AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

“Streets of Berlin, I must leave you soon”

Bent, reż. Natalie Ringler, Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy
Doktor nauk humanistycznych. Wykładowca Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina. Absolwentka Wydziału Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie i Wydziału Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała w "Teatrze", którego była redaktorem, a także w "Dialogu" i "Więzi". Pracowała również jako sekretarz redakcji w wydawnictwie Świat Książki.
A A A
Fot. Katarzyna Chmura-Cegłowska  

Bent – dramat napisany przez Martina Shermana w roku 1979 – szybko zaczął być określany jako blockbuster hit. Opowiedziana przez autora historia zakazanej homoseksualnej miłości w czasach nazistowskiego terroru stała się światowym przebojem i podbiła teatry na różnych kontynentach.

Niemal natychmiast trafiła na Broadway; prapremiera tekstu miała miejsce w 1979 roku w New Apollo Theatre. Główną rolę zagrał wówczas Richard Gere, następnie przejął ją bardzo już wówczas popularny Michael York. Na West Endzie premiera sztuki odbyła się w 1989 roku. Jako Max wystąpił Ian McKellen, znany z wielu kreacji szekspirowskich, ale także z takich hitów jak Władca pierścieni i Hobbit, gdzie stworzył postać Gandalfa. W 1997 roku na kanwie dramatu powstała hollywoodzka produkcja Piętno z takimi gwiazdami jak Clive Owen, Lothaire Bluteau, Ian McKellen (w świetnym epizodzie wuja Maxa Freddiego), ze specjalnym udziałem Micka Jaggera w podwójnej roli: donosiciela na usługach Gestapo i drag queen o imieniu Greta z gejowskiego kabaretu w Berlinie.

Dobrze zatem, że blisko czterdzieści lat od prapremiery Teatr Dramatyczny – jako pierwszy w Polsce – sięgnął po ten jeden z ważniejszych dramatów amerykańskich. Natalie Ringler, decydując się na jego wystawienie, podjęła się zadania arcytrudnego. Postanowiła zmierzyć się z utworem, który zrobił światową karierę, a w głównych rolach wystąpili aktorzy znani niemal każdemu przeciętnemu widzowi. Przystępując do pracy, musiała też brać pod uwagę, że jej wersja sceniczna będzie konfrontowana z ekranizacją dramatu. Przede wszystkim należy ją pochwalić za odwagę poruszenia tematu trudnego, niewygodnego, nieznanego właściwie polskiemu widzowi.

Bent rozgrywa się w dekadenckim Berlinie lat trzydziestych. Max, odrzucony przez rodzinę z powodu homoseksualizmu, żyje tak, jak mu się podoba. Interesuje go wyłącznie seks, alkohol, kokaina i dobra zabawa. Centrum jego światka stanowią berlińskie kluby i kabarety. Tu doświadcza coraz to nowych fascynacji erotycznych. Konsekwencje jednej z nich okażą się zgubne zarówno dla niego samego, jak i dla jego kochanka Rudy’ego. Z rozkazu Hitlera mordowani są wszyscy, którzy uchodzą za wrogów führera. Czystka zwana „nocą długich noży” dotyka również przedstawicieli mniejszości seksualnej należących do najbliższego otoczenia Hitlera. Max i Rudy muszą uciekać, przez jakiś czas ukrywają się w lesie, zostają jednak schwytani i wywiezieni do Dachau. Rudy umiera. W obozie Max przeżywa nową miłość, która stanie się silniejsza niż instynkt przetrwania.   

Gdy oglądałam spektakl na Scenie Przodownik, towarzyszyło mi nieodparte wrażenie, że reżyserka skupiła się na jednym zadaniu. Postanowiła wiernie przekazać widzom tekst Shermana. Poprzestała na odczytaniu wpisanych weń sensów na poziomie najbardziej podstawowym. Spektakl w jej reżyserii przypomniał słuchowisko rozegrane w oszczędnej scenografii, stanowiącej oczywistą ilustrację dla słów. Obecnie, kiedy lista realizacji utworu jest długa, kiedy od czasów jego napisania tak bardzo zmieniły się strategie inscenizacyjne, decyzja o przeniesieniu dramatu Bent na scenę powinna wiązać się z próbą zerwania z dotychczasową konwencją wystawiania tego tekstu.

Plastikowe palmy udające las, podobnie jak zbite z drewna podesty będące atrapą obozu koncentracyjnego wydają się całkowicie zbędne. Bez tych zabiegów doskonale wiadomo, gdzie znajdują się bohaterowie. Być może rozegranie niektórych scen w pustej przestrzeni nadałoby spektaklowi inny, głębszy wymiar, uchroniłoby go przed osuwaniem się w banał. Powstało przedstawienie anachroniczne i zachowawcze z formalnego punktu widzenia, choć poruszające ważny wątek dyskryminacji gejów w czasie Zagłady. Narracja spektaklu rozwijającego się w opieszałym tempie osłabiła niestety wymowę tekstu, który powinien szokować, drażnić, prowokować do dyskusji.

Już rola Maxa, stanowiąca materiał na wybitną kreację aktorską, zmusza do przemyśleń. Bohater dramatu Shermana to król życia, pociągający i uwodzicielski, będący w centrum uwagi, znajdujący spełnienie w burzeniu konwenansów i przekraczaniu granic, który w zderzeniu z bestialstwem obozowej rzeczywistości okazuje się „odpadkiem natury”, wbitym w pasiak z różowym trójkątem. Mariusz Drężek poprzestaje niestety na powierzchownej interpretacji postaci, choć widać, że pod okiem innego reżysera mógłby dać z siebie więcej. Najlepszy jest Piotr Siwkiewicz jako starzejący się gej, wujek Maxa. Nie potrafi ukryć swych skłonności, choć jednocześnie ma do nich wyraźny dystans. Ciekawie wypada także Maciej Wyczański. Bez skrupułów podcina gardło, eliminując potencjalnych wrogów führera, żeby za chwilę zrzucić mundur Gestapo, umalować usta czerwoną szminką i przemienić się w wyzywającą kabaretową diwę. Scena ta należy do najlepszych w spektaklu, ma rytm, tempo i energię, których brakuje w innych epizodach. Pokazuje też mechanizm odwracania ról, obnażający najmroczniejsze strony nazistowskiego sytemu opresji.

Reżyserka sporo zapożycza też z ekranizacji dramatu w reżyserii Seana Mathiasa. Filmowe sceny, kręcone z rozmachem, przeniesione na małą Scenę Przodownika sprawiają wrażenie nieudolnej repliki filmu, który z pewnością warto obejrzeć. Berlin lat trzydziestych wygląda jak miasto po apokalipsie. Max i Rudy opuszczają mury kabaretu jawiącego się jako przestrzeń niekończącej się orgii, wyzwolonego seksu i kokainowych wizji, żeby trafić w sam środek piekła. Film Piętno gorąco polecam także z innego powodu. Oglądając spektakl. miałam w oczach Micka Jaggera w ostrym makijażu, w damskich ciuchach i peruce, a w uszach śpiewany przez niego przebój Streets of Berlin. To trzeba zobaczyć i usłyszeć. Piosenka w jego wykonaniu stanowi kwintesencję filmu, ale również dramatu Martina Shermana. Jest w niej nostalgia za odchodzącym światem, ale także zapowiedź nadejścia nowych, budzących grozę czasów. 

18-11-2015

galeria zdjęć Bent, reż. Natalie Ringler, Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy Bent, reż. Natalie Ringler, Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy Bent, reż. Natalie Ringler, Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy Bent, reż. Natalie Ringler, Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy ZOBACZ WIĘCEJ
 

Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy
Martin Sherman
Bent
przekład: Rubi Birden
reżyseria: Natalie Ringler
scenografia i kostiumy: Aneta Suskiewicz
muzyka: Piotr Łabonarski
choreografia/ ruch sceniczny: Wiktor Korszla
światło: Paweł Srebrzyński
obsada: Mariusz Drężek, Kamil Siegmund, Piotr Bulcewicz, Piotr Siwkiewicz, Maciej Wyczański
premiera: 2.10.2015

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę:
komentarze (1)
  • Użytkownik niezalogowany Edyta
    Edyta 2017-07-02   14:27:58
    Cytuj

    Chyba oglądałyśmy inny spektakl. Ja mam do teraz ciary na plecach, dziewczyna obok mnie się popłakała. Scenografia genialna, nic tam nie było zbędne. Drężek powierzchowny??? Litości. To arcydzieło.