AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Kopciuch horror show

Doktor habilitowana kulturoznawstwa, adiunkt w Zakładzie Performatyki Instytutu Kulturoznawstwa UAM. Autorka i współautorka książek i artykułów wydanych w Polsce i za granicą.
A A A
Fot. Tomasz Pastyrczyk  

Teatry dramatyczne, które są jedynymi scenami w mieście, co jakiś czas muszą wystawiać spektakle dla dzieci. Moje doświadczenia z ostatnich miesięcy i obejrzenie takich spektakli, jak Najmniejszy bal świata w Sosnowcu czy Szpak Fryderyk w Gnieźnie pokazują, że mądry i dobrze zrobiony teatr dla dzieci może pojawić się wszędzie. Także w takich przypadkach, kiedy teatr nie bierze na warsztat nowej dramaturgii, tylko starego, lecz sprawdzonego Kopciuszka, może zdarzyć się coś niespodziewanego, tak jak stało się to w Zielonej Górze.

Teatr sięgający po tak znaną bajkę ma kilka możliwości, jak sobie z nią poradzić. Można ją wystawić „po bożemu”, baśniowo i ślicznie, można też spróbować ją jakoś uwspółcześnić, dopasować do wrażliwości współczesnego widza, można też spróbować wpisać ją w aktualny ostatnio nurt „teatru rodzinnego”. Jak wiadomo, dzieci do teatru udają się bądź z rodzicami, bądź w grupach zorganizowanych, przyprowadzane przez placówki edukacyjne. Teatr, myśląc o młodym widzu, postępuje ze wszech miar politycznie, dbając także o dorosłych, którzy nieuchronnie będą mu towarzyszyć. (Przy okazji - czasem sobie myślę o takim eksperymencie teatralnym: zabronieniu dorosłym uczestniczenia razem z dziećmi w spektaklach; szczególnie gorliwym nauczycielkom i zdziecinniałym, niesfornym tatusiom. Jest tylko jeden problem, jaki mnie w związku z tą pociągającą wizją dręczy: czy wtedy mogłabym zobaczyć te wszystkie świetne spektakle?)

W lubuskim Kopciuszku Magdy Żarneckiej w reżyserii Przemysława Jaszczaka, opartym na motywach utworów zarówno braci Grimm, jak i Charles'a Perraulta, wybrano opcję stworzenia spektaklu rodzinnego, na którym widzowie w różnym wieku mogą znaleźć coś dla siebie. Twórcy Kopciuszka najwyraźniej wyszli z założenia, że proste przedstawienie fabuły, nawet w atrakcyjny sposób, może w teatrze już nie wystarczać, sięgnęli więc po rozmaite tropy kulturowe, które wzbogaciły ich spektakl, a także służyły rozbawieniu widzów.

Kopciuszek Jaszczaka to nie poczciwa (choć podszyta okrucieństwem) bajka, ale parodia horroru. Dlatego spektakl przeznaczony jest dla dzieci od lat sześciu i myślę, że to bardzo dobra decyzja, bo młodszych widzów może on rzeczywiście przestraszyć. Scena jest niemal pusta – znajduje się na niej  skrzynia i krzesło, scenografia jest szaro-czarna, zdecydowanie ponura, na środkowych wrotach wyświetlane są czarno-białe, bardzo uproszczone animacje. Swoją estetyką przypomina to wszystko obrazy z filmów grozy z początków kinematografii – rzeczywistość przedstawiona jest bardzo kontrastowa i rysowana mocną kreską.

Historię Kopciuszka znają chyba wszyscy, daje to więc szansę na włączenie w jego fabułę motywów z innych dzieł kultury i pobawienie się nimi, bez obawy, że zgubi się gdzieś sens opowieści. Pierwsza scena spektaklu zapowiada niemal Makbeta – oto trzy wiedźmy skupione nad kotłem czarują i projektują przyszłe losy Kopciuszka. To  Macocha (Tatiana Kołodziejska) i jej córki: Klementyna (Joanna Koc) i Trupilla (Anna Chabowska). Trupilli najbliżej do postaci zafascynowanej śmiercią (i mordowaniem) kelnerki Mimi z brytyjskiego serialu Allo, Allo – prezentuje ten sam sposób artykułowania i ekspresji. Za sprawą ich magii Kopciuszek (Joanna Wąż) zapomina, że sama też jest czarodziejką (to ci od dobrych czarów) – Kopciuszek okazuje się dziewczęcą wersją Harry'ego Pottera. Kiedy Macocha zleca jej wysprzątanie piwnicy, Kopciuszek - w scenie godnej Ofelii - prowadzi sarkastyczno-szalony dialog z niewidzialnym rozmówcą. W tej scenie Kopciuszkowego szaleństwa pojawiają się myszy, pomysłowo pokazane za pomocą lalek, których tułowie przymocowane są do nóg aktorów, a głowy animowane są ręką. Komando myszy to taka łagodniejsza wersja Pingwinów z Madagaskaru, dowodzona przez zasadniczą Panią Raz Dwa. Kiedy natomiast na scenie pojawia się nieżyjąca Matka Kopciuszka, przybiera ona postać gigantycznej lalki z głową umieszczoną w ramie (bo tak generalnie to jest już tylko portretem wiszącym w salonie). Chce wyjawić sekret dziwnych zdarzeń, jakie przydarzają się Kopciuszkowi (efekt jednego z nich widzimy w postaci animacji – wolnej, pięknej, subtelnej – rozwijającego się kwiatu, który podlał Kopciuszek), ale w odpowiedzi na te rewelacje słyszy, że to pewnie efekt tego, że upadła na głowę, kiedy Kopciuszek wycierał ramę z kurzu. Jednak pod wpływem słów Matki (która rzeczywiście trochę sprawia wrażenie, jakby do końca wszystkich klepek w porządku nie miała) dziewczyna odkrywa w sobie magiczne zdolności. Może więc sama wyczarować sobie karetę i udać się na bal.

Jak wiadomo, każdy Kopciuszek prędzej czy później musi trafić na swojego księcia (Ernest Nita). Ten tutaj jest nie tyle romantycznym przedmiotem westchnień (choć wszystkie kobiety z Macochą na czele wzdychają aż miło), ale białym (łącznie z włosami), dobrym wojownikiem rodem z komiksów, na dodatek cały czas bojowo wymachującym (czasem wprawnie, czasem mniej) kijem. A gdy przyjdzie do sceny balu, protagoniści ruszą do tańca w rytm You Never Can Tell Chucka Berry’ego w stylu słynnej sceny tańca z Pulp Fiction Quentina Tarantino. W tej konwencji wydaje się całkiem naturalne, że Kopciuszek nie gubi pantofelka, a brokatowy kalosz. But ten, mimo dość słusznych rozmiarów, okazuje się za mały na stopy wszystkich wiedźm i nie pomaga im nawet to, że każda z nich obcina sobie kawał stopy. W roli dzielnej przykrawaczki stóp występuje oczywiście Kopciuszek. To jedna z najzabawniejszych i najlepiej zagranych scen, kiedy każda z wiedźm wabi księcia, który – jakby ciągnięty niewidzialnymi nićmi – miota się między nimi. Nity gra ciałem godna jest takich mistrzów jak Buster Keaton czy Charlie Chaplin.

W zielonogórskim spektaklu udało się aktorom zagrać znaną bajkę z przymrużeniem oka, w konwencji lekkiej zabawy, która nie była próbą łatwego przypodobania się młodym widzom za pomocą zgrywy. Żonglerka różnymi motywami filmowymi nie jest może najbardziej wyrafinowaną formą teatru dla dzieci, ale wszystkie pouczające motywy Kopciuszka zostały przedstawione (dobrem zło zwyciężaj, pomagaj słabszym, bo może i ty będziesz potrzebować pomocy, nagrodą za kiepskie życie będzie książę), a widzowie dostali jeszcze coś więcej: dobrą zabawę w ciekawej estetyce, porządnie zagraną (i zatańczoną). Czego można chcieć więcej w deszczowe, ponure popołudnie?

23-05-2014

galeria zdjęć Kopciuszek, reż. P. Jaszczak, Lubuski Teatr im. L. Kruczkowskiego w Zielonej Górze Kopciuszek, reż. P. Jaszczak, Lubuski Teatr im. L. Kruczkowskiego w Zielonej Górze Kopciuszek, reż. P. Jaszczak, Lubuski Teatr im. L. Kruczkowskiego w Zielonej Górze Kopciuszek, reż. P. Jaszczak, Lubuski Teatr im. L. Kruczkowskiego w Zielonej Górze ZOBACZ WIĘCEJ
 

Lubuski Teatr im. L. Kruczkowskiego w Zielonej Górze
Kopciuszek
wg braci Grimm i C. Perraulta
reżyseria: Przemysław Jaszczak
scenariusz: Magda Żarnecka
scenografia i projekcje: Mateusz Mirowski
kostiumy: Adam Królikowski
obsada: Anna Chabowska, Joanna Koc, Tatiana Kołodziejska, Ernest Nita, Joanna Wąż
premiera: 11.05.2014

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: