AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Józef w kościele

Żywot Józefa, reż. Jarosław Gajewski, Pracownia Staropolska
Pracuje w Katedrze Teatru i Dramatu Uniwersytetu Jagiellońskiego.
A A A
materiał Fundacji Uwaga na Kulturę  

Pracownia Staropolska to nieformalna grupa, która postanowiła zająć się inscenizacją dramatów staropolskich, słabo obecnych w polskim repertuarze. Pierwszą premierą przygotowaną przez Pracownię był XVI-wieczny Żywot Józefa Mikołaja Reja, wyreżyserowany przez Jarosława Gajewskiego.

W 2017 roku obchodzono jubileusz pięćsetlecia reformacji. Inscenizacja Żywota Józefa, być może niezamierzenie, korespondowała z tym wydarzeniem – Rej był protestantem (kalwinem). Po premierze 3 listopada 2018 roku i kilku prezentacjach Żywota Józefa w Collegium Nobilium, odbył się szczególny pokaz tego spektaklu – w kościele ewangelicko-augsburskim Świętej Trójcy w Warszawie.

Przedstawienia w przestrzeniach sakralnych zawsze są szczególne. Wpisują się, chcąc czy nie chcąc, w kontekst miejsca, w którym są grane. Niekiedy ożywają w takich wnętrzach – jak dramaty liturgiczne Scholi Teatru Węgajty albo spektakle Kazimierza Dejmka: Gra o Herodzie (w 1974 roku w tymże kościele ewangelickim) czy Gra o Męce i Zmartwychwstaniu (wystawiona w 1981 roku w archikatedrze św. Jana w Warszawie). Niekiedy jednak spektakle nie czują się w kościele dobrze. Tak było z tą jednorazową prezentacją Pracowni Staropolskiej.

Na jaką scenę napisany był przez Reja Żywot Józefa? Możemy tylko przypuszczać, ale pewności nie ma. Julian Lewański pisał: „Trudno dla tej sztuki zaproponować jakiś określony, a sprawdzalny kształt teatralny. Można by ją realizować na scenie wielokrotnej, dość pojemnej albo na symultanicznej. [...] To teatr dla aktora-deklamującego, a nie inscenizatora-dekoratora” (Dramat i teatr średniowiecza i renesansu w Polsce, Warszawa 1981, s. 314-315). Jerzy Ziomek natomiast uważał, że „Żywot Józefa zawiera w sobie pomieszane właściwości trzech typów teatru: teatru misteryjnego, teatru moralitetowego i – co najciekawsze – humanistycznego teatru szkolnego, [...] był tworem hybrydycznym, nieczystym” (Renesans, Warszawa 2002, s. 222). Nie wiemy jednak jak i czy w ogóle dramat ten był inscenizowany w XVI wieku. Scenie współczesnej przywrócił go Kazimierze Dejmek, inscenizując kilkukrotnie (po raz pierwszy w 1958 roku). Miałem okazję zobaczyć ostatnią jego wersję w Teatrze Polskim w Warszawie (premiera odbyła się w 1985 roku). Daleko idąca stylizacja, humor intermediów – to cechy charakterystyczne tego spektaklu...

Pracownia Staropolska potraktowała tekst Reja inaczej niż Dejmek, bardziej serio, grając bez dodawanych intermediów, odnosząc się w wykorzystanej estetyce w większej mierze do czasów współczesnych niż do renesansu. Jeszcze mocniej widać to było w kościele ewangelickim, gdzie prezentacja odbyła się bez stałej scenografii, która przecież świetnie sprawdziła się podczas prezentacji w Collegium Nobilium.

U ewangelików wyglądało to więc następująco: przed ołtarzem, pod wielkim krucyfiksem, usytuował się zespół czworga muzyków, kierowany przez Marię Pomianowską. (Trzeba dodać, że spektakl bardzo mocno opiera się na muzycznych kompozycjach.) Instrumenty, na których grali, były zaskakujące – polskie, ludowe. Wykorzystywana muzyka też miała korzenie ludowe: raz po raz brzmiał oberek. Muzycy siedzieli na swoich miejscach przez cały spektakl. Scenografię dopełniała umieszczona na stole ołtarzowym otwarta księga Biblii – nie był to element scenografii ze spektaklu, ale wyposażenia kościoła.

Kościół Świętej Trójcy zbudowany jest na rzucie koła, posiada wysokie empory i ogromną kopułę z latarnią. Owe empory zostały też wykorzystane w kilku scenach Żywota Józefa – zwłaszcza z faraonem, który przemawiając z wysokości, wzmocnionym i lekko przekształconym głosem, wyglądać będzie jak niedosiężna i nieziemska wręcz istota. Aktorzy grali jednak przede wszystkim w przestrzeni ołtarzowego podwyższenia i przed nim.

Sumując więc straty i zyski przestrzeni kościelnej, można powiedzieć tak... Po pierwsze: dramat Reja został rozegrany pod krzyżem. To w przypadku tekstu Reja sprawa niebagatelna, bo napisana przez niego „świecka krotofila” [krotochwila] przenosi sprawy starotestamentowe w kontekst odczytywania w świetle Nowego Testamentu. Można więc powiedzieć, że to zysk, że to dążenie zostaje w przedstawieniu maksymalnie wzmocnione, bo cały dramat rozgrywa się pod krzyżem.

Ale problem w tym, że ten konkretny spektakl w reżyserii Jarosława Gajewskiego nie był do takiej przestrzeni stworzony. I to wielka strata dla przedstawienia. Zagubiła się jego widowiskowa struktura. Zresztą wypracowana ekspresja aktorska do przestrzeni kościoła także nie pasowała. Wręcz z nią nie licowała. W czasie postu, a więc czasu ograniczenia przyjemności, lekko ubrane dziewczęta tańczyły ekstatycznie w całej przestrzeni świątyni. To, co w teatrze jest naturalne i zupełnie na miejscu, wręcz pożądane, w świątyni chybiało jako środek ekspresji, bo kwestionowało charakter miejsca, w którym gościło.

Pomimo tego, że kostiumy pozostały właściwie bez zmian, zabrakło teatralnej scenografii. Bez jej kontekstu najważniejszym elementem musiała stać się więc gra aktorska, odarta z jakiegokolwiek prawie wsparcia. Ale i tutaj aktorów Pracowni Staropolskiej spotkało nieszczęście. Akustyka zniszczyła wypowiadane i śpiewane słowo. Nie sprawdzałem, co słyszeli widzowie siedzący na innych miejscach, ale w ostatnich rzędach pogłos powodował, że słychać było tylko zlewające się dźwięki, nie dające się wyodrębnić, zróżnicować. Aktorom, a także Rejowi, odebrany został podstawowy oręż – znaczenie słowa. W tym spektaklu cyzelowano je, doprowadzano do tego, by Rejowa staropolszczyzna (naprawdę trudna) stała się czysta, klarowna i zrozumiała (zajmował się tym Patryk Kencki). To, co w spektaklu granym w sali było bezsprzecznym atutem widowiska, teraz wzbudzało momentami irytację na widowni. Słów nie dawało się wyodrębnić. Ale muszę stwierdzić, że aktorzy mimo to nie poddali się, walczyli o spektakl. Druga część wypadła naprawdę dobrze, a całość skończyła się owacją na stojąco.

***
Pracownia Staropolska to bardzo ciekawy eksperyment artystyczny. W Żywocie Józefa, reżyserowanym przez Jarosława Gajewskiego, spotykają się na scenie doświadczeni aktorzy (między innymi z Teatru Narodowego) i studenci warszawskiej Akademii Teatralnej. Każdy z aktorów gra po kilka ról. Całość na dodatek spięta jest silną muzyczną ramą – spektakl pełen jest muzyki i śpiewu. Tekst dramatu Reja został mocno skrócony. Wydobyte zostały najbardziej znaczące fragmenty. Po stosunkowo krótkich scenach snu Józefa (Hubert Paszkiewicz) i sprzedania go przez braci, ogromnie wyraziste, odmienne w charakterze stają się sceny w Egipcie. Gajewski gra najpierw Jakuba – ojca Józefa, ale później kupującego go Putyfara. Małgorzata Lipmann będzie Rebeką, żoną Jakuba, a później Zefirą, żoną Putyfara, uwodzącą Józefa. W obrębie spektaklu stwarza to zaskakującą niestosowność, bo miłość Zefiry do Józefa jest prawie kazirodztwem. Ale nie w tych możliwych skojarzeniach leży zaskakujący sposób budowania przedstawienia. Otóż po skrótowych, „epickich”, schematycznych scenach następuje swoiste psychologiczne przełamanie. Jakby biblijna maszyna do opowiadania zatrzymała się na chwilę – i zrobiła przerwę dla teatru uczuć i namiętności. Józef w scenie uwodzenia przez Zefirę jest bierny, właściwie nawet zdumiony, jakby sprawa nie dotyczyła jego. Brawurowe role grają natomiast Zefira i jej służąca Achiza (Joanna Halinowska). Zefira zmaga się z własnymi namiętnościami, pragnienie je stłumić, choć nie potrafi. W końcu za namową Achizy decyduje się uwieść Józefa. Przeciwieństwem jej skrupułów jest postawa Achizy – trajkoczącej i frywolnej nieco służącej, dla której opory pani są niezrozumiałe:

Nic ty się pani nie przeciw,
Pókiś młoda świata zażyw. [...]
Wszak z sobą świata nie weźmiesz.
To twe wszytko, co zażywiesz.

Gajewski jako Putyfar wydaje się zaskoczony, niezdecydowany, zdominowany przez Zefirę i jej oskarżenia wobec Józefa. O ile, grając patriarchę Jakuba, był w swych reakcjach krańcowo bezpośredni – wyrażał z całą mocą swój ból czy siłę, o tyle teraz jako Putyfar jest trochę zdezorientowany i chyba uzależniony od żony.

W spektaklu w kościele ewangelickim najmocniej wybrzmiały sceny drugiej części przedstawienia – po wyjściu Józefa z więzienia. Tutaj już odważniej zaczęto operować światłem i przestrzenią. Faraon przemawia z empory wysoko ponad głowami widzów. Jego hieratyczny i „leniwy” sposób mówienia przypomina głos wyroczni, wieszczki. Faraon jest obcy wobec wszystkich usytuowanych na dole, niedosiężny. Stojąc praktycznie nieruchomo w długiej sukni, wyrazistym makijażu, sposobem gry i wypowiadania buduje kontrast wobec wszystkich zgromadzonych na dole. Jest bardziej wyobrażeniem faraona niż faraonem.

Zaskakujące jest obsadzenie tej roli. Wcześniej Joanna Halinowska grała gadatliwą i bezpruderyjną sługę żony Putyfara, teraz występuje w roli hieratycznego, onirycznego, bezpłciowego – wydawać by się mogło – władcy. Po raz kolejny reżyser żongluje przeciwstawnymi decyzjami obsadowymi – jakby celowo chciał pokazać rozpięte w ludziach, różnorakie potencjalne możliwości. (A może to po prostu odwołanie się do umownych tradycji teatru misteriowego?)

Tekst dramatu Reja wydaje się, jak napisał Lewański, „dość uciążliwy”. Różnorodność wątków, przeskoki akcji, filozoficzne i religijne dywagacje, biblijne konteksty – wszystko to łączy się i spaja nie zawsze harmonijnie. W spektaklu według tekstu Reja trzeba operować wielkimi skrótami i umiejętnością syntezy, umownością. Skrótowość pojawiała się więc u Gajewskiego na każdym poziomie. Gdy Jakub nie znajduje pośród synów, powracających z Egiptu, swego ukochanego syna Beniamina – najpierw wydaje się całkiem zagubiony, a potem wielkim krzykiem oskarżenia i bezradności szamocze się pośród swoich synów. Albo gdy Beniamin przybywa do Egiptu – szuka obrony w ramionach Józefa, nie wiedząc przecież, że to jego brat. To pulsowanie umowności i uczucia było w spektaklu Gajewskiego bardzo dramatyczne i ciekawe.

Gajewski nie przedstawił tej przypowieści biblijnej w sposób łatwy i przyjemny. Józef na dworze faraona także nie pozostał nietknięty przez obce miejsce. Stał się Egipcjaninem – z wymalowaną twarzą i paznokciami, z wyniosłością, która zastąpiła pokorę, nie do końca pasował do swoich braci – pasterzy, którzy przybyli do jego kraju po pomoc...

***
To jednorazowe doświadczenie z zagraniem Żywota Józefa w kościele zapewne było ciekawym dla twórców i widzów eksperymentem, choć nie do końca udanym. Wydaje się, że dramat ten nie czuł się w świątyni dobrze – zapewne też przez Reja nie był do takich wnętrz przeznaczony. To wykorzenienie gotowego spektaklu ze swych naturalnych dekoracji, pogłębione jeszcze przez fatalną akustykę, nie mogło przynieść dobrego efektu. Ale zapewne stało się ważnym doświadczeniem. Teraz znów spektakl będzie grany w salach teatralnych – w naturalnej dla siebie przestrzeni.

Pracownia Staropolska zamierza przygotować wkrótce kolejne premiery. W tym roku powinna odbyć się premiera Uciech staropolskich w reżyserii Jarosława Kiliana, a w 2020 roku będzie inscenizowana przez Wawrzyńca Kostrzewskiego Gra o Narodzeniu i Męce (według scenariusza Dejmka i Lewańskiego). A więc najpierw spektakl frywolny, oparty na staropolskich komediowych intermediach, a później ascetyczne, hieratyczne misterium bożonarodzeniowe, połączone z misterium pasyjnym. Bardzo jestem ciekawy tych kolejnych premier.

08-04-2019

Pracownia Staropolska
Mikołaj Rej
Żywot Józefa
adaptacja, reżyseria: Jarosław Gajewski
opracowanie muzyczne: Maria Pomianowska
scenografia: Marek Chowaniec
kostiumy: Anna Adamek
choreografia: Katarzyna Anna Małachowska
konsultacje literackie: Patryk Kencki
obsada: Hubert Paszkiewicz, Małgorzata Lipmann, Jarosław Gajewski, Joanna Halinowska, Ada Dec, Juliusz Godzina, Karolina Piwosz, Maciej Dybowski, Maja Polka, Natalia Stachyra, Olga Lisiecka, Tomasz Osica, Wojtek Melzer, Maciek Kozakoszczak
premiera: 3.11.2018
prezentacja w ewangelickim kościele Świętej Trójcy w Warszawie: 30.03.2019

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę: