AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Wymiana handlowa

Kupiec wenecki, reż. Szymon Kaczmarek, Nowy Teatr im. Witkacego w Słupsku
Absolwentka Uniwersytetu Gdańskiego, doktor nauk humanistycznych. Referentka krajowych i międzynarodowych konferencji naukowych poświęconych literaturze i kulturze. Publikowała m.in. w internetowym „Dzienniku Teatralnym” oraz w miesięczniku „Teatr”. Współpracowała z Centrum Sztuki Współczesnej „Łaźnia” i Nadbałtyckim Centrum Kultury w Gdańsku. Mieszka w Gdyni.
A A A
 

Odpychająca jest Wenecja Szymona Kaczmarka. Krajobraz z kontenerów i betonowych gwiazdobloków. Krzyk morskich ptaków i szum wody. Pustka mimo dosłownej namacalności. Niepokój na przekór kojącym dźwiękom fal. Najdziwniejsze, że bliskość dwóch półnagich męskich ciał wcale tego pejzażu nie rozbraja. Więcej – gesty czułości zdają się tu wzmacniać dojmujące wrażenie braku. Braku przy jednoczesnej bolesnej skończoności wszystkiego, nieprzekraczalności, niezmienności. Niemożności wyjścia poza dany kształt, nazwę. Poza rolę.

W programie do Kupca weneckiego w reżyserii Szymona Kaczmarka w słupskim Nowym Teatrze czytamy, iż zderzając Szekspira ze współczesnością, nie musimy nawet formułować pytania o autentyczność naszego istnienia. Tak, wszyscy gramy, to oczywiste. Warto jednak zapytać, czy możliwe jest, choćby tymczasowe, wyjście poza rolę. „Próbujcie” – zachęcają twórcy spektaklu, fundując nam jednocześnie nadzwyczaj gorzką wizję finału naszych potencjalnych wysiłków.

U Kaczmarka próbę wyjścia poza przypisaną (narzuconą?) rolę podejmują niemal wszyscy bohaterowie. Niemal, bo niewzruszony w swoim istnieniu pozostaje od początku do końca Antonio (Krzysztof Kluzik), bogaty kupiec, w inicjującej spektakl scenie odpoczywający na plaży z młodym kochankiem, Bassanio (Wojciech Marcinkowski). Postać Kluzika znamionuje przede wszystkim spokój, wynikający z, jak podskórnie przeczuwamy, pewności i rozpoznania świata, w którym mężczyzna egzystuje. Dojrzałość Antonia pozwala mu ze spokojem i dystansem obserwować rzeczywistość, nie przywiązywać się do układów, nie planować, nie wychodzić w przyszłość. Jego spokój to też pewność uczucia nieprojektującego żadnych scenariuszy, będącego siłą samą w sobie, paradoksalnie – dziwnie oderwanego od podmiotu, który je zbudował. A podmiotem tym jest Bassanio, młody lowelas, wzdychający do grubych pieniędzy, upatrujący w starszym kochanku (ale tylko z pozoru, Kaczmarek nie raz nas tu zaskakuje) trampolinę do społecznej nobilitacji.

Świat zbudowany w Kupcu weneckim to konstrukcja szalenie spójna, konsekwentna, autentyczna i przy całej swej finezyjności oraz niedopowiedzeniu – bardzo czytelna, swoiście też filmowa. Wenecja (zbudowana świetną scenografią Kai Migdałek i muzyką opracowaną przez Żelisława Żelisławskiego) ograniczona jest tu do ciemnych zakamarków portowego miasta pełnego magazynów, zaludnionego „biznesmenami” o wyraźnie cinkciarskiej proweniencji. Co ciekawe, Kaczmarek nie daje żadnemu ze swoich bohaterów pierwszeństwa. Jego Kupiec wenecki to mozaika postaci i lepka siatka łączących je zależności, to właściwie obraz zbiorowy ludzi uwikłanych do granic dopowiedzianych i opisanych, którzy mniej lub bardziej pokracznie i rozpaczliwie próbują się z tego zdefiniowania wyrwać. To autentyczny obraz współczesnego miasta z jego hierarchią, uprzedzeniami i przemocą, znakomicie narysowany za pomocą kilku równoległych wątków.

Jednym z nich jest oczywiście pożyczka, którą Antonio zaciąga u Shylocka (Igor Chmielnik). Szekspirowski „chciwy Żyd” to u Kaczmarka nade wszystko Obcy, funkcjonujący na styku dwóch przestrzeni. Tej wspólnej, gdzie w dresie ładuje do kontenerów kartony na handel, i tej osobistej, hermetycznej, w której wychowuje dorastającą córkę, Jessykę (Anna Kończal). Shylock Chmielnika to właściwie każdy współczesny Obcy. To Arab, to Ukrainiec. To ten, który w odpowiednich okolicznościach, „w potrzebie” szybko przebrany zostaje w strój chłopca do bicia. U Kaczmarka Shylock zna swoje, wskazane przez autochtonów, miejsce, nie wychyla się, nie komentuje. Co nie znaczy, że nie chciałby poza swoją rolę wyjść. Przecież czuje, pamięta, bolą go wyzwiska, piecze opluta twarz. „Czym się od was różnię?” – pyta, wchodząc między widzów. Kiedy eleganccy Antonio i Bassanio zjawiają się w jego magazynie, by z lekceważącym uśmiechem na ustach pożyczyć pieniądze, „Żyd” proponuje układ, który może zagwarantować mu symboliczny, a zarazem brutalny w swojej dosłowności odwet za doznane upokorzenia.

Drugim wątkiem, misternie zespolonym (według oryginału) z pozostałymi, jest sprawa zamążpójścia Porcji (Monika Janik). Umierający Ojciec (pojawiający się na projekcjach wideo Sławomir Głazek) potraktował dziewczynę jak towar, który wraz z resztą swojego majątku wystawił na przewrotną licytację. Porcja w wykonaniu Janik w tandetnym makijażu i w tipsach wdzięczy się z ekranu w głębi sceny. Peep show, do udziału w którym zmusił ją Ojciec, ma przyciągnąć chętnych rozerotyzowanymi gestami, szepcząco-jęczącą narracją transmitowaną z komnaty o pluszowych, wściekle różowych ścianach. Wymiana handlowa, jedna z wielu innych, na których opierają się filary tego świata.

Przepisany we współczesne krajobrazy Szekspir (w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka) jest dla Kaczmarka narzędziem do zbudowania opowieści o uprzedmiotowieniu, upokorzeniu i o próbach wyjścia poza wzór, ubranej momentami w formę okrutnego thrillera. Reżyser, będąc nieustannie „przy Szekspirze”, korzysta, jak tylko się da, z możliwości tekstu, słowa. Książęta – marokański i aragoński, którym w oryginale nie udaje się zdobyć „ręki” Porcji, to w spektaklu szydercze, nakręcone chałupniczo kamerą wcielenia Bassania, który chce za wszelką cenę wygrać spuściznę po weneckim bogaczu. Z kolei wątek zbiegłej córki Shylocka i jej kochanka Lorenca (Kacper Sasin) przedstawił reżyser jako przemocową historię toksycznego związku kobiety, która z lubością wciąga z ukochanym kokainę, by po ostatecznym zerwaniu więzów z ojcem zostać przez niego brutalnie pobitą.

Pierwsza część spektaklu, rozgrywana w szemranych zaułkach portowego miasta, którego labiryntowość wzmacnia scenografia i wyświetlane w głębi sceny projekcje wideo, poraża klimatem miejsca bez wyjścia, przesiąkniętego przemocą, z relacjami ukutymi na fundamentach interesów i korzyści materialnych, ambicjach osiągnięcia społecznego awansu. A wszystko to rozegrane w scenicznej przestrzeni o niezwykle spójnym, także estetycznie, charakterze. Kaczmarek tworzy w swoim przedstawieniu obrazy chropowate, brudne, ciemne, przepojone tandetą. Spektakl ma bardzo wyczuwalny rytm, odmierzany właściwie stopniowym osuwaniem się poszczególnych bohaterów w przepaść, która okazuje się najgorszą z możliwych wersją ich biografii. Przed upadkiem nie chroni szczerość – jak pokazuje przypadek Porcji, która po uwolnieniu z różowej klatki zrzuca kostium seksualnego obiektu. W tym świecie nie jest możliwe istnienie bez kostiumu, bez roli. Strój sądowego obrońcy, który ma zwrócić dziewczynie podmiotowość, prowadzi jedynie w ramy kolejnej roli, uświadamiającej, że bycie subiektywne, niezależne, wolne nie jest tu możliwe.

Po przerwie miejskie ciemności zastępuje rażąca światłem operacyjnej sali przestrzeń sądowa, w której konfrontują się bohaterowie. Pragnąca szacunku i sprawiedliwości Porcja nieświadomie wchodzi w rolę „adwokata diabła”. Kończący spektakl fragment sądowy ujawnia bardzo silnie, że Kaczmarek wbrew pierwszym pozorom nie odmalował żadnego ze swych bohaterów wyłącznie czarno-białą kreską. Ale autentyczna rozpacz Bassania, tak inna od jego dotychczasowego, uszytego interesownością kostiumu, nic w tym świecie nie zmieni.
 
Reach out and touch faith – głos Johnny’ego Casha towarzyszy w finale „mszy okrucieństwa”, podtapianemu w metalowej misie Shylockowi, zdeprecjonowanemu, unieważnionemu w swoim człowieczeństwie, wyszydzonemu, odrzuconemu ostatecznie w szyderczym geście przyjęcia do wspólnej przestrzeni.

Zrealizowanym ponad dziesięć lat temu w Teatrze Wybrzeże świetnym Poskromieniem złośnicy Szymon Kaczmarek udowodnił, że ma dla Szekspira swój własny teatralny język. W słupskim Kupcu weneckim ten język ukazał się w wersji dojrzale zradykalizowanej. Kaczmarek nie robi absolutnie nic nowego. Po prostu pyta Szekspirem o współczesność. Chodzi jednak o to, jakie pytania formułuje i jak je zadaje. Kupiec wenecki to przedstawienie bardzo dobre aktorsko, konsekwentne, spójne, wynikające z głębokiej lektury. To szereg trudnych pytań i tyleż bolesnych odpowiedzi.

20-03-2019

galeria zdjęć Kupiec wenecki, reż. Szymon Kaczmarek, Nowy Teatr im. Witkacego w Słupsku <i>Kupiec wenecki</i>, reż. Szymon Kaczmarek, Nowy Teatr im. Witkacego w Słupsku <i>Kupiec wenecki</i>, reż. Szymon Kaczmarek, Nowy Teatr im. Witkacego w Słupsku <i>Kupiec wenecki</i>, reż. Szymon Kaczmarek, Nowy Teatr im. Witkacego w Słupsku ZOBACZ WIĘCEJ
 

Nowy Teatr im. Witkacego w Słupsku
Wiliam Shakespeare
Kupiec wenecki
tłumaczenie: Stanisław Barańczak
reżyseria: Szymon Kaczmarek
scenografia: Kaja Migdałek
muzyka: Żelisław Żelisławski
obsada: Wojciech Marcinkowski, Igor Chmielnik, Monika Janik, Adam Jędrosz, Anna Kończal (gościnnie), Krzysztof Kluzik, Kacper Sasin (gościnnie), Sławomir Głazek (nagranie wideo)
premiera: 16.02.2019     

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: