AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

I jeden wystarczy

Doktor nauk humanistycznych, krytyk teatralny, członek redakcji portalu „Teatralny.pl”. Pisze dla „Teatru”, kwartalnika „nietak!t”, internetowego czasopisma „Performer” i „Dialogu”. Współautor e-booka Offologia dla opornych. Współorganizuje Festiwal Niezależnej Kultury Białoruskiej we Wrocławiu.
A A A
Anna Krotoska Linatendu  

Na dwa lata przed swoim pięćdziesięcioleciem najstarszy festiwal monodramu na świecie, czyli Wrocławskie Spotkania Teatrów Jednego Aktora (WROSTJA), udowadnia, że mimo sędziwego wieku tak samo jak każdy z zaproszonych artystów nie przestaje poszukiwać, buntować się i stawiać czoła naszej płynnej ponowoczesności.

Podobnie jak w poprzedniej edycji festiwali, tak i tym razem wszystkie wydarzenia, oprócz spektaklu Plama Anny Kramarczyk, który zagościł we Wrocławskim Teatrze Lalek, odbyły się w nowym budynku Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie Filia we Wrocławiu. Dokładnie na trzech scenach znajdujących się na parterze tego wielce funkcjonalnego gmachu. Takie rozwiązanie znacznie upraszcza logistykę organizatorom i widzom. A tych ostatnich było sporo, czemu wcale się nie dziwię. Zgodnie z tradycją wstęp na wszystkie wydarzenia, oprócz wspomnianej już Plamy, był wolny. Wystarczyło zadzwonić i zarezerwować sobie miejsce. 

Wśród patronów i dobrodziejów festiwalu, oprócz Prezydenta Wrocławia i Marszałka Województwa Dolnośląskiego, znalazło się  również Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jak co roku zaproszono gości z zagranicy. Najpierw zaprezentowała się „staruszka Europa”: Pavol Seriš witał wszystkich w jednej z najlepszych słowackich restauracji. Młody komik, a w tym wypadku także reżyser i scenarzysta, studiował w Brnie teatr cielesny (tak chciałbym nazywać melanż teatru ruchu i teatru fizycznego) i od razu było widać, że zamierza śmiało korzystać ze swego warsztatu. Wysoki, ruchliwy i wysportowany niczym akrobata w ciągu niecałej godziny zdążył zagrać ponad dwadzieścia postaci, wśród których była mucha, krowa i cały tuzin ekscentrycznych kelnerów. Spektakl Smakowało wam, Panowie? okazał się najśmieszniejszym przedstawieniem tegorocznej edycji. Osobliwego uroku nadawał mu słowacki akcent Pavola, który odważył się opowiedzieć swoją historię po polsku. 

Natomiast Stephen Ochsner, amerykański aktor z Kolorado, poszedł jeszcze dalej. Razem z ormiańską reżyserką Zarą Antonyan stworzył spektakl na podstawie Sentencji Panteleja Karmanowa słynnego dramaturga Iwana Wyrypajewa i postanowił pozostać wierny językowi oryginału. Grać to po rosyjsku to nie lada wyzwanie, nie tylko dla Amerykanina, szczerze mówiąc. A jednak Stephen Ochsner dzielnie zmagał się z przygodami przeróżnych Dmitrijów Inokientijewiczów Pologowych z Czeremchowa i innych niesamowitych postaci, których pełen jest poetycki świat Wyrypajewa. Wyszło bardzo szczerze, bez fałszywego patosu, na którego nadmiar cierpiały niektóre inne przedstawienia. Przy okazji aktor zaprezentował nam swoje (świetne!) umiejętności gry na gitarze i harmonijce ustnej.

Po krótkiej przerwie przynieśliśmy się do Afryki. Dokładniej do Algierii, skąd Janati Souad przywiozła spektakl Maya, „opowieść o dziewczynie, która wyruszyła w przygodę życia. Opowieść o miłości, śpiewie i tańcu flamenco, pełną pasji i szczerości”. To było najbardziej muzyczne przedstawienie całego festiwalu, opowiadające o przełamywaniu międzykulturowych barier, o migracji i niespełnionych marzeniach. Bohaterka Janati Sauad przygląda się zza  Morza Śródziemnego współczesnej Europie i nie stawiając diagnoz próbuje znaleźć swój kawałek szczęścia.

Ostatni spektakl wieczoru to znowu Europa: Birute Mar z Litwy ze Słowami na piasku według Szczęśliwych dni Samuela Becketta. Wzruszająca, przenikliwa i bardzo intymna historia o samotności i niespełnieniu. Winnie, niemłoda już kobieta, przykuta do łóżka, poprzez codzienne rytuały i celebrowanie najbardziej błahych zdarzeń rozpaczliwie walczy o pozostałe ułamki rzeczywistości. Spektakl miał swoją premierę jeszcze w 1998 roku, lecz jest jednym z tych dzieł, które dojrzewają powoli, zyskując z każdym kolejnym pokazem.

Kolejne dwa dni poświęcone były Ogólnopolskiemu Festiwalowi Teatrów Jednego Aktora, który ma charakter konkursu i jest niezmienną częścią programu WROSTJA. Tym razem Rada Artystyczna zaprosiła siedem spektakli z całej Polski. Przy czym od razu w oczy rzucała się  dysproporcja płciowa. Tylko jeden aktor i sześć aktorek. I niech wyjdę na szowinistę, jednak uważam, że jedyny mężczyzna w tym gronie, Mateusz Nowak (Od przodu i od tyłu, adaptacja powieści Karola Zbyszewskiego Niemcewicz od przodu i tyłu) pokazał najbardziej oryginalne, zabawne i po prostu najlepsze przedstawienie całego konkursu. Ten tragikomiczny obraz powolnego upadku XVIII-wiecznej Polski niespodziewanie zachwyca swoją aktualnością. Prawie każdy z żartów, nawet niezamierzenie, krył w sobie czytelne aluzje społeczne i polityczne. Osobnej wzmianki wymaga ciekawa kilkuminutowa „melosylabizacja”, podczas której Nowak śmiało nakreśla erotyczne szczegóły spotkania Casanovy z podstarzałą Katarzyną Wielką.

Spektakl Od przodu i od tyłu dostał nagrodę od Bogusława Kierca. Zgodnie z Regulaminem Festiwalu każdy z pięciu jurorów miał bowiem do dyspozycji kwotę 2000 zł, którą mógł przyznać wybranemu spektaklowi. Elżbieta Czaplińska-Mrozek wyróżniła przedstawienie Linatendu w wykonaniu Anny Krotoskiej. Janusz Degler wybrał „pierwszą w historii sztukę o ostatniej rezydentce owianego legendami i tajemnicami zamku Książ”, czyli Daisy – błękitna tożsamość Aldony Struzik. Dorota Stalińska oddała nagrodę Joannie Wawrzyńskiej i jej przepisom na tradycyjne śląskie dania oraz zasłyszanym przy gotowaniu historiom. I skoro już było tyle mowy o językowych perypetiach, zaznaczę, że wszystkie kuchenne anegdotki w spektaklu Rajcula Warzy stają się jeszcze zabawniejsze przez to, że są opowiedziane śląską gwarą.

W ramach WROSTJA już po raz piętnasty odbyła się Prezentacja Monodramów na Dolnym Śląsku. Ostatnią nagrodę Lech Śliwonik wręczył Agnieszce Przepiórskiej. Tato nie wraca to monodram oparty na osobistych doświadczeniach, w którym aktorka próbuje na nowo przeżyć, przemyśleć i poukładać swe stosunki z ojcem. Potężna figura rodzica nawet po latach prześladuje młodą kobietę sukcesu. Faktycznie odbywa się w naszej obecności prawdziwy seans terapeutyczny, podczas którego pacjentka zarazem kipi od nienawiści i desperacko poszukuje w sobie sił i woli do przebaczenia. W pewnym momencie Przepiórska poprosiła, abyśmy wszyscy wzięli się za ręce i wyszeptali to, co chcielibyśmy usłyszeć, kiedy byliśmy dziećmi. Zapadła cisza.  

W ramach WROSTJA już po raz piętnasty odbyła się Prezentacja Monodramów na Dolnym Śląsku. Wybrane spektakle można było obejrzeć w Bolesławcu, Wałbrzychu, Oławie, Oleśnicy i Jaworze. Natomiast ostatni dzień festiwalu we Wrocławiu był dniem PWST. Zaprezentowano dziewięć etiud oraz spektakl Zaćmienie w wykonaniu studentów wydziału lalkarskiego i aktorskiego. Ponadto Murad Janibekyan z Armenii pokazał swoją Spowiedź, podczas której wspólnie z artystą przeżywaliśmy ostatni dzień Filipa  II, krwawego władcy  kroczącego na czele orszaku  swych osobistych demonów. „To tragedia człowieka, który żyje i umiera w stworzonej przez siebie nocy. Żałobna cisza i nieosiągalna pokuta kryje się pod lirycznymi subtelnościami tej roli” – komentuje temat swojego przedstawienia Murad Janibekyan i nie mogę nie uwierzyć artyście, który sprzedał dom, żeby nakręcić własną wersję Hamleta.

3-11-2014

48. Wrocławskie Spotkania Teatrów Jednego Aktora, 18–21 października 2014 r.

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę: