AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Czy lato jeszcze wróci?

Doktor nauk humanistycznych, krytyk teatralny, członek redakcji portalu „Teatralny.pl”. Pisze dla „Teatru”, kwartalnika „nietak!t”, internetowego czasopisma „Performer” i „Dialogu”. Współautor e-booka Offologia dla opornych. Współorganizuje Festiwal Niezależnej Kultury Białoruskiej we Wrocławiu.
A A A
4 months of Oslo, Wydział Teatralny Akademii Sztuk Scenicznych
DAMU w Pradze  

Lato, niestety, dobiega końca. Wiatr co raz silniejszy, a deszcze coraz częstsze. Warto więc przemyśleć garderobę, bo w ulubionej koszulce nie jest już bezpiecznie. Sierpień zaczyna gryźć. Przekonałem się o tym, czekając na taksówkę przy białym namiocie w Jelczu-Laskowicach. Ów olbrzymi szałas postawiono z okazji siódmej edycji Europejskiego Festiwalu Szkół Teatralnych „Melodrama”. Było zimno, chociaż nie chciałem w to wierzyć. Być może liczyłem na ogrzewającą moc sztuki. Nic z tych rzeczy. Tylko rozstawione tu i ówdzie krzesła drażniły swoją czerwienią, oficjalnym kolorem całej imprezy.

„Melodrama” startowała w 2008 roku w ramach wydarzenia pt. Podróż polsko-włoska po Dolnym Śląsku. O dziwo, był to projekt biznesowy, w którym chodziło o wymianę doświadczeń marketingowych oraz prezentację produktów i usług przez małe i średnie firmy. Spektakle teatralne miały być przyjemnym dodatkiem do gospodarczego przedsięwzięcia. Jednak kolejna edycja skupiła się już wyłącznie na sztuce. Wskrzeszono zrujnowany parkowy amfiteatr i wystawiono, wspólnie z włoską spółdzielnią Theatralia Cooperativa, pięć przedstawień, wśród których znalazło się miejsce i dla Szekspira, i dla tragedii zbombardowanej Hiroszimy.

Przełomową była edycja z 2010 roku. Odtąd „Melodrama” staje się Europejskim Festiwalem Szkół Teatralnych. Do Jelcza przyjeżdżają zespoły z Francji, Włoch, Hiszpanii i Niemiec. Do spektakli dołączono warsztaty z technik aktorskich. Nawiązano współpracę z pobliskimi Bierutowem i Oleśnicą, a nad całym projektem patronat objął były dyrektor festiwalu Avignon Off Alain Leonard. Osiem wieczorów i osiem przedstawień. Zaczęło się dziać i przez następne lata impreza tylko się rozkręcała. Pojawiły się szkoły muzyczne, wspomniane wyżej krzesła oraz goście z Rosji, Litwy, Czech, Słowenii, Austrii, Grecji…

W 2013 roku strona włoska wycofała się z projektu i festiwal musiał przyciąć budżet, co zresztą było widać gołym okiem. Na afiszu znalazły się zaledwie cztery spektakle i parę warsztatów zorganizowanych przez Miejsko-Gminne Centrum Kultury. Wszystko skrócono o połowę. Czyżby o tę lepszą?

W tym roku starań dołożył pan Kazimierz Putyra, burmistrz Jelcza, miasteczka liczącego 16 tysięcy mieszkańców. Miejscowość jest więc niewielka, mimo to każdego wieczora na ulicy Bożka zastawałem przed wejściem na spektakl kolejkę oczekujących. Naturalnie, trzeba było dostawiać krzesła. Czy istnieje lepszy wskaźnik zainteresowania? Od razu widać, że mieszkańcy cenią swój festiwal teatralny. 

Ale istnieje i inna arytmetyka, w postaci sumy wrażeń z poszczególnych przedstawień. I tu „Melodramie” mogę dać tylko słabiusieńką tróję. W znacznej mierze za dobre chęci i koncert Jadwigi Tomczyńskiej, z jej czarującym głosem i harfą elektryczną.

W pierwszy wieczór swoje dzieło przedstawiła grupa Papahema – studenci IV roku Wydziału Sztuki Lalkarskiej Akademii Teatralnej w Białymstoku. Dzieło noszące tytuł Molière. Z urojenia zupełnie do mnie nie trafiło. Szczerze mówiąc, nawet nie wiem, w którą stronę celowało. Domyślam się, że z założenia miało być śmieszne czy przynajmniej zabawne, bo przecież to Molier, lecz liczne gagi raz za razem nie wypalały, aż przykro. Przyszli aktorzy byli zbyt przejęci sobą, swoją obecnością na scenie i tym, jak są odbierani przez publiczność, niż historią, którą mieli opowiadać. Tak, Molier jest nieśmiertelny, lecz studenci z Białegostoku w żaden sposób nie przybliżyli mi odpowiedzi na pytanie, dlaczego.

Piątek był zarezerwowany dla 4 months of Oslo Terezy Sléhovej z Wydziału Teatralnej Akademii Sztuk Scenicznych DAMU w Pradze. Przedstawienie bez słów, „na pograniczu autorskiego teatru lalek, sztuki plastycznej i klipu muzycznego”. W zasadzie – monodram, być może monodram scenograficzny, bo pani Sléhová jest scenografką i projektantką. Wyraźnej fabuły czy dramaturgii w spektaklu nie zauważyłem. Zresztą autorce chodziło raczej o impresjonistyczne klimaty. Zagubienie i niepewność. Deszcz, spacery po mieście, samotność. To wszystko widziałem w pojawiających się na małych ekranikach obrazach. Niektóre z nich powstawały na naszych oczach, zmieniały się, przedstawiały się w nowym świetle, i to w sensie dosłownym.  Była w tym swoista magia – nie za duża, ale była. Tyle, że ta podróż do stolicy Norwegii wyglądała bardziej na szkic, krótką etiudę niż na samodzielny spektakl.

Ale cóż tam dżdżysta Skandynawia. Prawdziwą niespodziankę zafundowali Rumuni. Studenci z Wydziału Dramatu i Teatru Uniwersytetu „Lucian Blaga” w Sybinie wzięli i – ujmijmy to wprost – zerżnęli wszystkim dobrze znany musical Mamma Mia!. Niestety, zrobili to tak źle, że nawet teatrzyk amatorski, nawet taki po kilkutygodniowych warsztatach, dostałby po łapach. Oj, dostałby! No bo jeżeli nie musical, to zapewne film w reżyserii Phyllidy Lloyd większość widzów jeszcze pamięta. Na szczęście po spektaklu był wspomniany koncert Jadwigi Tomczyńskiej i Maksymiliana Ambroziaka (gitara basowa).

Od niedzieli już niczego nie oczekiwałem, jednak wieczór wydał się całkiem przyjemny. Anna Makowska-Kowalczyk oraz Marcin Sosiński zaprezentowali swoje Kazio Sponge Sosiński Show. Krótkie, bo zaledwie 45-minutowe, lecz zabawne przedstawienie, które jednak zakwalifikowałbym raczej do przeglądu kabaretów niż do festiwalu teatralnego. Tytułowy Kazio Sponge (nie mylić ze Sponge Bobem Kanciastoportym) „to 52-centymetrowy, sześcioletni chłopiec wykonany z gąbki, z zaawansowaną wadą wymowy”. Freak i hipster, jak sam o sobie mówi, a mówić lubi, i to bardzo. Tym razem Kazio raczył nas kawałami o „kondycji mężczyzny we współczesnym świecie”. Temat bez wątpienia ciekawy, tylko że większość dowcipów celowała poniżej pasa. I to nie tylko męskiego. Poza tym jakoś zabrakło w nim puenty. Szkoda, bo pani Makowska-Kowalczyk jest doprawdy bardzo dobrą lalkarką.

Podsumowując – miejmy nadzieję, że lato jednak wróci. Oby jak najszybciej!

15-09-2014

 

VII Europejski Festiwal Szkół Teatralnych na Dolnym Śląsku „Melodrama”, Jelcz-Laskowice 21-24 sierpnia 2014 r.

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
jeden razy osiem jako liczbę: