AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Piotruś Panowie i Panna

Profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, filolog, medioznawca, wykładowca w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UWr. oraz w Akademii Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta. Autor, współautor i redaktor książek z zakresu literaturoznawstwa i medioznawstwa. Był recenzentem teatralnym, m.in. „Gazety Wyborczej” i „Dziennika Gazety Prawnej”.
A A A
Fot. Greg Noo-Wak  

Zazdroszczę Agacie Dudzie-Gracz odwagi wejścia do niemal chłopięcej krainy fantazji. Podczas autobusowej odysei po wrocławskim Kleczkowie, Ołbinie i Popowicach uczestniczyliśmy w surrealnej, lecz chwilami dotkliwie rzeczywistej wyprawie. Po co? Po złote runo nicości – jak zapowiadał Herbert.

Trzeba trafu, że ta bardzo współczesna i ponadczasowa odyseja teatralna toczyła się w miejscach magicznych mojego dzieciństwa: port przy Reymonta, naznaczona stygmatem szaleństwa Kraszewskiego, dziedziniec więziennego kwartału na Kleczkowskiej, stara zajezdnia przy Legnickiej. Miejsca cywilizacyjnej apoteozy i ludzkich upadków. Intrygujące mroczną architekturą. Kwartały ludzi w mundurach. Zony ograniczonej wolności, a równocześnie swoboda pirackich awantur, bo za rogiem, tuż tuż, nadodrzańskie brzegi. Wspomnienie tajemniczych opowieści o szubienicznikach i kazamatach oraz tropienie śladów po mieszkańcach Breslau. Ile tu światów równoległych!

W spektaklu dyplomantów PWST – użyczywszy metafory z piosenki Breakoutów – jednak mojej rzeki dzieciństwa nie ma. Miasto zapomniało o porcie, a ogrody i starorzecza wypełniły betonowe blokowiska. Nawet straszne więzienie spsiało jakoś. Ale też Agata Duda-Gracz i jej młodziutcy aktorzy opowiadali o własnych rzekach. Wybrane przez nich miejsca stały się niejako przeźroczyste. To na własną odpowiedzialność wypełnialiśmy je znakami, których oni nie znali, oni zaś – czerpiąc z Homera – nasycali nas obrazami, których nie spodziewaliśmy się w tej dla wielu widzów historycznie konkretnej czasoprzestrzeni.

W naszych zblazowanych i/lub egzaltowanych czasach rzadko zdarza się w teatrze podobna superprzygoda. Spektakl Dudy-Gracz ogląda się niemal jak seans ezoteryczny – wszak aktorski dyplom przepadłby bez śladu, gdyby nie wrzuty na YouTube’a – lecz i wieloprzestrzenną, niezwykle zmysłową awanturę estetyczną. Była to narracja pełna mitologizującej fantazji, gęsta i intrygująca, niemal hollywoodzka przygoda wśród miejskich dziedzińców i podwórek. Tylko podczas autobusowych interludiów mamrotanie swoistych listów motywacyjnych każdego z Odysejów bywało zbyt mazgajowate, czyli – na nasze podobieństwo – dość nijakie.

Na ogół Odyseje 2014 były „fit for fun”! Pełna ekspresja i pełnia teatralnej zabawy. W pierwszej scenie, jeszcze w sali teatralnej PWST bohaterowie dokonali klasycznej PR-owskiej autoprezentacji. – Jesteśmy bohaterami i świetnie nadajemy się do uwielbiania! – wykrzykiwał Odysej Spóźniony. Oglądaliśmy coś na kształt konferencji prasowej zwycięzców nad krainą Kikonów, stawiających dwie kwestie pryncypialne: o prawo pogardzania starością oraz o motywacje inspirujące heroizm. To groteskowa i traumatyczna scena. Wyruszająca w tromtadracką podróż grupa gówniarzy była agresywna niczym kibole przed ustawką. W kilka minut temperatura widowiska rośnie. – Po co komu stary król? A po co komu stary… ktoś? – szydziła Odysej Niejola, jedyna kobieta wśród zacietrzewionych samców.

Na ogół Odyseje 2014 były „fit for fun”! Pełna ekspresja i pełnia teatralnej zabawy. I wtedy po raz pierwszy energia zwycięzców dławi nam gardło, a rzecz przestaje śmieszyć. Błazeńskie scenki-opowieści na temat imion-przezwisk przypominają najgorsze słitfocie z instagramu lub jackassowe filmiki z YT. Odysej Spóźniony (Mariusz Ochociński), Odysej Waleń (Waldemar Krawczyk), Odysej Tego (Łukasz Kornacki), Odysej Greka (Tomasz Piotrowski), Odysej Niejola (Justyna Ducka), Odysej Krateczka (Piotr Downar-Zapolski), Odysej Ażtunagle (Karol Kadłubiec) czy Odysej Nieogarniam (Konrad Wosik), rozdokazywani herosi współczesności, to na pozór wojownicy, w istocie dranie i psychole. Silni razem, kiedy napędza ich złość, seks, agresja, nienawiść.

Są tak głupi, że nie potrafią nawet wskazać drogi swemu sternikowi. Miotają się po świecie – szukając Itaki – kompletnie zagubieni. Ale zanim siądziemy z nimi do łodzi – przegubowego, starego autobusu, usłyszymy jak król Kikonów (Krzysztof Kuliński), milczący, w papierowej czapce niczym podwórzowy błazen o skrwawionej twarzy-masce wypowie ledwo jedno zdanie, które tę euforię, zwierzęcą siłę i atawistyczne zachowania strąca w otchłań. Mówi słowami króla Leara: „Oto tu stoję, jako wasz niewolnik/ Ja starzec biedny, słaby i wzgardzony./ A przecież wręcz was mienię służalcami”. On pierwszy i jedyny – na razie – wie, że wzgardzona starość określa nasze człowieczeństwo tak samo jak nierozsądna młodzieńcza odwaga.

Pomysł, byśmy wsiedli do przegubowca z awanturnikami, wymagał desperacji od obu stron. Przepadł dystans tradycyjnie rozdzielający widownię od sceny, tym bardziej, iż nasi współpodróżnicy zachowywali się niczym agresywni kolesie z blokowiska. Rwetes mechanizmów i uliczny hałas zagłuszały dialogi, przechodnie i kierowcy wgapiali się w postaci i opowieści, tworząc spontaniczne konteksty, z pozoru nieosadzone w tekście. Ale była to również moc spektaklu – nie wszystko dało się przewidzieć i zaplanować. Jak podczas najprawdziwszej podróży, kiedy korki uliczne, patrol policji, złośliwa Kirke czy morska burza modyfikują plany.

Opowieść dzielą kolejne podróże-kursy. Ryzykowne, lecz podobne formalnie. Survival, który oglądamy, kończymy z wyrazistą puentą, a stary przegubowiec, autobus wyjęty z innej historii, to ciekawy pomysł znoszący ryzyko zbyt łatwych utożsamień zdarzeń teatralnych z naszym czasem, lecz – bywa – zrywający potoczystość dialogów. Po pierwsze nie zawsze słyszalnych. Po drugie bulwersujących kostiumami i stylem inscenizacji. Siedzimy tu bowiem jak na planie Mad Maxa, czasem przerażeni. A lud na ulicach?

Lud oniemiał, patrząc na wojowników biegnących skroś dworcowego placu. Wybiegli po radość i przyjemność, wrócili z szaleństwem. Na Dworcu Wrocław Nadodrze, czyli w krainie Lotofagów, tubylcy z didaskaliów częstują Odysejów kwiatami lotosu, powodującymi zapomnienie. Odyseje powracają więc szaleni, oszołomieni, zapomniawszy ludzkich zachowań, lecz i łaknąc prawdy o sobie i o swoich towarzyszach. Dla ludu, który przeciera oczy ze zdumnienia, widząc choćby ich nagłą nagość lub pełne baśniowych artefaktów kostiumy, i wyciąga smartfony, filmując zdarzenie czy dzwoniąc z niedowierzaniem do bliskich, są tylko wariatami, żulami, wygnańcami cywilizacji.

Właściwie to Odyseje wszędzie są wygnańcami. Opuścili domy rodzinne dla przygody, dla sławy, dla kasy albo dla fantazji, by nie trwać w bezruchu, by być trendy. Są byle jacy, niczyi, nierozpoznawalni, wyprawa daje im wiarę w siłę młodości, naznacza ich nijakie twarze wściekłością, krwią i bólem, więc ich kaleczy. Oto w starej zajezdni, pośród zliszajonych ścian i pordzewiałych machin słuchamy opowieści o walce z Cyklopem i – równocześnie – widzimy, jak w prosty sposób można stracić imię i czystość, uległszy gwałtowi psychopaty. Trochę jak w Chłopcach z Placu Broni – szlachetność bywa śmiertelna.

Odyseje nie odnajdują się nigdzie. Na placu przed więzieniem – na iluzorycznej Wyspie Kirke – zmieniają się w parzące się świnie. Ale przecież i tu seks jest tylko walką o dominację, a nam idzie o prawo do indywidualności i o dobre imię. O odwagę przeciwstawienia się zwierzęcej sile. Ile odwagi trzeba, by przeciwstawić się grupie, skoro bohaterowie są ludźmi podłymi, czasem nawet bandytami, wcielonym złem.

Ta odyseja bardzo powszednia, lecz błyskotliwie niepospolita stawia pytanie, czy nasze życie ma sens. W Porcie Miejskim, w Krainie Umarłych widzimy ich, jakby wyszli z wiersza Różewicza. Niby ocaleni, a przecież martwi, nakładający na siebie jak Odysej Niejola kostiumy zmarłych. Wpatrzeni w szeregi trzewików, butów, pantofli – niczym w świadectwa Holocaustu – ustawione przed wzgórzami piachu i lustrami kałuż, na ziemi niczyjej, a przecież porażająco rzeczywistej, gdy przymierzają kolejne pary. Po matce, katechecie, piersiastej dziewczynie spod siódemki czy wujku Janie, który ciągle mówił o wojnie. A my, stojąc w ostrych strumieniach światła, rysując cieniami drugi teatr – żywych, sami przestajemy rozumieć, kim jesteśmy? Świadkami? Uczestnikami? Posłańcami?

Ta odyseja bardzo powszednia, lecz błyskotliwie niepospolita stawia pytanie, czy nasze życie ma sens. Gdybyśmy nagrywali CV – jak bohaterowie spektaklu Agaty Dudy-Gracz – aspirując do podobnej wyprawy, za kogo byśmy się uznali? Ciekawość, zmysłowość, seks, pieniądze, wspólnota, ważność. Więc jednak jakaś aksjologia. Reżyserka weryfikuje ten katalog po wielokroć. Najboleśniej w finalnej scenie, gdy pozostałych przy życiu pochłaniają płytkie mogiły na Cmentarzu Żołnierzy Włoskich.  

Trzeba być z innymi, gdy dzieją się rzeczy ważne. Ale – w przeciwieństwie do Piotrusia Pana – trzeba dorastać i przy tym intensywnie myśleć. Spontaniczność i zmysły mogą sprowadzić na manowce, czasem w otchłań. O tym jest ten intrygujący i świetnie zagrany spektakl. Że trzeba być i – szczerzej niż w teatrze współczesnym – trzeba patrzeć uważnie na historię. By w najlepszym wypadku nie sczeznąć jak Kantorowscy artyści.

W ponad trzygodzinnej konfrontacji mitów i zmysłów pomiędzy widzami a reżyserką wygrała piękna kobieta o burzy Tycjanowskich włosów i długich rzęsach, ocieniających inteligentne spojrzenie. Nie łżę, siedziałem tuż obok. W jakim jeszcze teatrze wam się to przydarzy? A żal? Szkoda, że nie jest to spektakl repertuarowy. Szczęśliwy, kto zobaczył. W czerwcu zagrają jeszcze dwa razy: 25 i 26. Idźcie koniecznie!

4-06-2014

galeria zdjęć Odyseje 2014, reż. Agata Duda-Gracz, Teatr Szkolny PWST we Wrocławiu Odyseje 2014, reż. Agata Duda-Gracz, Teatr Szkolny PWST we Wrocławiu Odyseje 2014, reż. Agata Duda-Gracz, Teatr Szkolny PWST we Wrocławiu Odyseje 2014, reż. Agata Duda-Gracz, Teatr Szkolny PWST we Wrocławiu ZOBACZ WIĘCEJ
 

Teatr PWST we Wrocławiu
Odyseje 2014
spektakl dyplomowy studentów IV roku Wydział Aktorskiego PWST im. L. Solskiego w Krakowie, filia we Wrocławiu
inspirowany motywami zaczerpniętymi z Odysei Homera
tekst, reżyseria, scenografia: Agata Duda-Gracz
ruch sceniczny: Tomasz Wesołowski
obsada: Piotr Downar-Zapolski, Justyna Ducka, Karol Kadłubiec, Waldemar Krawczyk, Łukasz Kornacki, Mariusz Ochociński, Tomasz Piotrowski, Krzysztof Kuliński
premiera: 25.04.2014

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę: