AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Twoi starzy

Doktorant w Zakładzie Performatyki Instytutu Kulturoznawstwa UAM. Autor artykułów naukowych poświęconych tematyce teatru tańca, widowisk sportowych oraz performatycznych aspektów cielesności.
A A A
 

Nareszcie! – chce się powiedzieć po spektaklu Most nad doliną w Teatrze im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie. Nareszcie spektakl o młodzieży niegłupi i nienaiwny, a próbujący pokazać i przypomnieć, jak trudno jest być w wieku lat nastu.

Spektakl podejmuje temat wcale nie nowatorski i nie rzuca zbyt wiele światła na odwieczny problem braku porozumienia pomiędzy pokoleniami. Siłą tego spektaklu jest forma, w jakiej temat ów podjęto. Oddając spektakl głównie w ręce ludzi młodych i – jak się okazało – bardzo utalentowanych, a także posiadających ogromny zasób energii, która aż promieniowała ze sceny, osiągnięto urzekający efekt. Osobiście, jestem – tak „po szczeniacku” – zauroczony tym spektaklem. Zespół realizatorów Mostu nad doliną sprawił, że widowisko przyciąga samą strukturą i nie próbuje w sposób nachalny wciskać i udawać, że jest nadmiernie odkrywcze. To spektakl raczej z gatunku memento – przypominający coś, co wszyscy dobrze znamy, bo przecież każdy z nas był młody i każdy z nas młodość przeżywał po swojemu.

Reżyserka Joanna Grabowiecka podjęła się próby pokazania, jak relacje młodych ludzi z rodzicami kształtują tych pierwszych. Dzieci mogą stać się kalką lub rewersem własnych rodziców, jednak nigdy nie zostają względem nich zupełnie niezależne. Sama obecność rodzica bądź też jego brak  rzutuje na dorosłe życie. Największe uznanie żywię dla reżyserki za dobór aktorów, zwłaszcza młodych bohaterów. Zostali oni świetnie obsadzeni, a że grali o rzeczach, które zapewne pamiętają jeszcze z nie tak dawnej przeszłości, robią to w sposób niewymuszony i – po wtóre – autentyczny. Zdecydowanie bardziej przekonywająco wypada postać, kiedy aktor pamięta  z własnego doświadczenia emocje i uniesienia, które nią targają. Teatralna młodzież z Gniezna sprawdza się rewelacyjnie. Rafał Fudalej gra tego, który w grupie zawsze jest niepewny i wycofany. Maksymilian Michasiów przeistacza się w największego łobuza, co to wie już wszystko, nawet to, jakiego wieku chciałby dożyć, bo brzydzi się starością, która zaczyna się – jak powszechnie wiadomo – po trzydziestce. Magdalena Tabor to ta zdecydowanie najładniejsza, która potrafi nie tylko rozmawiać z chłopakami, ale i śpiewać, dzięki czemu ma zapewne niejednego adoratora. Zaś Sonia Jachymiak wciela się w postać ładnej (bo już z wyraźnym biustem), aczkolwiek nie do końca rezolutnej dziewczyny, której wypowiedzi mogą sugerować problem z akceptacją siebie.

Spektakl Grabowieckiej doskonale ukazuje, że nie wszystkich nastolatków należy wrzucać do jednego worka z napisem „młodzież”.Największe uznanie należy się zdecydowanie Sebastianowi Perdekowi. Pięknie zbudował on postać tego, który musi wkupić się w łaski koleżeńskiej grupy, który nie do końca jest lubiany i którego najczęściej oskarża się o to, że jest już taki, jakim inni młodzi nie chcą być, czyli podobny do „swojego starego”. Bohater, którego gra Perdek, jest lekko przemądrzały, ale też bywa pokorny. Sposób, w jaki wytłumaczył, dlaczego jest taki jaki jest, wypowiadając kwestię: „Bo nie mam mamy”, uderzył mnie szczerością do tego stopnia, że zapomniałem, iż jestem w teatrze. Perdek pokazał, że nie trzeba się wcielać w Gustawa-Konrada czy Hamleta, by stworzyć wielką rolę. Ba! To nawet nie musi być rola pierwszoplanowa! W ciągu kilku scen potrafił zaprezentować bardzo szeroki zasób swoich aktorskich możliwości. Kiedy musiał, to potrafił kląć jak szewc i mieć taką furię w oczach, że nie chciałbym być na miejscu Michasiowa, którego właśnie złapał „za fraki”. Potrafił nawet rozbawić publiczność brawurowo wykonanymi kalamburami na zamówienie.

Moje uznanie dla gnieźnieńskiego Mostu nad doliną wzrosło, gdy zwróciłem uwagę na scenografię, której niemal nie było. Stanowiły ją jedynie trzy różnej wielkości popisane podesty, z czego ten najniższy był ruchomy, oraz cztery czarne i również pomazane filary. Taka surowa aranżacja pozwoliła odsłonić wszystkie ścięgna i mięśnie sceny, nieprzesłoniętej niczym, będącej jedynie czarnym pudełkiem. Wyglądem scena przywodziła mi na myśl liczne bary i kluby dla tej zdecydowanie bardziej „alternatywnej” młodzieży, chodzącej na „fajne” rockowe koncerty.

