AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Wiosny nie będzie?

Absolwentka Uniwersytetu Gdańskiego, doktor nauk humanistycznych. Referentka krajowych i międzynarodowych konferencji naukowych poświęconych literaturze i kulturze. Publikowała m.in. w internetowym „Dzienniku Teatralnym” oraz w miesięczniku „Teatr”. Współpracowała z Centrum Sztuki Współczesnej „Łaźnia” i Nadbałtyckim Centrum Kultury w Gdańsku. Mieszka w Gdyni.
A A A
 

Rewolucja – to główny temat ostatniej premiery w gdańskim Teatrze Wybrzeże. Zarówno ta dosłowna, jak i symboliczna. Rewolucja rozumiana jako historyczny fakt i ta, istniejąca tylko w przestrzeni wyobrażeniowej scenariusza widowiska.

Początek Przedwiośnia w reżyserii Natalii Korczakowskiej zwraca uwagę efektowną instalacją – soczyście zieloną imitacją wiosennego krajobrazu. Przepiękna, umieszczona nad sceną konstrukcja przypomina połać wiosennej łąki. Fragment bukolicznej krainy ze wspomnień i opowieści. Z tej zawieszonej „do góry nogami” zieleni wyłania się naga męska postać (Piotr Biedroń). Głos z offu stanowczym tonem obdarza nagiego człowieka tożsamością – to Cezary Baryka, który za chwilę znajdzie się w Baku początku dwudziestego wieku. W samym sercu krwawej rewolucji i z samotną matką u boku. Hipnotyzujące odliczanie i lina transportuje bohatera z kojącej zieleni prosto na czerń scenicznych desek.

W zawieszoną nad sceną kompozycję wpisana jest jakaś trudna do sprecyzowania brutalność. Zielony fragment krajobrazu sprawia wrażenie, jakby w dziwacznym akcie przemocy wydarto go z naturalnej przestrzeni i siłą przeniesiono w obce miejsce. Ów efekt pogwałcenia pewnego porządku wzmacnia dodatkowo scena „stworzenia” Cezarego Baryki. Przemoc, poetycko zasugerowana w inicjalnym fragmencie Przedwiośnia, jest rewolucji nieodłączną towarzyszką. Czy tego chcemy, czy nie.

Natalia Korczakowska i dramaturg Wojciech Zrałek-Kossakowski rozpoczynają swoje Przedwiośnie zgodnie z chronologią powieści Żeromskiego. Ojciec Baryki wyjechał na wojnę, osamotniona matka (Małgorzata Brajner) lamentuje w ramionach Księżnej (Katarzyna Kaźmierczak). Nie jest w stanie okiełznać jedynaka Czarusia, dla którego rozgrywająca się właśnie rewolucja okazuje się placem zuchwałych zabaw. Jadwiga Barykowa i jej towarzyszka niedoli przypominają manekiny obleczone w stroje z epoki. Ich przerysowana paplanina nieudolnie kamufluje bezsilność, przerażenie i świadomość bliskiej zagłady. W opozycji do struchlałych kobiet lokuje Korczakowska młodego Barykę. Czaruś Piotra Biedronia to rozpieszczony gówniarz, chimeryczny, arogancki i napastliwy. On i jego banda Marynarzy (Maciej Konopiński, Jacek Labijak, Jakub Mróz, Piotr Witkowski) reprezentują porządek szalejącej w Baku rewolucji. Korczakowska zamyka karnawałowe szaleństwo przewrotu w kilku groteskowych, bardzo wymownych scenach. Matka kompulsywnie wyrzucająca futra z przepastnych toreb. Rozhisteryzowana Księżna, upadająca niezgrabnie podczas ucieczki przed poklepującą ją wulgarnie bandą Czarusia. Rechoczący turecki żołnierz (Piotr Witkowski), który raczy się kebabem, siedząc na stosie kobiecych nóg. Rewolucja bywa farsą. Smutną. Kapryśną. Groteskową.

Gdańskie Przedwiośnie podzielone jest na dwie części. Pierwsza w większości rozgrywa się w Nawłoci, w majątku Hipolita Wielosławskiego (także Piotr Witkowski). Cezary trafia tam, bo nieoczekiwane spotkanie z ojcem (Cezary Rybiński) kieruje go w stronę Polski. Motyw szklanych domów, bez którego nie obędzie się w liceum żadna lekcja polskiego z Przedwiośnia, został tu potraktowany dość marginalnie i ironicznie. Przypominający włóczęgę-wariata Seweryn Baryka roztacza przed synem utopijną wizję ojczyzny i samowystarczalnych szklanych konstrukcji, które czynią Polskę wyprzedzającą swoje czasy, perfekcyjnie działającą machiną. Jednak zamiast do wnętrza wyimaginowanej struktury Cezary trafia wprost w bebechy polskiego ziemiaństwa.

Obraz Nawłoci i jej mieszkańców jest kontrapunktem dla fantastycznej wizji szklanej nowoczesności, którą rozrysował ojciec Baryki. Mikrospołeczność majątku Wielosławskiego to sztucznie uśmiechnięty kształt, poruszający się zsynchronizowanym, rytmicznym ruchem. To rodzaj groteskowej, żywej realizacji utopijnej wizji ojca. Ludzkiej struktury, kopiującej nieudolnie konstrukcję szklanego oryginału, z pastelowym Szymonem Gajowcem (Grzegorz Gzyl) i jego Cieniem (Jakub Mróz) w tle. Świetna choreografia Mikołaja Mikołajczyka podkreśla sztuczność, stanowiącą przykrywkę dla zgnuśnienia mieszkańców Nawłoci. Wanda (Justyna Bartoszewicz), Laura (Katarzyna Kaźmierczak), pani Wielosławska (Anna Kociarz), Karolina (Dorota Androsz), Barwicki (Maciej Konopiński) ksiądz Anastazy (Jacek Labijak), Storzan (Andrzej Nowiński) i Hipolit kokietują Barykę, przekonując, że „szczęście trzeba rwać jak świeże wiśnie”. I przeganiają traumę rewolucji obietnicą flirtu z wsią spokojną, wsią wesołą.

Do momentu wyjazdu Cezarego z Baku Korczakowska i Zrałek-Kossakowski prowadzą swoją narrację dość wiernie względem oryginału. Gdy akcja przenosi się do Nawłoci, twórcy spektaklu rozciągają powieściowy czas aż do współczesności, zaznaczając po drodze niektóre okresy – lata czterdzieste, osiemdziesiąte. Opresyjny język, kreślący komunikacyjne linie pomiędzy bohaterami, tak widoczny w pierwszych fragmentach przedstawienia, w późniejszych partiach pierwszej jego części zmienia swój charakter. Staje się mniej dosadny, mniej komiczny, mniej groteskowy. Wciąż buduje świat w Przedwiośniu, jednak wizja rewolucji wpisana w ten język i przez niego tworzona jest odmienna od tej, którą straszą w Baku Cezary i jego banda. Rewolucja, „istotne wydarzenie o charakterze wstrząsowym”, nie jest już przedstawiana jako gest pustej przemocy, kapryśnej, nieuzasadnionej i nieobliczalnej. Staje się aktem rozczarowania, przekuwającym smutek w oburzenie. Scena, w której nowy kształt tego języka widoczny jest najmocniej, jest zarazem najlepszą sceną w spektaklu Natalii Korczakowskiej. Znakomicie odegrały ją Dorota Androsz i Justyna Bartoszewicz. Zdradzona Karolina tańczy dla Cezarego, muzykę do jej „tańca nienawiści” gra somnambuliczna Wanda. Rozstrojony fortepian wyrzuca ostre, mocne dźwięki, do których Karolina – w jakiejś rozpaczliwej powtarzalności – opowiada o utracie, smutku i zrodzonej z nich wściekłości.

Druga cześć spektaklu to nasze polskie tu i teraz, rok 2015. Pod opuszczoną do połowy kurtyną widzimy przechadzających się szybkim krokiem bohaterów we współczesnych kostiumach, z komórkami w rękach. Żeromskiego zastępuje Stéphane Hessel, który patronuje tu chórowi polskich Oburzonych. „ Osiemdziesiąt pięć osób jest bogatszych niż połowa ludzkości” – słyszymy. Ze sceny wylewa się potok haseł: korporacyjne niewolnictwo, nieudolni politycy, śmieciowe umowy, zaprzepaszczone szanse, Ukraina. Walka o wolność ignorująca równość i braterstwo. Zachłanny neoliberalizm, marzycielska lewica. Agresja narodowców. Cezary Baryka biega po scenie i ankietuje pozostałych bohaterów, namawiając ich jednocześnie do wspólnego pokojowego wystąpienia przeciw porządkowi współczesności. Nie wykorzystaliśmy szans danych nam po ostatniej rewolucji, więc czas na kolejny przewrót.

Pierwszej część spektaklu, opartej niemal w całości na Żeromskim, daleko jest do bycia brykiem z Przedwiośnia. Forma części drugiej sprawia wrażenie roboczo zainscenizowanej prasówki. Autorski, prowokujący język, za pomocą którego twórcy budują swoją interpretację powieści, rozpada się na rzecz przewidywalnej pogadanki. Sceniczna rzeczywistość pierwszej części Przedwiośnia, chwilami przekombinowana inscenizacyjnie, interesująca scenograficznie i dobrze zagrana, kurczy się nagle w części drugiej do planu telewizyjnej awantury. Zawodzi dramaturgia, hasłowa skrótowość wypowiedzi atakuje ciągiem wykrzykników, które zamiast rozniecać oburzenie, całkiem skutecznie je gaszą. Miał być – trawestując twórców z pierwszej części Przedwiośnia – „fuck” w kierunku politycznej i społecznej poprawności. Jest letnio i grzecznie. I z politykiem rozgrzeszającym się zza plastikowej szyby.

Instalacja Anny Met, soczyście zielona imitacja sielankowego krajobrazu, wisi nad głowami bohaterów przez całą pierwszą część spektaklu. Sprawia wrażenie obietnicy. Przepowiedni, która wkrótce się ziści. Liczyłam po cichu na to, że spadnie w końcu z hukiem i zazieleni czerń scenicznych desek. Ale w części drugiej zasłania ją kurtyna. Wiosny nie będzie?

20-04-2015

 

Teatr Wybrzeże w Gdańsku
Stefan Żeromski
Przedwiośnie
adaptacja i reżyseria: Natalia Korczakowska
współpraca adaptacyjna i dramaturgia: Wojciech Zrałek-Kossakowski    
scenografia i kostiumy: Anna Met
muzyka: Marcin Lenarczyk, Jerzy Rogiewicz
choreografia: Mikołaj Mikołajczyk
obsada: Dorota Androsz, Justyna Bartoszewicz, Małgorzata Brajner, Katarzyna Kaźmierczak, Anna Kociarz, Piotr Biedroń, Grzegorz Gzyl, Maciej Konopiński, Jacek Labijak, Jakub Mróz, Andrzej Nowiński, Cezary Rybiński, Piotr Witkowski
premiera: 14.03.2015

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
jeden razy osiem jako liczbę: