AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Daj boże skandal

Diabły, reż. Agnieszka Błońska, Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera w Warszawie
fot. Magda Hueckel  

Widowiskowa rewia na Pradze! Teatr Powszechny walczy o widza prywatnych scen stolicy? Oczywiście, że nie. Scena przy Zamoyskiego ma swoją publiczność i o inną zabiegać ani myśli. Agnieszka Błońska rewiowej konwencji próbowała już w Mefiście, który niknął w cieniu Klątwy Oliviera Frljicia. Diabły to próba wyjścia z owego cienia i zrobienia własnej awantury. A przy okazji lub przede wszystkim zrobienia dobrze sobie i Powszechnej publiczności.

*

Sceny biegną niby skecze. Mocno, szybko, od śmiechu do śmiechu. Wyraźnie oddzielone i dedykowane. Między innymi Jarosławowi Iwaszkiewiczowi, którego Matkę Joannę od Aniołów potraktowano jako pretekst do powstania spektaklu. Aktorki nie tyle grają siostry urszulanki z Ludynia, co kobiety jako takie. Teza jest więc prosta: wszystkie kobiety znajdują się w strefie wpływów Kościoła. Próżno jednak szukać w Diabłach dramatycznej adaptacji opowiadania. Odpowiedzialna za scenariusz i dramaturgię Joanna Wichowska (współautorka zarówno Mefista, jak i Klątwy) od Iwaszkiewicza wzięła kilka cytatów, odpowiednio zresztą przeredagowanych, oraz garść sugestywnych znaków teatralnych. Lekki krok procesji i wyraziste tańce, a także wszelakie sprośności, którymi chętnie werbalnie i pozawerbalnie operują artystki, bez wątpienia skonfundowałyby księdza Suryna, którego w otwierającym spektakl monologu gra Arkadiusz Brykalski. Zaczyna od łagodnych tonów, opowiadając o nieustannym niebezpieczeństwie zła i grzechu. Szybko jednak przechodzi w krzyk i histerię. U Błońskiej nie ma miejsca na poważną refleksję dotyczącą duchownych, co naturalnie nie dziwi. Twórczynie pomijają jednak również te tropy, które teoretycznie wpisują się w przyjęty przez nie kierunek interpretacji. Nie interesują się siostrą Małgorzatą à Cruce, której losy prowokują do namysłu nad wcale niejednoznaczną rolą żeńskich klasztorów. W Diabłach żadnej ucieczki od patriarchatu w patriarchalnym świecie być nie może, a już na pewno nie w struktury instytucji najbardziej kobietom wrogiej, której wypowiadają wojnę i na której usiłują wziąć odwet za ponad dwa tysiące lat prześladowań.


Dlatego inne sceny dedykowane są na przykład: wszystkim papieżom w historii, autorom Młota na czarownice oraz – to dedykacja najistotniejsza, bo z największym potencjałem skandalu – arcybiskupowi Markowi Jędraszewskiemu, autorowi niesławnej „tęczowej zarazy”. Przeciwko hierarsze artyści wystawiają choreograficznie bojowych partyzantów tolerancji, którzy tańczą z tęczowymi opaskami na rękach oraz nagie pośladki Arkadiusza Brykalskiego. Poza nim w Diabłach gra sześć kobiet. Mają na sobie cielistą bieliznę, którą nierzadko w rozmaitych konfiguracjach zdejmują. Cielesność oraz seksualność to właściwie główny temat spektaklu. Demonizacja kobiecego ciała w historii katolicyzmu to fakt – nie ma z czym dyskutować. Kościół wciąż ma wpływ na postrzeganie kobiet, ale nie jest to już – jak sugerują Diabły – wpływ decydujący. Słowa św. Tomasza z Akwinu o tym, że „kobiety są błędem natury” i „rodzajem kalekiego, chybionego, nieudanego mężczyzny”, który to cytat wyświetla się na wstępie przedstawienia, brzmią po prostu śmiesznie. Oczywiście wskazują na mizoginię jako zjawisko fundamentalne, poparte autorytetem doktorów Kościoła, ale zrzucanie dziś całej odpowiedzialności za dyskryminację kobiet na nauczanie płynące z Watykanu zdaje się wątpliwe. Żyjemy w dobie Internetu i wszechobecnej estetyki porno, która, śmiem twierdzić, formatuje wyobraźnię widzów bardziej niż katechizm. Nie bez powodu to ona stanowi podstawowy punkt odniesienia w świetnie odbieranych i poświęconych edukacji seksualnej serialach produkcji Netflixa czy HBO. 

Nagość w Diabłach jest ambiwalentna. Z jednej strony można ją odczytać jako sposób na detabuizowanie kobiecego ciała, a zatem pokonanie przedmiotowej perspektywy – niesionej między innymi przez porno. Z drugiej strony droga do emancypacji aktorek Powszechnego wiedzie przez ich uprzedmiotowienie. Spójrzmy na Karolinę Adamczyk, która śpiewając piosenkę, wchodzi do srebrnej klatki uniesionej nad scenę. Dekonstrukcja rewiowych patentów? Oczywiście – zwłaszcza, że akcja od pewnego momentu rozgrywa się w scenograficznie powołanej przez Roberta Rumasa waginie. Nieco inaczej akcenty rozłożono podczas solowego numeru Oksany Czerkaszyny, w którym zamienia się w mężczyznę-kapłana, wsadzając sobie w majtki czarną stułę. Występująca gościnnie ukraińska aktorka wyróżnia się na tle polskich koleżanek nie tylko zadziorną energią, ale i fizycznością – z lubością eksploatowaną w wyuzdanych układach choreograficznych. Twórczynie ustawiają w pozycji gwiazdy tę aktorkę, która najlepiej przystaje do obowiązujących kanonów piękna. Warto w walce z patriarchatem reprodukować jego wzorce w postrzeganiu kobiet? Znajduje to sens w najlepszej scenie spektaklu. Aktorki (niech i Brykalski zmieści się w tym feminatywie) zaczepiają upatrzonych widzów. Początkowo zdaje się, że to spełnienie mokrych snów stereotypowego faceta, który przychodzi do teatru z zachwytu dla występujących kobiet i bóg jeden (a właściwie szatan) wie, jak kosmate myśli mu towarzyszą. Skoro wie diabeł, to wiedzą i aktorki, które odwzajemniają zainteresowanie powłóczystymi spojrzeniami i prowokującymi zaczepkami. Szybko okazuje się jednak, że jeśli któryś z mężczyzn śni, to raczej koszmar. Bardzo zresztą pouczający. Artystki podsuwają mężczyznom lustro, w którym widać ich raz to żenujące, raz obrzydliwe praktyki podrywu, będącego niczym innym, jak wstępem do molestowania. Należało się. Ale potem spektakl wraca do erotyki i trudno dociec, po co to robi.

Może idzie o edukację i dlatego obserwujemy wyświetlony na ekranie (przesłaniającym scenę) rysunek łechtaczki, a Karolina Adamczyk prowadzi wykład historyczno-anatomiczny, który potem znajdzie swoje zwieńczenie w finale przedstawienia i reklamie aplikacji internetowej, pozwalającej za pomocą smartfona poćwiczyć stymulacje tej części ciała. Wcześniej jednak gaśnie światło i głosem pełnym erotycznego napięcia Adamczyk informuje, że ludzie mają coś takiego, jak strefy erogenne i mogą z nich korzystać. Dziękuję Teatrowi Powszechnemu, że w spektaklu, na który wejść mogą jedynie osoby pełnoletnie, podawane są tak przełomowe i sensacyjne informacje.

Równie prawdopodobne jest, że chodzi po prostu o kabaret. Momentami zabawny, jak w scenie, w której Klara Bielawka gra Matkę Joannę, a właściwie korzystającego z jej ciała demona. Innym razem mniej udany – przykładem Brykalski, śpiewający love vagina na melodię Ave Maria. Nie czepiam się takich profanacji dlatego, że to profanacje, lecz z powodu ich tendencyjności. Są w Diabłach momenty, u których zarania zdaje się istnieć pytanie: co zrobić, żeby się oburzyli ci, co oburzyć się mają i ucieszyli ci, których śmiech słodką nam melodią? Trzeba kogoś obrazić! Kler w swej zbiorowości to za mało, ponadto znowu odebrano by to jako wyścig z Klątwą – skazany na porażkę, no chyba, że arcybiskup Jędraszewski wytoczy jakiś proces. Są jednak sfery o podobnym potencjale awantury. Na specjalną misję zostaje wysłana Czerkaszyna, która w jednej ze scen gra Ukrainkę w polskim teatrze. Skoro udało się to tak świetnie w Lwów nie oddamy w reżyserii Katarzyny Szyngiery, to dlaczego by chwytu nie powtórzyć? A gdy już na scenie stoi naga i posągowa aktorka zza wschodniej granicy, to niech mówi o… Wołyniu! Czerkaszyna z namalowaną na torsie literą P (nawiązującą do symbolu Polski Walczącej) trzyma w rozłożonych rękach wibratory, które zbliżone do mikrofonu generują potężne drony. W płomiennym monologu odgraża się męskiej części widowni, że wyleczy ją z analnych fobii i zrobi jej w dupach rzeź wołyńską.      

*
„Sprawia mi radość to opętanie, dumna jestem, że mnie właśnie ten los spotkał, i znajduję pewne zadowolenie, że mnie bardziej demony męczą niż kogoś innego” – mówi u Iwaszkiewicza Matka Joanna. Te słowa nie padają w spektaklu, ale zdają się trafnie oddawać sprężynowy mechanizm kontrowersji. Twórcy mają bez wątpienia dużą frajdę z podkręcania tej zabawy. Może poza Marią Robaszkiewicz, która jako jedyna występuje w płaszczu i w trakcie wykładu o łechtaczce nieśmiało zgłasza sprzeciw. Nieprzekonujący, podobnie zresztą jak próba oddania głosu drugiej stronie sporu w etiudzie Brykalskiego, który po dwóch zdaniach groteskowego przedstawienia racji domniemanych sceptyków wobec feministycznych idei, dokumentnie ich ośmiesza. To znamienne, bo sytuuje spektakl na barykadach, gdzie nie ma miejsca i warunków nie tylko do rozmowy, ale i do refleksji. Uniesieni (nie)świętym zapałem artyści nie mają żadnych wątpliwości ani rozterek – wszystko jest tu czarno-białe. Wie o tym publiczność, która docenia i przekaz, i ten rodzaj humoru. Wszyscy bawią się świetnie, a długa owacja utwierdza w przekonaniu, że rzeczywiście o coś walczą, że istotnie stoją w pierwszym szeregu na froncie. I biją, biją, ach jak biją! Dłonią o dłoń, aż im od oklasków nabrzmieją i od potu zwilgotnieją, niby łechtaczki. Ponieważ – jak już wiemy – człowiek ma strefy erogenne w różnych miejscach i różne są drogi do przyjemności.

15-01-2020

galeria zdjęć Diabły, reż. Agnieszka Błońska, Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera w Warszawie <i>Diabły</i>, reż. Agnieszka Błońska, Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera w Warszawie <i>Diabły</i>, reż. Agnieszka Błońska, Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera w Warszawie <i>Diabły</i>, reż. Agnieszka Błońska, Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera w Warszawie ZOBACZ WIĘCEJ
 

Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera w Warszawie
Diabły
reżyseria: Agnieszka Błońska
scenariusz, dramaturgia: Joanna Wichowska
scenografia: Robert Rumas
choreografia: Nina Chyżna
projekcje wideo i światło: Artur Sienicki
kostiumy: Arek Ślesiński
opracowanie muzyczne: Agnieszka Błońska
obsada: Karolina Adamczyk, Klara Bielawka, Aleksandra Bożek, Arkadiusz Brykalski, Oksana Czerkaszyna, Natalia Łągiewczyk, Maria Robaszkiewicz
premiera: 07.12.2019

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę:
komentarze (2)
  • Użytkownik niezalogowany Artur P,
    Artur P, 2021-09-13   03:29:47
    Cytuj

    Nizej stoczyc sie nie mozna. Dno! I na taki prymityw Teatr Powszechny dostaje pieniadze!

  • Użytkownik niezalogowany beata licznerska
    beata licznerska 2020-03-07   18:58:11
    Cytuj

    Już w kwietniu zobaczę