I to właśnie muzyka była kolejnym elementem, który sprawił, że tak bardzo komplementuję Most nad doliną w inscenizacji Joanny Grabowieckiej. Na scenie znalazł się prawdziwy rockowy zespół BAPU. Dlatego też przedstawienie przybrało charakter spektaklu-koncertu, w trakcie którego zespół wykonał kilka swoich utworów. Na pustej ścianie retransmitowaneo zbliżenia zespołu, co przypominało telebimy używane przy masowych imprezach. Brawa dla reżyserki, że wybrała właśnie taki pancurowy zespół, który nie jest jeszcze szerzej znany, a który zapewne odkryją jacyś młodzi ludzie w trakcie Woodstocku. Muzyka BAPU okazała się doskonałym sposobem  dookreślenia młodych bohaterów, którzy słuchali jej na scenie. Kilka dźwięków, parę wyśpiewanych wersów i widz wiedział, że spektakl opowiada o młodych ludziach, którzy zapewne najchętniej słuchają Kazika i Kultu, Muńka Staszczyka i T.Love czy Grabaża i Pidżamy Porno, czyli tych, którzy śpiewają o czymś. Muzyka w tym spektaklu o – jak się zdaje – wcale nie takiej znowu trudnej młodzieży jest bardzo ważna, ponieważ większość z nas najwyższy stopień świadomości nowych dźwięków miało właśnie w okresie życia „niespełna dwudziestoletnim”. Charakteryzowanie młodych przez pryzmat muzyki ma jeszcze jeden cel: pokazuje jak są niejednorodni, że lubią różną muzykę, inaczej się ubierają i mają odmienne poglądy. Spektakl Grabowieckiej doskonale ukazuje, że nie wszystkich nastolatków należy wrzucać do jednego worka z napisem „młodzież”, ponieważ każdy z nich ma już za sobą zdecydowanie różny bagaż doświadczeń, zarówno tych bardziej, jak i mniej szczęśliwych.

Zespół realizatorów Mostu nad doliną sprawił, że widowisko przyciąga samą strukturą i nie próbuje w sposób nachalny wciskać i udawać, że jest nadmiernie odkrywcze.Spektakl urzekł mnie jeszcze jednym drobnym akcentem muzycznym. Łącznikiem pomiędzy dwiema częściami rozdzielonymi przerwą była kompozycja Nicolasa Jaara Mi mujer. Jaar to obecnie jeden z najbardziej pożądanych przez kluby dj-ów na świecie. Dwudziestoczteroletni Chilijczyk urodzony w Nowym Jorku ma obecnie rzesze równoletnich mu fanów, co – poza moją prywatną sympatią do jego muzyki – jest jeszcze jednym dowodem, że o nastolatkach mówiono ich językiem.

Warto również zwrócić uwagę na miejscową publiczność. Fakt, że Most nad doliną to przedstawienie teatru gnieźnieńskiego, nadaje mu podwójną siłę rażenia. Myślę, że może być trudno znaleźć w Gnieźnie widownię dla spektaklu, w którym tak dużo się przeklina, w którym pojawia się motyw gry komputerowej z główną postacią św. Piotra, gdzie utratę życia symbolizuje ukrzyżowanie. Takie pójście pod prąd przyzwyczajeń i oczekiwań publiczności jest bardzo dobrym pomysłem. Sam oglądałem spektakl w niedzielę, po sobotniej premierze, kiedy na widowni przeważały osoby, które mogłyby być rodzicami głównych bohaterów. Przedstawienie, w którym akcja zawiązuje się w kłótni o „twoją starą” lub „przez twojego starego”, pozwoliło pokazać im młodych jako podobnych do nich. W moim przekonaniu nie jest to bowiem spektakl o młodych skierowany do młodych, lecz do tych nieco starszych, których wpływ okaże się kluczowy dla tego, jakimi „starymi” staną się dzisiejsi „młodzi”. Można traktować ich dzisiejszą muzykę jako wrzaski, można nie rozumieć ich żartów, jednak to, co najważniejsze w młodych ludziach, jest uniwersalne, niezależnie od pokolenia, w którym się wychowali. I to właśnie pokazano w Gnieźnie w bardzo przekonujący sposób.

14-04-2014

 

Teatr im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie
János Háy
Most nad doliną
przekład: Jolanta Jarmołowicz, Iga Nowak
reżyseria: Joanna Grabowiecka
scenografia: Zuzanna Srebrna
muzyka: BAPU
obsada: Katarzyna Adamczyk-Kuźmicz, Sonia Jachymiak, Daria Polasik, Iwona Sapa, Magdalena Tabor, Rafał Fudalej, Wojciech Kalinowski, Maksymilian Michasiów, Sebastian Perdek, Leszek Wojtaszak
premiera: 29.03.2014

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę:
komentarze (1)
  • Użytkownik niezalogowany inus
    inus 2014-05-06   21:15:30
    Cytuj

    Polecam ! To jest jak podroz do innego swiata ;)