AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Domatorek niespełnione marzenia

Doktor nauk humanistycznych, krytyk teatralny, członek redakcji portalu „Teatralny.pl”. Pisze dla „Teatru”, kwartalnika „nietak!t”, internetowego czasopisma „Performer” i „Dialogu”. Współautor e-booka Offologia dla opornych. Współorganizuje Festiwal Niezależnej Kultury Białoruskiej we Wrocławiu.
A A A
Fot. Krzysztof Bielinsk  

Szklana menażeria to naprawdę dobry, dojrzały debiut Jacka Poniedziałka w roli reżysera. Jednak za świetnymi dialogami poczułem niewykorzystany potencjał, który kryje w sobie ta wzruszająca historia o niespełnieniu i rodzinnym piekle.

„O rany boskie!” – usłyszałem za plecami. „Czy każdy przy wyjściu zabiera woreczek ze śmieciami?”. Ciche chichoty i szepty. Stoimy na scenie teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu. Dokładnie na samej scenie, chociaż jeszcze tego nie wiemy. Wprowadzono nas przez małe drzwiczki przy teatralnym bufecie. Mamy za sobą kilka długich i słabo oświetlonych korytarzy. Po kolejnym zakręcie pod nogami zaczyna coś chrupać i szeleścić. Rozglądamy się: obok szaroniebieskich ścian całe stosy zużytych metalowych puszek, pustych paczek po papierosach, opakowań po chipsach, słodyczach i innych niezbyt zdrowych smakołykach. „Ale rozpierdol!” – komentuje ktoś z przodu. Czy to już część scenografii, czy po prostu niezbyt ładne obrazki z zakulisowego życia? Chwila niepewności, po której uruchamia się projektor. Na tejże odrapanej ścianie widzimy czarno-białą kronikę z powojennej Warszawy. Bieda, szaroburość i handel wymienny. Tylko dzieciaki jak gdyby nigdy nic bawią się własnoręcznie zrobionymi łukami.

Nie wiem, co dokładnie realizatorzy chcieli osiągnąć, zestawiając tę projekcję ze śmieciową aranżacją. W jaki nastrój mieli nas wprowadzić? Czy chodziło tylko i wyłącznie o pokazanie ubóstwa minionej już epoki i zestawienie jej z naszym konsumpcyjnym szałem?

W swojej wersji Szklanej menażerii Jacek Poniedziałek nie stara się narzucać tropów interpretacyjnych i skąpi nam odsłaniania motywów, jakie nim kierowały. Może oprócz tych rodzinnych. Plakat do spektaklu to stare zdjęcie ojca artysty. Ta sama fotografia stała się częścią scenografii. Wisi w małym, zaniedbanym mieszkanku wśród skrzypiących mebli, zakurzonych książek i niespełnionych pragnień domowników. Amanda, Laura i Tom. Samotna matka z synem i córką. Czwartym „lokatorem” jest wspomniany już ojciec. Jak to często bywa w dramatach rodzinnych, odgrywa swoją rolę nie pojawiając się na scenie. Pod koniec przedstawienia poznamy jeszcze jedną osobę – Jima, kolegę Toma z pracy.

Jacek Poniedziałek tłumaczył podczas konferencji prasowej, że z bohaterami Szklanej menażerii łączą go wspólne „historie i przeżycia”. Więc była szansa, że w ślad za autorem zaprosi nas na seans publicznej psychoterapii i prywatnych rozrachunków z dzieciństwem. Ale nic z tych rzeczy. Reżyser pozostał uczciwy wobec oryginalnego tekstu – być może nazbyt uczciwy.

Jak wiadomo, „wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób”. Piekło familii Wingfieldów utkane jest z frustracji, niespełnionych marzeń i mrocznych prognoz na przyszłość. Matka (Grażyna Misiorowska) wciąż żyje wspomnieniami z lat swojej młodości, kiedy to bawiła wśród najzamożniejszych plantatorów Missisipi. Mężczyźni ścielili się u jej pięknych nóżek, a ona, beztroska i lekkomyślna, wybrała Jego. Był uroczy. Jak się szybko okazało, „tylko w tym był doskonały”. Dużo pił i wkrótce opuścił rodzinę, zostawiając dwoje dzieci.

Od tego czasu minęło prawie trzydzieści lat. Dzieci wyrosły i teraz same muszą stawiać czoła dorosłemu życiu. Kiepsko im to idzie. Tom (Sylwester Piechura), każdego rana budzony sakramentalną formuła „wstań, Słoneczko, i świeć”, zmuszony jest utrzymywać rodzinę, chodząc do znienawidzonej pracy w hurtowni. Podczas kolejnej kłótni zrozpaczony krzyczy do matki: „Czy ty nie widzisz różnicy między tym, co robię i tym, co chciałbym robić?”. Jedyną jego ucieczką są wieczorowe wypady „do kina”. Z takich wypraw wraca dopiero w nocy i najczęściej niezbyt trzeźwy. „Proszę cię, tylko nie zostań pijakiem” – zaklina go matka.

Jednak jej prawdziwym zmartwieniem jest starsza córka Laura (Grażyna Rogowska). Niezgrabna, bojaźliwa, krucha jak jej kolekcja małych szklanych zwierzątek. Przez większość czasu siedzi w domu i poleruje swoją szklaną menażerię. Ukrywa fakt, że dawno już nie chodzi na kursy maszynistek, ponieważ na pierwszym sprawdzianie zwymiotowała ze stresu. Rzecz jasna, jej stosunki z mężczyznami też się nie układają, co szczególnie denerwuje matkę. Ta ostatnia ponad wszystko pragnie wydać córkę za mąż. W tych planach Laura bywa zarazem okrutna i żałosna: „Moje poświęcenie zrobiło ze mnie wiedźmę, którą nienawidzą własne dzieci”. Chwyta się każdej możliwości. Jedną z nich mimowolnie staje się Jim (Leszek Malec). Stuprocentowy Irlandczyk i była gwiazda szkolnych musicalów.

W takim oto kotle gotuje się nasza historia. Może niezbyt wstrząsająca, lecz do bólu szczera i przenikliwa. Jacek Poniedziałek daje wybrzmieć tekstowi Williamsa i ta pokora zasługuje na pochwałę. Choć w warstwie wizualnej podobna dokładność i dosłowność bywa czasem zbędna. Nie chodzi mi tu o scenografię. Widać że Michał Korchowiec, dbając o detale, odwalił kawał dobrej roboty, zbierając i układając w przestrzeni gry te wszystkie artefakty minionych czasów. Chciałbym jednak więcej scenicznych metafor, ukrytych znaków i symboli. Warto było nieco bardziej zaszaleć. Jak w scenie, gdy Laura w transie przytula się do lustra, zostawiając na nim ślady, a kiedy wchodzi matka, w mgnieniu oka przeobraża się w zupełnie inną osobę. Niestety zamiast podobnych obrazów w pierwszej części spektaklu jest zdecydowanie za dużo krzyku i płaczu, a druga zaczyna niepotrzebnie ocierać się o farsę. Mimo wszystko reżyserowi udało się najważniejsze – widzieliśmy żywych ludzi i współczuliśmy ich prawdziwym problemom. Myślę, że każdy ma swoją własną „szklaną menażerię”. Więc wychodząc z sali po dwóch godzinach, nie bez przyjemności stwierdziłem, że chętnie bym tam wrócił.

22-09-2014

galeria zdjęć Szklana menażeria, reż.Jacek Poniedziałek, Teatr im. J. Kochanowskiego w Opolu Szklana menażeria, reż.Jacek Poniedziałek, Teatr im. J. Kochanowskiego w Opolu   Szklana menażeria, reż.Jacek Poniedziałek, Teatr im. J. Kochanowskiego w Opolu   Szklana menażeria, reż.Jacek Poniedziałek, Teatr im. J. Kochanowskiego w Opolu   ZOBACZ WIĘCEJ
 

Teatr im. J. Kochanowskiego w Opolu
Tennessee Williams
Szklana menażeria
przekład, reżyseria i opracowanie muzyczne: Jacek Poniedziałek
scenografia: Michał Korchowiec
światła: Katarzyna Łuszczyk
choreografia: Łukasz Przytarski
aranżacja piosenki: Andrzej Strzemżalski
obsada: Grażyna Misiorowska, Grażyna Rogowska, Leszek Malec, Sylwester Piechura
premiera: 13.09.2014

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
jeden razy osiem jako liczbę: