AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Wyspiański epoki memów

Wyzwolenie: królowe, reż. Martyna Majewska, Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu
Profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, filolog, medioznawca, wykładowca w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UWr. oraz w Akademii Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta. Autor, współautor i redaktor książek z zakresu literaturoznawstwa i medioznawstwa. Był recenzentem teatralnym, m.in. „Gazety Wyborczej” i „Dziennika Gazety Prawnej”.
A A A
fot. Tomasz Walkow  

Wystawione w estetyce LGBTQ Wyzwolenie: królowe, z wyspiańska Wolny-Hamkałowe to rzecz ironiczna, chwilami nawet błyskotliwa, swoista pop operetka, epatująca na scenie Capitolu miksem stylów – od skeczów o poetyce rodem z Kabaretu Moralnego Niepokoju po komediodramat niczym Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna Brešana, którym towarzyszą songi i arietki. Zabawne, lecz czy wzruszające?

1.

Być może nieustanne przymierzanie masek i kostiumów kobiecości i męskości to istota teatru. Koneserzy wspomną nadto ich lalkowe reprezentacje. Teatr, czyli życie ukazane w masce, przebraniu lub przy pomocy nadnaturalnych kukieł; teatr, czyli show.

Efektownie przebrane przez scenografkę Annę Haudek wątki genderowego dyskursu artyści wrocławskiego Capitolu opanowali w stopniu – sądząc po frekwencji – bardziej niż wystarczającym. A choć z rzadka w tym teatrze możemy spodziewać się niepodległego aktu twórczego czy wyrafinowanej sztuki mimicznej, z przyjemnością oglądamy dosadne teksty i ruch sceniczny tak przewidywalny, że nietrudno na widowni o podobnie upozowanych milenialsów, wzniecających szczery śmiech po każdym żarcie.

Bohaterowie social mediów, gadający na scenie slangiem vlogerów w entourage'u praktykowanych powszechnie memów – czegóż chcieć więcej? Capitol – o czym przekonują wysprzedane na wiele miesięcy bilety – stał się sceną urodzonych po 1989 roku. Kabaretowy czy tragikomiczny image teatru okazał się na tle ruin pozostałych wrocławskich scen dramatycznych zdumiewająco produktywny. Szczypanie łydek władzy i docinki pod adresem filistra bawią i bawić będą, także gdy jest to filister doby smartfonów.

2.
Dramatopisarka czy dramatopisarz już przy biurku bywają pantokratorem seksualności. Zatem pomysł, aby Wyzwolenie Wyspiańskiego zinterpretować jako równoległy wobec współczesności wątek queerowej maskarady, wcale nie jest szalony. W nowszych epokach Szekspir, Goldoni czy libreciści Mozarta, wreszcie modernizm aż do czasów Pirandella, wikłali postacie w genderowe koncepty serio i buffo, zanim ich nie spauperyzowało kino.

Wyzwolenie: królowe Agnieszki Wolny-Hamkało i Martyny Majewskiej to opowieść o wielokrotnie złożonej strukturze współczesnej seksualności, ale i o pokruszonym teatrze w europejskim mieście średniej wielkości (w tle). A jednak Scena Ciśnień – wydaje się – fundamentalnych pytań o estetykę epoki nie zmieściła. Rzędy czerwonych niewygodnych fotelików usadzają widzów jakby na chwilę, w poczekalni. Tymczasowe zda się tu niemal wszystko poza markowym fortepianem. Scena jest ciasna, nakreślona prostymi liniami światła niczym klatka, dekoracje pętają stopy artystów, schody boczne piętrzą się tak, że aktorzy mimowolnie wpadają na siebie. A zatem spór o górnolotną tradycję i nieudałą teraźniejszość teatralną – główny wątek zaadaptowanego tekstu Wyspiańskiego, a zarazem pretekst autorskiego scenariusza Wolny-Hamkało – od początku lokuje nas w poetyce kabaretowej nadscenki, jeśli pamiętacie kabarety Olgi Lipińskiej. 

Reżyserka Martyna Majewska także nie ułatwia życia widzowi, słuchającemu przyciętego do aktorskich i dramaturgicznych konfesji Wyzwolenia. Rozmowy o teatrze Konrada i Reżysera dzieją się przy konsoli ustawionej w połowie widowni, bliżej górnych rzędów. Kręcimy więc głową – to w przód, to w tył – szturchając sąsiadów niegrzecznie i słuchając – jak powiada Jan Klata – skreczy mentalnych, wpisanych w LGBTQ-kampowe zabawy fryzjersko-modowe, kolażu wspomnianego Wyzwolenia oraz internetowych komentarzy, wreszcie hitów PRL-u – Anny Jantar czy Izy Trojanowskiej, przyznajmy, brzmiących w tych okolicznościach nadspodziewanie traumatycznie.

3.
Bądźmy szczerzy, modernistyczny tekst Wyspiańskiego jest dziś co najmniej pretensjonalny, intelektualnie być może nawet démodé, natomiast jako teatralna gra ze znakami kultury wysokiej, z liczmanami edukacji czy tromtadracją etosu ojczyzny może być prototypem queerowej groteski – także w wymiarze politycznym.

Zacytujmy pierwszy z brzegu, oczywisty na pozór fragment:
„Są masek twarze młode, stare,
pomięte rysą zmarszczków krętą;
gdy taką wdzieje kto maszkarę,
poznać, że larwy dźwiga pęto.
Lecz nie znać nigdy z takiej twarzy,
co w myślach skrycie człowiek waży.
Zastygłe klątwą jej oblicze
w zygzaki runów tajemnicze.
Człowiek, z myślenia ciągłą walką,
tragiczną staje się tu lalką,
zamaskowany maską stałą,
jakby bez duszy było ciało”.

Splot niemal lavaterowskiej fizjonomiki z freudowskimi przeczuciami wiedzie na manowce. Po epickich arcydziełach Orzeszkowej i Prusa charakterystyka Polaków – owych „larw” (Robotników, Hołyszy i Karmazynów), doprawdy nie wymagała wieszczenia, lecz edukacji. Opracowań historiozofii modernistycznego przełomu wydano wiele. Dlatego quasi-Mickiewiczowski Konrad w teatrze Wyspiańskiego zda się oślepionym przez mrok retorem. Dopiero zerwanie kontekstów epoki, odczytanie owych mętnych fraz jako prototypu groteskowego scenariusza na temat polskich zombie narodowych, wydaje się nas zaciekawiać.

Ale i tak na tle powieści Daniłowskiego, Żeromskiego czy Berenta Wyspiański nie dość, że bywa okrutnie zagmatwany, to paradoksalnie mocno oderwany od realnego życia, które zaledwie w trzy lata po premierze Wyzwolenia wypełniło ulice miast Królestwa zrewoltowanym, zorganizowanym politycznie tłumem, upominającym się o godność i – chwilę później – o wolność. W sumie da się to zrozumieć. W 1898 roku otwarto w Polsce pierwsze kino. Kilka lat później kinowa publiczność była liczniejsza od publiczności wszystkich teatrów na progu XX wieku.

4.
Dalej w oryginale autora Klątwy jest tylko ciekawiej:
„Wy, co liżecie obcych wrogów podłoże, czołgacie się u obcych rządów i całujecie najeźdźcom łapy, uznając w nich prawowitych wam królów. Wy hołota, którzy nie czuliście dumy nigdy, chyba wobec biedy i nędzy, której nieszczęście potrącaliście sytym brzuchem bezczelników i pięścią sługi. Wy lokaje i fagasy cudzego pyszalstwa, którzy wyciągacie dłoń chciwą po pieniądze – po łupież pieniężną, zdartą z tej ziemi, której złoto i miód należy jej samej i nie wolno ich grabić”.

To przecież niemal cytaty z produkcji znanych powszechnie nadawców medialnych, trollów i hejterów współczesnego świata. Trudno się zatem dziwić, że Agnieszka Wolny-Hamkało i Martyna Majewska podjęły grę z tekstem, w którym – tak, tak – pobrzmiewają również Nietzscheańskie, faszyzujące tony. To niemal gotowy skrypt współczesnego politycznego thrillera lub headline’y tabloidu.

5.
Są w tekście autora Wesela także fragmenty, wzbudzające histeryczny chichot z powodu zmiany kodu kulturowego. Oto jeden z nich:
„MASKA l
Więc czujesz jakoweś parcie w sobie...
KONRAD
Tak...
MASKA l
I pożądanie...
KONRAD
...Tak.
MASKA l
Więc czujesz w sobie jakoweś parcie i pożądanie,
i pragnienie.
KONRAD
...!
MASKA l
I że to jest żądza swobody.
KONRAD
...Nie... Swobodę mam”.
Wyobraźcie sobie tę scenę, odegraną przez Kabaret Ani Mru-Mru.

6.
Zamysł inscenizacyjny jest klarowny. Przysiadamy na krzesełkach podczas próby w narodowym teatrze im. Schillera. Reżyser (ogołacająca postać z niuansów Helena Sujecka) – od pierwszych minut kobiecość/męskość jest tu kwestią totalnej umowy – zaczyna próby do Wyzwolenia. Odgapia pomysł Michała Zadary (z Dziadów) – chce wystawić je bez skrótów. Oponentem wydaje się napuszony aktorskim zarozumialstwem Konrad (czy też Konradka) o ptasiej postaci (w tej roli zbyt manieryczna, zgrywnie prześmiewająca emploi Gustawa Holoubka Klaudia Waszak), poirytowany(-a) castingiem drag queens na postać Muzy.

Dialog pomiędzy groteskowym Reżyserem a Konradem z muchami w nosie niewiele wnosi, choć ciekawie jest, gdy dialogi i pieśni kontrastujące ich rozmowy wskazują na upolitycznienie współczesności oraz niezdarne gry polityków z teatrem. Ze sceny słyszymy nawet frazy parodiujące improwizacje aktorskie z krakowskiego Wroga ludu Klaty. Jako udanego żartu posłuchamy komunikatu o państwowym sponsoringu spektaklu z udziałem drag queens. Polityka to nie wizja artysty – szydzi Agnieszka Wolny-Hamkało – to w istocie demoniczna opresja państwa. Utrzymane w dobrym tempie zmieszanie oryginałów, wątków, cytatów, piosenek, grepsów, memów wprawia jednak w lekkie oszołomienia. Bywają chwile, gdy cienki żart z Fejsbuka przesłania gorycz Wyspiańskiego. „Nie poganiaj mnie, bo tracę oddech” – śpiewała niegdyś Kora. Wolny-Hamkało i Majewska nie dają widzom wytchnienia przez bite dwie godziny.

W startujących w castingu drag queens tętni jakże odmienne życie. Justyna Antoniak, Emose Uhunmwangho, Magdalena Wojnarowska, Adrian Kąca i Łukasz Wójcik oplatają dość umowną klatkę sceny nerwem współczesnej muzyki i plastycznością erotycznego kiczu. Chichoczące, plotące głupstwa, klnące jak szewc, mizdrzące się, przestrojone czy też przesterowane – bo jak inaczej nazwać ich wymyślne piętrowe koafiury, gigantyczne tipsy, połyskujące kostiumy z epoki glitter bandów, przerysowaną seksualność i monstrualne buty – szpilki z ledami w podeszwach, przebijają ofertę Jimmy’ego Choo – opisują rzeczywistość zgrywną, lecz w istocie bolesną – Polskę niesprawiedliwości, dewocji, hipokryzji, podwójnego życia, fałszywej religijności, politycznej hochsztaplerki.

Splot dwóch języków – patosu Wyspiańskiego i trywialności współczesnej polszczyzny, zanotowanej przez Wolny-Hamkało – wywołuje nieustanny śmiech sali. Sztuka wysoka, o której marzą Reżyser i Konrad, to bal manekinów przy tych drag queens, które doznają świata wprost, bez masek i kamuflaży. Na przykład niemoralnej seksualności kapłanów, którą wspomina Juro-diva („Patrzę na wikarego i na jego dzwonki. I chuj mi staje. Bo ja to zawsze byłam taka kościółkowa”). Na przykład podwójnej moralności polityków („Dlaczego facet w sukience jest śmieszny, a ten z grupy rekonstrukcyjnej przebrany za Napoleona nie?”).

7.
Spektakl, który oglądałem, był bez wątpienia wieczorem Magdaleny Szczerbowskiej-Wojnarowskiej. Niemal naga jako D’alien, bo przebrana w delikatnie ustrukturyzowaną siatką naczyń krwionośnych skórę lalka-robot – niczym portrety kobiet z eposów cyberpunku. Zdana na pozbawiony podpórek scenograficznych gest, głos, mimikę, niezwykle konsekwentna w prowadzeniu ciała w opustoszałym świecie sceny. Równocześnie wsłuchana w partnerów, nigdy nieszarżująca ze swym ja scenicznym ani z aktorskim ego. 

Można mieć pretensje, że inni artyści Capitolu tkwią w samozachwycie. Że – jak Emose Uhunmwangho (Juro-diva) czy Adrian Kąca (Piotr Piękny) – spełniając reżyserskie zamysły, jednak nie cieniują roli, że w ciągu 120 minut nie przeistaczają postaci, jakby ich plakatowość w zupełności im wystarczała. Może to brak dystansu do siebie, może przekonanie, że greps sceniczny jest dobitniejszy od refleksyjności. Tak utonął w spektaklu Cezary Studniak w postaci Technicznego. Pewnie zabiłby salę, gdyby finałowego monologu Konrada – a tylko on zna tekst – nie zagrał jak kabaretowy żart. Gdyby z tekstu Wyspiańskiego wydobył to, co w nim najważniejsze – żar i energię artysty, a nie zakłopotanie chłopka-roztropka.

Bezbarwny epilog osłabił wrażenie intensywnego przecież wieczoru. Może reżyserce zabrakło konceptu na finał. Tym niemniej Wyzwolenie: królowe to ciekawe wydarzenie i sporo dobrego śpiewania. I kilka pytań, na które warto sobie odpowiedzieć. Jak to, czy wiara musi być zaplątana w nienawiść i pogardę. Nieprędko to sprawdzicie. Spektakle w marcu są już wyprzedane.

18-02-2019

galeria zdjęć Wyzwolenie: królowe, reż. Martyna Majewska, Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu <i>Wyzwolenie: królowe</i>, reż. Martyna Majewska, Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu <i>Wyzwolenie: królowe</i>, reż. Martyna Majewska, Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu <i>Wyzwolenie: królowe</i>, reż. Martyna Majewska, Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu ZOBACZ WIĘCEJ
 

Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu
Agnieszka Wolny-Hamkało
Wyzwolenie: królowe
reżyseria: Martyna Majewska
scenografia: Anna Haudek
choreografia: Magdalena Marcinkowska i Kamila Górny
muzyka i aranżacje: Dawid Majewski
Reżyseria świateł: Anna Haudek i Jakub Frączek
obsada: Adrian Kąca, Magdalena Szczerbowska-Wojnarowska, Emose Uhunmwangho, Łukasz Wójcik, Justyna Antoniak, Klaudia Waszak, Helena Sujecka, Cezary Studniak, muzycy: Daria Wilsz / Mikołaj Ferenc, Zofia Dynak, Dawid Majewski
premiera: 26.01.2019

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę: