AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

O trudnej sztuce musicalu

#Wracamy, reż. Konrad Imiela, Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu
Company, reż. John Doyle, Broadway
Reżyser teatralny, historyk i teoretyk teatru. Profesor na Uniwersytecie Wrocławskim i w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie, absolwent Politechniki Wrocławskiej (1979) oraz Wydziału Reżyserii Dramatu krakowskiej PWST (1986). Publikuje m.in. w „Teatrze” i „Dialogu”.
A A A
#Wracamy, fot. Łukasz Giza  

Teatr Muzyczny Capitol pomimo pandemii zakończył sezon spektaklem na żywo, ale z widownią w maseczkach. Po trzech miesiącach kwarantanny, streamingów i siedzenia w domu przed ekranem komputera już samo wyjście do teatru było nie lada przeżyciem. Przed budynkiem Capitolu ustawiła się grzeczna kolejka. Należało wypełnić i podpisać cyrograf z danymi osobowymi, byliśmy też dezynfekowani płynem w aerozolu. Surowy strażnik pilnował, by nikt nie wdarł się do środka bez odpowiedniej maseczki.

Szatnia nie działała, na widowni rozsadzono nas daleko od siebie. Tradycyjna wspólnota gaworzących widzów nie mogła się w takich okolicznościach ukonstytuować. Zerkaliśmy na siebie wilkiem zza maseczek, bo każdy przecież mógł przynieść wirusa. „Drugi człowiek to piekło” – sławny cytat klasyka egzystencjalizmu nabrał nagle sensu. Ale nie do końca. Podczas spektaklu aktorzy nawiązywali zadziwiająco intymne relacje z zamaskowanymi osobami na widowni. Duża w tym zasługa Konrada Imieli, dyrektora artystycznego Capitolu i gospodarza wieczoru. Imiela inteligentnie i z dużym humorem zapowiadał kolejne przeboje z najpopularniejszych musicali wrocławskiego teatru: Mistrza i Małgorzaty, Idioty, Rat Packa, Trzech muszkieterów i Mocka.

Spektakl #Wracamy nie był nową, oryginalną premierą, ale raczej wytęsknionym spotkaniem artystów i widzów. Żaden streaming nie zastąpi obcowania z aktorami na żywo, co odnosi się szczególnie do musicalu. Zespół Capitolu znakomicie łączy talent wokalny z aktorskim. Trudno się oprzeć sile emocjonalnej ich występów. Wedle antropologów śpiew był pierwszym językiem człowieka. Pieśń porusza słuchaczy na poziomie rdzennym, źródłowym.

Artyści i podczas pandemii nie zawiedli. Zamknięci w domach nagrywali w Internecie covery własnych przebojów. W przedstawieniu #Wracamy można było zobaczyć fragmenty tych nagrań i zajrzeć aktorom nawet do kuchni, bo tam właśnie Justyna Szafran sfilmowała cover swej pieśni z Trzech muszkieterów, akompaniując sobie na garnkach i rondlach. Film bije rekordy oglądalności w sieci. Konfrontacja domowych coverów z prezentacjami na żywo nadała spektaklowi #Wracamy niepowtarzalną atmosferę. W finale cały zespół zaśpiewał Bądź obok mnie, polską wersję amerykańskiego klasyka Stand By Me. Pieśń ta, wcześniej także nagrana w prywatnych mieszkaniach i udostępniona w sieci, zadedykowana została przez artystów szpitalowi na Koszarowej.

W oczekiwaniu na jesienną premierę Capitolu, biografię Davida Bowie’ego w reżyserii Jana Klaty, proponuję raz jeszcze zerknąć do Internetu. YouTube udostępnia właśnie wyjątkowo udaną inscenizację klasycznego musicalu o enigmatycznym tytule Company. Autorem muzyki i libretta jest Stephen Sondheim, jeden z największych twórców teatru musicalowego w Stanach Zjednoczonych. Sondheim nie tylko ożywił amerykański musical, ale też radykalnie tę sztukę zrewolucjonizował. Przede wszystkim rozwinął i spopularyzował „musical konceptualny”, porównywany z wagnerowskim „dziełem totalnym”. Musical konceptualny bywa zwykle osnuty wokół kluczowego zdarzenia, ignoruje chronologię, a często także logikę narracji, ma żywą akcję, ale praktycznie pozbawiony jest fabuły. Najsławniejszym przykładem takiego właśnie musicalu jest Company.    

Sondheim skomponował Company w roku 1970. Premiera, wyreżyserowana na Broadwayu przez sławnego Harolda Prince’a, okazała się sensacją. Spektakl otrzymał trzynaście nominacji do prestiżowej nagrody Tony, a zwyciężył w aż sześciu kategoriach. Grany był 706 razy!

Początkowo musical miał tytuł Threes (Trójki). Główny bohater, nowojorczyk Robert, ma problemy ze zbudowaniem trwałej relacji z kobietą. Obchodzi właśnie trzydzieste piąte urodziny. Spotyka pięć zaprzyjaźnionych par i trzy przyjaciółki. W każdym spotkaniu pojawia się problem małżeństwa. Robert, zwany przez wszystkich Bobby, jest wciąż singlem. Rozmowy z przyjaciółmi nie zachęcają do oświadczyn. Instytucja małżeństwa ewidentnie przechodzi poważny kryzys, co kolejne sceny ujawniają z bezlitosnym humorem.

W pierwszej wersji scenariusz składał się z serii luźno powiązanych portretów nowojorczyków z klasy średniej. Na początku lat dziewięćdziesiątych Sondheim uwspółcześnił jednak libretto i przebudował role. Przede wszystkim pogłębił postać głównego bohatera. Bobby, przezroczysty przystojniak bez właściwości, nie traci męskiego uroku, ale zyskuje ciekawszą i bardziej złożoną osobowość. Spektakl o kryzysie małżeństwa wzbogaca się o intrygujące i wciąż aktualne studium samotności w wielkim mieście. Takie poprawione libretto szkocki reżyser John Doyle wystawił na Broadwayu w 2006 roku. Company znowu otrzymało nagrodę Tony, tym razem za „najlepsze wznowienie”.

Doyle wpadł na genialny pomysł. Obsadził w spektaklu wyłącznie aktorów grających na instrumentach. Nie ma w tym przedstawieniu dodatkowej orkiestry czy ścieżki dźwiękowej. Raúl Esparza jako Bobby przygrywa sobie na fortepianie i perkusji. Sławna aktorka broadwayowska Barbara Walsh jako sarkastyczna Joanne, seksualny wamp i wielokrotna rozwódka, gra na dzwonkach, a fenomenalna Heather Laws w roli Amy swobodnie zmienia francuski róg na trąbkę i flet. Sondheim napisał dla neurotyczki Amy najbardziej brawurową pieśń w całym musicalu. Dziewczyna z szybkością karabinu maszynowego wyśpiewuje powody, dla których „nie może dzisiaj wyjść za mąż”, choć Paul, jej narzeczony, to osobnik wyjątkowo tolerancyjny i wyrozumiały. Większość aktorów potrafi grać na kilku instrumentach: kontrabasie, saksofonie, oboju, skrzypcach, gitarze, fortepianie.

Zdarzeniem, które integruje konceptualny musical Company, jest przyjęcie urodzinowe na cześć Bobby’ego. Reżyser umieścił cały zespół we wspólnej przestrzeni, zaaranżowanej na bogate wnętrze z dobrze zaopatrzonym barkiem. W wielu pieśniach artyści grają równocześnie na instrumentach. Wielkie wrażenie robi chór trzech pań przygrywających sobie na saksofonach. Kiedy tylko aktorzy rozpoczynają dialog, w innym miejscu sceny akcja błyskawicznie przenosi się do kolejnego mieszkania. Bobby najczęściej pozostaje w centrum rozmów i konfliktów, niekiedy nawet wspina się na szklany stolik pośrodku sceny, wyznaczając kompozycyjną oś całej przestrzeni. Obrazy sceniczne są w tej inscenizacji precyzyjnie konstruowane. Wszyscy aktorzy mają na sobie eleganckie ubrania, jak przystało na gości nowojorskiego przyjęcia urodzinowego.

Amerykanie zachwycają profesją. Błyskotliwe dialogi, pełne cierpkiego humoru, grane są naturalnie jak w najlepszym filmie hollywoodzkim z połowy XX wieku. Songi porywają ładunkiem emocjonalnym. Na instrumentach – przynajmniej niektórzy – grają jak regularni członkowie orkiestry. Matt Castle w roli Petera, absolwenta prestiżowej uczelni niepublicznej, krąży po scenie ze swoim wielkim kontrabasem, przystając niekiedy przy fortepianie. Angel Desai jako Marty, przyjaciółka Bobby’ego opętana przez Nowy Jork, wymiata na skrzypcach i saksofonie altowym. 

W czasach Internetu i pandemii relacje między ludźmi uległy dewastacji. Plaga rozwodów i niedojrzałych związków partnerskich sprawia, że Company zyskuje w XXI wieku nowe sensy, trafnie diagnozując społeczeństwo globalne. Bolesne, inteligentne studium rozpadu instytucji małżeństwa porusza dziś może nawet bardziej niż przed półwieczem, a bezlitosna wiwisekcja stanu kawalerskiego zadziwia trafnością rozpoznania choroby cywilizacyjnej.

Kiedy w finale Bobby śpiewa ostatni song o znamiennym tytule Being Alive (Żywym być), przyjaciele podpowiadają mu: „chciej czegoś”, „chciej czegoś”, a alkoholik Harry poucza: „Masz tak wiele powodów, by nie być z kimś, ale Robercie, nie masz żadnego powodu, by być samotnym”. Ostatnia zwrotka pieśni kończy się jednak złowieszczo: „samotny znaczy samotny, a nie żywy”. W zaskakującym zakończeniu spektaklu okazuje się, że Bobby nie dotarł na własne surprise party, przyjęcie niespodziankę, i goście po dwóch godzinach czekania rozchodzą się do domów…

Polecam gorąco ten spektakl. Można go wciąż zobaczyć pod linkiem: Company, reż. John Doyle

01-07-2020

galeria zdjęć #Wracamy, reż. Konrad Imiela, Teatr Muzyczny Capitol #Wracamy, reż. Konrad Imiela, Teatr Muzyczny Capitol #Wracamy, reż. Konrad Imiela, Teatr Muzyczny Capitol #Wracamy, reż. Konrad Imiela, Teatr Muzyczny Capitol ZOBACZ WIĘCEJ
 

Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu
#Wracamy
scenariusz i reżyseria: Konrad Imiela
kierownictwo muzyczne: Adam Skrzypek
choreografia: Jacek Gębura
obsada: Justyna Antoniak, Artur Caturian, Rafał Derkacz (gościnnie), Marta Dzwonkowska, Małgorzata Fijałkowska, Konrad Imiela, Paulina Jeżewska (gościnnie), Bogna Joostberens, Alicja Kalinowska, Adrian Kąca, Elżbieta Kłosińska, Tomasz Leszczyński, Maciej Maciejewski (gościnnie), Agnieszka Oryńska-Lesicka, Bartosz Picher, Albert Pyśk, Elżbieta Romanowska (gościnnie), Helena Sujecka, Krzysztof Suszek, Justyna Szafran, Magdalena Szczerbowska, Ewa Szlempo-Kruszyńska, Michał Szymański, Emose Uhunmwangho, Klaudia Waszak, Mikołaj Woubishet, Justyna Woźniak, Łukasz Wójcik, Michał Zborowski
tancerze: Mateusz Brenner, Bożena Bukowska, Dominika Józefowiak, Mateusz Kieraś, Monika Kolbusz, Piotr Małecki, Aneta Mazur, Jan Nykiel, Barbara Olech, Jacek Skoczeń
premiera: 20.06.2020

Broadway
Company
reżyseria: John Doyle
muzyka i libretto: Stephen Sondheim
scenografia: David Gallo
kostiumy: Ann Hould-Ward
reżyser światła: Thomas C Hase
obsada: Raúl Esparza, Barbara Walsh, Heather Laws, Matt Castle, Angel Desai, Kelly Jeanne Grant, Elizabeth Stanley, Amy Justman, Fred Rose, Leenya Rideout, Keith Buterbaugh, Kristin Huffman, Robert Cunningham, Bruce Sabath.

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: