AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Triumf wolnej miłości

Zakaz miłości / Das Liebesverbot (wersja koncertowa),Opera Wrocławska
Reżyser teatralny, historyk i teoretyk teatru. Profesor na Uniwersytecie Wrocławskim i w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie, absolwent Politechniki Wrocławskiej (1979) oraz Wydziału Reżyserii Dramatu krakowskiej PWST (1986). Publikuje m.in. w „Teatrze” i „Dialogu”.
A A A
fot. Archiwum Opery Wrocławskiej / Marek Grotowski  

W lipcu 1830 roku lud Paryża obalił króla. Artyści byli w ekstazie. Eugène Delacroix namalował półobnażoną Wolność prowadzącą lud na barykady. Ryszard Wagner skomponował, zaginioną niestety, Uwerturę polityczną. Niedługo potem u nas wybuchło powstanie listopadowe. Wagner wyraził swój entuzjazm aż dwoma polonezami na fortepian. Przyjaciel sugerował mu też napisanie opery o Tadeuszu Kościuszce, ale tego pomysłu Wagner nie podjął. Miał wtedy dopiero… siedemnaście lat.

W Lipsku chodził na manifestacje studenckie, brał udział w odbijaniu burdelu bezprawnie kontrolowanego przez znienawidzonego urzędnika. Pięć lat później skomponował Das Liebesverbot oder die Novitzin von Palermo, Zakaz miłości albo Nowicjuszka z Palermo, operę z wyrazistym przesłaniem: lud Sycylii demaskuje i obala obłudnego urzędnika z Niemiec, który chce karać ludzi za uprawianie „wolnej miłości” i picie wina.

Wagner sam napisał tekst libretta, balansując na granicy grafomanii. Miał wtedy dwadzieścia dwa lata. Wybitny amerykański muzykolog Richard Taruskin z przekąsem zauważył, że geniusz Wagnera rozwijał się wyjątkowo wolno. Gdy ukończył trzydziesty rok życia – jak sam pisał potem w swej autobiografii – wciąż wątpił, czy uda mu się stworzyć cokolwiek wartościowego, bez naśladowania innych kompozytorów. Schubert umarł, kiedy miał trzydzieści jeden lat.

Od strony muzycznej Das Liebesverbot to, zdaniem Taruskina, eklektyczna składanka motywów zapożyczonych z repertuaru ówczesnych teatrów niemieckich, dziwaczna mieszanka Belliniego z Weberem. Współcześni także nie poznali się na tej operze. Wagner, choć był dyrygentem wędrownej kompanii operowej, z trudem doprowadził do wystawienia dzieła. Podobno zaważył prestiż Szekspira. Libretto Zakazu miłości kompozytor oparł luźno na sławnej, choć mało granej komedii Miarka za miarkę. Prapremiera w Magdeburgu 29 marca 1836 roku skończyła się jednak spektakularną klapą. Śpiewacy nie znali słów i musieli improwizować. Drukarnia nie zdążyła dostarczyć programów. Orkiestra straszliwie hałasowała. W rezultacie widzowie niczego nie zrozumieli. Wagner wspominał później, że wykonaniem zachwycił się tylko kapelmistrz pruskiej orkiestry wojskowej.

Klęska nie zraziła kompozytora. Zainwestował w jeszcze jedno przedstawienie. Spodziewając się dużej frekwencji, zażądał nawet pełnej ceny biletów. Na widowni zasiadły tylko trzy osoby: gospodyni Wagnera z mężem i polski chasyd w swym malowniczym stroju. Spektakl odwołano, ale nie z powodu braku publiczności. Mąż primadonny zazdrosny o żonę zmasakrował w kulisach twarz młodego tenora, który miał śpiewać rolę Claudia, skazanego w operze na śmierć za „wolną miłość”. Na wieść o mordobiciu primadonna popadła w konwulsje, a miała zagrać Izabellę, siostrę Claudia. Po tym incydencie o Zakazie miłości na długo zapomniano.

Dopiero w tym roku, 172 lata po feralnej premierze w Magdeburgu, Zakaz miłości zagrany został i zaśpiewany po raz pierwszy w Polsce. Opera Wrocławska nie zdecydowała się wystawić pełnej inscenizacji młodzieńczego dzieła Wagnera. Zaprezentowano nam wersję koncertową. Wielu ekspertów, jak Taruskin, wciąż nie ma najlepszego zdania o tej operze.

Wykonanie koncertowe – ku memu wielkiemu zaskoczeniu – okazało się świetnym i zadziwiająco skutecznym sposobem prezentacji Zakazu miłości. Żaden reżyser nie przeszkadzał swoimi pomysłami w słuchaniu muzyki i podążaniu za skomplikowaną akcją: namiestnik Friedrich, Niemiec sprawujący w Palermo władzę pod nieobecność króla, i policmajster Brighella, główni krzewiciele odnowy moralnej, zdradzali własne ideały, ulegając wdziękom kobiet; obłudny Friedrich wybuchał seksualną żądzą do Izabelli, nowicjuszki w klasztorze; okrutny Brighella wyznawał miłość sprytnej Dorelli, a podstępna Izabella godziła się na tajną schadzkę z namiestnikiem, ale zamiast siebie wysłała na spotkanie Mariannę, jego własną żonę, zdradzoną wcześniej i upokorzoną. Nieświadomy intrygi Brighella aresztował zamaskowanego Friedricha i przypadkiem ujawnił potajemną schadzkę. Na koniec Izabella porzuciła klasztor i wyszła za Lucia, przyjaciela Claudia. Ten ostatni, pomimo wyroku śmierci, zachował życie.

Zakaz miłości to jedyna opera Wagnera pozbawiona głównego bohatera. Marianna, choć wykonuje w finale drugiego aktu wspaniałą arię, w pierwszym akcie pojawia się na krótko tylko w jednej scenie. Podobnie inne postaci.

We Wrocławiu śpiewacy wcielali się w osoby dramatu z użyciem minimalistycznych środków wyrazu. Rewelacyjny był Marcin Hutek w roli Brighelli (basso-bufo), szefa policji w Palermo. Obdarzony wspaniałym głosem i autentycznym darem komediowym, stworzył srogi, ale też zabawny portret przedstawiciela systemu opresji. Katarzyna Haras-Kruczek z humorem i skutecznie uwodziła policmajstra jako Dorella. Wielkim głosem popisała się Agnieszka Kuk w roli Izabelli, rozdzieranej wieloma sprzecznymi uczuciami. Znakomita była Agnieszka Sławińska jako Marianna, żona obłudnego Friedricha. Poruszająco wykonała sławną arię z drugiego aktu. Samego Friedricha zaśpiewał i z godnością zagrał równie świetny Tomasz Rudnicki. Aleksander Zuchowicz z pasją wcielał się w moralnie dwuznacznego Claudia. Bez skrupułów sugerował własnej siostrze, Izabelli, by oddała się niemieckiemu namiestnikowi w zamian za jego uwolnienie z więzienia.

Oglądanie z bliska śpiewaków skupionych wyłącznie na precyzyjnej artykulacji sensów libretta było wielkim przeżyciem. Zasiadali na czarnych krzesłach ustawionych z przodu sceny. Podczas wykonywania swoich partii stawali przed pulpitami z partyturą. Minimalizowali gesty. Grali głównie twarzami. Głos i mimika skutecznie przekazywały silne emocje. Świetnie się tej muzyki słuchało, nawet jeśli wiele elementów w partyturze było zapożyczonych od innych kompozytorów. Skojarzenia z Mozartem czy Beethovenem ożywiały tylko odbiór. Muzyka Zakazu miłości, jeśli nawet wtórna, na pewno nie jest nudna. Brzmiała też niekiedy zaskakująco współcześnie.

Wagner przewidywał w pierwszych scenach opery wzmożony ruch sceniczny, co zresztą orkiestra sprawnie oddawała. Muzycy, na czele z wybitnym pierwszym skrzypkiem, Adamem Czermakiem, zajmowali całą scenę. Czermak grał z zadziwiającą lekkością, jakby swymi skrzypcami oddychał. Znakomity niemiecki dyrygent Volker Perplies wydobył z muzyki Wagnera humor i nadał jej nowoczesny, bardzo dynamiczny charakter. Eklektyzm tej opery znakomicie sprawdza się dzisiaj, w czasach kultury ponowoczesnej i hybrydowej. Cytat z klasyka, zwykle zapętlany, stanowi wszak obecnie pełnoprawny środek własnego, oryginalnego wyrazu artystycznego.

Wiele lat musiało upłynąć od niesławnej prapremiery Zakazu miłości, zanim Wagner został uznany za – jak pisał w swej autobiografii – „niekoronowanego króla niemieckiej muzyki”. Pomimo sędziwego wieku nie zaniechał opiewania „wolnej miłości”.

18-07-2018

Opera Wrocławska
Richard Wagner
Zakaz miłości / Das Liebesverbot
(wersja koncertowa)
dyrygent: Volker Perplies
obsada: Tomasz Rudnicki, Wojciech Parchem (gościnnie), Aleksander Zuchowicz, Hubert Stolarski (gościnnie), Dominik Opaliński (gościnnie), Agnieszka Kuk (gościnnie), Agnieszka Sławińska (gościnnie), Marcin Hutek (gościnnie), Sergii Borzoj, Katarzyna Haras-Kruczek, Edward Kulczyk oraz Chór i Orkiestra Opery Wrocławskiej

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę:
komentarze (1)
  • Użytkownik niezalogowany Recenzencie nie uchodzi!
    Recenzencie nie uchodzi! 2018-07-19   02:11:15
    Cytuj

    Katarzyna Haras... Nie Hałas Adam Czermak, nie Czernak Widać, że redakcja o operze pojęcia nie ma, a i recenzent nie specjalista. Skupcie się może na teatrze...