AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Kronika przebudzenia

Białoruś obrażona, reż. Jerzy Jan Połoński, Teatr Miejski w Gliwicach
Doktor nauk humanistycznych, krytyk teatralny, członek redakcji portalu „Teatralny.pl”. Pisze dla „Teatru”, kwartalnika „nietak!t”, internetowego czasopisma „Performer” i „Dialogu”. Współautor e-booka Offologia dla opornych. Współorganizuje Festiwal Niezależnej Kultury Białoruskiej we Wrocławiu.
A A A
Białoruś obrażona, reż. Jerzy Jan Połoński  

Białoruś obrażona przypomina dramatyczną kronikę… subiektywną, pisaną gorączkowo, emocjonalną, często wręcz wściekłą relację z wydarzeń, które miały miejsce niedawno, tuż za naszą wschodnią granicą” – uprzedzają twórcy i nie sposób się z nimi nie zgodzić. Bo taką dokładnie jest napisana przez Andrieja Kurejczyka sztuka, za literą i duchem której wiernie podążają. Jest świadectwem artystycznym wyjątkowego i, być może, najważniejszego wydarzenia w historii Białorusi od czasów uzyskania przez nią niepodległości. W nim również chodzi o wolność. Tym razem od uzurpatora i autokraty, który ponad ćwierćwiecze rządzi krajem niczym swoim dziedzicznym księstewkiem. Przy czym wolność tę Białorusini opłacili – jakkolwiek patetycznie to nie zabrzmi – własną krwią, której najwięcej przelano w owe infernalne pierwsze trzy dni i noce sierpniowych protestów. Stąd owa emocjonalność, jak też subiektywność bezpośredniego uczestnika wydarzeń. Autor jest jednym z członków Rady Koordynacyjnej, struktury oporu mającej zapewnić pokojowy transfer władzy.

Gorączkowość zaś bierze się z tego, że Kurejczyk postanowił działać niemalże natychmiastowo. Swoje dzieło ukończył już we wrześniu ubiegłego roku, nie czekając na ostateczne wyniki narodowego zrywu. Starał się utrwalić ówczesne nastroje i myśli, wiedząc, że z upływem czasu niejedno zatrze się i wyblaknie, jak też zniekształci się pod ciężarem późniejszej wiedzy. Dla niektórych już teraz lato 2020 roku zaczyna powoli stawać się częścią historii, nowego mitu założycielskiego, legendy zarazem pięknej i tragicznej. Warto więc było uchwycić półtony i subtelności, których nie będzie tak łatwo odtworzyć nawet dzięki licznym materiałom dokumentalnym. Tak jak wypadałoby też dokonać pierwszej próby analizy i syntezy zaszłej sytuacji. Podobnej w pewien sposób do tej, którą znajdziemy w napisanym w 2003 roku Niebie, przypomnianym nie tak dawno polskiej publiczności dzięki wspaniałemu czytaniu zrealizowanemu przez Teatr Modrzejewskiej w Legnicy. W dziele tym sportretowane zostaje pokolenie młodych osób, które przepuszczone przez biurokratyczno-marazmatyczną maszynkę państwową, już wówczas poczuło na własnej skórze, ku czemu to wszystko nieubłagalnie zmierzało. Była to Białoruś na równi pochyłej. Nazbyt dobrze pamiętająca upadek Związku Radzieckiego i chaos transformacji ustrojowej, żeby dało się ją omamić skromnymi sukcesami gospodarczymi i obiecankami upragnionej stabilności. Skrzywdzeni. Białoruś (pod takim tytułem sztukę w tłumaczeniu Jakuba Adamowicza opublikowano w grudniowym numerze miesięcznika „Dialog”) jest natomiast, jak wyżej, „dramatyczną kroniką” budzącego się społeczeństwa, które uświadamia sobie rozmach i natężenie istniejących w nim od dawna konfliktów.

Na całym świecie sztukę – w postaci czytania performatywnego czy spektaklu – zdążono wystawić już wielokrotnie. I nie tylko w Europie. Pierwszy bodajże taki sukces białoruskiej dramaturgii, napędzany, rzecz jasna, godną podziwu odwagą i wytrwałością protestujących. W Polsce, między innymi, przygotowano jej prezentację siłami realizowanego z wielkim powodzeniem przez Instytut Grotowskiego projektu „Teatr na Faktach”. Kilka wersji rosyjskojęzycznych dostępnych jest też w sieci. Inne czekają na premierę. Na ich tle propozycja Jerzego Jana Połońskiego wydaje się być pod wieloma względami najtrafniejszą i najatrakcyjniejszą. Reżyserowi udało się bowiem najważniejsze – utrzymać cienki balans między naturalizmem a groteską, grozą a humorem, liryzmem a epickością. Jak też między osobliwością realiów snutej historii a uniwersalnością jej przesłania. Łukaszenkę w brawurowym wykonaniu Błażeja Wójcika, dla przykładu, skojarzono z bossem mafijnym, otoczonym wtórującym mu chórem „facetów w kaszkietach”. Wygląda więc jak postać z popularnego brytyjskiego serialu Peaky Blinders. Siedzi w fotelu niczym na tronie i z błyskiem w oczach dzieli się z kamerą/widzem wizją kraju podatnego na tresurę spod znaku kija i marchewki. Kraju posłusznego i wiernego. „Kraju-konia” – jak raczy go pieszczotliwie nazywać.

Zresztą Kurejczyk nadaje doszczętnie zdelegitymizowanemu nie-prezydentowi uogólniającą metkę Starego. Podobnie symbolicznymi w swej istocie figurami są wszyscy pozostali bohaterowie spektaklu. Zarówno ci, którzy jak Młody, czyli najmłodszy syn Łukaszenki i jego oczko w głowie Kola (Maciej Piasny), oraz Nowa, czyli prawdziwa zwyciężczyni ostatnich wyborów Swiatłana Cichanouska (Karolina Olga Burek) wzorowani są na rzeczywistych i znanych osobach, jak też inni, jak młodziutka Pozytywna (Antonina Federowicz), brutalny Sęp (Łukasz Kucharzewski), bojowo nastawiony Martwy (Mariusz Galilejczyk) i oddana reżimowi Nauczycielka (Aleksandra Maj), którzy jedyne uosabiają pewne postawy i poglądy. Każdy z nich to osobny świat, osobny dramat i niepowtarzalny fragment większej układanki, a zarazem jeden głos reprezentujący wielu innych, jemu pokrewnych. Reżyser uwypukla to jeszcze bardziej, sprawnie dzieląc monologi sztuki między kilkoro aktorów i aktorek naraz. Tak przy lustrze, nakładając make-up i z zapałem opowiadając o przygotowaniach do wyznaczonego na dzień wyborów ślubu siostry, wraz z Antoniną Federowicz kręci się naraz cała grupka plotkujących kobiet. A dookoła nich wszystkich kręci się kamera, zaglądając niekiedy za drugą stronę zwierciadła.

Bo Białoruś obrażona to projekt stworzony specjalnie dla Internetu, co wcale nie wynikało z obecnych ograniczeń epidemicznych. Po pierwsze, był to jedyny w tej chwili sposób, aby dotrzeć do widzów na Białorusi. Czyli, jak słusznie zauważa dyrektor Teatru Miejskiego w Gliwicach Grzegorz Krawczyk, „tam, gdzie teatry są zamknięte, gdzie dławi się głos twórców i publiczności”. Po drugie, postanowiono sięgnąć po narzędzia, które nieco przerastają warunki oglądanego na żywo spektaklu. Przede wszystkim ze względu na liczne zabiegi montażowe oraz specyfikę pracy z widzianą okiem kamery przestrzenią. Dzięki odpowiedzialnym za zdjęcia i zasługującym na osobne brawa Bartoszowi Dziubie i Tomaszowi Wypychowi (ekipa Filminati) zamieniamy się, a to w obojętnego obserwatora, a to w partnera czy przeciwnika performującego aktora. Śledzimy, podglądamy, prześladujemy i uciekamy w przerażeniu.

Filminati wraz z Połońskim stworzyli galerię obrazów oszczędnych i prostych, lecz pomysłowych i wyrazistych. Naładowanych żywymi emocjami. Popis prawdziwego mistrzostwa zaczyna się jednak wtedy, gdy przed widzem się odsłania, jak blisko, właściwie na wyciągnięcie ręki, znajdują się bohaterowie, którzy wcześniej, jak się wydawało, zamknięci byli w swoich osobnych mansjonach/lokacjach. Każdy w „kuli śnieżnej” z własnym rytmem, nastrojem, estetyką i odpowiednią fonosferą. Umowny skrawek boiska oddanego kibica Martwego, postaci jakby rodem z prozy Masłowskiej, przepełniony jest krzykiem i kipi testosteronem. Zabawny w swym nastoletnim buncie Młody, na tle wypełnionych teczkami archiwów, narzeka na niedogodności losu „następcy tronu”. Niespodziewanie wzruszający staje się w momencie, kiedy z automatem w rękach, wystraszony i zagubiony, będzie pytał: „Tato, w kogo strzelać?”. Siłownia, a raczej brudna, ulokowana w jakimś betonowym podziemiu, przepocona „siłka”, będzie gniazdem OMON-u, milicyjnej jednostki specjalnej, która odznaczyła się wyjątkowym okrucieństwem wobec demonstrantów.

Chwilowe połączenia tych światów, ich zderzenie i przeciwstawienie, przenikanie się i nakładanie, wciąga i robi wrażenie. Zarówno pod względem dbania o drobne detale, jak też zaangażowania aktorów i aktorek jakże trafnie dobranych do swych ról. Świetni są właściwie wszyscy. Szczególnie zaś zapada w pamięć kreacja Mariusza Galilejczyka. Półnagi, ochlapany krwią, w drugiej części spektaklu staje się niesprawiedliwie umęczoną, błąkającą się duszą. Upiorem scenicznego uniwersum i personifikacją dokonanej przemocy. W jednej krótkiej scenie stoi obok Starego i śpiewa mu wprost do ucha o zerwaniu kajdanków. W melodramatycznym zaś finale, poprzedzonym krótkimi, podsumowującymi wyznaniami wszystkich bohaterów, zobaczymy go stojącego na małym podeście. Ramię w ramię z Pozytywną, której nie był w stanie odbić u zwyrodnialców w kominiarkach. Lecz strachu i nienawiści w ich spojrzeniach już nie zobaczymy. Pozostała tylko bliska przekonaniu nadzieja, że wszystko to nie było na darmo. Że mury – jak u Kaczmarskiego, którego słynny hymn „Solidarności” w tłumaczeniu Andrieja Chadanowicza na język białoruski, stał się też hymnem białoruskich protestów – niedługo runą. Runą i pachawają swiet stary.

19-02-2021

Teatr Miejski w Gliwicach
Andriej Kuriejczyk
Białoruś obrażona
reżyseria i inscenizacja: Jerzy Jan Połoński
muzyka: Marcin Partyka
zdjęcia: Bartosz Dziuba, Tomasz Wypych
montaż: Bartosz Dziuba
dźwięk: Jacek Skorupa, Grzegorz Grocholski
światło: Tomasz Wypych i Dariusz Biernat
kierownik planu, efekty, pirotechnika: Marek Migdał
obsada: Iga Bancewicz, Karolina Olga Burek, Antonina Federowicz, Aleksandra Maj, Anna Maria Moś, Rafał Domagała, Mariusz Galilejczyk, Cezary Jabłoński, Łukasz Kucharzewski, Maciej Piasny, Krzysztof Prałat, Michał Wolny, Błażej Wójcik
premiera: 10.12.2020

galeria zdjęć Białoruś obrażona, reż. Jerzy Jan Połoński, Teatr Miejski w Gliwicach <i>Białoruś obrażona</i>, reż. Jerzy Jan Połoński, Teatr Miejski w Gliwicach <i>Białoruś obrażona</i>, reż. Jerzy Jan Połoński, Teatr Miejski w Gliwicach <i>Białoruś obrażona</i>, reż. Jerzy Jan Połoński, Teatr Miejski w Gliwicach ZOBACZ WIĘCEJ
 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
jeden razy osiem jako liczbę:
komentarze (1)
  • Użytkownik niezalogowany Wojciech Majcherek
    Wojciech Majcherek 2021-02-22   13:47:47
    Cytuj

    Pierwsze czytanie "Białorusi. Skrzywdzonych" w przekładzie Jakuba Adamowicza odbyło się w Teatrze Dramatycznym w Warszawie w reż. Marcina Libera w ramach cyklu poświęconego białoruskiej dramaturgii, prezentowanego w październiku ubiegłego roku. Pod tym linkiem: https://youtu.be/OwHGgnRIj-k można zapoznać się z rozmową, która towarzyszyła czytaniu, a w której wziął udział m.in. autor - Andriej Kuriejczyk, działaczka białoruskiej opozycji - Olga Kowalkowa oraz Adam Michnik.