AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Terapia Pinia

 

Proszę słonia Ludwika Jerzego Kerna, obok Ferdynanda Wspaniałego, należy do najpopularniejszych utworów dla dzieci, jakie wyszły spod pióra krakowskiego autora. Na podstawie książki napisanej w 1964 roku, Witold Giersza nakręcił w Studio Miniatur Filmowych w Warszawie serial animowany (1968). Później powstał tam jego pełnometrażowy film animowany, który miał premierę w 1979 roku. Aż dziw, że na sceniczną wersję historii Pinia i jego słonia musieliśmy czekać do połowy sezonu 2014/2015.

Po niedawnych Muminkach jest to kolejna z niegdysiejszych dobranocek, która weszła do repertuaru Teatru Lalki i Aktora im. H. Ch. Andersena. Bajkę Proszę słonia wystawił w Lublinie Arkadiusz Klucznik. Już w trakcie studiów reżyserskich na Wydziale Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku dokonał on adaptacji Proszę słonia i zapoznał z nią Kerna, z reguły niechętnego przenoszeniu swoich utworów na scenę. Jednak tym razem autor był na tyle zadowolony z opracowania tekstu, że obiecał nawet dopisać piosenki. Niestety, na obietnicy się skończyło, bo do sfinalizowania projektu doszło już po jego śmierci.

Proszę słonia to niezbyt skomplikowana fabularnie historia, a Arkadiusz Klucznik jeszcze ją uprościł. Opowiada o sześcioletnim chłopcu, niższym od rówieśników i szykanowanym z tego powodu. Przez ataki klasowego gnębiciela Pinio czuje się wyobcowany. Wydaje mu się, że nie pasuje do szkolnego środowiska. Tymczasem rodzice, chociaż bardzo troszczą się o syna, chodzą z nim po lekarzach i wmuszają w niego witaminy, nie są w stanie zauważyć, jak bardzo brakuje mu przyjaciela. Dziecko marzy chociażby o psie albo kocie. W końcu mały samotnik przynosi sobie ze strychu porcelanowego słonia, któremu daje na imię Dominik i cieszy się jego obecnością jako namiastką żywej istoty. Z Dominikiem chłopiec czuje się raźniej i nawet stać go teraz na bunt w sprawie regularnego przyjmowania tabletek. Wszystkie wrzuca słoniowi do trąby. Po jakimś czasie porcelanowy słoń zaczyna rosnąć. Nie dość jednak, że staje się coraz potężniejszy, to jeszcze z czasem będzie potrafił ruszać uszami, chodzić i mówić. Kiedy jest już tak ogromny, że wypełnia całą kuchnię, trzeba go wyprowadzić do parku. Tam jednak złodzieje próbują ukraść jego kły i gdyby nie pomoc mrówek, zostałby szpetnie okaleczony. Wreszcie Dominik znajduje bezpieczny azyl w ZOO, gdzie z kolei zjawia się bardzo bogata kobieta, która za wszelką cenę pragnie nabyć słonia do swojej kolekcji zwierząt egzotycznych. Kiedy targ z dyrektorem placówki dobiegł końca i Dominik już stoi w firmowym kontenerze Lady Grejtest, zwierzak nagłe wraca do pierwotnych rozmiarów. Tylko dzięki temu udaje mu się zostać z Piniem na zawsze. Obydwaj czują się szczęśliwi.

Mimo skromnej ilości wydarzeń i niezbyt dużej liczby postaci jest to dostateczny materiał do wyrażenia kilku ważnych spostrzeżeń na temat kilkulatka i jego funkcjonowania w świecie. Pokazania dziecka w przełomowym momencie, w którym to rodzina przestaje być jedynym środowiskiem dziecka, bo dziecko inicjuje szersze kontakty społeczne. To wówczas odbiera pierwsze sygnały z zewnątrz, kim właściwie jest. Spotkanie się z akceptacją daje mu wiarę w siebie, odrzucenie – skutkuje kompleksami, lękiem przed obcymi, zamknięciem się w sobie, ucieczką w wyimaginowane światy.

Pinia poznajemy właśnie w takim momencie. Kochający rodzice, chociaż stanowią ciągle ważny punkt odniesienia, już nie wystarczają. To poza domem musi poznać swoją wartość. Relacje koleżeńskie, których popróbował, okazały się bolesne, stara się więc pocieszyć więzią z antropomorfizowaną zabawką. Dzięki temu nauczy się nie oceniać nikogo, także siebie, według stereotypowych kryteriów i pozornych przewag. Przecież to stokroć mniejsza od słonia mrówka ratuje kolosa, atakując złodziei. Ta obserwacja staje się dla chłopca źródłem pewności siebie, widzi bowiem, że odmienny wcale nie znaczy gorszy, a różnorodność może się okazać korzystna.

Bajka Ludwika Jerzego Kerna skrzy się dowcipem, którego reżyser nie poniechał. Zabawnie ukazał wizerunek rodziny – tak wrażliwą dzisiaj kwestię. Przede wszystkim uwspółcześnił ją, zaktualizował realia bytowe, zostawiając jednak małe ślady tradycyjnego podziału ról: Tata (Bartosz Siwek) ciągle siedzi przed ekranem, ale już nie telewizora, a laptopa, którego marka aluzyjnie została skryta pod figurą białej nadgryzionej gruszki. To w komputerze szuka informacji dotyczących najlepszej kuracji dla syna. Natomiast Mama (Roma Drozdówna) nie krząta się przy garnkach, ale w stroju sportowym oddaje ćwiczeniom gimnastycznym. Jej obsesyjne dążenie, żeby być „fit”, zapewne nieźle rozśmieszyło dorosłych odbiorców.

Ale ponieważ spektakl jest przeznaczony głównie dla widzów od czterech lat, twórcy stworzyli widowisko o żywym tempie, rozśpiewane i wielobarwne. Już od pierwszej chwili energetyzuje rytmiczna muzyka (Piotr Nazaruk). Akordeonowy walczyk towarzyszy paradzie kukiełek wyobrażających Pinia i jego rodzinę. A już po chwili niektóre z postaci pojawiają się na scenie w naturalnej wielkości. Funkcjonowanie bohaterów w różnych skalach, chwyt znany w tym teatrze także z Muminków, a w tym spektaklu powtarzany kilkakrotnie, daje znakomity efekt, bo stawia dzieci w sytuacji dystansu do maleńkich postaci, a potem, kiedy bohaterowie mają rozmiar dorosłego człowieka, przyzwyczaja do bezpośredniego kontaktu z nowo poznanymi osobami. Gdy postaci przestają być lalkami i wchodzą na scenę, za ich plecami widnieje ogromna książka, otwarta na barwnych malunkach w stylu ilustracji do bajek Kerna. Przewrócenie kartki zmienia miejsce akcji. Raz jesteśmy w pokoju chłopca, to znów w salonie rodziców. W ten sposób konszachty Pinia (Kacper Kubiec) z porcelanową zabawką dłużej wydają się tajemnicą, do której rodzice nie mają dostępu. Tak samo narady rodziców czynią widza „wspólnikiem” drugiej strony.

Aktorzy grający w żywym planie są nieco odrealnieni poprzez użycie tak zwanej „maski groteskowej”. Mama i tata mają wielkie nosy i jakby specjalnie do nich dobrane kapcie przesadnych rozmiarów. Wszystkie inne postaci też otrzymały nadnaturalnej wielkości głowy, biusty i monstrualne fryzury. Tylko Pinio wygląda zupełnie zwyczajnie: w ten sposób zostaje podkreślona jego dziecięca niewinność, otwartość, brak utartych sposobów radzenia sobie z rzeczywistością.

W dziele zabawnego wyolbrzymienia cech poza maskami swój znakomity udział mają tu kostiumy: Lady Grejtest jest kwintesencją nowobogackiego smaku, a jej asystentki prezentują swoiste rozumienie dress code. Świetny okazał się pomysł, by poszczególne grupy postaci związać kolorem: bizneswoman ze swoją świtą – oranżem, złodziei – fioletem. W pomyśle na ruch sceniczny nie zabrakło też świadomości, że dla dzieci bezpośredni kontakt z postaciami jest bardzo ekscytujący, stąd kilkakrotne działania w przejściach dla publiczności. Wszystko to uzupełniał miły dla ucha śpiew.

Mam pewność, że Klucznik wybrał akurat tę pozycję z dorobku Kerna, bo dotyka niezwykle istotnego problemu, jakim jest inność wzbudzająca agresję. Bajka o Piniu pokazuje dzieciom ogromną rolę przyjaźni i solidarnego działania. Unaocznia możliwość zawiązania się głębokich więzi między zupełnie niepodobnymi do siebie istotami, a przede wszystkim stara się przekonać dzieci o możliwości przezwyciężenia nawet najpoważniejszych ograniczeń, jeżeli się tylko zechce cierpliwie poszukać rozwiązania problemu. Kern proponuje taki obraz świata, w którym pozorne wady z czasem okazują się zaletami. Ponadto w Proszę słonia autor dyskretnie apeluje do dorosłych, aby w większym stopniu zwracali uwagę na psychiczne potrzeby małego człowieka zamiast dbać wyłącznie o jego rozwój fizyczny. W ogóle prymat wartości duchowych jest tu kilkakrotnie akcentowany. Wszystko to jednak Kern wpisał w swój utwór nadzwyczaj subtelnie, więc kolejne „poziomy edukacyjne” dostępne są w zależności od wieku odbiorcy.

Rola Pinia, w wykonaniu aktora wręcz stworzonego do jak najdłuższego grania ról chłopięcych w żywym planie, została domknięta prostą, acz znacząca kodą. Skoro w pierwszych scenach spektaklu na buzi bohatera malował się bezbrzeżny smutek, to na końcu opowieści Pinio jest już chłopcem o promieniejącej radością twarzy. I choćby dla tego błysku warto pójść na to przedstawienie.

13-04-2015

 

Teatr im. H. Ch. Andersena w Lublinie
Ludwik Jerzy Kern
Proszę słonia
adaptacja i reżyseria: Arkadiusz Klucznik
teksty piosenek: Dariusz Czajkowski
scenografia: Dariusz Panas
muzyka: Piotr Nazaruk
choreografia: Urszula Pietrzak
przygotowanie wokalne: Marcelina Paniuta-Jankowska
obsada: Mateusz Kaliński, Kacper Kubiec, Roma Drozdówna, Bartosz Siwek, Maria Wąsiel, Gabriela Jaskuła/ Urszula Pietrzak, Bożena Dragun, Konrad Biel, Jacek Dragun, Mirella Rogoza-Biel, Ilona Zgiet
premiera: 14.03.2015

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: