AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Siłaczka

 

Wyrzeka się słabości. Zdecydowana i samowystarczalna. A mimo to cierpi. Codzienna walka wymaga od niej poświęceń. Ma marzenia, plany, fantazje. Dwóch mężczyzn jednocześnie? Ależ oczywiście: z tym, że jeden gotuje, a drugi sprząta. Feministka? Niekoniecznie. Kim więc jest współczesna kobieta?

Medeą – podpowiadają twórcy spektaklu teatru tańca Twarze Medei, premierowo wystawionego 9 listopada na scenie Bytomskiego Centrum Kultury w cyklu HartOFFanie Teatrem. Projekt powstał dzięki stypendium artystycznemu z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego i Stypendium z Funduszu Promocji Twórczości, które otrzymała absolwentka PWST WTT w Bytomiu Anna Kosiorowska. Pomysłodawczyni zaprosiła do udziału w projekcie piątkę utalentowanych tancerzy, w tym Zuzannę Kasprzyk, z którą od dwóch lat współpracuje. Kto na bieżąco śledzi wydarzenia z dziedziny tańca współczesnego, wie że ich duet Rejs został dwukrotnie wyróżniony w konkursie „321…TANIEC” w Krakowie. Oprócz tego zakwalifikował się również do drugiego etapu konkursu SoloDuo w Budapeszcie.

Pomysł na przedstawienie wyrósł z obserwacji rzeczywistości, a konkretnie – z obserwacji najbliższego otoczenia artystki. Twarze mijanych na ulicy kobiet stały się inspiracją do scenicznej refleksji na temat pojęcia kobiecości dookreślonego przez realia życia w Śląskiej Aglomeracji. Na podstawie zebranego materiału reportażowego powstała taneczna impresja, którą można by opatrzyć poetyckim tytułem: „odcienie kobiecości na tle szarego miasta”.

Postać Medei posłużyła twórcom jako exemplum zdeterminowanej wojowniczki, która słono płaci za genetyczne predyspozycje do walki. Cierpienie, poświęcenie, ciąg wyrzeczeń, troski. Rzeczywistość to poligon, a ratunek w postaci Heliosa na złotym rydwanie nie przybędzie, więc trzeba sobie jakoś radzić. Właśnie dlatego spektakl Twarze Medei jest poszarpany, niepokojący, niezwykle emocjonalny i pełen sprzeczności. Tu nie szuka się piękna, ono istnieje w domyśle. Kosiorowska miesza techniki taneczne, stawia na synkretyczność formy. Za pomocą ruchu, światła, muzyki i słowa buduje dramaturgię, bez której trudno wyobrazić sobie spektakl teatru tańca. Ale czy na pewno tak trudno? Przecież dziś wielu choreografów tworzy przedstawienia będące w dużej mierze pokazem techniki tanecznej i szumnie nazywa je teatrem. Tym bardziej warto docenić próbę udramatyzowania afabularnych obrazów, które poza ładunkiem emocjonalnym niosą w sobie konkretną treść.

Spektakl otwiera scena będąca wyrazem buntu wynikającego z bezsilności kobiety. Pusta przestrzeń, iluzyjnej scenografii brak. Na podłodze stoją szklane butelki; w rogu po prawej perkusja. Tancerka otwiera drzwi znajdujące się w głębi sceny, po czym z wściekłością ciska w otwartą czeluść kolejne butelki. Dźwięk tłuczonego szkła odbija się echem i wraca spotęgowany przez miarowy odgłos przypominający bicie serca. Dziewczyna zaczyna tańczyć. Jej kanciaste ruchy podszyte są lękiem, o którym mówi chłopak zza perkusji: „lęk to sen”, „lęk okrada z nadziei”. Parafrazując słowa Alexandra Neilla – kontrowersyjnego twórcy antypedagogiki – życie kobiety jest historią jej lęków. Może więc    upadek tancerki pod koniec tej sceny nie świadczy o początku końca. Może to tylko koniec starego początku?

Twarze Medei to swoisty hołd złożony kobietom, które potrafią odnaleźć się w każdej sytuacji. Przywołana przeze mnie scena jest prologiem, zapowiedzią niewyczerpanych pokładów sił kryjących się w kobiecie. Tę siłę wizualizuje inna scena, jedna z najbardziej wymownych w spektaklu: taniec obrazujący relacje między współczesną kobietą a mężczyzną w dobie kryzysu męskości. Umiejętności taneczne duetu warto docenić – choreografia oparta na różnego rodzaju podnoszeniach nie należy do najłatwiejszych. Sprawność techniczna jednak nie wysuwa się we wspomnianym fragmencie na plan pierwszy, co można uznać za ogromny sukces tancerzy. Ich taniec interpretowany w kluczu feministycznym ukazuje słabego mężczyznę, unoszonego, ciągniętego bądź wspierającego się na partnerce. To dziewczyna prowadzi, ona nadaje rytm i tempo. Medea mimo wszystko może żyć bez Jazona. Dokładnie tak jak w micie.

O ile odwołania do mitu uniwersalizują zagadnienie, o tyle wstawki reportażowe zwracają uwagę na jego aktualność. Na ekranie podwieszonym nad sceną pojawia się twarz dziewczyny, a właściwie początkowo tylko górna część jej twarzy. Kamera rejestruje osobistą wypowiedź o trudach życia codziennego w jednej z bytomskich dzielnic. Przed projekcją tancerka krzycząc „ratunku!” wbiega na scenę. Krzyczy biegając, ale nikt nie zwraca na nią uwagi. Wreszcie z plecaka wyjmuje radio, po włączeniu którego rozpoczyna się prezentacja materiału audiowizualnego. Zestawienie dwóch przestrzeni: scenicznej i tej realnie istniejącej także poza kadrem filmowym przebiega sprawnie i nie zaburza toku akcji. W wyniku takiego zabiegu świat archetypicznych wyobrażeń zostaje zderzony z rzeczywistością. Rzeczywistością nie mniej brutalną od zbrodni popełnionych przez bohaterkę Eurypidesa. Obraz z kamery przemysłowej wyświetlony na ekranie i towarzyszący mu przejmujący monolog będący opisem seksualnej napaści nie pozostawia złudzeń – kobieta narażona na niebezpieczeństwo może poddać się lękowi, który „obrasta na strzępach nerwów”, albo walczyć. Wybrać mniejsze zło. Czy właśnie to nazywamy wolnością? Na scenę wychodzi tancerka i niczym Cyganka do mikrofonu zaczyna mówić słowa pocieszenia wyczytane z dłoni. Zapewnia: „Wszystko będzie dobrze”. Akurat. Gdy słowa zawodzą, pozostaje taniec.

Twarze Medei to wstęp do dyskusji, swoisty hołd złożony kobietom, które potrafią odnaleźć się w każdej sytuacji. Kobieca siła nie jest mitem. Brawa dla Anny Kosiorowskiej.

1-12-2014

 

Twarze Medei
koncepcja i choreografia: Anna Kosiorowska
taniec: Natalia Dinges, Zuzanna Kasprzyk, Jan Lorys, Agata Słowińska, Kim Sokolowski (Niemcy), Agafija Wieliczko
materiał filmowy: Marek Bania Berenikafilm
premiera: 09.11.2014

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
jeden razy osiem jako liczbę: