AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Książę (niezłomny) i aktoreczka albo jak zostać mizantropem

Doktor habilitowana kulturoznawstwa, adiunkt w Zakładzie Performatyki Instytutu Kulturoznawstwa UAM. Autorka i współautorka książek i artykułów wydanych w Polsce i za granicą.
A A A
Fot. Monika Lisiecka  

Moje dziecko dostało w szkole pracę domową, którą było napisanie wypracowanka odnoszącego się do fragmentu tekstu Oskara Wilde’a o pewnym Olbrzymie. Wyruszył on w kilkuletnią podróż, a kiedy wrócił, postanowił przepędzić ze swojego domu nieproszonych gości, którzy podczas jego nieobecności przejęli domostwo w użytkowanie. Tytuł wypracowania brzmiał: Uzasadnij, dlaczego Olbrzym był samolubem. Dziecko nie potrafiło uzasadnić, dlaczego ktoś, kto nie chce nieproszonych gości w swoim domu, zostaje samolubem.

Podobny problem mam ze spektaklem Mizantrop Teatru Polskiego w Poznaniu: dlaczego ktoś, kto dostrzega głupotę współczesnego celebryckiego życia oraz innych ludzi, zostaje od razu nazwany mizantropem?

Ostatnio polskie teatry sięgają po Moliera, z tym że jest to Molier „napisany na nowo”, którego umieszcza się we współczesnych realiach, zachowując przy tym strukturę fabularną oryginału. Przepisywacze zdają się wychodzić z założenia, że dawne czasy są „dawne” głównie przez to, że pisano o nich zawiłym językiem (nierzadko wierszem), lecz postawy ludzkie i wynikające z nich problemy zdają się „uniwersalne” – zmieniają się co najwyżej okoliczności. Z takim manewrem mamy też do czynienia w przypadku poznańskiego spektaklu: w Teatrze Polskim grany jest Mizantrop, lecz nie sławnego Francuza, tylko Julii Holewińskiej i Kuby Kowalskiego (w reżyserii tego ostatniego), inspirowany tekstem tego pierwszego w przekładzie Jana Kotta. Stąd akcja dramatu i przedstawienia nie dzieje się dawno temu, lecz współcześnie w dużym mieście (prawdopodobnie w stolicy) w Polsce. Autorzy uznali, że współczesnym odpowiednikiem siedemnastowiecznego dworu królewskiego we Francji będzie środowisko celebryckie. Analogia ta wydaje mi się trochę naciągana, bo dla Moliera, jeśli chciał żyć z teatru, dwór był „całym światem”, a współcześni celebryci są zaledwie jednym z węzłów sieci tworzącej naszą rzeczywistość (owszem, jeśli chce się na niego zwracać uwagę, to może bardzo widocznym).

Analogia ta staje się jeszcze bardziej wątpliwa, kiedy okaże się, że owymi „ludźmi ze świecznika”, celebrytami, są osoby związane z teatrem. I choć można w rozmaitych postaciach, jakie pojawiają się na scenie i o jakich mowa w spektaklu, doszukiwać się pierwowzorów z tak zwanego realu, to przepraszam, ale ich wpływ na los innych nie jest tak dotkliwy, jak to było w przypadku możnych z dworu Ludwika XIV kilka wieków temu. Poza tym – trochę umiaru: jak wielu ludzi tak naprawdę żyje tym, co dzieje się w teatrze? Ilu aktorów teatralnych (i tylko teatralnych) jest bohaterami masowej wyobraźni? Który teatrolog sprawuje rząd dusz wobec rzeszy reżyserów? Mizantrop Holewińskiej i Kowalskiego jest więc w gruncie rzeczy spektaklem środowiskowym, w którym jedni członkowie towarzystwa (którzy być może czują się niedowartościowani i marginalizowani) rozprawiają się z innymi członkami tego samego towarzystwa (którzy są akurat „na topie”). Czyli, mówiąc krótko: twórcy poznańskiego Mizantropa zajmują się tym samym, co postacie z ich dramatu – „obrabianiem dupy” kolegom.

