AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Czerep rubaszny

Fot. Bartek Żurawski  

Spektakl Stanisława Miedziewskiego i Mateusza Nowaka oparty na książce Karola Zbyszewskiego oglądałem z rosnącym poczuciem dojmującej aktualności tej opowieści o Polakach, pogubionych pomiędzy dążeniem do modernizacji a zachowaniem tradycji, wciśniętych pomiędzy rosyjsko-niemieckie koła historii, rozpaczliwie próbujących zachować swój sposób bycia i jednocześnie utrzymać polityczną podmiotowość. Co gorsza, działania te raz po raz osuwały się w groteskę, odbierającą nawet tę marną pociechę, że piękną była nasza klęska.

Karol Zbyszewski napisał tuż przed II wojną światową biografię Juliana Ursyna Niemcewicza, która miała być jego pracą doktorską – nie została ona jednak przyjęta przez Uniwersytet Warszawski. Wydał zatem na jej podstawie w lutym 1939 roku książkę Niemcewicz od przodu i tyłu, która jeszcze przed Wrześniem ’39 doczekała się drugiego wydania, i to pomimo miażdżących recenzji (a być może właśnie dzięki nim). Zbyszewski, związany z pismami konserwatywnymi i narodowymi (pisywał m.in. w wileńskim „Słowie”, „ABC” i „Prosto z Mostu”), przedstawił bowiem bardzo krytyczny obraz przedrozbiorowej Polski, nie oszczędzając nikogo (w tym również i głównego bohatera swojej książki). Dostało się nie tylko magnatom, ale i Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu czy księciu Adamowi Czartoryskiemu i jego małżonce, a nawet i samemu Tadeuszowi Kościuszce. Jednocześnie ten w pełni udokumentowany pamflet napisany jest bardzo żywym, momentami dosadnym językiem, dzięki czemu czyta się go jak powieść, która, gdyby nie historyczne postaci i wydarzenia. mogłaby zostać uznana za jakąś fantastyczną groteskę. Polska i Polacy pod piórem Zbyszewskiego robią rzeczywiście wrażenie jakiegoś niesamowitego ludu, który potrafi niemal jednocześnie stoczyć się na dno upadku, heroicznie się zeń podnieść, by znów w widowiskowy sposób zmarnotrawić cały swój wysiłek i ofiary. Najważniejszą jego siłą wydaje się nie rozsądek czy nawet szaleńcza odwaga, ale jakaś trudna do wyjaśnienia żywotność, „siła w lędźwiach”, by użyć słów Longinusa Podbipięty.

Być może właśnie dlatego Mateusz Nowak monodram zaczyna od mocnych słów, usłyszanych ponoć przez Niemcewicza w petersburskim więzieniu w dniu śmierci carycy Katarzyny – „Stara k*** nareszcie umarła”, by później przedstawić fragment powieści Jerzego Żurka Casanova, w którym tytułowy bohater opisuje swoją nieudaną próbę zaspokojenia żądzy wspomnianej cesarzowej. Aktor w kostiumie, będącym w połowie osiemnastowieczną suknią, a w połowie ubraniem przypominającym strój koronacyjny Stanisława Augusta Poniatowskiego ze słynnego portretu Marcello Bacciarellego z 1768 roku, wychodzi, rozkłada partyturę i zaczyna w skandujący sposób melorecytować monolog Casanovy, to wznosząc, to obniżając tonację. Ten kilkuminutowy fragment, zawierający fizjologiczne opisy przyrodzenia carycy i skargę słynnego kochanka, nie potrafiącego sprostać zadaniu postawionemu przez jedną z najpotężniejszych kobiet swoich czasów, wprowadza widzów w świat, w którym panuje darwinistyczna walka o byt toczona przez pogrążonych w anarchii i bezsile Polaków z drapieżnymi Rosją i Prusami.

Aktor bardzo sprawnie zmienia role, żongluje stylami i konwencjami.W takiej właśnie rzeczywistości przychodzi na świat „Julianek”, pierwszy z szesnaściorga dzieci Marcelego i Jadwigi Niemcewiczów. Miedziewski i Nowak w swoim spektaklu oddają głos poszczególnym bohaterom książki Zbyszewskiego zmieniając narrację z trzeciej osoby na pierwszą. W ten sposób pamfletowy styl autora Niemcewicza sprawia, że poszczególne postaci dokonują na naszych oczach autodemaskacji; wyjątkiem staje się tytułowy bohater, który w wykonaniu Nowaka zyskuje dzięki temu jakiś rodzaj nadświadomości. Aktor bardzo sprawnie zmienia role, żongluje stylami i konwencjami, jednym gestem, zarzuceniem poły kostiumu, zmianą intonacji daje nam do zrozumienia, że oddaje głos komu innemu. Oglądamy zatem na scenie między innymi najpierw ojca Juliana – bigota, który dogląda gospodarstwa z godzinkami na ustach i różańcem w ręku, a targując się z Żydami, dba jednocześnie o ich nawrócenie na katolicyzm, później całą galerię typów sarmackich ze słynnym Karolem Stanisławem Radziwiłłem „Panie Kochanku” na czele, biskupa wileńskiego – utracjusza, jurgieltnika i (sic!) przewodniczącego Komisji Edukacji Narodowej Ignacego Massalskiego, szlachetnego, lecz niezbyt lotnego księcia Adama Czartoryskiego, wreszcie samego króla – małostkowego i tchórzliwego Stanisława Augusta Poniatowskiego.

Wśród takich ludzi dojrzewa przyszły autor Śpiewów historycznych. Początkowo jego największym zmartwieniem jest to, że względne powodzenie u kobiet młodego kadeta nie przekłada się na łóżkowe sukcesy. Dopiero gdy przez przypadek został wybrany posłem z inflanckiej „łączki” (resztki pozostawionych przy Polsce Inflant), udało mu się nawiązać intensywny romans z żoną pruskiego posła w Warszawie – Lucchesiniego. Opisy hulaszczo-erotycznych „przewag” dominują w pierwszej części spektaklu. Polacy jawią się w nim jako niczym nieposkromiony żywioł, stale gotowy do wypitki, bitki i skoków w bok, z przerwą na odbycie koniecznych pokut i nabożeństw. Wszystko to toczy się w cieniu gry ościennych mocarstw i pod kontrolą wszechwładnego rosyjskiego ambasadora, Ottona Magnusa von Stackelberga, i stanowi przygrywkę dla opisu najważniejszych wydarzeń związanych z upadkiem I Rzeczypospolitej.

O ile początek monodramu przedstawia nieco już oswojony, kretyńsko-beztroski świat dobrze znany z Pamiętników ks. Jędrzeja Kitowicza, to w drugiej części spektaklu wcielony w Niemcewicza Nowak zaczyna nam opowiadać o Sejmie Wielkim, Konstytucji 3 Maja, Powstaniu Kościuszkowskim. Pokazuje nam za Zbyszewskim, jak zepsuty obyczaj przełożył się na politykę, boleśnie i bez znieczulenia uświadamia, to o czym swego czasu śpiewał Kaczmarski w Rejtanie, czyli raporcie ambasadora:

Skłócony naród, król niepewny, szlachta dzika
Sympatie zmienia wraz z nastrojem raz po raz.
Rozgrywka z nimi to nie żadna polityka,
To wychowanie dzieci, biorąc rzecz en masse.

Spektakl nie nuży, Nowak potrafi wciągnąć nas w opisywany świat, ale ze względu na to, o czym mówi, ogląda się go trudno. Tyle że w Od przodu i tyłu nie słuchamy o zatwierdzającym rozbiór Sejmie Grodzieńskim z 1773 roku, ale o wydarzeniu, w którego rocznicę obchodzimy narodowe święto, wywieszamy flagi i grillujemy. Momenty opisujące radosne uniesienia, szaloną improwizację przy jednoczesnym absolutnym niemal braku zimnej politycznej kalkulacji wydają się najtrudniejsze do zniesienia w całym spektaklu. Całe życie uczą nas być dumnymi z pierwszej w Europie konstytucji, a tu przyszedł taki Zbyszewski i pokazał, że więcej było w tym egzaltacji, przypadku niż sensownego planu reform, że ambasadorowie Prus i Rosji rozgrywali nas jak dzieci, a gdy przyszło co do czego, to rosyjskie pułki zrobiły, co swoje. Kościuszko i Niemcewicz trafili do Petersburga, skąd zwolnieni, wyjechali do Ameryki, gdzie mogli się napawać okrzykami „Hip, hip Koskiausko!”, które miały im wynagrodzić wszystkie klęski. I te smętne świadectwa międzynarodowego uznania kończą przedstawienie.

Spektakl nie nuży, Nowak potrafi wciągnąć nas w opisywany świat, ale ze względu na to, o czym mówi, ogląda się go trudno. Nie głaszcze się tu nas po głowach, aktor mówi wprost do widzów, jakby chciał uświadomić, że wbrew kostiumowi nie jest to spektakl historyczny, raz nawet pyta o Powrót posła (notabene na dobre chyba już usunięty z listy szkolnych lektur). W tych pociesznych figurach, w które wciela się Nowak, zaczynamy widzieć samych siebie i dociera do nas, że bez tej naszej ślepej miłości do złotej wolności, bez tego „jakoś to będzie” byłoby nam dużo łatwiej ułożyć się w tym miejscu na mapie, w którym przyszło nam żyć. Tyle że bez tego umiłowania wolności żyć chyba nie jesteśmy w stanie. Nawet wówczas, gdy sprawia ono, że jesteśmy groteskowi i śmieszni.
8-09-2014

 

DDK „Węglin” w Lublinie
Od przodu i od tyłu
inspirowane Niemcewiczem od przodu i tyłu Karola Zbyszewskiego
scenariusz: Stanisław Miedziewski i Mateusz Nowak
reżyseria: Stanisław Miedziewski
kostium: Magdalena Franczak
obsada: Mateusz Nowak
premiera: 27.03.2014

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
jeden razy osiem jako liczbę: