AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Między szkołą a sceną

Doktor nauk humanistycznych. Adiunkt w Instytucie Sztuki PAN i Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Sekretarz redakcji kwartalnika „Pamiętnik Teatralny”. Ostatnio wydał książkę Inspiracje starotestamentowe w dramacie polskiego renesansu 1545–1625 (Warszawa 2012).
A A A
 

1.
Festiwal Szkół Teatralnych w Łodzi to probierz nie tylko naszego szkolnictwa aktorskiego, ale również polskiego teatru. Studenci kształcący się przez kilka lat w Warszawie, Łodzi, Krakowie i Wrocławiu po raz ostatni występują jako „żaczkowie”. Po raz pierwszy jako „dorośli” artyści.

Przedstawienia dyplomowe opierają się więc na paradoksie. Z jednej bowiem strony ma to być sprawdzian warsztatowych umiejętności, przygotowany w zaciszu szkolnej sceny. Z drugiej produkt prezentowany światu. Ten wewnętrzny dualizm bywa pogłębiany przez twórców spektakli. Niekiedy bywają nimi pedagodzy, niekiedy reżyserzy zaproszeni przez szkoły do współpracy. Ci pierwsi z reguły kładą silniejszy akcent na warsztatową warstwę spektaklu. Ci drudzy częstokroć skupiają się na artystycznym wymiarze widowiska.

2.
Jednym z najbardziej wyrazistych zjawisk tegorocznego festiwalu były eksperymenty z przestrzenią. W teatrach zawodowych od wielu lat triumfuje nieufność wobec sceny pudełkowej. Organizowanie spektakli w niezwykłych miejscach, ongiś charakterystyczne dla teatrów alternatywnych, obecnie stało się modne w teatrach należących do głównego nurtu. Jako zaś że wiele naszych gmachów teatralnych nie jest wyposażonych w odpowiedniej wielkości sceny studyjne, dość typowym rozwiązaniem stało się sadzanie widowni na scenie.

Z jedenastu ocenianych spektakli tylko w sześciu publiczność zdystansowano od aktorów. W czterech widownię ustawiono na scenie. W Ecce homo!!! wiązało się to ze stworzeniem niekonwencjonalnej przestrzeni (znajdujący się wewnątrz spektaklu widzowie mogli poczuć się uczestnikami psychoterapii). W wyreżyserowanym przez Remigiusza Brzyka Królestwie (według Larsa von Triera) taka organizacja widowni wynikała z dość skomplikowanego ukształtowania przestrzeni (wykorzystanie kieszeni scenicznych, przestrzeni normalnie przeznaczonych dla widzów, wreszcie pomostów scenicznych). W pozostałych wypadkach (Tonacja Blue w reż. Marcina Hycnara i Szkice z Dostojewskiego w reż. Mai Komorowskiej) dopatrywałbym się raczej estetycznych aniżeli praktycznych przyczyn takiego wyboru. Z powyższego wyliczenia wynika, że w sadzaniu widzów na scenie stanowczo przodowała szkoła warszawska.

Jednym z najbardziej wyrazistych zjawisk tegorocznego festiwalu były eksperymenty z przestrzenią. Największe nagromadzenie eksperymentów z przestrzenią stało się jednak udziałem wrocławian. Wyreżyserowane przez Agatę Dudę-Gracz Odyseje 2014 rozpoczęły się co prawda na małej scenie (i widowni) Teatru Studyjnego, ale większa ich część rozgrywała się już to w przegubowym autobusie, już to w niezwykłych zakątkach Łodzi. Reżyserka, zainspirowana homerycką epopeją, postanowiła stworzyć jej współczesny performatywny ekwiwalent. Dziewięcioro aktorów (ośmiu panów oraz Justyna Ducka) wcieliło się w role „Odysejów”, z których każdy nosił odmienny przydomek (np. Odysej Niejola czy Odysej Waleń). Wraz z nimi około czterdziestu widzów odbywało zdezelowanym autobusem podróż do Itaki. Stacja Łódź Widzew zagrała Wyspę Lotofagów (we Wrocławiu akcję osadzono na bardziej klimatycznym dworcu Nadodrze). Następnie przejechaliśmy do zakładów Wifama, których dziedziniec posłużył za Wyspę Cyklopów, a podziemne korytarze – Wyspę Kirke. Kolejne miejsca, w których rozgrywało się przedstawienie, to zbiornik wodny na Księżym Młynie oraz okolice cmentarzyka w Parku Julianowskim. Jako że jednak zrobiło się ciemno, zimno i wilgotno, odbiór tych ostatnich sekwencji był poważnie utrudniony. Niebanalną twórczość Dudy-Gracz darzę zainteresowaniem. Mam jednak wrażenie, że przygotowany przez nią dyplom nie był udany. Rozwlekłość, reżyserska brawura, umieszczenie akcji w miejscach, gdzie głos aktorów uciekał, doprowadzały spokojniejszych widzów do znudzenia, a bardziej nerwowych do irytacji.

Nie sposób nie dostrzec, że wrocławianie świetnie działali jako grupa. Umiejętności gry zespołowej lśniły zarówno w Królestwie, jak i w Odysejach 2014. Nie sposób nie docenić zaangażowania wrocławskich dyplomantów, którzy zagrywali się do granic możliwości i z oddaniem biegali obnażeni po stacji kolejowej czy dokonywali „samopochówku” w parku. Nie mam jednak przekonania, aby ostateczny efekt wart był takich poświęceń. W trakcie podróży na wyspę Kirke narażono na szwank również zdrowie widzów. Kiedy zapakowano nas do przemysłowej windy, przeciążony dźwig uległ awarii i w ułamku sekundy opadliśmy kilkadziesiąt centymetrów. Na szczęście skończyło się jedynie na niekomfortowym wyłażeniu pomiędzy piętrami. Reżyserska inwencja mogła jednak sprawić, że naszą Itaką byłby któryś z łódzkich szpitali.

3.
Największe wrażenie na widzach zrobiło warszawskie przedstawienie Ecce homo!!! oraz krakowski Dyplom z kosmosu (obydwa nagrodzono długimi owacjami na stojąco). W przypadku muzycznego spektaklu PWST z Krakowa, przygotowanego pod opieką Ewy Kaim, oczarowały nas przede wszystkim zdolności wokalne wykonawców (np. nagrodzony Grzegorz Margas), a szczególnie niezwykłe i silne głosy wykonawczyń. Nie bez powodu wśród laureatów znalazły się Wiktoria Węgrzyn i Ewelina Przybył. Uwagę warto zwrócić również na choreografię, przygotowaną przez bardzo uzdolnioną Dominikę Knapik.

Jako pracownikowi Akademii Teatralnej nie bardzo wypada mi chwalić wyreżyserowanego przez Krzysztofa Majchrzaka Ecce homo!!! A jednak trudno byłoby nie stwierdzić, że jest to spektakl niezwykle wartościowy, dzieło, z jakim rzadko można się zetknąć w teatrze. Przedstawienie przygotowano jako twórczą i swobodną adaptację książki Irvina Davida Yaloma Kuracja według Schopenhauera. Jej główny bohater, śmiertelnie chory Dawid Hertzfeld (w tej roli Sebastian Fabijański), prowadzi psychoterapię dla sześcioosobowej grupy. Najtrudniejszym z jego pacjentów jest zafascynowany Schopenhauerem Filip (Mateusz Nędza). Fascynujące jednak są wszystkie postaci. Młodzi aktorzy zdołali stworzyć niezwykłe kreacje, złożone i niezwykle głębokie. Znając dobrze tych studentów, mam prawo podziwiać ich jeszcze bardziej. Wiem bowiem, że nie ograniczali się do grania samych siebie, ale wykonali wielką pracę, aby wyemanować trójwymiarowe postaci, sprawiające wrażenie prawdziwych i autentycznych. Być może ten niezwykły efekt pozostaje w związku z aktorskimi koncepcjami Lee Strasberga, z ideą bycia w roli.

Właściwie każdy z wykonawców tego spektaklu zasłużył na znalezienie się w gronie laureatów. Zrozumiałe, że jury zdecydowało się na wybranie tylko trójki. Cieszy za to, że otrzymali oni główne nagrody (Julian Świeżewski, a także Piotr Marzecki i Aneta Gołębiewska). Stworzona przez aktorkę Pam to postać oczarowująca widza swoją różnobarwnością, ujmująca powabem i niepokojąca nieuporządkowanymi emocjami.

4.
Znakami charakterystycznymi tegorocznej edycji festiwalu były nowoczesność i odwaga. W poprzednich latach cechy te dawało się dostrzegać głównie w przedsięwzięciach łódzkiej Filmówki. Tym razem wszystkie szkoły przywiozły śmiałe przedstawienia. Współczesny język sceniczny, bliski młodym adeptom aktorstwa, pozwolił ukazać nie tylko warsztat, ale i osobowości. Podziwiająca to grono publiczność uznała, że najbardziej elektryzującymi aktorami są studiujący w Łodzi Paweł Dobek i Aleksandra Przybył. Aktorkę mogliśmy oglądać w wyreżyserowanym przez Rudolfa Ziołę dramacie Petera Weissa Marat/Sade. Nie mam najmniejszej wątpliwości, że stworzona przez nią postać Pacjentki to kreacja wielkiej miary. Stosując oszczędne środki, potrafiła skupić na sobie uwagę widzów. W metateatralnej rzeczywistości przedstawienia wydawała się należeć do zupełnie innej rzeczywistości, niczym duchy pojawiające się w japońskim teatrze nō.

Znakami charakterystycznymi tegorocznej edycji festiwalu były nowoczesność i odwaga. Paweł Dobek zaprezentował się aż w trzech spektaklach. W przedstawieniu Zioły zagrał tytułowego Markiza. Obsadzenie go w tej roli okazało się niezwykle trafnym pomysłem. Przede wszystkim w peruce wydawał się łudząco podobny do młodego de Sade’a (szczególnie z profilu). Innymi walorami były umiejętność subtelnego akcentowania perwersji i bezcenny u aktorów rys tajemniczości. W Poskromieniu złośnicy (reż. Małgorzata Warsicka) zaprezentował się najpierw jako Sługa w prologu, a następnie jako Grumio. Najbardziej jednak wyrazisty wydał mi się w Büchnerowskiej sztuce Leonce i Lena, przełożonej i wyreżyserowanej przez Łukasza Fijała. W pierwszej części postać była kreowana przez Michała Barczaka. Po przerwie przejął ją właśnie Dobek, dodając spektaklowi wiele czaru.

Przy okazji chciałbym podkreślić, że inscenizacji dramatu Büchnera towarzyszyła niezwykle subtelna sfera scenograficzno-świetlna. Ewelina Pietrowiak ograniczyła dekoracje do minimum. Zamiast tego aktorzy grali w „materii” umiejętnie dobieranego światła. Jeśli była to żółć, to przechodząca w zieleń, jeśli róż, to przełamany błękitem. Zachwycały również wyestetyzowane kostiumy, których dominantę stanowiła biel wzbogacana o odcień perlisty, srebro i ecru.

Poza filią wrocławską, która zdecydowała się przyjechać z dwiema propozycjami nader nowoczesnymi, pozostałe ośrodki zaprezentowały dość zróżnicowany repertuar i takąż estetykę. Krakowianie obok klasycznej inscenizacji Samobójcy według Nikołaja Erdmana (reż. Jerzy Trela) pokazali bardzo współczesny spektakl na podstawie Koła kwintowego Szymona Bogacza (reż. Aleksandra Popławska). Warszawianie obok stonowanych Szkiców z Dostojewskiego (fragmenty Idioty i Braci Karamazow) przywieźli niezwykle odważną i efektowną Tonację blue (inscenizacja Blue Room Davida Hare’a).

5.
Teatr, z którym dziś obcujemy, to teatr na zakręcie. Zakręt jest dość gwałtowny, toteż nie mogą nas dziwić nieprzyjemne wstrząsy i krzyki zaniepokojonych pasażerów. Zapewne na zakręcie znajduje się również szkolnictwo teatralne, czego świadectwem jest łódzki festiwal. Zaprezentowane na nim spektakle cechuje z jednej strony poprawność i ostrożność, z drugiej odwaga i chęć poszukiwań. Być może odpowiednie proporcje pomiędzy tymi pierwiastkami pozwolą nam na pokonanie zakrętu nie tylko bezpiecznie, ale z prawdziwą przyjemnością.

16-05-2014

32. Festiwal Szkół Teatralnych w Łodzi, 6–11 maja 2014 r.

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę:
komentarze (2)
  • Użytkownik niezalogowany Zabawnie
    Zabawnie 2014-06-15   12:21:49
    Cytuj

    Gdzie można obejrzeć osiemnastowieczne zdjęcia młodego Sade'a?

  • Użytkownik niezalogowany Grzegorz
    Grzegorz 2014-05-20   07:13:21
    Cytuj

    Trudno się nie zgodzić, rzeczywiście Ecce Homo !!! na bardzo wysokim poziomie. Mnie trochę zawiódł brak wyróżnienia dla Sebastiana Fabijańskiego, Jego naturalna i oszczędna gra mnie urzekła. Drugi spektakl który był dla mnie ważny ( obejrzałem 6 przedstawień ) to Leonce i Lena, lekki, czysty, Panowie aktorzy w wysokiej formie. I na koniec słowo o roli Pam..... Dla mnie rewelacja, świetna dziewczyna, świetna postać, będę trzymał kciuki za Anetę Gołębiewską.