AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Pryszczaci bogowie

Szczęśliwa siódemka, reż. Przemysław Jaszczak, Akademia Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego filia we Wrocławiu
Doktor nauk humanistycznych, krytyk teatralny, członek redakcji portalu „Teatralny.pl”. Pisze dla „Teatru”, kwartalnika „nietak!t”, internetowego czasopisma „Performer” i „Dialogu”. Współautor e-booka Offologia dla opornych. Współorganizuje Festiwal Niezależnej Kultury Białoruskiej we Wrocławiu.
A A A
fot. Dariusz Kozłowski  

Nieszczęście z tą Szczęśliwą siódemką. Mógłbym nawet zacząć tak: O, Zeusie! Widzisz, a nie grzmisz! Chociaż nie, zabrzmiałoby to zbyt patetycznie, przez co zakrawałoby o zjadliwą ironię. Nie idźmy w tę stronę. Powiedzmy wprost i z całym szacunkiem dla twórców, ale też dla ich ostrzeżenia – wyszedł im spektakl słaby i wątpliwy w niektórych swych założeniach.

Przede wszystkim chyba w tym, że w taki właśnie sposób należy w dzisiejszych czasach sprzedawać młodemu pokoleniu mitologię grecką. W czasach Neila Gaimana i J. K. Rowling, pomniejszych produkcji Netflixa i superprodukcji Marvel Studios. Kiedy na półkach z grami komputerowymi z łatwością znajdziemy pozycje pokroju Titan Quest, Assassin’s Creed: Odyssey czy serię God of War, pozwalającą wcielić się w spartańskiego wojownika Kratosa i spróbować własnych sił w walce z olimpijczykami. Nie zapomnijmy o klasycznych już, więc stanowiących o jakimś kanonie edukacyjnym: Mitologii Jana Parandowskiego i Mitach Greków i Rzymian Wandy Markowskiej. Czyżbym, chociaż nie wybiegam tu poza obszar kultury popularnej, dostępnej i nieuciążliwej w przyswojeniu, przeceniał horyzonty poznawcze docelowej grupy odbiorców w wieku od dziesięciu lat wzwyż? A nawet gdyby, to czy Przemysław Jaszczak i Magdalena Mrozińska w takim razie nie przesadzają z jej infantylizacją?

Z ich lekkiej ręki tytułowa szczęśliwa siódemka w spektaklu dyplomowym studentów IV roku Wydziału Lalkarskiego stała siódemką bohaterów greckiego panteonu, którzy wyglądają i zachowują się jak banda głupawych, pryszczatych nastolatków. Jak rozumiem, za pomocą podobnego zabiegu adaptacyjnego próbowano przybliżyć te (nie do końca wiadomo jakim kluczem dobrane) postacie rzeczywistym nastolatkom. Pokazać, że te wszystkie Afrodyty i ci Orfeusze borykają się w zasadzie z tymi samymi, co i oni, problemami. Więc generalnie są cool, jak Her-cool-es, który owo cool ma w środku swego imienia.

Szczerze powiedziawszy, od jakiegoś czasu mocno kwestionuję zasadność podobnych skrótów i permutacji. W większości wypadków są niczym innym jak zwyczajnym pójściem na łatwiznę. Mało tego, wybujałemu ego dorastającego pokolenia dostarcza się kolejnych dowodów na to, że świat dorosłych w zasadzie niczym się nie różni od tego, który znają ze szkoły, i kręci się cały dookoła tych samych wyzwań i wartości. A tak – mam nadzieję, że nikogo tym nie zaszokuję – nie jest. W tym jednak wypadku moja niezgoda wynika z samej specyfiki materiału wyjściowego. Śmiem twierdzić, że mitologia grecka jednak nie za wiele ma wspólnego z tym, co zobaczyłem we wrocławskiej filii Akademii Sztuk Teatralnych.

Apollo, Artemida, Orfeusz, Eurydyka, Herkules, Afrodyta i Kora nie są już wcielonymi archetypami, wielowymiarowymi symbolami procesów przyrodniczych, psychicznych czy społecznych. Odarte z tajemniczości, wielkości, a niekiedy wręcz i godności, są jedynie personifikacją pewnych przykrych stereotypów, o aktualności których też dałoby się podyskutować. Więcej, wyglądają na płaskie i niekiedy niesmaczne parodie na owe stereotypy. Herkules (Daniel Zawada), dla przykładu, nie rozstaje się z pokaźną sztangą. Sztuczną, rzecz jasna. Taką, jaką lubią bawić się klauni podczas numerów cyrkowych. Jest więc, jak nietrudno się domyślić, intelektualnie upośledzonym siłaczem. Do tego zakochanym w (sic!) Afrodycie, która z kolei jest „typową blondyneczką” z błyszczącą torebką. Dokładnie! Bogini miłości, pożądania i płodności wygląda tak, jakby przed chwilą opuściła galerię handlową… i nie do końca wie, po co.

Dałoby się podobne sięgniecie po tak charakterystyczne i prymitywne maski usprawiedliwić, gdyby, dajmy na to, w wyniku fabularnych perypetii doszło do ich zasadniczego przewartościowania, już nie marząc o sprawnej dekonstrukcji. Ale kroki twórców w tym kierunku są albo jakieś niewyraźne i małoznaczące, albo zbyt przewidywalne i poprzestają na frazesach („Można być silnym na różne sposoby!”), które i Paula Coelho przyprawiłyby o rumieniec. Zresztą i z samymi perypetiami jest krucho. Jadąc już, jak to się mówi, po bandzie i puszczając wodze wyobraźni, Przemysław Jaszczak i Magdalena Mrozińska mogliby w zasadzie skonstruować wszystko, zakręcając, podkręcając i do woli miksując różne wątki. W rzeczy samej tak też czynią, ale generalnie poprzestają na trawestacji mitu o Orfeuszu i Eurydyce. Z tą zasadnicza różnicą, że w Szczęśliwej siódemce do Hadesu, żeby ratować koleżankę, schodzi całe niezbyt zacne towarzystwo.

Zapytacie może, w jaki sposób w tym niezbyt turystycznym miejscu w pierwszej kolejności znalazła się Eurydyka? Muszę stwierdzić, że nie umiem udzielić zadowalającej odpowiedzi. Przed chwilą cała siódemka wygodnie zasiadała na podeście z charakterystycznym greckim wzorem. Tu nagle ktoś, niechcący, wygadał się, że Orfeusz (Michał Majchrzak), zanim na dobre zakochał się w Eurydyce, kręcił romans z Ateną. Informacja, jak się wydaje, nie aż tak kompromitująca, skutkuje jednak tym, że grająca Eurydykę Patrycja Bukowczan, demonstrując dogłębną obrazę swoich najlepszych uczuć, znika za jedną z obramowujących scenę czarnych kotar. Ze dwa cięcia montażowe… i już jest w świecie umarłych. Przynajmniej tak to odebrałem i tak to zapamiętałem, bowiem ten kluczowy węzeł dramaturgiczny został w spektaklu przedstawiony wyjątkowo pobieżnie i nieprzekonująco.

Nieco szkoda w tej całej sytuacji młodych aktorów. Przy tak rozpisanych bohaterach nie mają faktycznie czego grać, już nie mówiąc o tym, żeby móc zademonstrować całą rozpiętość swych zdolności i talentów. Jedynie Karolinie Biedroń, której Korę pomyślano jako zadziorną buntowniczkę i nonkonformistkę, niekiedy udaje się nadać własnej postaci niewzbudzającej wewnętrznego sprzeciwu wyrazistości, w czym spora zasługa jej osobistej aktorskiej charyzmy. Na niepozbawionego podobnej „iskry” oraz, co ważne, poprawnego warsztatu wygląda też Bartosz Jędraś w roli Hadesa. I to byłoby niestety tyle. Czyli, jak na dyplom, prawie że nic.

Ratują spektakl, chociaż jedynie do pewnego stopnia, niektóre interesujące i przyjemne dla oka w swej warstwie kolorystycznej rozwiązania scenografki Aleksandry Starzyńskiej oraz lalki czy – jak kto woli – formy. Zawsze, gdy tylko pojawiają się na scenie, a dzieje się to nie aż tak często, natychmiast i z lekkością wygrywają z „planem żywym”. Szczególnie, gdy twórcy nie próbują i ich doszczętnie upupić, jak to się stało w drugiej części z biednym Cerberem. Więc ze Szczęśliwej siódemki zamiast owej tytułowej siódemki wołałbym zapamiętać tajemniczego, insektopodobnego Charona oraz kojarzącą się z figurkami „Wenus paleolitycznej” Demeter. A jeszcze bardziej – króciutką, lecz pełną poetyckości, wizualnie sugestywną i piękną scenkę zgrabnie streszczającą historię Ikara. Dobitnie pokazuje ona, jakim – na Zeusa! – mógłby być ten spektakl. Mógłby, ale nie jest.

24-01-2020

  galeria zdjęć Szczęśliwa siódemka, reż. Przemysław Jaszczak, Akademia Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego filia we Wrocławiu <i>Szczęśliwa siódemka</i>, reż. Przemysław Jaszczak, Akademia Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego filia we Wrocławiu <i>Szczęśliwa siódemka</i>, reż. Przemysław Jaszczak, Akademia Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego filia we Wrocławiu <i>Szczęśliwa siódemka</i>, reż. Przemysław Jaszczak, Akademia Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego filia we Wrocławiu ZOBACZ WIĘCEJ
 

Akademia Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego filia we Wrocławiu
Magdalena Mrozińska
Szczęśliwa siódemka
na motywach mitologii greckiej
reżyseria: Przemysław Jaszczak
scenariusz: Magdalena Mrozińska, Przemysław Jaszczak
scenografia i kostiumy: Aleksandra Starzyńska
reżyseria światła: Filip Niżyński
muzyka: Urszula Chrzanowska
ruch sceniczny: Michał Ratajski
obsada: Karolina Biedroń, Adrianna Bieżan, Patryk Brzoza, Patrycja Bukowczan, Bartosz Jędraś, Klaudia Kręcisz, Miłosz Majchrzak, Daniel Zawada
premiera: 29.11.2019


skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: