AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Mitręga, groza, trauma, jednym słowem – pytka

Popytka, reż. Weronika Fibich, Centrum Rezydencji Teatralnych SCENA ROBOCZA w Poznaniu
Profesor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, doktor habilitowany. Teatrolog, kulturoznawca, performatyk, kierownik Zakładu Performatyki Instytutu Kulturoznawstwa UAM. Autor, redaktor, współredaktor książek z zakresu historii teatru i teatru współczesnego, twórca wielu artykułów opublikowanych w Polsce (m.in. w „Teatrze” i „Dialogu”), a także za granicą.
A A A
fot. Piotr Bedliński  

Zacznę od tego, co mi się nie podobało i co znacząco wpłynęło na mój odbiór całości tego przedstawienia: otóż bardzo, ale to bardzo nie lubię, gdy twórcy jakiegoś spektaklu pouczają mnie, jak mam go odebrać i jak odczytać jego przesłanie. A tutaj na sam koniec popłynęły z głośników ostro wypowiadane głosem żeńskim pytania-pouczenia: Czy spotkanie z bohaterkami spektaklu to dla mnie dyskomfort? Czy boję się chust okrywających głowy muzułmańskich kobiet z Czeczenii? Czy zapytam je o tortury, jakich doznały one bądź ich bliscy? Itp., itd.

Gdzieś pośród tych prowokacyjnych pytań padło zdanie, z którym się zgadzałem: że nie trzeba ich o to pytać, wystarczy użyć teatru. Szkoda, że twórczynie tego przedstawienia same nie skorzystały z tej słusznej konkluzji. Bo mam wrażenie, że akurat im samo tylko użycie teatru nie wystarczyło.

Szkoda to wielka, gdyż spektakl sam w sobie prawie do samego końca (do tych nieszczęsnych pytań) był dobrze zrobiony i poruszający. Jego głównymi bohaterkami, obecnymi we własnych osobach na scenie, były trzy Czeczenki, które znalazły w Polsce schronienie i (względny) spokój po piekle wojny, porwań, gwałtów, tortur i wszystkiego innego, czego ta „średniowieczna wojna z przełomu XX i XXI wieku” im nie szczędziła (sformułowanie w cudzysłowie to skrót wyświetlonego w czasie przedstawienia na ekranie cytatu ze śp. Anny Politkowskiej – niezapomnianej kronikarki i komentatorki czeczeńskich wojen, zamordowanej w 2007 roku, najprawdopodobniej z inspiracji Kremla).

Ta osobista obecność na scenie bohaterek, nie-aktorek, ofiar wojny, uchodźczyń, była, moim zdaniem, najbardziej ryzykownym elementem tego spektaklu. Heda, Milana i Madina musiały bowiem „grać siebie”, będąc prezentowane w przypadającej im nieuchronnie roli ofiar wojny, a potem petentek w staraniach o wpuszczenie do Polski, a jeszcze potem w roli osób walczących o godne życie w obcym, nie zawsze im przychylnym otoczeniu. Popadnięcie w patos lub w łzawo-współczujący sentymentalizm było w takiej sytuacji realnym niebezpieczeństwem. „Jak oddać grozę i mitręgę ich egzystencji?” – na to bardzo podchwytliwe pytanie musiały odpowiedzieć dramaturżka Paulina Skorupska i reżyserka Weronika Fibich, kształtując umowną sferę scenicznej rzeczywistości, „wyposażoną” w krępującą, „osobiście dosłowną” obecność bohaterek-ofiar-heroin walki o przetrwanie.

I odpowiedziałyby na owo pytanie celująco, gdyby nie te nieszczęsne pytania na koniec.

Spektakl zaczął się od bardzo łagodnej, delikatnie zarysowanej introdukcji, jaką był niewątpliwie występ Mariny Hulii – osiadłej od dawna w naszym kraju byłej obywatelki ZSRR, działaczki na rzecz integracji czeczeńskich kobiet i dzieci. Ostatnim jej dziełem jest założenie w 2016 roku „demokratycznej szkoły” na dworcu w Brześciu, gdzie gromady kaukaskich rodzin koczują w nadziei przedostania się do Polski.

Marina opisuje swe dzieciństwo, spędzone w przenikniętym zapachem moreli mieście nad Dnieprem (nie podała jego nazwy, moja internetowa kwerenda wskazała na Czerkasy). Pogodne historie o tacie-weteranie, jego ogromnym księgozbiorze, o przekomarzaniu się z babcią, kto jest ważniejszy – Pan Bóg czy Lenin (to już było dla mnie raczej „ambiwalentnie pogodne”) czy o pociągach pełnych weteranów, zamawiających u małej Marinki odśpiewanie przebojów z ich bohaterskiej młodości, przerywane były wypowiadanymi (albo raczej wyszczekiwanymi) po rosyjsku przykazaniami – poleceniami o konieczności bycia silną, a wtedy z pewnością zostanie „komandirem” oddziału pionierów i będzie mogła wydawać im rozmaite komendy, które dla przykładu ostro wykrzykuje.

Tekstom owym towarzyszą odśpiewane do mikrofonu radzieckie piosenki, w tym dwukrotnie zaintonowany nieśmiertelny hit Sopotu’63 Pust’ wsiegda budiet sołnce, wylansowany przez Tamarę Miansarową. Marina go nie znosi, ale jakże go nie zaśpiewać, gdy wspomina się swe pogodne dzieciństwo, osnute zapachem moreli?

Sielanka się gwałtownie kończy, gdyż „dynamicznie się rozwijający” radziecki przemysł zawładnął także naddnieprzańskim miastem, rozsnuwając po całej okolicy zapach acetonu (morele zapewne ścięto, ale o tym narratorka litościwie nam nie wspomina). I gdy z ust córki Mariny zaczyna się wydobywać „acetonowy oddech”, przychodzi pora na emigrację. Z siedmiu tysięcy tomów domowej biblioteki trzeba wybrać skromny raczej zapas książek, mieszczący się w jednej walizce…

Wszystko to odbywa się w nader skromnym otoczeniu: w sali Sceny Roboczej krzesła dla widzów ustawione są tym razem po dwóch bokach przestrzeni gry, w której najbardziej wyróżniającymi się elementami są wsparte na stojakach pochylnie z prostych desek (wszystko to zbudowane jest z surowego drewna). Tuż pod nimi położone są pokaźnej wielkości buraki, które Marina Hulia na samym początku uderza drewnianym kijem z metalowym haczykowatym zakończeniem, kierując ich ruch w górę, wbrew grawitacji – tak jakby usiłowała nimi grać w jakiegoś „golfa pod górkę”.

Sceneria uzupełniona jest stojącym na środku nieco w głębi mikrofonem i ustawionym w głębi stołem, nad którym umieszczona jest kamera, filmująca wstawiane na płaski talerz kartki z tekstami, a także obraz wzburzonych morskich fal.

Wracając do zaczynającej spektakl sceny „gry w golfa”: nie wiem, co ma oznaczać ta czynność – może ma ona jakieś symboliczne znaczenie, może jest jakąś metaforą… Wykonywana jest dość ceremonialnie, z rytualnym jakby namaszczeniem. Niewątpliwie jest ważna dla Mariny. To mi wystarczy.

Podobne pytania zadawałem sobie dość często, gdy teren gry opanowały Heda, Milana i Madina. Odpowiedzi na owe pytania były oczywiście takie same jak w tym początkowym przypadku. Najbardziej przejmujące było dla mnie ceremonialne pokrojenie buraków na kanciaste kawałki, a potem przybicie ich wielkimi gwoździami do desek, które w międzyczasie przekształciły się z trzech pochylni w trójczłonowy stół, ustawiony na stojakach. Gdy trzy kobiety przyozdobiły je potem „flagami”, zrobionymi z krótkich metalowych prętów i plastikowych „koszulek” na dokumenty, i gdy ustawiły z powrotem deski na kształt pochylni, dotarło do mnie przerażające znaczenie nadane tym prostym konstrukcjom – to były groby!

Przerażenie przerażeniem, ale z teatralnego punktu widzenia owo rytualnie zrytmizowane, powolne konstruowanie grobów było majstersztykiem. (W międzyczasie Marina Hulia poinformowała nas między innymi o tym, że jednej z Czeczenek zabito trzynastoletniego syna.)

Finezyjnie skomponowana scena konstruowania grobów (dopowiadam sobie: dla tych, których ciała znaleziono, i dla tych, których los jest nieznany, choć zapewne nie żyją) uzupełniona została po chwili sceną rozpościerania na podłodze wyciągniętych z worków białych ubrań. Które z nich należały do żywych, które do zabitych, a które do zaginionych? Tego się na szczęście nie dowiedzieliśmy. Na szczęście, bo dopowiadanie czegokolwiek w tym momencie pachniałoby sceniczną łopatologią.

Której nam, niestety, nie oszczędzono na sam koniec. Ale o tym już opowiedziałem na początku, więc nie ma co do tego wracać.

PS Tytułowa popytka to, jak twórczynie spektaklu piszą w programie, „procedura nieuregulowana prawnie. Uchodźcy przesłuchiwani są na granicy przez pograniczników. Zapada decyzja, kto może wjechać do Polski, a kto nie. Niektórzy próbują kilkadziesiąt razy [koczując na dworcu w Brześciu nawet miesiącami, stąd pomysł Mariny na szkołę – J.T.]. Zawarta w słowie popytka – pytka w języku rosyjskim oznacza torturę”.

15-05-2019

galeria zdjęć Popytka, reż. Weronika Fibich, Centrum Rezydencji Teatralnych SCENA ROBOCZA w Poznaniu <i>Popytka</i>, reż. Weronika Fibich, Centrum Rezydencji Teatralnych SCENA ROBOCZA w Poznaniu <i>Popytka</i>, reż. Weronika Fibich, Centrum Rezydencji Teatralnych SCENA ROBOCZA w Poznaniu <i>Popytka</i>, reż. Weronika Fibich, Centrum Rezydencji Teatralnych SCENA ROBOCZA w Poznaniu ZOBACZ WIĘCEJ
 

Centrum Rezydencji Teatralnych SCENA ROBOCZA w Poznaniu
Weronika Fibich
Popytka
reżyseria: Weronika Fibich
dramaturgia: Paulina Skorupska
muzyka: Artur Sosen Klimaszewski
ilustracja: Ewa Ciechanowska
obsada: Milana Goytamirova, Heda Debirova, Marina Hulia, Madina Mazalieva
premiera: 10.05.2019

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: