AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Kołonotatnik 67: Kantor i Szyc czyli instrukcji obsługi Krakowa część druga

Borys Szyc jako Tadeusz Kantor, fot. Adam Golec  

1.
Na Kraków idzie druga fala upałów. Podobno za parę dni będzie ze 40 stopni Celsjusza. Jak żyć? Jak przetrwać we wnętrzu hutniczego pieca miejskiego? Pan prezydent Andrzej Duda i Maciej Nowak podpowiadają: wyjechać i wskazują kierunek: Warszawa. Tam żyje się szybko i bogato, praca leży dosłownie na ulicy, sierpniowe „miasto spaliną oddycha”, nocnych kowbojów mrozi chłód „singielskich” serc, poziom teatrów stołecznych sięga przewiewnego szóstego piętra Pałacu Kultury. A w Krakowie nic, żar, pustynia, piasek, cmentarze, hipsterskie upiory.

2.
Istnieją jednak ludzie nieustraszeni. Podczas gdy jedni wyjeżdżają, inni do nas przyjeżdżają. Od ponad tygodnia Jan Hryniak kręci w Krakowie film biograficzny o Tadeuszu Kantorze pod roboczym tytułem Nigdy tu już nie powrócę. I jak dotąd w każdym mówi o grodzie Wielkiego Smoka dobrze, nie narzeka na upał, choć przecież mogą mu się roztopić dekoracje, spocić aktorzy, skacowani statyści nie dotrą na zdjęcia. Oczywiście jest jakaś szansa, że tytuł filmu Nigdy tu już nie powrócę stanie się ponurą zapowiedzią losu reżysera przeklętego przez spadkobierców twórcy Umarłej klasy, Cricotekę oraz grupę oburzonych krakowian, którzy zapamiętali Kantora inaczej, niż to planuje pokazać Hryniak. Cóż taki już los tańczących z biografiami…

Najpierw długo trzymano w tajemnicy, kto z polskich aktorów wcieli się w furiata z Krzysztoforów. Taka to była wielka tajemnica, że pół Krakowa się z tej tajemnicy śmiało, bo w próbnych zdjęciach z gwiazdorem uczestniczyło. „Dziennik Polski” elegancko wybrzydzał na wybór Borysa Szyca do głównej roli, Krzysztof Miklaszewski uważa, że Kantora zagrać winien Adrien Brody, Teresa Wełmińska, że Andrzej Wełmiński, Dariusz Starczewski, że Dariusz Starczewski. Kuluarowo padły nawet kandydatury Jana Klaty (bo też krzyczy na aktorów i w ogóle wielki to złośnik), Krystiana Lupy (bo zaraz po debiucie porównywano go z Kantorem, a dziś również wielki). Niezły to w gruncie rzeczy pomysł, by artystę grał inny artysta. Bo wtedy grając Kantora, wchodząc w jego buty i życie, grałby również siebie, komentowałby także i swoją twórczość i swoje życie jego słowami, jego biografią. Równie mocno przyklasnąć można pomysłowi, by zagrał to aktor doświadczony i charyzmatyczny, ale nieznany telewizyjnej i kinowej widowni, bo wtedy wraz z budowaniem postaci Kantora budowałby również swój wizerunek, rodziłby się jako medialna osoba wraz z nią. I rzucał jak Kantor wszystko na jedna kartę. Linia rozgraniczająca te podwójne narodziny byłaby czymś niezwykłym.

Ja uważałem, że prawdziwym strzałem w dziesiątkę byłoby obsadzenie w tej roli psa-aktora, czyli owczarka niemieckiego z serialu Komisarz Alex. Jaki to byłby niesamowity efekt obcości… Jaki gest bezczelny i nonszalancki! Pstryczek w nos biografizmu. Niby sobie jak zwykle żartuję, bo w końcu Kołonotatnik to nie jest żadna tam świątynia powagi, ale zastanówcie się… Gdyby film o życiu Kantora kręcili bracia Quai, Kantor byłby lalką, marionetką lub manekinem i nikogo by to nie dziwiło. Taka poetyka. Nikifora u Krauzów zagrała kobieta, Krystyna Feldman, i wszyscy o tym wiedzieli, no, że baba gra, od początku. W mojej obrazoburczej i antybiograficznej wizji pojawiłby się Kantor, który porozumiewa się ze swoim zespołem warczeniem, Kantor obwąchujący Kraków, Kantor, który lubi być głaskany, a na obcych w sztuce szczeka. Można by było zresztą psa-aktora zdubbingować, pójść w czysty surrealizm, przebrać jak Ferdynanda Wspaniałego z książki innego krakusa, Ludwika Jerzego Kerna, w kapelusz, białą koszulę i krawat. Byłby to pies, który tak jak Kantor inaczej pamięta i Kantor, który jak pies nie widzi kolorów. Pies obozowy strażnik i Kantor tropiciel śladów i zapachów rozstrzelanej przeszłości. Amerykanie zastosowali podobny trik w słynnym serialu Blog na cztery łapy, gdzie gadający pies kręci filmy i tworzy domowy teatrzyk; nie musielibyśmy wyważać otwartych drzwi. Cóż to byłyby za pyszne sceny – pies piszący manifesty teatralne, pies-awangardowy malarz, pies fetowany we Florencji, pies na tournée w USA, pies, któremu w Wenezueli powiedzieli, że jest bogiem sztuki. No i Kantor-pies wyśmiewany w Krakowie, kopany i niezrozumiany w Polsce, Kantor i jego teatr bezdomny jak pies… Ta metafora jest pojemniejsza, niż myślicie…

Podzieliłem się swoim pomysłem z krakowskimi autorytetami. Niestety, powiedzieli, że nie przejdzie. Że skandal, obraza rodziny, kultury polskiej, historii teatru. Że owszem, może w filmie rysunkowym, popularyzującym postać Kantora wśród najmłodszych odbiorców. Ale nie teraz. „Cóż to za obraza, że w roli głównej występuje pies? – nie ustępowałem. – Kochamy psy. Są lepsze i mądrzejsze od ludzi… Przecież nie chodzi o to, że Kantor był jak pies, tylko o to, że w filmie biograficznym może go zagrać doskonale pies. Nawet nie zagrać, tylko reprezentować. Bo w filmie biograficznym, tak jak ja go rozumiem, nie chodzi o wierność faktom ani o fizyczne podobieństwo aktora do oryginału, tylko o złapanie naczelnej zasady, istoty i głównego tematu życia i twórczości”.

Mówiąc już całkiem poważnie. Spodobał mi się pomysł, by Kantora grał Szyc – ale ten Szyc z Wojny polsko-ruskiej i z Porucznika z Inishmore, a nie z durnych komedii i z telewizji. Szyc szalony, Szyc dresiarz i terrorysta, Szyc zdeformowany, przegięty, wygadany, nadaktywny. Który piszczy, gdy krzyczy, któremu łamie się głos i wyłazi z niego wtedy żul i niedorostek w tym samym momencie… Bo wtedy Szyc byłby zarazem daleko i blisko oryginału. Blisko właśnie przez odległość, napięcie wywołane brakiem podobieństwa do prawdziwego Kantora. Hryniak i jego zespół wybrali jednak inną drogę. Nazwijmy ją – wydobywaniem Kantora z Szyca. Szyciem Kantora z tego, co jest pod ręką, w aktorze. Teraz dokonują się jakieś cuda charakteryzacji. Szyc schudł, nosi aparat na szczęce, żeby stała się kwadratowa, podgląda Kantora na filmach dokumentalnych, powtarza jego gesty, pracuje nad barwą, dykcją, emisją głosu. Studiuje biografię i relacje świadków epoki. No i trochę entuzjazm mi opadł. Bo jest to dokładnie ten sam kanał, w jaki wszedł Więckiewicz w roli Wałęsy. Czy najlepszym Wałęsą jest ten, który go najdoskonalej podrobi? Głos, gesty, twarz? Czy genialnym Kantorem będzie imitator? Szukamy sobowtóra? Czy sens takiej roli to zewnętrzne podobieństwo? Owszem, to trop amerykański, wielu wielkich aktorów jest wiernych tej metodzie. Zagram postać historyczną tylko wtedy, kiedy się w nią doskonale przeistoczę, kiedy widz uwierzy, że nie ogląda rekonstrukcji, tylko kronikę. Jeśli o mnie chodzi, Jezus może być gruby, Napoleon kulawy, Matejko o wzroście koszykarza. Gra idzie o postać, o jej zadanie. Filmów o artystach nie ogląda się z ich zdjęciem w ręku. Bardziej użyteczny jest w tym wypadku portret pamięciowy. Esencja, szkic, jaki pozostał po człowieku. Dać mu życie, poruszyć go może każdy aktor o dowolnej fizyczności, płci, rozmiarze.

Nie znam scenariusza, trzymam kciuki, żeby nie był zbyt wierny faktom. Niech Łukasz M. Maciejewski, Hryniak i Szyc nazmyślają jak najwięcej. Niech sam Kantor dyryguje Bałtykiem w słynnym happeningu. Niech zabije jakiegoś aktora na próbie i ukryje zwłoki, spotka się z Meyerholdem i Witkacym, niech przejdzie jak Szajna przez Auschwitz i umrze podczas premiery swojego spektaklu, a nie w szpitalu po zasłabnięciu na próbie.

Wierność to kłopot, wierność spłaszcza rzeczywistość.

3.
Ze wszystkich zdjęć Borysa Szyca najbardziej lubię to, na którym schwytany przez paparazzich na jakiejś imprezie zagląda pod spódnicę Bartkowi Żurowskiemu, obecnie studentowi Wydziału Reżyserii Dramatu krakowskiej PWST. W czasach, kiedy zrobiono to zdjęcie, pan Bartek był tylko podróżnikiem, modelem i blogerem modowym o znaczącej ksywie Abażur. Odwiedzał fashion weeki w Nowym Jorku, Mediolanie, Paryżu i Łodzi. Pisał, że „jego życiową pasją jest zbieranie niepowtarzalnych doświadczeń i poznawanie ludzi”. Czego dowiedział się o nim wówczas słynny aktor? Prawdziwy Szkot nie nosi nic pod spódniczką; niestety, pan Bartek nie jest Szkotem. Nie wiemy, czy tego wieczoru padły jakieś propozycje, ale na pewno pierwszy krok na drodze artystycznej współpracy został wykonany. W Kołonotatniku trzymamy kciuki (serio!) za teatralny sukces Bartka Żurowskiego. Osoby nieszablonowe, kreatywnie myślące o modzie częściej niż nieudacznicy w swetrach posuwają do przodu sztukę inscenizacji. Przykłady z ostatnich lat – Jana Klaty, Sebastiana Majewskiego i Krzysztofa Garbaczewskiego – mówią same ze siebie. Jako że wszyscy trzej już się nieco krytykom opatrzyli, cała nadzieja w młodych reżyserach. Podszczypujemy pana Bartka oczywiście ze zwykłej ludzkiej zazdrości (też byśmy chcieli być dobrze ubranym i świetnie rokującym studentem reżyserii), no i dlatego, że drażnienie wielkich i wyjątkowych jest zawsze o wiele bardziej ryzykowne. A co, jeśli w sercu młodego talentu powstanie jakaś nieuleczalna uraza do krytyka? Wtedy pozamiatane, żadnego wywiadu artysta nie udzieli, żadnego spotkania nie poprowadzisz, żadnej obiektywnej recenzji już bracie nie napiszesz. Z drugiej strony – jaka to przyjemność w zaczepianiu twórców średnich i nijakich? Przebrzmiałych i niepewnych siebie? Nie mogę się doczekać pierwszych dorosłych przedstawień Żurowskiego. Skończą się żarty z image’u, zacznie poważna rozmowa o teatrze. Na razie premier Żurowskiego nie ma, muszą mi wystarczyć stylizacje premierowe. Na pokaz Macieja Korbowy i Bellatrix w Łaźni Nowej pan Bartek przyszedł odziany w czarne futro typu „miś”, sandały – oczywiście na gołe stopy, reżyser założył spodnie rurki, też czarne, i czarny podkoszulek bez ramiączek. Ciemne okulary. Czarna broda. Czarne kręcone włosy. Wow! Czarny książę. Towarzyszyła mu piękna kobieta z branży; zastanowiło mnie, że prawą nogę miała w czarnej szynie-stabilizatorze kontuzji. Czy ta szyna była elementem stylizacji pana Bartka, czy nie? Oto jest pytanie.

Tym naprawdę żyje Kraków…

5-08-2015

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę:
komentarze (4)
  • Użytkownik niezalogowany ro-ko-ko
    ro-ko-ko 2015-08-10   00:09:18
    Cytuj

    Ko-ko! Posiadają.

  • Użytkownik niezalogowany Rokoko
    Rokoko 2015-08-09   14:40:50
    Cytuj

    Czytelnicy naprawdę nie posiadają poczucia humoru, czy udają?

  • Użytkownik niezalogowany Julia
    Julia 2015-08-06   03:33:57
    Cytuj

    Udaje. Ale drewnianie.

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-08-06   00:22:03
    Cytuj

    Drewnik naprawdę już tak zgłupiał, czy udaje?