AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Wyszedł teatr na ulicę

Doktor nauk humanistycznych, krytyk teatralny, członek redakcji portalu „Teatralny.pl”. Pisze dla „Teatru”, kwartalnika „nietak!t”, internetowego czasopisma „Performer” i „Dialogu”. Współautor e-booka Offologia dla opornych. Współorganizuje Festiwal Niezależnej Kultury Białoruskiej we Wrocławiu.
A A A
Fot. Marcin Oliva Soto  

Trzydzieści trzy lata – piękny wiek. Ten szczególny punkt, w którym młodość zaczyna się przeobrażać w prawdziwą dojrzałość. Człowiek pełen jest planów, marzeń i pragnień. Wszystko w zasadzie jeszcze jest możliwe. Uroczy, jednym słowem, wiek… ale dla człowieka. A dla festiwalu? Jak podobna temporalna arytmetyka funkcjonuje w przypadku wielkiej teatralnej imprezy? Pozwolę sobie na zabawę w antropomorfizację, trochę pofantazjuję i opiszę tegoroczny Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych w Jeleniej Górze tak, jakbym opisywał charakter nowo poznanej osoby.

Pierwsze wrażenie, jak wiadomo, bywa najważniejsze. Otóż spotkałem się z Festiwalem na wernisażu wystawy plakatu teatralnego Papierowy teatr i od razu byłem przyjemnie zaskoczony jego punktualnością. Otwarcie imprezy nastąpiło równiusieńko o dwudziestej pierwszej. W następne dni też nie było nieprzyjemnych opóźnień, zbytecznych pauz i nieprzewidywalnych przesunięć. Za każdy najdrobniejszy tego rodzaju incydent przed widownią tłumaczył się osobiście Piotr Jędrzejas, dyrektor Festiwalu oraz Teatru im. Cypriana Kamila Norwida w Jeleniej Górze.

W pierwszy wieczór w znajdującej się przy Placu Ratuszowym galerii BWA z niecierpliwością czekał na nas „złoty okres plakatu teatralnego, jego historyczne i kulturowe uwarunkowania, znaczenie plakatu dla polskiej sztuki i bogactwo ówczesnego życia teatralnego”. W rzeczywistości obiecanego „papierowego teatru” nie było aż tak dużo, jak by się chciało. Poniekąd nie pozwoliła na to ograniczona przestrzeń budynku. Niemniej jednak prezentowanych prac wystarczyło, żeby nakreślić obraz tego fenomenu, którym był – i miejmy nadzieję pozostaje – polski plakat teatralny. Część wystawy została poświęcona pracom Tomasza Bogusławskiego. A wśród nich jeden z moich ulubionych plakatów tego autora – krwawy befsztyk w formie ludzkiego profilu z laurowym wieńcem wieńczącym mięsiste czoło, czyli afisz do Tytusa Andronikusa Teatru Rekwizytornia. Proszę tylko nie szukać tej instytucji na kulturalnej mapie Polski, gdański grafik po prostu ją wymyślił dla własnych artystycznych potrzeb. 

O tym, że Festiwal szczególnie umiłował sobie dzieci, dowiedziałem się jeszcze przed południem dnia następnego. Połowę, a może nawet i więcej swojego czasu poświęcił młodemu widzowi. Jedną z jego licznych twarzy była twarz Aziza Guala z dalekiego Meksyku. Ten sympatyczny, fajtłapowaty klaun, który nie znał ani słowa po polsku, z zadziwiającą łatwością zjednał sobie zgromadzoną na placu publiczność. Wystarczyła szczypta prostackiego, jowialnego humoru i kilka promieni osobistej charyzmy. Zresztą być może pomógł mu w tym także upał, podczas którego trudno silić się na powagę. Zwłaszcza przed zachodem słońca.

Wśród klasycznego zestawu klaunowskich gagów i sztuczek najwięcej entuzjazmu budziły te polegające na interakcji z widownią. Dla przykładu w pewnym momencie na improwizowanej, przypominającej arenę cyrku scenie powstała dziwna konstrukcja z czterech ochotników, którzy półleżąc podtrzymywali się nawzajem. Podczas gdy mężczyźni ze wszystkich sił próbowali utrzymać tę skomplikowaną figurę, bezczelny Aziz, przy wtórze śmiechu publiczności, wyciągał spod nich kolejne podpórki, czyli żółte plastikowe wiadra. Mężczyzno-figura dzielnie przeszła sprawdzian na wytrzymałość, nie zawaliwszy się nawet po zniknięciu ostatniej podpory. Proste, bardzo proste to chwyty, lecz mimo wszystko usta same rozciągały się nam w uśmiechu. Dzieci miały jeszcze większy ubaw, oglądając wygłupy swych ojców.

Jednak w każdym trefnisiu, jak w dobrej czekoladzie, musi być ta drobna nutka goryczy, szczypta melancholii i sentymentalizmu, który otula serce lekkim chłodem. Aziz jest „dobrą czekoladą”. Pod koniec występu, kiedy rozbawiona publiczność, zupełnie już oswojona z przestrzenią i artystą, usadowiła się jak najbliżej, czekając na kolejną porcję klaunowskiej magii, Aziz zamiast kolejnego dowcipu zdjął z siebie perukę, komicznie długie buty, wytarł twarz i… w wyniku tej trwającej zaledwie pół minuty transformacji przeobraził się w kogoś zupełnie innego. Stał się własną drugą stroną medalu. Swoim przeciwieństwem. Jak skomentowała to siedząca obok mnie kobieta: „niby taki śmieszny klaun, a tak naprawdę smutny starszy pan”. Cóż, tak to często bywa.

Podobnie liryczny nastrój stworzyła Claire Ducreux. Jej występ, utrzymany w tradycji najlepszych filmów Chaplina, był pełen delikatności, ciepła i poezji. Francuska artystka, czarując swoim uśmiechem, podróżowała wraz z nami po świecie swojej samotności i jak najbardziej dosłownie podzieliła się z nami przysłowiowym kawałkiem chleba. Wszystko to, żeby przypomnieć o jednej z najważniejszych ludzkich potrzeb – potrzebie autentycznej bliskości z drugą osobą.

Skoro już jesteśmy przy ludzkich potrzebach, wspomnijmy jeszcze o jednej. Nazywam ją potrzebą czynnego udziału w łańcuchu konsumpcyjnym, czyli po prostu świętym prawem do tego, aby pójść sobie na zakupy. Trudno nie zauważyć, że ostatnio w naszym kraju gdzie i czego by nie zaczęto budować, i tak wychodzi galeria handlowa. Temu zadziwiającemu architektonicznemu zjawisku, które zaczyna zresztą nabierać charakteru międzynarodowego, poświęcony był występ holenderskiego zespołu Theater Gajes. W przedstawieniu o wymownym tytule Agora Phobia, sprytni inwestorzy przekonują władze miasta, że na głównym placu miasteczka, takim akurat jak Plac Ratuszowy w Jeleniej Górze, musi, po prostu musi powstać współczesne centrum handlowe. Cały spektakl koncentruje się na przebiegu owej „budowy stulecia”. Prace trwają faktycznie nad głowami widzów. Aktorzy grają na szczudłach, improwizowanych rusztowaniach, dachach samochodów. Improwizowany plac budowy żyje życiem pełnym dobrego humoru, przerw obiadowych, noclegów w namiotach, podstępnych planów prezydenta miasta i niefrasobliwości głównego inżyniera. To wszystko, jak i wiele innych festiwalowych dań, podawane było z sosem pirotechniki.

Festiwal w ogóle zdradza zamiłowanie do różnego rodzaju konstrukcji i maszyn. Lubi klecić i bawić się w inżyniera. Inspirują go najdziwniejsze formy. Moim osobistym hitem pozostaje machina, którą określiłem jako „przenośną fabrykę do produkcji mandali”, w skrócie – FAPROMA. Wygląda to tak: na obracającą się niczym garncarskie koło podstawkę nakleja się najzwyklejszy biały arkusz papieru. Następnie jedna osoba za pomocą specjalnego uchwytu wprawia kartkę w ruch. Dziecko wybiera kolorowe buteleczki i po kolei wylewa część farby na wirujący papier. Trzy-cztery wymieszane w ten sposób kolory, kiedy kartka skończy swoje szalone obroty, tworzą zadziwiająco urocze, kosmiczno-transcendentalne obrazki.

Mimo wszystko to wcale nie znaczy, że mojemu nowemu znajomemu zupełnie brakuje powagi. Wręcz przeciwnie, potrafi być groźny i ostrzegawczo-proroczy. Zwłaszcza gdy chodzi o przemoc, nadużycia władzy i ekologię. Gwiazdą pierwszego wieczoru była grupa Antagon z przedstawieniem Ginko. Występ ten, pełen przestróg i niepokoju, swoją atmosferą przypominał ostatnio reanimowany na wielkim ekranie świat Mad Maxa. Ruiny społeczeństwa na tle moralnej pustyni, brak wody i czystego powietrza, szalona muzyka na żywo i pirotechnika – ten sam apokaliptyczny zestaw, tylko że w wersji teatralno-ulicznej.

Cóż, zdradziłem zaledwie małą cześć moich wrażeń, lecz zanim staną się zbyt prywatne, mało interesujące czy zbyt dygresyjne (z dziecięcą naiwnością zakładam, że dotychczas nie były), pożegnamy się z Tobą, Festiwalu. Nie wiem, czy dobrze Cię zrozumiałem. Czy zdążyłem w ciągu tych trzech upalnych dni załapać, jaki jest Twój nastrój. Przebacz, jeżeli opowiadałem o Tobie zbyt poważnie czy może na odwrót, niezbyt często wyciągałem z kieszeni ukryte tam dowcipy i anegdotki. Mam nadzieję, że zobaczymy się za rok. Wtedy zapewne jeszcze sobie pogadamy.

26-08-2015

33. Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych w Jeleniej Górze, 3-5.07.2015

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
jeden razy osiem jako liczbę:
komentarze (2)
  • Użytkownik niezalogowany Del
    Del 2015-09-03   13:03:47
    Cytuj

    !!!

  • Użytkownik niezalogowany Potrzeba
    Potrzeba 2015-08-26   11:07:01
    Cytuj

    Ładny doktorancki tekst. Będą punkty.