Dlaczego ktoś, kto dostrzega głupotę współczesnego celebryckiego życia oraz innych ludzi, zostaje od razu nazwany mizantropem?Akcja spektaklu dzieje się w noc rozdania ludziom teatru nagród sezonowych – Złotych Bocianów. Alcest (Piotr Kaźmierczak) to „filar teatrologii” – najprawdopodobniej profesor, skoro mówi o wykładach dla studentów, a pod koniec Wielki Minister Kultury (Wiesław Zanowicz) grozi mu zakazem publikacji czy odebraniem zajęć. (Jaki minister kultury zajmowałby się złą opinią jakiegoś teatrologa? Tak poza wszystkim: szkolnictwo wyższe podlega innemu ministerstwu, a uczelnie nadal posiadają coś, co nazywane jest autonomią i jeśli ich kierownicze gremia mają taką fantazję, to ich profesorem może zostać nawet ktoś, kogo trudno posądzić o zdolność do formułowania jakichkolwiek racjonalnych sądów.)

Przyjaciel Alcesta Filint (Michał Kaleta) jest dyrektorem teatru, który dla otrzymania dotacji schlebia urzędnikom (nawet tym głupawym) i bardzo stara się z nikim nie popaść w konflikt. To on przekonuje Alcesta, że jego pełna krytycznego dystansu postawa przysparza mu głównie wrogów i nazywana jest „szaleństwem”. W otwierającej spektakl rozmowie, bardzo gwałtownej, w której obaj panowie w obronie swojego zdania przechodzą do rękoczynów, Alcest deklaruje się jako ten, który nienawidzi wszystkich ludzi bo są „wstrętni, ohydni, kłamliwi i bez godności. (…) Jedni są podli i złośliwi; drudzy bez charakteru i bez godności. Nic ich nie oburzy, na wszystko przymykają oczy, tak jak ty. Tłumaczą, że taki jest świat”. Skoro jednak niemożliwość powstrzymania się Alcesta od mówienia tego, co sądzi, nie przeszkodziła mu w osiągnięciu tak ważnej pozycji (a może odwrotnie – osiągnął ją właśnie dzięki tej swojej cesze?), to co takiego nagle się stało, że filar-teatrolog miałby zmienić swoją postawę? Tego w zasadzie nie wiem i twórcy nie dają w spektaklu żadnych wskazówek w tej mierze. 

Przykładem wroga Alcesta-mizantropa-szaleńca staje się początkowo wielbiący „mistrza” Oront (Przemysław Chojęta) – tu nowoczesny dramatopisarz, „intelektualista” żonglujący modną, quasi-naukową terminologią, w której pełno jest „post-dyskursów”. Oront stanie się wrogiem Alcesta po tym, jak ten ostatni skrytykuje szkic jego dramatu zatytułowanego Madzia (tak, tak, zbieżność imion nieprzypadkowa), w którym nie pojawiają się żadne konkretne postaci, lecz „dwa przeplatające się ze sobą dyskursy”. Dramaturdzy umieścili tę „próbkę talentu” Oronta w swoim tekście, jako przykład kiczu i złego teatru. A jednak wybierając właśnie taki temat (spośród całej dostępnej czy możliwej do wyobrażenia tematyki) sami siebie wpisali w paradygmat, jaki wyśmiewają. Do ukazania pewnego zagadnienia (kicz, brak talentu) wybrano temat obrzydliwy, wzmacniając i przedłużając jego publiczne życie. To wzbudziło mój niesmak. Bo właśnie tak – mało nowocześnie – to widzę: pewne sprawy pozostają kwestią smaku.

Tak więc dzięki tym dwóm rozmowom mamy dość wyraziście zarysowaną postać Alcesta. Z jednej strony to nerwus i pieniacz – gwałtowność jego reakcji na słowa Filinta pokazuje, że temperament wygrywa u niego z tym, co charakteryzować powinno chyba taki „filar”, czyli z umiejętnością prowadzenia racjonalnej dysputy. Wzmocnienie tego rysu charakteru zawdzięcza postać Alcesta sposobowi gry Kaźmierczaka – jego gwałtowności i zamaszystości gestów, pełnej jakby niecierpliwości. Kaźmierczak jest taki przez cały spektakl, nawet w scenach, gdy jego postać zachowuje się w miarę spokojnie. Widać to szczególnie w sposobie rozegrania początku sceny rozmowy z Orontem – ten ostatni po każdej kwestii w wypowiadanej przez Alcesta do niego, zaczynającej się od „Panie...”, musi przypominać swoje nazwisko, tak jakby Alcest nie chciał zadać sobie trudu zapamiętania go. Choć z drugiej strony trudno uwierzyć, by tak znany teatrolog nie kojarzył nazwiska wybitnego twórcy, zdobywającego wiele nagród (teatrolodzy jednak czasem chodzą do teatru i orientują się w bieżącym życiu teatralnym).

Mizantrop Holewińskiej i Kowalskiego jest w gruncie rzeczy spektaklem środowiskowym.Z drugiej natomiast strony, czego dowodzi finał rozmowy Alcesta z Orontem, umiejętność rzeczowej dysputy nie jest temu pierwszemu obca: potrafi trafnie argumentować wskazując – nazwijmy to – „niedostatki intelektualne” twórczości Oronta. Co więcej, wcale nie ma potrzeby epatowania celebryckiego świata swoją postawą. Grzecznie, długo i wytrwale usiłuje skłonić Oronta do tego, by ów znany dramaturg nie odczytywał mu swego dzieła. Kiedy Oront nie poddaje się i jednak dzieli z mistrzem i „filarem” swoim dramatem, opinię o nim Alcest stara się zawrzeć równie grzecznie i oględnie w opowieści o jakimś innym dramaturgu, który nie powinien był z nikim dzielić się swoją twórczością. Mówi dokładnie to, co myśli, w sposób nieobraźliwy i pozwalający Orontowi zachować twarz. Ma jednak do czynienia z zarozumiałym i prostackim bufonem, który nie rozumie tej oceny – grzecznej i pozwalającej mu się z godnością wycofać. Przez swoją natarczywość nie zostawia Alcestowi wyboru i otrzymuje popis „mizantropiej” szczerości: rzeczowy, szczery i konkretny. Takich rzeczy się nie wybacza, a autor tak formułowanych opinii stawia się w szeregu „nienawistników”. Ale tak naprawdę to reakcje (i głupota) Oronta spychają Alcesta na pozycję mizantropa – tak długo, jak może, próbuje zachować swój kategoryczny sąd dla siebie.

Choć tytuł spektaklu sugeruje, że jego głównym bohaterem jest Alcest, to tak naprawdę centralną postacią poznańskiego przedstawienia jest Celimena (Barbara Prokopowicz). W tym Mizantropie jest ona aktorką, kocha z wzajemnością Alcesta, jest z nim związana, ale z przyczyn „wizerunkowych” prowadza się także z innymi mężczyznami. Relacja między Celimeną i Alcestem przypomina zarówno tę z Pigmaliona (choć Celimenie bliżej do Elizy z My Fair Lady), jak i z Błękitnego Anioła. Alcest chce zmienić Celimenę, stworzyć z niej artystkę-intelektualistkę, doprowadzić do tego, by w relacjach z innymi wyszła poza naskórkowy koniunkturalizm. I podobnie jak w przypadku prof. Ratha, związek z aktoreczką jest powodem śmieszności tego moralisty-mizantropa.

Tak naprawdę to Celimena jest osią konfliktu; to o nią, można by rzec – o jej „kształt człowieczy” (zarówno o jej ciało, jak i formę człowieczeństwa) toczy się tu walka między pozostałymi postaciami. Akast (Piotr B. Dąbrowski) jest w spektaklu Trup Moliera scenicznym partnerem Celi, który „wspaniale uruchomił jej ciało”. On chce ją „zaliczyć”, żeby podtrzymać sławę playboya. Klitandra (Ewa Szumska) – u Moliera to mężczyzna – w dramacie Holewińskiej jest projektantką mody, lesbijką pragnącą stworzyć z Celimeną prawdziwą rodzinę. Arsena (Barbara Krasińska) to przebrzmiała reżyserka teatru zaangażowanego, która jest zdania, że Celimena nie powinna rozbierać się na scenie tylko po to, by wszyscy gapili się na jej cycki. Elianta (Weronika Nockowska) to adeptka dziennikarstwa pisząca do brukowca, która swoim wywiadem doprowadzi do konfrontacji wszystkich postaci. Ten wywiad, w którym Celimena „mówi to, co myśli” o swoich „przyjaciołach”, można by potraktować jako zwycięstwo Alcesta – zrezygnowała z liczenia się z tym, jak szczerość i odkrycie prawdziwych myśli i opinii może jej zaszkodzić.

Czy coś to zmieniło? Nie. Jeśli nawet kogoś to dotknęło, nic dalej z tego nie wynikło. Po krótkiej chwili konsternacji Celimena sprowadziła wszystkich na grunt, na jakim się pewnie czuli i dobrze odnajdywali – zrobiła najlepszą imprezę w mieście. Wszyscy oddali się konwulsyjnemu tańcowi, a Celimena – tak jak w spektaklu, za który została nagrodzona – stanęła na scenie całkiem naga. No i gapimy się na jej – jak mówi Klitandra – „najlepsze cycki”.

Wchodzeniu widzów na widownię towarzyszy odgłos beczących owiec (pewnikiem chodzi o barany). Ten dźwięk wraca także w scenie rozmowy o teatrze między Filintem a Eliantą. Twórcy najwyraźniej chcą dać widzom do zrozumienia, że uważają ich za barany, które owczym pędem chodzą na spektakle okrzyczanych artystów, nie poznając się na ich hochsztaplerce – tak oto wspieramy ten pusty balon chwilowych sław. Mają prawo tak sądzić. W końcu każdy może sobie przyjąć postawę mizantropa. Mamy wolność, demokrację, potwór Dżender nie rozszalał się jeszcze tak bardzo, by domagał się
ukazywania mężczyzn nie głównie jako kretynów nie potrafiących znaleźć swoich skarpetek, czy też mizantropów, karierowiczów lub podrywaczy. Swoboda artystyczna jest najwyższym prawem twórcy. Mnie jednak niepokoi, że takim zabiegiem artyści niejako szantażują widzów – spektakl nie może wam się nie podobać, skoro „obnażamy” w nim ten świat (choć sama idea „obnażania” czegokolwiek poza piersiami została w spektaklu wyszydzona), bo wtedy sami przyznacie, że jesteście baranami. Ostatnią sceną, w której postacie wyginają się w „chocholim” tańcu, twórcy sugerują, że podobnie jak ci inni wielcy przed nimi, stawiają społeczeństwu jakąś diagnozę: my – artyści – co prawda odwalamy chałę, ale to wy, kupując ją, jesteście baranami. Rozbierając Prokopowicz (bez żadnego uzasadnienia) równocześnie puszczają do nas oko: dajemy wam to, co lubicie. Ale ponieważ to lubicie, jesteście…, no… bee, bee. 

Jakie zatem powinniśmy my – „złe stado” znaleźć wyjście? Przestać chodzić do teatru, by nie wspierać dalej „skorumpowanego systemu”? Perspektywa kusząca… Oj, bo jeszcze szczerze napiszę, co myślę i dostanie mi się za mizantropa.

Powtarzam to od lat: Teatr Polski w Poznaniu ma znakomity zespół aktorów, którzy, jeśli pracują z dobrym reżyserem nad mądrym tekstem, potrafią robić rewelacyjne spektakle. Potrafią też dobrze, sprawnie i rzetelnie grać w przedstawieniach, które mają dobry rytm, są inscenizacyjnie sprawne i rzetelnie zrobione od strony artystycznej. A że z ich intelektualnym „kontentem” chciałoby się gorąco podyskutować, to całkiem inna sprawa. Jak napisał w pewnej recenzji dorobku naukowego pewnego młodego, ponoć zdolnego naukowca pewien profesor: „W konkluzji muszę stwierdzić, iż te polemiczne uwagi nie zmieniają mojej dobrej oceny wiedzy i zaangażowania autora, a rozmiar pracy i waga problemu wręcz zachęcają do polemik, których żaden autor poważnej rozprawy nie uniknie”.

A zresztą, co mi tam. Mogę uchodzić za mizantropa: Olbrzym nie był żadnym samolubem. I zdania nie zmienię, choćbym nawet miała narazić się całemu gronu pedagogicznemu.

24-02-2014

galeria zdjęć Mizantrop, reż. K. Kowalski, fot. Monika Lisiecka <i>Mizantrop</i>, reż. K. Kowalski, fot. Monika Lisiecka <i>Mizantrop</i>, reż. K. Kowalski, fot. Monika Lisiecka <i>Mizantrop</i>, reż. K. Kowalski, fot. Monika Lisiecka ZOBACZ WIĘCEJ
 

Teatr Polski w Poznaniu
Julia Holewińska, Kuba Kowalski
Mizantrop
dramaturgia: Julia Holewińska
reżyseria: Kuba Kowalski
scenografia i kostiumy: Katarzyna Stochalska
muzyka: Radek Duda
ruch sceniczny: Katarzyna Chmielewska
Występują: Piotr Kaźmierczak, Michał Kaleta, Barbara Prokopowicz, Przemysław Chojęta, Ewa Szumska, Piotr B. Dąbrowski, Barbara Krasińska, Weronika Nockowska, Wiesław Zanowicz, Radek Duda
premiera: 14.02.2014

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: