AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Świat cienki jak papier

Absolwentka Uniwersytetu Gdańskiego, doktor nauk humanistycznych. Referentka krajowych i międzynarodowych konferencji naukowych poświęconych literaturze i kulturze. Publikowała m.in. w internetowym „Dzienniku Teatralnym” oraz w miesięczniku „Teatr”. Współpracowała z Centrum Sztuki Współczesnej „Łaźnia” i Nadbałtyckim Centrum Kultury w Gdańsku. Mieszka w Gdyni.
A A A
Fot. Piotr Pędziszewski  

Ciemna, ciasna przestrzeń Sali Prób Teatru Miniatura. W jej centrum – drewniana szafa. Duża i solidna, poprzez swą niezaprzeczalną namacalność i widzialność stanowiąca doskonały reprezentant materii, wszystkich stałych substancji. A jednak… Centrum Sali Prób to także dziewczęco ubrana postać (Edyta Janusz-Ehrlich, odtwórczyni głównej roli i jednocześnie autorka inscenizacji) szepcąca ledwo dosłyszalne słowa, przesuwająca rytmicznie stojące przed nią kubki.

Ta niewinna z pozoru czynność przywołuje skojarzenie z pewnym rodzajem oszukańczej gry, w której wynik jest z góry zaplanowany przez prowadzącego – jest nim zawsze przegrana gracza. Gra w kubki to symbol przypadkowości, umowności i oszukańczości wszelkiej materii. Niestałości, za którą stoi, sterujący wszystkimi i wszystkim, nieobliczalny Demiurg (Komediant?). Taka introdukcja: ustanowienie wizji świata jako kosmosu wypełnionego stałą i „solidną” materią, a następnie ironiczne poddanie w wątpliwość tej wizji jest bardzo udanym wprowadzeniem do spektaklu, którego tematem jest, najkrócej mówiąc, świat z prozy Brunona Schulza. Karakonia. Pieśni według Schulza jest bowiem opowieścią o materii właśnie, tej, która tworzy (mikro)kosmos Ulicy Krokodyli, cynamonowych sklepów, tej, z której stworzeni są Ojciec, Adela i karakony. To opowieść o zwodniczości i tymczasowości wszelkiej substancji, o jej kuglarskiej naturze – łudzącej, mistyfikującej i tandetnej.

Karakonia. Pieśni według Schulza to spektakl interesujący pod względem muzycznej formy, piękny wizualnie, w subtelny sposób nawiązujący do innych dzieł opartych na prozie Schulza. Szafa, centralny i jedyny stały element scenografii w Karakonii, to rekwizyt, którym posługuje się główna postać, aby uruchomić akcję. W inicjalnej partii spektaklu z szafy nagle wydobywają się dudniące dźwięki, a po chwili wypełzają z niej trzy postaci, które do końca spektaklu towarzyszą Narratorce: ubrani w biało-czarne garnitury mężczyźni (Jakub Ehrlich, Piotr Srebrowski oraz Krystian Wieczyński), których kostiumy i charakteryzacja czynią niemal bliźniaczo podobnymi. Kim są? W pierwszej chwili, wijąc się i pełzając po podłodze, przywodzą na myśl karakony – mieszkańców zakamarków schulzowskiego świata. Jednak w Karakonii, jak w twórczości Schulza, żaden kształt, żadna powłoka nie jest dana na stałe. Wszystko jest jedynie kostiumem, rolą, przechodnią formą istnienia. Dlatego na rozkaz Demiurga karakony przedzierzgają się w mieszkańców Ulicy Krokodyli. Moment tej transformacji to jedna z wielu bardzo dobrych scen w spektaklu – nagła przemiana odmalowuje na twarzach czarno-białych postaci zdziwienie, a przede wszystkim niedowierzanie z powodu tej nagłej zmiany materialnej powłoki. Ale to zaskoczenie trwa jedynie przez chwilę – postaci zamieniają się w budowniczych: rozkładają i rozwijają na scenie grafiki przedstawiające kamienice (stylizowane na grafiki Schulza z Xięgi bałwochwalczej) i tak wyłania się w spektaklu jedna z najbardziej fascynujących literackich przestrzeni, Ulica Krokodyli. Ulica, gdzie nic nie jest takim, jakim się początkowo wydaje. Utrefione tandetnie kamienice udają wytworne budowle, a ich zatęchłe, zakurzone wnętrza – wypełnione są po brzegi niepotrzebnymi bibelotami, gratami, zwietrzałymi pseudorarytasami. Kamienice Ulicy Krokodyli fermentują i bulgocą niczym organiczna materia, zdają się być przedłużeniem ciał ich mieszkańców, albo też – matecznikiem, z którego owi lokatorzy, niczym karakony, wypełzli. Wnętrza kamienic ciągle udają tak, jak tandetna manufaktura, która małpuje wytworny zakład krawiecki. Owe wnętrza pełne są dziwnie rozerotyzowanej energii, bez przerwy coś się w nich rodzi, wykluwa, niezdarnie wypełza ze szpar w podłodze. Zresztą wszelkie szpary, szczeliny i pęknięcia to w Karakonii motyw istotny. Cienki jak papier świat ciągle pęka, rwie się, a przez te wszystkie pęknięcia możemy dostrzec jego mieszkańców, którzy co rusz, niczym aktorzy z objazdowego, prowincjonalnego teatrzyku, zrzucają kostiumy, czmychają za scenę, by tam naśmiewać się ze swych kiepskich, przestylizowanych ról.

Jednym z najważniejszych budulców świata w Karakonii jest papier, surowiec stały, ale przy tym też łatwo zmieniający kształt, przez co idealnie odpowiadający Schulzowskiemu postrzeganiu materii i jej nieskończonej płodności. Trzeba przyznać, że papier jest w spektaklu wykorzystany bardzo twórczo: raz jest pokryty pięknymi grafikami, imitującymi fasady budowli, raz – suknią Narratorki, innym razem są z niego wykonane groteskowe twarze mieszkańców dziwacznej Ulicy Krokodyli. Papier, jako główny budulec świata, jest uzupełniany także i innymi rodzajami materii: jajkami, farbą, pomalowanymi ciałami aktorów czy wreszcie rozczulająco-niepokojącą lalką przedstawiającą Ojca. Wszystkie te materiały – deformowane i dekonstruowane – doskonale wpisują się w przewodnią myśl spektaklu: że wszystko jest tylko tymczasową powłoką, kostiumem, który łatwo jest zdjąć, zamienić na inny czy po prostu zniszczyć.  

Spektakl Edyty Janusz-Ehrlich składa się w zasadzie z dwóch części. Choć motywy, wątki zawarte w obu wzajemnie się przenikają, przelewają wręcz, to jednak część pierwsza – opowieść o mieszkańcach Ulicy Krokodyli – emanuje większą beztroską, dowcipem i swoistą łagodnością niż mroczna część druga – opowieść o Ojcu. W Karakonii Ojciec pokazany jest przez dość sporych rozmiarów lalkę o twarzy podobnej do oblicza samego Schulza, która zamiast nóg przytwierdzone ma do tułowia koła przypominające te od wózka inwalidzkiego. Ten element konstrukcji lalki bardzo mocno podkreśla permanentną cechę istnienia Ojca, jego duszy i biografii – chorobę. Edyta Janusz-Ehrlich wyśpiewuje przejmującą historię Ojca, który polował z uporem na swego największego wroga, a w końcu – „dzięki” okrutnie dowcipnemu, innemu Demiurgowi – sam, obrastając w chitynowy, brunatny pancerz, przemienił się w karakona. W pierwszej części spektaklu, w piosenkach „o Schulzu” główną nutą było przekonanie o falsyfikującej, cyrkowej naturze rzeczywistości, materii. To wszystko jest podszyte żartem, maskaradą – zdawali się mówić bohaterowie. W części drugiej ten żart cichnie, a błazeństwo ustępuje miejsca przemianie głębszej, bardziej bolesnej, przepojonej poczuciem klęski i samotności. Emocją dominującą w tej części jest tęsknota: za ciałem, własnym jestestwem, za utraconym Ojcem.

Opowieść o kuglarskiej naturze świata zespół Teatru Miniatura zawarł w dość nietypowej formie. Karakonia. Pieśni według Schulza to swego rodzaju recital, w którym jednak świat Schulza opowiadany jest nie tylko pieśnią, ale też obrazem i ruchem. Wszystkie opowieści, o Ulicy Krokodyli, Ojcu i cynamonowych sklepach, wyśpiewuje Edyta Janusz-Ehrlich. Śpiew aktorki Teatru Miniatura – budujący napięcie, pełen emocji, o pięknej barwie – zapewne nie robiłby takiego wrażenia, gdyby nie towarzysząca mu, grana na żywo, momentami nostalgiczna, a chwilami bardzo niepokojąca muzyka. Jej autorem jest kompozytor i gitarzysta Marcin Kulwas. On i towarzyszący mu na scenie Jarosław Stokowski stworzyli w Karakonii wyjątkowy nastrój za pomocą gitary i kontrabasu uzupełnionych o elektroniczne brzmienia.

Karakonia. Pieśni według Schulza to spektakl interesujący pod względem muzycznej formy, piękny wizualnie, w subtelny sposób nawiązujący do innych dzieł opartych na prozie Schulza: filmu Wojciecha Hasa Sanatorium pod Klepsydrą czy animacji braci Quay Ulica Krokodyli. Przedstawienie w dowcipno-liryczny sposób interpretujące dzieciom i młodzieży, ale też i dorosłym widzom trudną twórczość Brunona Schulza.

4-12-2013

galeria zdjęć Karakonia. Pieśni według Schulza, insc. E. Janusz-Erlich, fot. Piotr Pędziszewski Karakonia. Pieśni według Schulza, insc. E. Janusz-Erlich, fot. Piotr Pędziszewski Karakonia. Pieśni według Schulza, insc. E. Janusz-Erlich, fot. Piotr Pędziszewski Karakonia. Pieśni według Schulza, insc. E. Janusz-Erlich, fot. Piotr Pędziszewski ZOBACZ WIĘCEJ
 

Miejski Teatr Miniatura w Gdańsku        
Na motywach Sklepów cynamonowych Bruno Schulza, w oparciu o teksty poetyckie ze zbioru Świat według Schulza Leszka Pietrowiaka
Karakonia. Pieśni według Schulza
scenariusz: Edyta Janusz-Ehrlich, Jakub Ehrlich
inscenizacja: Edyta Janusz-Ehrlich
opieka reżyserska: Romuald Wicza-Pokojski
scenografia: Monika Konczakowska
muzyka: Marcin Kulwas
obsada: Jakub Ehrlich, Edyta Janusz-Ehrlich, Piotr Srebrowski (gościnnie), Krystian Wieczyński (gościnnie)
premiera: 17.11.2013

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: