AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Niszczymy i tyle

Nikt, reż. Artur Tyszkiewicz, Teatr Narodowy
Absolwentka wydziału wiedzy o teatrze warszawskiej Akademii Teatralnej, doktorantka Uniwersytetu SWPS. Była redaktorem naczelnym portalu teatrakcje.pl. Stale współpracuje z kwartalnikami „Scena”, „Aspiracje” i „Nietak!t”, publikowała również w „Teatrze”. Sekretarz regionu warszawskiego portalu teatralny.pl.
A A A
Fot. Yato Photography  

Jest taka scena w Iwonie, Księżniczce Burgunda, właściwie jedna z pierwszych, w której Książę Filip – zanim uczyni z Iwony swoją narzeczoną – zwraca się do dziewczyny w obecności jej ciotek: „Bo wie pani, jak się panią widzi, to aż korci, żeby panią do czegoś użyć. Na przykład, żeby panią wziąć na linkę i pędzić albo żeby panią użyć do rozwożenia mleka, albo żeby panią kłuć szpilką, albo żeby panią przedrzeźniać. Pani denerwuje, rozumie pani, pani jest jak czerwona płachta, pani prowokuje”.

Próżno szukać uzasadnień dla tej woli zadręczenia, a nawet i nie trzeba – wystarczy, że Iwona istnieje i już samo to jest dostatecznym powodem, by ją zamęczyć, zgnębić, wyśmiać i poniżyć. Koncept ten zdaje się być bliski nie tylko Gombrowiczowi – w 1972 roku posłużył się nim Hanoch Levin, pisząc Chefeca, sztukę dopiero co wystawioną w Teatrze Narodowym w Warszawie pod nieco wymowniejszym tytułem: Nikt.

Chefec mieszka kątem u swojego kuzynostwa, Klemensei i Tejgalacha – niegdyś pomagał im w opiece nad ich córką, Fogrą, lecz teraz, gdy dziewczyna jest już dorosła i lada dzień wychodzi za mąż, świat nie może mieć już ze starego Chefeca żadnego pożytku. Dlatego też tenże świat, a przynajmniej wszyscy wokół, postanowili Chefecowi dopiec i udowodnić, że nie każdemu przysługuje prawo do bycia szczęśliwym i ważnym. Gdy ten z kolei nie zgadza się, aby ktoś tak po prostu niszczył mu życie, Tejgalach najspokojniej na świecie studzi go w tym sprzeciwie i mówi: „Nie rób takiej afery ze swojego życia. Niszczymy i tyle”. Chefeca różni od Gombrowiczowskiej Iwony przede wszystkim to, że nie jest bezwolny i zdecydowanie nie milczy – wręcz przeciwnie, domaga się szacunku, uwagi i chyba odrobiny uczucia, a gdy tego nie dostaje, to zdesperowany ogłasza, że w dniu ślubu Fogry skoczy z dachu, na co wszystkich serdecznie zaprasza.

Akcja spektaklu w reżyserii Artura Tyszkiewicza rozgrywa się w wielu miejscach – począwszy od kawiarni Chany Czerlicz przez mieszkanie Tejgalachów po knajpę z dancingiem czy mieszkanie Adasia Badrasia. Mimo to scenografia ustawiona na deskach Sceny przy Wierzbowej nie zmienia się – na środku rozstawiono kilka prostych stolików pokrytych ceratą, po lewej stronie ustawiono bar, z sufitu spuszczono lampy z wentylatorami, a ścianę po prawej obklejono kiczowatą fototapetą z morzem i palmami. Przy jednym z tych stolików siedzi Mariusz Benoit, któremu w Teatrze Narodowym przypadła rola Chefeca, smutnego błazna lekceważonego przez wszystkich. Benoit w przejmujący sposób zabiega o uwagę innych, dając jednocześnie wyraz samotności swojego bohatera – już z pierwszej sceny „z szarlotką”, w gruncie rzeczy komicznej, wyłania się obraz opuszczonego, przegranego człowieka, który w późniejszym monologu wyznaje, że chciałby się skurczyć do rozmiarów kuleczki i niepostrzeżenie wturlać się pod szafę. Jednak otaczający go ludzie nie tylko nie dają mu się schować i spokojnie żyć, ale postanawiają wywlec go na środek, ustawić w samym centrum pośmiewiska i za wszelką cenę sprawić, żeby sam uwierzył, że jest nikim, podczas gdy im należą się wszelkie przyjemności. Klemensea (Ewa Konstancja Bułhak) i Tejgalach (Krzysztof Stelmaszyk) próbują początkowo zadręczyć Chefeca widokiem ich małżeńskiego szczęścia i dobrobytu, by jeszcze dobitniej ukazać mu jego samotność i nędzę – są jak Jona i Lewiwa Popochowie z późniejszej sztuki Lewina, chwilowo zjednoczeni przeciwko Gunklowi i nieczuli na jego skomlenia. Odgrywane przez nich sceny z życia Chefeca należą do najlepszych momentów spektaklu – Bułhak i Stelmaszyk znakomicie odnajdują się w absurdalno-groteskowej konwencji, są naturalni i bezwzględni. Świetnie wypada także drugi plan, a zwłaszcza Jacek Mikołajczak, stanowczo za rzadko otrzymujący rolę na miarę swojego talentu. Grana przez niego postać Adasia Badrasia łudząco przypomina Tugatiego z Kruma – jest zamkniętym w sobie małym i lichym człowiekiem, który najchętniej „przeżyłby swoje minimum w spokoju”, zbytnio się nie wychylając i do niczego nie aspirując. Mikołajczak gra Badrasia bardzo oszczędnie, czerpiąc garściami z pokładów humoru, w które wyposażył tę postać Levin – potrafi być prześmieszny, a jednocześnie w tym nagromadzeniu kompleksów, urojonych chorób i alergii szalenie ujmujący. 

Zupełnie inną postacią, wnoszącą dużo życia i wigoru do tego wypełnionego rezygnacją świata, jest Fogra, grana przez debiutującą w Teatrze Narodowym Lidię Pronobis. Tylko ona nie traktuje Chefeca gorzej od pozostałych, ale to jedynie dlatego, że wszystkich traktuje źle – z takim samym zapałem obraża ojca, wytrąca matce naczynia z rąk, drwi z przyszłego męża, jak i ostatecznie doprowadza do śmierci Chefeca. Jest uosobieniem młodości i buntu, orędownikiem nowego porządku i drwiny z konwenansów, choćby miało to się wyrażać w bieganiu po mieście zaledwie w bieliźnie i czapce pilotce.

Sztuki Levina, z reguły wzruszające w ukazywaniu ludzkiej niemocy, a jednocześnie ostro zaprawione ironią i groteską, przejmują widza i czytelnika swym wymiarem egzystencjalnym niemal spod znaku Becketta. Z Niktem tak nie jest. Częściowo pewnie dlatego, że jest to jedna z pierwszych sztuk izraelskiego dramatopisarza – najlepsze pomysły, tutaj dopiero zasygnalizowane, rozwiną się w pełni i będą błyszczeć w tekstach późniejszych. Można oczywiście skupić się na wyłapywaniu tych związków i troszkę machnąć ręką na nierówności i mielizny dramatu. Nie zmienia to jednak faktu, że całości czegoś brakuje. Wprawdzie Nikt jest tekstem mocnym, potrzebnym i ważnym, rodzącym oczywisty sprzeciw na poziomie treści, zaś Tyszkiewicz umożliwił swoją inscenizacją stworzenie kilku małych aktorskich perełek, zebrane to wszystko zusammen nie sprawia wcale, że ma się poczucie obcowania arcydziełem. Pozostaje raczej zdziwienie, że coś, co miało wszelkie przymioty do tego, by zachwycać, ostatecznie jednak nie zachwyca.

24-11-2017

galeria zdjęć Nikt, reż. Artur Tyszkiewicz, Teatr Narodowy <i>Nikt</i>, reż. Artur Tyszkiewicz, Teatr Narodowy <i>Nikt</i>, reż. Artur Tyszkiewicz, Teatr Narodowy <i>Nikt</i>, reż. Artur Tyszkiewicz, Teatr Narodowy ZOBACZ WIĘCEJ
 

Teatr Narodowy
Hanoch Levin
Nikt
przekład: Agnieszka Olek
reżyseria: Artur Tyszkiewicz
scenografia: Justyna Elminowska  
muzyka: Jacek Grudzień
reżyser światła: Mateusz Wajda
ruch sceniczny: Maćko Prusak
obsada: Krzysztof Stelmaszyk, Ewa Konstancja Bułhak, Lidia Pronobis, Hubert Paszkiewicz, Mariusz Benoit, Jacek Mikołajczak, Anna Ułas, Jerzy Radziwiłowicz
premiera: 21.10.2017

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę: