AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Kapelucho na globusie, czyli językowe fajerwerki

Doktor nauk humanistycznych. Wykładowca Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina. Absolwentka Wydziału Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie i Wydziału Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała w "Teatrze", którego była redaktorem, a także w "Dialogu" i "Więzi". Pracowała również jako sekretarz redakcji w wydawnictwie Świat Książki.
A A A
Fot. Bartek Warzecha  

Punkt wyjścia Ćwiczeń stylistycznych Raymonda Queneau jest dość banalny. Oto jesteśmy świadkami zajścia, podczas którego pewien jegomość o nienaturalnie długiej szyi w kapeluszu obleczonym sznurkiem wdaje się w kłótnię z innym pasażerem autobusu linii S. Dwie godziny później ten sam człowiek widziany jest na paryskim dworcu Saint-Lazare, gdzie kolega zwraca mu uwagę, że powinien przyszyć w płaszczu dodatkowy guzik. Historia nic nie znacząca, marginalna, ale nie o treść tu idzie.

Queneau opowiada ją na 99 sposobów, pokazuje z coraz to innych punktów widzenia, a co najistotniejsze, posługuje się różnymi językami, tworzy języki sztuczne i parodiuje te już istniejące. Tak więc błahy incydent przedstawiony jest na przykład filozoficznie, medycznie, telegraficznie, geometrycznie, ale także węchowo, wzrokowo i słuchowo, jak również „nawspacznie” (czyli od końca), biernie (czyli z wykorzystaniem wyłącznie strony biernej) oraz prostacko, zdumiewająco, secesyjnie, sprawozdawczo, rustykalnie, chwiejnie, policyjnie, przenośnie, onirycznie itd. Pomysłowość autora nie zna granic. 

Raymond Queneau to poeta, powieściopisarz i eseista w Polsce znany głównie za sprawą powieści Zazie w metrze, na kanwie której powstał film Louisa Malle’a. Za to w ojczystym kraju zajmuje eksponowane miejsce w panteonie pisarzy francuskich. Autor tekstów popularnych piosenek. Członek Akademii Goncourtów. Doczekał się nawet stacji metra nazwanej jego imieniem i nazwiskiem.

Koprodukujące spektakl teatry Studio oraz Malabar Hotel sięgnęły zatem po tekst, z którym większość widzów miała kontakt pierwszy raz. Twórcy przedstawienia tym bardziej zaskoczyli publiczność, że zdecydowali się wystawić utwór z rodzaju eksperymentów lingwistycznych, z trudem dających się przenieść na scenę. Reżyserka Maria Żynel z bardzo dobrym rezultatem rozpisała partyturę pełną meandrów słownych i błyskotliwych wolt językowych na partie dla trzech aktorów. Wybrała 45 wariacji na ten sam temat, a Marcin Bartnikowski, Marcin Bikowski z Malabar Hotel oraz Łukasz Lewandowski, który miał już okazję współpracować z tym zespołem teatralnym, w brawurowy sposób je wykonali. 

Pomysł Żynel polega na tym, że aktorzy pełnią funkcję obserwatorów, będących niejako w centrum wydarzeń, i zachowują przy tym dystans do ról. Ubrani w brązowe garnitury i kapelusze sprawiają wrażeniu, jakby właśnie wysiedli z paryskiego autobusu, którym podróżował dziwaczny pasażer. Akcja Ćwiczeń stylistycznych dzieje się w Paryżu lat czterdziestych i od pierwszych chwil czuje się klimat stolicy Francji tamtego okresu. Podkreślają go również rekwizyty, które stopniowo wypełniają i zdominowują pustą przestrzeń. Działania sceniczne są najpierw nieśmiałe, powoli jednak aktorzy zasypują widzów coraz bardziej niespodziewanymi pomysłami. Wydaje się, że wprawiają w ruch karuzelę nabierającą szalonego tempa.

Ćwiczenia stylistyczne uchodzą za jeden z najśmieszniejszych utworów, jaki kiedykolwiek powstał. Lewandowski, Bartnikowski i Bikowski próbują więc różnym środkami wydobyć obecny w tekście humor. Im bardziej nienaturalny, niezrozumiały, niepasujący do rzeczywistości jest język, którym się posługują, tym bardziej absurdalne wydają się działania sceniczne. Aktorzy stroją zatem wymyślne miny, wykorzystują niecodzienne rekwizyty (do najzabawniejszych należą, jak sądzę, skrzypce połączone z niewielką piłką do drewna), popisują się akrobacjami, sięgają również po środki rodem z teatru lalkowego, które pozwalają uruchomić kolejną płaszczyznę narracyjną.  

Wybór repertuarowy Żynel wpisuje się w koncepcję Malabar Hotel, gdzie dominującą płaszczyzną jest forma. Twórcy grupy uznają bowiem za swego artystycznego patrona Witkacego, którego teatr czystej formy stanowi dla nich punkt odniesienia. Tak więc Ćwiczenia stylistyczne to spektakl mocno sformalizowany, co nie znaczy, że pozbawiony treści. Zabawa językiem, który poddawany jest najróżniejszym próbom, często na granicy jego wytrzymałości, prowadzi do mało humorystycznych wniosków. W tej grze język oddziela się od świata, o którym opowiada i staje się niezależnym, samodzielnym bytem. Istotne wydaje się nie to, co mówimy o rzeczywistości, ale jak o niej mówimy. Wsłuchując się w kolejne wersje tej samej historii stopniowo przekonujemy się, że język nie dostarcza wiedzy o świecie, ale sam wysuwa się na plan pierwszy. Staje się sztuką dla sztuki, więc w konsekwencji traci funkcję najbardziej podstawową – przekazywania znaczeń. 

W jednej ze scen Marcin Bikowski przedstawia zajście w autobusie w wersji geometrycznej. Waha się długo, nie mogąc znaleźć właściwych słów. Wreszcie buduje wypowiedź brzmiącą mniej więcej tak: „W równoległościanie prostopadłościennym (czyli w autobusie) homoid A zakończony czaszą sferyczną wpisaną w dwie sinusoidy (jegomość w kapeluszu) ma z homoidem pospolitym B (inny pasażer) punkt styczności, który stanowi punkt zapalny”. Aktor rysuje figury i rozpisuje wzory na kartonie. Nagle płynnym ruchem zamalowuje to, co przed chwilą tak precyzyjnie nakreślił. Jakby zrozumiał, że zastosowany język odkleił się od rzeczywistości, nadając jej karykaturalny rys. 

W Ćwiczeniach stylistycznych Raymond Queneau ujawnia swoją głęboką fascynację nieskończonymi możliwościami konstrukcji słownych, ale gra, którą proponuje, obnaża też bezradność języka jako narzędzia komunikacji. Mnożenie języków ponad potrzebę jest dobrą zabawą, rozrywką, ale nic ponadto. 

Przedstawienie nie byłoby możliwe, gdyby nie talent translatorski Jana Gondowicza. Przełożył to, co wydawało się nieprzetłumaczalne. Nie mogę odmówić sobie zacytowania choćby niewielkiego fragmentu:

Wsiadłszy razu pewnego w linii S autobus,
Ujrzałem głąba ekstraklasy, co na globus
Z kwaśnym wyrazem gęby nadział kapelucho
Z jakimś sznurkiem miast wstążki, zsunięte na ucho,
Zrzędząc przy tym, choć młody, nad rzekomym pechem,
Prężąc szyję przydługą, zionąc zgniłym dechem (…)

Tak właśnie brzmi wariacja zdarzenia przekazana trzynastozgłoskowcem. Rzecz jasna, nie pojawia się on w wersji oryginalnej, ale pełni funkcję rodzimego odpowiednika francuskiego aleksandrynu. W genialnym polskim przekładzie istnieją również inne passusy, które chciałoby się cytować w nieskończoność i czytać po wielokroć. Dopiero jednak w ustach aktorów złożone figury językowe stają się źródłem energii, zdolnym powoływać do życia potencjalne sceniczne światy.   

P.S. Widziałam Ćwiczenia stylistyczne 17 września, kiedy Warszawę nawiedziła fala upałów. Na zewnątrz 30 stopni Celsjusza, na małej scenie Modelatorni Teatru Studio gorąco, jak na tropikalnej plaży. W tej morderczej temperaturze Łukasz Lewandowski, Marcin Bartnikowski i Marcin Bikowski przez półtorej godziny z pełnym zaangażowaniem wykonywali skomplikowane ćwiczenia, nie tylko stylistyczne, za co również należą im się wyrazy uznania.  

5-10-2015

 

Teatr Studio im. Stanisława Ignacego Witkiewicza w Warszawie
Teatr Malabar Hotel
Raymond Queneau
Ćwiczenia stylistyczne
przekład: Jan Gondowicz
reżyseria: Maria Żynel
scenografia i kostiumy: Maria Żynel i Marcin Bikowski
lalki: Marcin Bikowski
muzyka: Rafał Rozmus
obsada: Marcin Bartnikowski, Marcin Bikowski, Łukasz Lewandowski
premiera: 11.09. 2015

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę: