AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Delirium nocy letniej

Ostatnia akcja porucznika Żbika, reż. Krzysztof Kopka, Teatr Ad Spectatores we Wrocławiu
Profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, filolog, medioznawca, wykładowca w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UWr. oraz w Akademii Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta. Autor, współautor i redaktor książek z zakresu literaturoznawstwa i medioznawstwa. Był recenzentem teatralnym, m.in. „Gazety Wyborczej” i „Dziennika Gazety Prawnej”.
A A A
 

Fani komiksu Kapitan Żbik będą rozczarowani zarówno z powodu swoistej degradacji głównego bohatera, jak i jego przemiany transseksualnej. Ostatnia akcja porucznika Żbika to groteskowa opowieść Krzysztofa Kopki o dziabniętej w tyłek przez wściekłego psa pani porucznik Żbik, ścigającej działaczy Karty 77 i KSS KOR na karkonoskiej przełęczy w sierpniową noc 1978 roku.

Rozczarowań może być więcej. Oto agenci czechosłowackiej oraz polskiej służby bezpieczeństwa są przez niemal godzinę w stanie głębokiej alkoholowej nieważkości, więc tempo narracji bywa bełkotliwie spowolnione, a po drugie Ad Spectatores tym razem nie przedstawili spektaklu w żywym planie, lecz słuchowisko – formalnie średnio ekscytujące: przepaski na oczach i słuchawki na uszach w CaféTHEI Ośrodka Grotowskiego sprawiały, że bardziej czuliśmy się jak pacjenci w poczekalni dla niedowidzących niż podróżujący w kosmos teatru.

„Nie wiem, czemu miało to służyć” – biadolił jeden z widzów po spektaklu. Ja się domyślam. Otóż wrocławskie teatry od lat poszukują ekspansji formalnej. Najpierw obserwowaliśmy epidemię ekranów i kamer, czerpiących z tradycji kina i tv. Teraz moda na spektakle-posłyszenia grane w ciemnościach oraz inscenizowane live słuchowiska. Zatem komputerowy zapis odtwarzany w publicznej przestrzeni miasta zda się jednym z oczywistych sposobów, tym bardziej, że teatr elektromechaniczny – wspomnijmy choćby spektakle grupy Lothe Lachmann –  to awangarda już zupełnie oswojona.

Pozostaje rzecz jasna problem równowagi zmysłów. Ważną substancją spektaklu jest przecież zapach, kontakt z ciałami widzów na krzesełkach obok, wszechobecny kurz, światła, szmery – to mowa własna każdego wieczoru w teatrze. Komputerowy generator zdarzeń, kawiarniana przestrzeń i wonie CaféTHEI oraz oczy szeroko zamknięte opaską powodowały pewien dyskomfort. Nazwijmy go trudnościami z lokalizacją i oswojeniem czasoprzestrzeni. Formalnym tłem zdarzeń, w których herosem pościgu jest nabzdyczona porucznik Żbik, jest przecież górski las, fenomen zapachów, temperatur i głosów.

Anegdota na pozór jest zabawna. Esbecy z Polski i Czechosłowacji śmigają po górach za konspiratorami. Niestety, ciemności, stado zdziczałych psów oraz nadmiar alkoholu krzyżują ich plany skutecznej walki z kontrrewolucją. Ponieważ z powodu „niemania” sukcesu w pijackim widzie wymyślają raporty, które ocalą ich tyłek, rozmowy przy ognisku muszą być skeczem i tylko skeczem. Wymacywanie świata wśród omszałych głazów, mizerna ciepłota lichego ogniska, brzęk szkła, alkoholowe rekolekcje na temat karier, rang i wizji nie mają tu szansy na słuchowiskowy rozmach, ponieważ panią porucznik gryzie w tyłek pies, a w palec domniemany szpieg NATO. Lana do wewnątrz i na zewnątrz omdlałych ciał wódka jest jedynym serum i metaforą losu.

Mimo dookólnego dźwięku nie powstał w moich uszach przekonujący, wyłączający mnie z hałasów i świateł miasta spektakl. Owszem, Kopce scenarzyście udało się stworzyć charakterystyczne, czasem komiczne postacie. Jak żywiołowa Ales, fanka Węgier i kultowej piosenki Gyöngyhajú lány, która urodzona z babki Włoszki okazuje się być nie szpiegiem NATO, lecz rubaszną Czeszką (Lucyna Szierok), jak pyskata, klnąca jak szewc, wszędzie-mnie-pełno chłopobaba, porucznik Żbik (Aleksandra Dytko) czy wyciszeni i potulni Richard (Marcin Chabowski) i Martin (Jakub Giel), zdystansowani wobec politycznych ambicji liderki tego niezdarnego kwartetu. Bądźmy szczerzy – teatr polskiego radia przyzwyczaił nas do kreacji fonicznych, a tych tu zabrakło.

Nie udał się także czar wyjątkowości i kraina wyobraźni. Spektakl bawi przez kwadrans, potem – mimo pijackich wrzasków – usypia. Ale też literatura groteski politycznej w Polsce nigdy nie była łatwa. Heroiczna, ale i komiczna historia polskiej konspiry niepodległościowej ma dość wątłe zaplecze artystyczne. Właściwie poza Książeczką wojskową Antoniego Pawlaka czy Małą Apokalipsą Tadeusza Konwickiego trudno wskazać tekst, który współcześnie byłby narracją na miarę literatury czeskiej, obejmującą swoisty podziemny krąg niepodległości. Może Wroniec Jacka Dukaja, potem Tysiąc spokojnych miast Pilcha ożywiają zapomniane motywy. Może ballady Jacka Kaczmarskiego.

Krzysztofowi Kopce i Spectatorsom nocny marsz nie udał się artystycznie. Postacie są dość jednorodne, przez to nużące, tło dźwiękowe monotonne, zapachy i kształty z innej baśni. Publiczność zdziwiona sobą i technologią i tak była grzeczna. Sporo tu przeszkód formalnych, by się zachwycić. Ale problem wydaje się ważny. Bowiem w życiu duchowym Polaków historia pojawia się w dość zaskakujących spektaklach grozy. Zarówno 11 listopada, jak i sierpień roku ‘80 mają co najmniej po kilka obrzucających się inwektywami publiczności. W rocznicowym maju gubi się większość z nas, nie wiedząc, co i po co świętować. Oto wizja długiego weekendu ma – jak się zdaje – przewagę nad ciągłością kultury, o której marzyły pokolenia konspiratorów.

Ad Spectatores i Krzysztof Kopka powinni wszakże wiedzieć, że rozmowy z policją polityczną przypominają zazwyczaj chodzenie po tłuczonym szkle, a choć ich absurdalność może śmieszyć, to prędzej czy później ten śmiech zamiera w gardle. Albo jest średnio katartyczny, jak bywa przy każdym politycznym dowcipie.

9-12-2015

Teatr Ad Spectatores, Wrocław
Krzysztof Kopka
Ostatnia akcja porucznika Żbika
reżyseria: Krzysztof Kopka

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę: