AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Rezonans

Stan wyjątkowy, reż. Ludomir Franczak, Nowy Teatr im. Witkacego w Słupsku
Absolwentka Uniwersytetu Gdańskiego, doktor nauk humanistycznych. Referentka krajowych i międzynarodowych konferencji naukowych poświęconych literaturze i kulturze. Publikowała m.in. w internetowym „Dzienniku Teatralnym” oraz w miesięczniku „Teatr”. Współpracowała z Centrum Sztuki Współczesnej „Łaźnia” i Nadbałtyckim Centrum Kultury w Gdańsku. Mieszka w Gdyni.
A A A
 

Wojciech Marcinkowski, współtwórca Stanu wyjątkowego w słupskim Nowym Teatrze, przez znaczną część przedstawienia stoi przy ustawionym z boku sceny stole. Na stole znajduje się projektor, układane pod nim fotografie oglądamy w powiększeniu na ekranie w głębi sceny. Marcinkowski układa zdjęcia warstwami, buduje zmieniający się nieustannie kolaż – obraz miasta z jego ulicami, budynkami, mieszkańcami. Obraz nieostry, rozszczepiony na rozmazane w powiększeniu detale, chaotyczny. Ale fundamentem tego chimerycznego, zmieniającego się nieustannie krajobrazu jest bardzo konkretne zdarzenie z przeszłości miasta. Pytanie o sens tego zdarzenia znaczy każde z układanych przez Marcinkowskiego zdjęć.

10 stycznia 1998 roku trzynastoletni Przemysław Czaja wracał z meczu koszykówki Czarnych Słupsk z AZS Zagaz Koszalin. Nie dotarł do domu. Umarł na ulicy, uderzony w głowę policyjną pałką. Policjanci nie udzielili mu pomocy, nie wezwali pogotowia. Lokalna prokuratura oświadczyła, że chłopiec zmarł z powodu nieszczęśliwego wypadku, od uderzenia głową w trolejbusowy słup. Po śmierci Przemka Czai w mieście rozpoczęły się gwałtowne zamieszki. Przez kilka kolejnych dni w Słupsku „latały” kamienie i butelki, płonęły barykady.

W przedstawieniu wspomnienie tych barykad ma swój ekwiwalent w postaci scenograficznej konstrukcji w głębi sceny – piętrzącego się muru rzuconych jedno na drugie krzeseł, stołków, stołów, ram do obrazów. Barykada wypełza poza obręb sceny, jej odnóża atakują wejście do teatralnej sali. W tak skomponowaną przestrzeń wchodzi inicjująca spektakl Bożena Borek, która objaśnia widzom kompozycję Stanu wyjątkowego – zakładającą odtworzenie charakteru tragicznych wydarzeń sprzed dwudziestu lat. Ich działanie porównywane jest tu do zjawiska rezonansu – śmierć chłopca wywołała wstrząs, który niósł się, wzmacniany z godziny na godzinę coraz gwałtowniejszymi gestami mieszkańców, przez wszystkie zakamarki miasta.

Kompozycja, próbująca odtworzyć słupskie zamieszki ze stycznia 1998 roku, siłą rzeczy poszarpana, pełna białych plam, choć ujęta w chronologiczne ramy, powoduje, że Stan wyjątkowy trudno właściwie ujmować w kategorii teatralnego przedstawienia. Słupski projekt, bo tak określają Stan wyjątkowy jego trzej twórcy: wspomniany już Wojciech Marcinkowski, pisarz Daniel Odija i reżyser oraz scenograf Ludomir Franczak, mieści się w swej specyfice gdzieś na styku spektaklu i uteatralizowanego reportażu. Spoglądającego w przeszłość, ale równie mocno zajmującego się teraźniejszością i tym, co dopiero nastąpi lub może nastąpić.

Narratorem reportażu jest Wojciech Marcinkowski. Nieprzypadkowo, bo aktor mieszka w Słupsku dopiero od jakiegoś czasu. Pozycja „przyjezdnego” pozwala mu spojrzeć na poruszaną tu historię z dystansem dokumentalisty – wkraczającego w obcy, nieznany obszar przeszłych zdarzeń i ich teraźniejszych konsekwencji. Stan wyjątkowy odtwarza same zdarzenia, ale i odtwarza, co szalenie ciekawe, perspektywę „obcego”, który staje w obliczu cudzych dramatów i próbuje je zbadać, zrekonstruować, zrozumieć. Śmierć Przemka Czai i następujące po niej zamieszki zraniły miasto, ale też stały się niezbywalną jego częścią. Budzącą, mimo upływu dwóch dekad, ogromne emocje, co widać było niezwykle wyraźnie podczas premiery, ale i kolejnych prezentacji Stanu wyjątkowego. Marcinkowski śledzi rany i emocje z niezwykłą delikatnością, z ogromną pokorą wobec tematu, który dla kogoś z zewnątrz chyba nigdy nie pozwoli się zgłębić do końca.

Stojący przy stole z projektorem Wojciech Marcinkowski podsuwa pod oko kamery kolejne fotografie. Próbuje tworzyć mapę tragedii sprzed lat. Budowany krajobraz początkowo układa się w obraz dość spójny. Rozpoznajemy ulicę, przy której zginął chłopiec, rejony miasta, w których rozpoczęły się protesty. Jednak w momencie, kiedy narracja wchodzi w najbardziej burzliwy moment zdarzeń, obraz rozprasza się, oddaje chaos i dekoncentrację, które ogarnęły wówczas miasto. Przestrzeń i jej ludzie rozpraszają się na poszczególne fragmenty, kadry, powiększenia. Odtworzona uprzednio linia trasy kibicowskiego tłumu rwie się i rozdziela na trudną do zliczenia liczbę ścieżek, którą poruszali się niepogodzeni ze śmiercią chłopca protestujący.

Badając przeszłość, twórcy Stanu wyjątkowego równie mocno wchodzą w obecne realia miasta. Wojciech Marcinkowski opowiada o swoich poszukiwaniach dzisiejszych śladów i wspomnień wydarzeń z 1998 roku, nie ukrywając jednocześnie nieporadności własnej metody. Gumowe dziecięce „ludziki”, ustawione pod szkłem projektora, pokazują zagubienie, które ogarnia „obcego”, stającego naprzeciw cudzych doświadczeń, emocji, traum. Aktor opowiada o rozmowach, prowadzonych z przypadkowymi przechodniami, o trudnościach w dotarciu do wspomnień przeszłych zdarzeń. Co ważne – Marcinkowski swoich badań nie cenzuruje. Nie boi się przytaczać wypowiedzi tych mieszkańców, którzy o zbrodni i jej gwałtownym rezonowaniu chcą po prostu zapomnieć.

Godzinny projekt słupskiego teatru, choć formalnie niezwykle statyczny, z dużym powodzeniem wytwarza i utrzymuje przez cały czas swojego trwania napięcie. Proste środki – przytłumione światło, scenografia znacząca sceniczną przestrzeń klaustrofobicznością, neutralne kostiumy, nienachlana, acz dopowiadająca narrację „żywa” muzyka Rafała Szymańskiego i Piotr Sulika – komponują doskonałe tło dla opowiadanych zdarzeń, napęczniałych od żalu i gniewu. W narrację Marcinkowskiego wplecione zostały nagrania z dziennikarskich relacji, które wzmacniają tu wspomnienie miasta w płomieniach, poszarpanego, zranionego, buzującego emocjami.
 
Reporterskie śledztwo twórców Stanu wyjątkowego zawiesza nad przedstawianymi wydarzeniami szereg pytań. O tkankę miasta, o wpisaną w nią traumę, a przede wszystkim o przemoc, która traumę zrodziła, ale i z niej wynikła. Narrację badacza przerywa w końcówce Stanu wyjątkowego głos samej ofiary. Pytający o sens swojego cierpienia, próbujący ów sens odnaleźć. Wikłający wydarzenia sprzed dwudziestu lat w siatkę fatalnego losu, który potrzebuje tragedii, aby zapobiec tragedii dużo większej.

Dominik Nowak, dyrektor Nowego Teatru w Słupsku, po raz kolejny oddał głos miastu, jego mieszkańcom. W znakomitej Ulicy sprzed dwóch lat w reżyserii Ivo Vedrala nienazwany Słupsk zyskał kształt przestrzeni uniwersalnej, niemal baśniowej. W Stanie wyjątkowym metaforyczność przypowieści zamieniona została na dokumentalny konkret. Ale ten słupski konkret pełen jest niedomówień, niejasności. Pełen jest też pragnień, aby to, co puste, zyskało jakiś sens. To pragnienie znaczy każde z przekładanych przez Wojciecha Marcinkowskiego zdjęć, znaczy spoglądające na te fotografie oczy widzów. Choć ogień trawiący miasto wypalił się, zdarzenie sprzed dwudziestu lat nadal rezonuje. Jego dźwięk, jak bardzo mocno pokazuje Stan wyjątkowy, to jedna z nigdy niemilknących melodii tego miasta.

01-02-2019

Nowy Teatr im. Witkacego w Słupsku
Daniel Odija, Wojciech Marcinkowski, Ludomir Franczak
Stan wyjątkowy
reżyseria i scenografia: Ludomir Franczak
muzyka: Rafał Szymanik i Piotr Sulik
grafiki: Wojciech Stefaniec
obsada: Bożena Borek, Wojciech Marcinkowski, Rafał Szymański, Piotr Sulik
premiera: 15.12.2018  

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę: