AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Epos na dwóch kółkach

 

Spektakularność niewidocznego – tak w największym skrócie można opisać kluczowy paradoks książki Jakuba Papuczysa Tour de France jako przedstawienie kulturowe. Trwające przez trzy tygodnie zmagania Wielkiej Pętli nie mają w sobie nic z ekscytującego widowiska. Publiczność wyczekująca na trasie może co najwyżej przez chwilę popatrzeć na rozpędzony peleton.

Kibic telewizyjny też widzi głównie pedałujących zawodników. Wyścig można oglądać w detalach lub fragmentach, nigdy nie ogarniając całości. W tej wizualnej mizerii tkwi jednak tajemnica sukcesu imprezy. Książka Papuczysa demonstruje, w jaki sposób właśnie ów deficyt reprezentacji otwierający pole wyobraźni uczynił Tour de France fantazmatyczną sceną narodowego eposu.

Istnieje wiele dyscyplin, w których obraz sportowego show tworzy się poza granicami bezpośredniego doświadczenia kibica. Bywa, że im mniej widać, im bardziej niekompletna wiedza o wydarzeniu, im więcej miejsca na domysły i zakulisowe spekulacje – tym większe emocje. Zasada ta działa ze szczególną mocą w himalaizmie. Żmudny wysiłek wspinaczy pokazany na żywo nie przykułby niczyjej uwagi. Z obrazów ciężkiej pracy poręczowania, zakładania kolejnych obozowisk i wyczekiwania w bazie na sprzyjające warunki atmosferyczne nie udałoby się nawet przy odpowiedniej kondensacji i obróbce dramaturgicznej zbudować interesującej opowieści. Dlatego dla wąskiej grupy kibiców tej dyscypliny oblegana góra zawsze jest sceną wyobraźni.

O podobnym zjawisku traktuje Tour de France…. Autor książki odsłania złożone mechanizmy kreowania przedstawień powstających na styku sportu, otoczenia kulturowego, historii i wyobraźni, dowodząc, że na obraz wielkiego wyścigu w niewielkim stopniu wpływa bezpośrednie doświadczenie zmysłowe kibica. Widok zmordowanych zawodników na trasie sam w sobie nie ma wielkiego potencjału dramaturgicznego i zapewne nie przyciągnąłby uwagi wielomilionowej widowni, gdyby nie wsparcie potężnej machiny do kreowania opowieści, jaką jest przedstawienie kulturowe. 

Papuczys bada jej „produkcyjne” zaplecze: rozmaitość poetyk i matryc narracyjnych wykorzystywanych w relacjach z imprezy, potencjał symboliczny kulturowych składników wyścigu i garderobę kulturowych kostiumów, w jakie przebierała zawodników zbiorowa wyobraźnia Francuzów. Pytanie kluczowe brzmi: co sprawia, że zdarzenie niezbyt atrakcyjne wizualnie, w dodatku mocno rozciągnięte w przestrzeni i w czasie, wzbudza tak wielką fascynację międzynarodowej widowni? Autor szuka odpowiedzi w historii, polityce, przemianach cywilizacyjnych, procesach społecznych i ewolucji poetyk przekazu medialnego, korzystając przede wszystkim z narzędzi oferowanych przez performatykę. Ta młoda, lecz bardzo ekspansywna dyscyplina humanistyki udowodniła już swoją przydatność w opisie najróżniejszych zjawisk kultury, lecz zastosowanie jej do analizy i interpretacji zdarzenia sportowego jest przedsięwzięciem pionierskim. Można bez wielkiej przesady powiedzieć, że Papuczys skonstruował modelowy prototyp procedury badawczej do wielokrotnego stosowania, jej skuteczność jest bowiem olśniewająca.

Autor docieka, w jaki sposób coś, co pierwotnie w ogóle nie było przeznaczone do oglądania, stało się wielkim spektaklem. Początki imprezy były bowiem mało widowiskowe: etapy wyścigu były dłuższe niż dziś, toteż kolarzom zdarzało się kończyć wyścig późno w nocy. Zwycięstwa odnoszone w ciemnościach nie sprzyjały budowaniu kibicowskiej wspólnoty na trasie. Papuczys dowodzi, że Tour de France był najpierw imprezą „do czytania”, a potem „do słuchania”. Jej dramaturgia kształtowała się pod wpływem relacji w prasie, a nieco później również transmisji radiowych. Całościowy obraz zmagań kolarzy miał więc w znacznej mierze charakter teatru wyobraźni. Dopiero w drugiej połowie lat 70. do obsługi medialnej wyścigu włączyła się telewizja, dzięki czemu przebieg Wielkiej Pętli można było wreszcie śledzić naocznie. Co ciekawe, wzbogacenie spektaklu o warstwę wizualną nie zrewolucjonizowało struktury wyścigu. Stało się tak przede wszystkim dlatego, że Tour de France osiągnął już dojrzałą i niezwykle wyrafinowaną formę jako przedstawienie kulturowe.

Badając jego składniki Papuczys cofa się głęboko w historię, wskazując na związki narodzin idei wyścigu z sytuacją Francji po porażce w wojnie z Niemcami w 1871 roku. Upokorzone mocarstwo potrzebowało kompensacyjnego symbolu, który po klęsce militarnej, stratach terytorialnych i utracie pozycji politycznego hegemona na kontynencie potwierdziłby jego prestiż i energię witalną. Takim symbolem narodowej krzepy i zarazem fundamentem mitu znamionującego odrodzenie kraju po klęsce stał się Tour de France. Papuczys ciekawie rekonstruuje jego genezę, wpisując proces kształtowania się idei wyścigu w polityczny konflikt wywołany sprawą Dreyfusa, w którym starły się dwie wizje Francji: konserwatywna i liberalna. Wyścig kolarski, którego trasa opasywała pętlą cały kraj, prezentując jak na wielkiej, panoramicznej wystawie jego krajobrazy, obyczaje, zabytki i regionalne osobliwości, miał być kołem zamachowym francuskiego nacjonalizmu – regenerować pamięć o historycznych triumfach i mobilizować narodową dumę, stwarzając tym samym płaszczyznę dla ideowej reintegracji spolaryzowanej kryzysem wspólnoty narodowej. Badacz opisuje proces narodzin i formowania ideologicznego zaplecza mitu imprezy w kategoriach czteroaktowego dramatu społecznego Turnera – od momentu społeczno-politycznej destabilizacji (wojna francusko-pruska, Komuna Paryska) poprzez potęgującą rozdźwięki fazę kryzysu (sprawa Dreyfusa) po finalne etapy, w których przy wsparciu jednoczącego rytuału (Tour de France) nastąpiło załagodzenie konfliktów i uformowanie nowej wspólnoty.

To jednak nie jedyny kontekst, który wpłynął na fantazmatyczny kształt Wielkiej Pętli. Nieobojętny był również potencjał przedstawieniowy roweru, wynikający z roli, jaką odegrał ów pojazd w demokratyzacji stosunków społecznych i przemianach cywilizacyjnych. Fascynacja urządzeniem na dwóch kołkach działała bowiem ponad klasowymi podziałami. Rower jako pojazd tani, prosty i nowoczesny spełniał wszelkie warunki, by stać się emblematem emancypacji niższych klas społecznych, a nadto również ikoną zdobywającego coraz większą popularność sportowego stylu życia. Idea wyścigu, który wystartował po raz pierwszy w 1903 roku, wcielała również ekspansywnego ducha epoki – jej dynamizm, zamiłowanie do bicia rekordów i wyczynowych eksploracji. Ten potencjał symboliczny i performatywny Wielkiej Pętli wykorzystano w pełni już w pierwszych sprawozdaniach z imprezy, zamieszczanych w prasie. Literackie opisy wykreowały wielowarstwowy obraz przedstawienia kulturowego, które dopiero kilka dekad później, dzięki wykorzystaniu możliwości mediów elektronicznych, mogło stać się widowiskiem, a więc doświadczeniem naocznym.

Autor książki konfrontuje ten przedstawieniowy kształt Wielkiej Pętli ze strategiami gatunkowymi wielkich form narracyjnych, w tym przede wszystkim – epopei. Na ów związek wskazał już Roland Barthes, lecz Papuczys interesująco go rozwija, wprowadzając do gry narzędzia performatyki. Ekstremalnie trudny wyścig był świetnym materiałem na opowieść o niestrudzonych wojownikach szos, walczących o przetrwanie z narażeniem zdrowia, a nawet życia. Spośród sześćdziesięciu kolarzy, którzy wystartowali w pierwszej edycji, do mety dotarło zaledwie dwunastu. Etapy, liczące ponad czterysta kilometrów, były morderczo długie. Co lepsi zawodnicy pokonywali je w piętnaście godzin, lecz słabszych wysiłek ten kosztował niemal dobę nieprzerwanej jazdy. Pokonanie całej trasy, liczącej ponad 2400 km, uchodziło za wyczyn nadludzki. Szczególnych emocji dostarczały etapy górskie. Na prowizorycznie wyznaczonych drogach łatwo było osunąć się w przepaść, toteż doszło tam do dwóch – na trzy w całej historii wyścigu – wypadków śmiertelnych. Nic dziwnego, że zawodnicy stawali się bohaterami zbiorowej wyobraźni, zaś pióra sprawozdawców prasowych przystrajały ich w kostium narodowych herosów. Papuczys dowodzi, że typy ulubieńców publiczności były odwzorowaniem aktualnych potrzeb i aspiracji Francuzów. Autor książki analizuje ten fenomen na przykładzie dwóch rywali: Jacquesa Anquetila i Raymonda Poulidora. Walczący z determinacją i bez obrachowania Poulidor zazwyczaj nieznacznie przegrywał z Anquetilem, uchodzącym za mistrza taktyki i strategicznego planowania, lecz w oczach publiczności to właśnie jego styl, reprezentujący czysty heroizm, znajdował największe uznanie. Papuczys tłumaczy ów sentyment sprzecznościami nurtującymi ówczesną Francję. Archaiczny, lecz pełen poświęcenia styl walki Poulidora miał symbolizować odchodzącego ducha zapatrzonej w tradycję IV Republiki, podczas gdy organizacyjno-techniczna perfekcja Anquetila antycypowała modernizacyjne ambicje epoki gaullistowskiej. W ten sposób epos Tour de France pomagał swojej narodowej widowni oswoić się z przemianami kulturowymi.

W porządku narracyjnym eposu mieścił się nie tylko obraz heroicznej, honorowej walki, toczonej przez tytanów szos, lecz również opisy przyrody, krajobrazu oraz mijanych na trasie zabytków. Praktyka inkrustowania relacji medialnych dygresjami historycznymi dostarczyła autorowi książki wystarczająco dużo ciekawego materiału dowodowego, by postawić tezę, że Tour de France to także performans pamięci. W cyklicznie odprawianym rytuale opowieści o kraju, jego osobliwościach i przeszłości widzi Papuczys utrwaloną kulturowo praktykę performatywnego ustanawiania historii. W corocznych ponowieniach rowerowego eposu dochodziło przecież do rekapitulacji i przetworzeń wiedzy o dziejach państwa. Na wielkiej, fantazmatycznej scenie wyścigu przesuwały się obrazy ucieleśniające kluczowe zdarzenia z przeszłości. Dzięki Tour de France naród mógł jej doświadczać, dokonując samoprzedstawienia w perspektywie długiego trwania. „Od średniowiecza przez monarchię po rewolucję francuską i czasy imperialne – ów historyczny proces budowania obecnej postaci narodu zostaje doświadczony jeszcze raz podczas każdego z ośmiu okrążeń – pisze badacz. – Joanna d’Arc staje obok Charlesa de Gaulle’a, republika łączy się z monarchią i imperium, historia mieszczańska jednoczy się z historią ludową. (…) Widzowie nie są już tylko biernymi obserwatorami przeszłych wydarzeń czy anonimowymi przedmiotami Wielkiej Historii, lecz stają się jej aktywnymi uczestnikami. Granica między przestrzenią realną a wyobrażoną ulega ostatecznemu zatarciu, mit zostaje wcielony w rzeczywistość, a historia – zarówno ta wyidealizowana, jak i rzeczywista – jest przeżywana tu i teraz bez względu na to, czy wierzymy w wytworzony przez nią obraz, czy nie”.

Ale Tour de France to również spektakl medialny. Papuczys opisuje ewolucję poetyk relacji dziennikarskich – począwszy od sprawozdań prasowych poprzez transmisje radiowe do bogatych stylistycznie i gatunkowo sprawozdań telewizyjnych. Z przeprowadzonej przezeń analizy wynika, że pomiędzy przedstawieniem kulturowym wyścigu a jego obrazem medialnym istniało ciekawe sprzężenie zwrotne: środki masowego przekazu respektowały jego wyobrażeniowy kształt, uformowany przez tradycję, wywierając równocześnie wpływ na rozwój imprezy jako widowiska. Udział telewizji niewątpliwie wzmocnił i rozwinął możliwości perswazyjne wyścigu jako performansu pamięci. Gramatyka narracji filmowej ma jednak swoje żelazne prawa, które narzuciły scenariuszowi imprezy dramaturgiczną dyscyplinę. Wyścig, który miał być przedstawiony w formie telewizyjnej opowieści w odcinkach, sam musiał stać się uporządkowaną i wyrazistą strukturą narracyjną. Papuczys opisał ją za pomocą modelu pięcioaktowej konstrukcji dramaturgicznej, zwanej piramidą Freytaga – z ekspozycją, rozwinięciem, punktem kulminacyjnym, rozwiązaniem akcji i zakończeniem.

Autor kończy swoje rozważania rozdziałem poświęconym szeroko pojętej problematyce dopingu. Afera siedmiokrotnego zwycięzcy Wielkiej Pętli, Lance’a Armstronga, która ujawniła, że wszystkie triumfy amerykańskiego zawodnika były wspomagane stosowaniem niedozwolonych środków stymulujących, okazała się ciosem w samo serce mitu wyścigu jako czystej, rycerskiej gry herosów, poddających ekstremalnej próbie możliwości własnego organizmu. Oliwy do ognia dolały wypowiedzi solidaryzujących się z nim kolarzy, które potwierdziły, że to praktyka powszechna. Wyszło na jaw, że stopień trudności wyścigu poszybował tak wysoko, że nie sposób go przetrwać bez dopingu. Logika performansu, wymagająca, by jeździć coraz szybciej, coraz bardziej widowiskowo eksponując przy tym coraz bardziej nieludzkie wysiłki, okazała się mordercza. Wielka Pętla stała się wyścigiem cyborgów, o którego wyniku rozstrzyga praca sztabu specjalistów, programujących wydajność ciała zawodnika pod kątem przewidywanych obciążeń. Za kulisami wzniosłego eposu, snującego opowieść o wielkiej Francji, pracuje dziś pełną parą nastawiona na wielkie zyski machina performansu biotechnologicznego. 

Tour de France… jest niezwykłym – jak na standardy pracy naukowej – wyczynem pisarskim. Czytelnik znajdzie w niej efektowny, wielowarstwowy i trzymający w napięciu od przedmowy do epilogu opis widowiska, w którym – oprócz zmagań kolarzy – jest miejsce dla emocji publiczności zgromadzonej na trasie, dramatów rozgrywających się na zapleczu i medialnych kulis, okraszonych tak pysznymi detalami, jak próbki dialogów sprawozdawców przy mikrofonie. Lektura książki to najlepszy dowód na to, że nie trzeba namiętności do dwóch kółek, by dać się uwieść Tour de France. Praca Papuczysa tworzy również ważny przyczółek dla performatywnych badań nad sportem. Sam badacz zresztą wyznaje, że to dopiero rozgrzewka przed wielkim projektem, jakim ma być kulturowa historia PRL-u, opowiedziana poprzez wielkie wydarzenia sportowe. Kości zostały rzucone. Może przy okazji kolejnej książki autora dowiemy się, jaką prawdę o Polsce kryje historia Wyścigu Pokoju?

16-09-2015

Jakub Papuczys, Tour de France jako przedstawienie kulturowe, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2015, 190 ss., seria Nowe Perspektywy. Performatyka

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę:
komentarze (3)
  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-09-19   21:51:53
    Cytuj

    Czemu? Ponieważ Ty już się tu też wysiusiałeś...

  • Użytkownik niezalogowany Paweł Płoski
    Paweł Płoski 2015-09-17   09:53:55
    Cytuj

    Jeśli dobrze rozumiem, to świetnie w tradycję "słuchanego wyścigu" wpisuje się znakomity korespondent Polskiego Radia z Paryża, Marek Brzeziński. Jego relacje są tak barwne, że radio zrobiło mały katalog. Polecam http://www.polskieradio.pl/43/265/Artykul/1472794,Tour-de-France-halo-tu-Marek-Brzezinski-czyli-niebanalnie-o-Wielkiej-Petli

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-09-16   19:54:55
    Cytuj

    Czemu o tym nie piszecie, panowie i pani, o ustawionym konkursie na dyrektora Opery Wielkopolskiej w Kaliszu? To jest temat, tylko wasze małe i obślizgłe palce boją się przytrzaśnięcia drzwiami sprawiedliwości! Ale przyjdzie kryska na Maciska!