamania w programie i propagandowość stołecznego projektu Przezywanie gęganiem świadczy tylko o "gęgającym" i nie umiejętności korzystania z wolności słowa i przyjmowania krytyki. Sprowadzanie tego merytorycznego sporu na prowincjonalne podwórko Krakówka świadczy o pomieszaniu kryteriów i kręceniu jakichś lodów przez Łukaszka. Prosz o rzeczowe argumenty!

  • Użytkownik niezalogowany Bartosz Szydłowski
    Bartosz Szydłowski 2015-01-30   07:47:54
    Cytuj

    Drogi Olo, Najpierw pokaż swe prawdziwe oblicze, a nie chowaj się jak zwykły tchórz i hejter pod tym nickiem. Ponadto ta "wnikliwa" obserwacja, z której wynikać ma mój udział w napędzaniu wrogich sił na Jana Klatę , nie tylko mija się z prawdą, co jest głupia i świadczy o bardzo maluczkiej perspektywie spojrzenia na świat. Mogę mieć różne opinie na temat dyrekcji TS, ale musiałbym być skończonym kretynem, żeby trwonić czas na jałowe gęganie i podjudzanie całego świata do finalnej rozprawy z Janem Klatą. Takie sposoby dotycza raczej pokolenia, które niewiele już robi i odreagowuje swój naddatek wolnego czasu. Ja jestem człowiekiem zajętym. A swoją droga w życiu spotkałem się 2 razy z Markiem Kręskawcem, co jak na przyjaźń oraz na fakt, że jestem dość publiczna osobą raczej nie jest liczbą wskazująca na zażyłe związki.

  • Użytkownik niezalogowany olo
    olo 2015-01-29   15:10:19
    Cytuj

    Hmmm, ale przecież można łatwo sprawdzić, że nagonkę na dyrekcję Starego robił przyjaciel dyrektora Szydłowskiego, red. nacz. Dziennika Polskiego Marek Kęskrawiec... ...a Łukasz Drewniak ochoczo do niej dołączał, i jak widać prowadzi ją nadal na własną (?) rękę. Oby mu się inwestycja w przyszłość zwróciła, nie tylko wierszówką.

  • Użytkownik niezalogowany Były widz
    Były widz 2015-01-29   12:46:08
    Cytuj

    widz napisał(a):

    Gdyby Dramatyczny dostał Łysak, Powszechny mógłby przypaść Strzępce&Demirskiemu, gdzie powszechnym hurtem wystawialiby swoje sztuki. Słobodzianek produkuje złe przedstawienia. Z punktu widzenia widza, to jest bolesne, nie do przyjęcia. Może nie do kontynuowania. Dwa lata jeszcze ma dalej "próbować"? Drugą a może trzecią klasę spektakli wystawiać? Moim zdaniem już się zdeklasował. To WST i inne festiwale pokrywają koszty gniotów teatralnych Słobodzianka. Widzowie przychodzą, jeszcze przychodzą, ale jakby z rozpędu, z ciekawości. By nie stawiać zarzutów bezpodstawnie. PERSON Lupy już nie grają, a JAKUBA STrzępki&D jak często? Co jeszcze wystawia Słobodzianek wartościowego? Co z programu daje szansę wstrząsnąć widzem, porozmawiać z nim, postawić mu AKTUALNIE ważne pytania? Wszystko zastępcze, zapszeszłe, odgrzewane. Widz finansuje wprawki noworeżyserskie, promocję przyjaciół polityków, eksperymenty własnych wypocin ojca dyrektora. Duża scena ryczy i kwiczy. Mnie, widza, interesuje teatralna dyskusja a nie gierki taktyczno-polityczne. Walka o terytorium biznesowe.
    To prawda. Niestety.

  • Użytkownik niezalogowany Rudy
    Rudy 2015-01-29   11:29:41
    Cytuj

    Rozsądne

  • Użytkownik niezalogowany KrzysztoF BIałoń
    KrzysztoF BIałoń 2015-01-28   23:41:50
    Cytuj

    Z tego co wiem Sandra Korzeniak jest w ciąży. Jak ma grać na nagusa Merylin Monroe? Skiba wszystkiego nie jest w stanie zagrać Lupa jest moze wybitnym reżyserem, ale nie ogarnia rzeczywistosći. No może poza hajsem bo pobiera astronomiczne sumy (okoo 170 tysiećy złotych) za spektakle dla wybranych. A w Dramatycznym pobrał kasę za tryptyk, ale go nie ukończył. Pytanie do Słobodzianka - czy zwrócił 1/3?

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-01-28   16:25:06
    Cytuj

    LIST OTWARTY DO TADEUSZA SŁOBODZIANKA 23 stycznia 2015 Jakieś trzy miesiące temu w Telewizji Republika Tadeusz Słobodzianek złożył publicznie deklarację o chęci wystawienia „Bezkrólewia” Wojciecha Tomczyka – najlepszej (to moja interpretacja) polskiej sztuki współczesnej, opisującej sytuację władzy uciekającej ze zrewoltowanej stolicy i myślącej już tylko o swoich cygarach – opatrując przyrzeczenie zastrzeżeniem, że nie ma do tego reżysera; w trzy dni potem, Maciek Pawlicki, znakomity producent, wskazał na mnie, deklarując chęć współprodukcji, czyli partycypacji w kosztach. Ja zostałem w ten projekt włączony niejako po znajomości i bez własnej inicjatywy, ale przeczytawszy sztukę ponownie stwierdziłem, że jej „ezopowy”, aluzyjny język coraz bardziej zbliża się do rzeczywistości, która przecież skutkuje ucieczkami do Brukseli i widocznym lękiem władzy przed tym, że skrywana przez nią prawda (o gospodarce, o fatalnym stanie armii i szkolnictwa, o braku reformy służby zdrowia, o manipulacji smoleńskiej i cudach wyborczych, itp.) wyjdzie na jaw, a społeczeństwo (jakiś metaforycznie „średniowieczny” lud u Tomczyka) upomni się o swoje prawa. Czyli, że mamy do czynienia z – najwyższej próby ze względu na język, formę, ale i treść – teatrem politycznym! Maciek w rozmowie ze mną zastrzegł, że wszystkie sprawy związane z produkcją bierze na siebie, a ja mam czekać na wynik jego rozmów ze Słobodziankiem. To czekałem cierpliwie dwa miesiące, aż doczekałem się reakcji dyrektora stołeczno-publicznej instytucji kultury, z której wynikało że Tadziu (Tadziu, piszę do Ciebie) „nie wie”, bo ja podobno „dawno nie pracowałem” (taki dyrektor bierze niezłą pensję za rozeznanie rynku, oglądanie przedstawień, a nie plotkowanie o nich i rozmawianie z reżyserami nie tylko za pomocą esemesa; to jest właśnie ta „stara szkoła”, „teatr środka” i inne takie, których młodzież dziś nie zna i nie lubi, ale Tadzia i mnie tego uczyli)… Uznałem, Tadziu (po trzydziestu latach znajomości), taką nieprofesjonalną i pozbawioną wiedzy o faktach (moich 40 spektaklach) odpowiedź za niegodną obowiązujących standardów, za to skłaniającą do wyartykułowania prośby o powiedzenie wprost reżyserowi – który sam się nie stara, ale jasne jest, że w zaistniałej sytuacji jest zainteresowany – co się myśli z uzasadnieniem nie branym z księżyca… I zaczęliśmy bezpośrednią korespondencję (której jestem wg kodeksu honorowego i karnego właścicielem, co przypominam, bo na stwierdzenie, że nasze rozmowy opiszę, zareagowałeś nerwowo: ” to ubeckie metody”). To opisuję, dla publicznej korzyści wynikającej z obnażenia Twoich mentalnych skłonności i specyficznej aksjologii. Tak się dziwnie złożyło, że jestem autorem licznych (na blogu, na FB i przy innych okazjach) publicznych wypowiedzi chwalących Twój teatr. Mnie się ten model bardzo podobał – jego poszczególne egzemplifikacje uznawałem za udane, bardzo udane, lub rzadziej, za chybione z powodu nietrafnego wyboru reżyserów. Poza tym, że praktycznie zlikwidowałeś odrębność i charakter sceny na Woli (ostatni Miller jest tu wyjątkiem potwierdzającym regułę), a w „Przodowniku” zaprowadziłeś groch z kapustą i białostockie kumoterstwo praktycznie likwidując „Laboratorium Dramatu” (jego przeprowadzka do pałaca im. Stalina to już zupełnie nie to: nie ten klimat, nie ten poziom intelektualny, za to ustępstwa wobec byłych a sfrustrowanych księży; jeden Zbyszek Kadłubek przy poprawności politycznej Bartosia wiosny nie czyni); odkryłeś znakomitego reżysera Wawrzyńca Kostrzewskiego, tyle, że to nie Ty go odkryłeś tylko Jarek Kilian… Wyszło na to, że jestem jedynym oprócz bufetowej człowiekiem w mieście, któremu się podobasz… Ale ona się nie zna! Dzisiaj „GW” drukuje artykuł Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego, w którym stwierdzają, że „idą po Ciebie” (chcą, aby Cię jak najszybciej wyrzucić), z którym ja muszę się w najistotniejszych stwierdzeniach zgodzić, i nie podstawiając nogi kiedy Ciebie kują, przypomnieć parę faktów. Przede wszystkim faktem jest, że pomyliłem się entuzjastycznie oceniając Twoją ofertę programową, bo rzeczywiście – jak piszą S. i D. – zawierała ona zwykłe kłamstwa na temat Twej rzekomej chęci współpracy z najwybitniejszymi reżyserami (mnie wśród nich nie wymieniłeś, bo nie widziałeś żadnej mojej pracy, a wtedy poleciałeś gazetową listą przebojów wymieniając także modny duecik zapomniawszy zapytać ich o zdanie). To była klasyczna propaganda będącą częścią większej (Twojej ) całości: rzekomego „pluralizmu” realizowanego poprzez zapraszanie na premiery „wszystkich”, od Ziemkiewicza do Urbana (jestem wśród tych zaproszonych i korzystam, mimo, że stać mnie na wejściówkę, na którą wchodziłem do tego teatru przez lat trzydzieści, i będę wchodził także po Twojej detronizacji)… Wydajesz się sądzić, że z tego zachowania powinno coś dla Ciebie wynikać, jakoś Ci się to opłacać… I tu się głęboko i, chciałoby się rzec, po białorusku, mylisz. Świat demokratyczny nie daje się opisać w sposób komplementarny według zasady: „coś za coś”, choć niewątpliwie nasz świat tak zazwyczaj działa: Ty masz ambicje opisywać rzeczywistość za oknem, tu i teraz, i mnie się to podoba, to właśnie chwalę, ale ciągle demonstrujesz powierzchowność tak artykułowanej diagnozy, więcej powiem, jej konformizm i koniunkturalizm. Bo robisz ledwie za wentyl dla tej skorumpowanej władzy w sytuacji, gdy jesteś od niej całkowicie – i mentalnie! – uzależniony. Nie zauważyłeś, że dziś już żaden Paszyński nie będzie chciał za Ciebie umierać, bo sam w strachu i trosce o frukta, co trafnie opisuje Wojtek Tomczyk… Czyli, jest to sztuka także o Tobie, i dlatego, może intuicyjnie, się jej boisz („jej realizacja wywoła wściekłość lewicowej krytyki”) i najwyraźniej przestraszyłeś się również mnie (sic!) argumentując kuriozalnie , a to, że ja „nie pracuję”, a to, że Cię „chwalę” („na Facebooku pojawiają się złośliwe komentarze, że za te recenzje zaproponujemy ci reżyserię”)… Nie będę dalej Ciebie cytować, by Cię nie kompromitować. Zapytam tylko: od kiedy została zawieszona wolność słowa? od kiedy Ty zwracasz uwagę na komentarze na FB? od kiedy ja zostałem pozbawiony uprawnień i umiejętności zawodowych (że teatr współczesny był komentowany przez wykonujących na bieżąco zawód: Leona Schillera, Erwina Axera, Jerzego Grotowskiego, by o Krystianie Lupie nie wspominać – Ciebie pytać nie warto, choć stwierdzić, że ja nie pisuję żadnych „recenzji”, tylko Dziennik i nie za pieniądze albo wpływy, ale raczej „pod prąd”, może jednak tak?). Może warto też zwrócić uwagę na zastosowane przez Ciebie kryterium: „jak ty mnie tak, ja tobie„, co zresztą w moim wypadku jakoś karykaturalnie usiłujesz odwrócić (gdybym o Tobie źle pisał, to zaproponowałbyś mi współpracę?); to jest myślenie przesiąknięte jakimś zupełnie nieprofesjonalnym stawieniem spraw na głowie i zapośredniczone w systemie, który (wydaje Ci się, wydaje?) zwalczasz, nazywając go lewicową krytyką. Jest dużo gorzej, bo taka mentalność nie z lewa ani z prawa, tylko z z a ś c i a n k a, w którym czujesz się „swój i u siebie” – pośród wychowanków, nierzadko oddanych współpracowników, i niestety jeszcze częściej, niezdolnych artystów. Dlatego rację mają państwo Monika i Paweł (niekoniecznie bohaterowie mojego romansu) wytykając Ci zwykłe kłamstwo i – znaną od Tomaszuka, Hussakowskiego, Grabowskiego, Englerta k o n f l i k t o w o ś ć , by nie powiedzieć, „bizantyjski” sposób zarządzania (choć nie zgadzam się z ich uwagami co do repertuaru i wykonania), nie tworzenie zespołu (otaczasz się zapobiegliwie tylko grupą znajomych) i wyrzucanie kupy szmalu; w tych sprawach nie masz argumentów! Nie umiesz współpracować z indywidualnościami… Znakomicie odnowiłeś toaletę w teatrze, poprawiłeś wizualną identyfikację produktu, po awanturach podpisałeś jakieś umowy z sensownymi kawiarniami, i podobno masz dobrą frekwencję (taki, w gruncie rzeczy jedyny, teatr w mieście jest po prostu potrzebny, czego Demirscy wydają się nie rozumieć), i w zadowoleniu swoim zająłeś się promowaniem sympatycznych i mniej zdolnych reżyserek… To mało, jak na Twój program, i to stanowczo za mało ze względu na potencjał, którym dysponujesz. Widocznie jednak wystarczy ze względu na Twoje ambicje i umiejętności… Jesteś świetnym (świetnie zarabiającym) dramatopisarzem i kiepskim, bo nieuczciwym zawodowo królikiem na „slobopleksie”, któremu w głowie się przewróciło od rzekomych sukcesów; w praktyce nie wykonujesz psiego obowiązku dyrektora teatru, którym jest tworzenie zespołu i dyskutowanie z reżyserami – zamiast tego, sądzisz – więc będziesz osądzony… Wiadomo, że to kosztuje najdrożej w Mieście, choć nie wiadomo (?) czy taniej, jak wprzódy, co obiecywałeś w ramach sadzenia gruszek na wierzbie. I to ma konsekwencje, których nie pojmujesz, mimo, że ja Ci na nie zwracałem uwagę. Założysz się? Za pół roku (niech będzie, masz ode mnie półtora) z tej posady – której sposób objęcia, właśnie nikt inny tylko ja, zaskarżyłem prokuratorowi (to a propos, że Cię chwalę) – wylecisz na zbitą twarz; życzę Ci, by z twarzą na co masz małe szanse… A przecież wiesz, co po Tobie pozostanie! Przecież nie rozważanie o tym, czy „Kupiec wenecki” był dobry, czy „antysemicki”… Nikogo to nie będzie obchodzić… Z o s t a n i e po Tobie to, co j a w tej chwili o Tobie p i s z ę … („I głuchy śmiech pokoleń”). Nie zazdroszczę, trzymaj się T(y). ja ps: padniesz od swojej nieoczyszczonej głowy, bo to, co nazywasz „nagonką” jest w istocie dyskusją o Tobie, o Twoim charakterze, a nie Teatrze Dramatycznym, który ani jest Twój, ani Ty go nie zawłaszczysz. Raczej dostaniesz lekcję pokory. Sądzenie Strzępki i Demirskiego wg ich domniemanych intencji jest schodzeniem na poziom Slobodzinka. Wstydż się Łukasz! Nie ma żadnego - poza charakterologicznym - porównania między Kalatą a Tadeuszem. Różnią ich umiejętności i jakość produkcji. Ale S i D słusznie wytknęli przekłamania w programie i propagandowość stołecznego projektu

  • Użytkownik niezalogowany Anna Raczyńska
    Anna Raczyńska 2015-01-28   14:33:51
    Cytuj

    Panie Łukaszu, kocham pana.

  • Użytkownik niezalogowany widz
    widz 2015-01-28   13:59:53
    Cytuj

    Gdyby Dramatyczny dostał Łysak, Powszechny mógłby przypaść Strzępce&Demirskiemu, gdzie powszechnym hurtem wystawialiby swoje sztuki. Słobodzianek produkuje złe przedstawienia. Z punktu widzenia widza, to jest bolesne, nie do przyjęcia. Może nie do kontynuowania. Dwa lata jeszcze ma dalej "próbować"? Drugą a może trzecią klasę spektakli wystawiać? Moim zdaniem już się zdeklasował. To WST i inne festiwale pokrywają koszty gniotów teatralnych Słobodzianka. Widzowie przychodzą, jeszcze przychodzą, ale jakby z rozpędu, z ciekawości. By nie stawiać zarzutów bezpodstawnie. PERSON Lupy już nie grają, a JAKUBA STrzępki&D jak często? Co jeszcze wystawia Słobodzianek wartościowego? Co z programu daje szansę wstrząsnąć widzem, porozmawiać z nim, postawić mu AKTUALNIE ważne pytania? Wszystko zastępcze, zapszeszłe, odgrzewane. Widz finansuje wprawki noworeżyserskie, promocję przyjaciół polityków, eksperymenty własnych wypocin ojca dyrektora. Duża scena ryczy i kwiczy. Mnie, widza, interesuje teatralna dyskusja a nie gierki taktyczno-polityczne. Walka o terytorium biznesowe.

  • Użytkownik niezalogowany Norman
    Norman 2015-01-28   12:08:49
    Cytuj

    Brawo! Brawo za prawdziwą wrażliwość lewicową, bo koledzy wykazali się w tej nagonce na Dramatyczny czymś zgoła odwrotnym.