AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Żyć tak nie można!

Doktor nauk humanistycznych, krytyk teatralny, członek redakcji portalu „Teatralny.pl”. Pisze dla „Teatru”, kwartalnika „nietak!t”, internetowego czasopisma „Performer” i „Dialogu”. Współautor e-booka Offologia dla opornych. Współorganizuje Festiwal Niezależnej Kultury Białoruskiej we Wrocławiu.
A A A
 

Mam wrażenie, że po obejrzeniu Samobójcy? Krzysztofa Rekowskiego z całego ponaddwugodzinnego spektaklu pozostał mi w głowie tylko ten znak zapytania.

U Erdmana w tytule żadnych takich ozdób interpunkcyjnych nie było. Jak się domyślam, rosyjski dramaturg większych wątpliwości nie miał. Dobrze wiedział, co i dlaczego robi. Bo niewiedza, jak wiadomo, nie zwalnia z odpowiedzialności, zwłaszcza w Związku Radzieckim lat trzydziestych. Obecnie mamy wiek XXI, jeden z bohaterów przedstawienia mówi wprost: „Towarzyszu, przecież żyjemy w XXI wieku!”. Z odpowiedzialnością jest więc coraz gorzej, już nie mówiąc o świadomości.

Można by na tych przesłankach zbudować niejedną piękną teorię, ale cóż teoria dla kogoś takiego jak Szymon (Bogusław Kudłek). Szymon jest praktykiem, praktykiem życia w najszerszym znaczeniu zarówno „życia”, jak i „praktyki”. Jest w nim coś z Gogolowskiego Bobczyńskiego, rewolucyjną falą przeniesionego z głębokiej prowincji do wymarzonej Moskwy. Tylko że wszystko to dzieje się niby w całkiem współczesnej Polsce. Przynajmniej reżyser usilnie próbuje nas o tym przekonać. Szymon już jakoś w tym świecie zaistniał, ale jeszcze nie do końca. Ma mieszkanie, w którym przebiega znaczna część akcji, jednak nie ma pracy. Pewnej nocy marzy o pasztetówce i o swoich fantazjach kulinarnych od razu zawiadamia żonę Marię (Magdalena Kępińska). Ta przez cały dzień „haruje jak koń” i przerwania zasłużonego snu tolerować nie może. Zaczyna się stara dobra małżeńska sprzeczka i już za chwilę pada surowa diagnoza: „Żyć tak nie można!”. Szymon znika, pozostawiając żonę z pytaniem: „Czy w takim razie mam umrzeć?”. Maria zaś po krótkim namyśle dochodzi do wniosku, że takie rozwiązanie jest zbyt radykalnie, ale nie jest teraz pewna, czy jej mąż też tak uważa. Samobójstwo?

Tak się zaczyna cała afera. Chociaż afera to tu zbyt mocne słowo. Miałem przedziwne wrażenie, które niełatwo opisać. Z jednej strony na scenie cały czas coś się działo, dłuższych pauz nie było, z drugiej zaś ciągle odczuwałem brak dynamiki. Pierwszą połowę spektaklu w ogóle ogląda się jak niezbyt udany pilot niezbyt udanego sitcomu. Można spokojnie wyjść sobie do kuchni i zaparzyć herbatkę, nic ci nie umknie. Przy czym to wszystko miało tyle wspólnego z rzeczywistością polską, co i z radziecką.

Dobrze, że Adam Małysz nie przyszedł prosić o samobójstwo na rzecz polskiego sportu. Chociaż to akurat mogłoby być zabawne. Wkrótce informacja o rzekomych samobójczych zamiarach Szymona dociera do szerszej publiczności. Od tej chwili zaczynają się te wszystkie „spolszczenia” i „uwspółcześnienia”, o których w wywiadach wspominał reżyser. Jako pierwszy do przyszłego nieboszczyka przychodzi zagorzały prawicowiec, który, jak większość następnych gości, nawet nie zasłużył sobie na imię – nazywa się po prostu Prawy (Piotr Konieczyński). Śmiało cytuje Wokulskiego z Lalki, jednak wcale nie zamierza zapobiec nieodwracalnemu. Na odwrót, uważa Szymona za prawdziwego bohatera. Chce, żeby swoim samobójstwem zaprotestował przeciw sytuacji w kraju. Nakłania go do napisania całej prawdy, za którą nic mu nie będzie grozić, ponieważ wkrótce zrobi swój skok w nieskończoność. Należy jednak przyjrzeć się temu nieco bliżej i zapytać wprost: o jaką to prawdę tu chodzi? Bo wszystko to, co Prawy próbuje włożyć w usta Szymona, a raczej w jego list pośmiertny, jest tylko zbiorem banałów, „fabryką haseł”. Za taką walutę już dawno nic się nie kupi. O żadnym niebezpieczeństwie też nie ma mowy. O co więc wszyscy proszą Szymona? Bo po Prawym przychodzi Lewy (Andrzej Kępiński), za nim Polska Kobieta Podzielona (Małgorzata Osiej-Gadzina), biskup (Tadeusz Wnuk). Dobrze, że Adam Małysz nie przyszedł prosić o samobójstwo na rzecz polskiego sportu. Chociaż to akurat mogłoby być zabawne.

Uwspółcześnić Samobójcę? należało nie żartami o upodobaniach seksualnych wspomnianego Wokulskiego, lecz próbą odpowiedzi na szereg ważnych pytań: czy we współczesnej Polsce zostały jeszcze tematy, o których da się mówić dopiero po śmierci? Czy samobójstwo w imię jakichś ideałów jeszcze kogoś do czegoś przekonuje? Przy czym zrobić to wszystko jak Erdman, odważnie i zabawnie, samą satyrą. Bo u Rekowskiego Szymon czasami nagle wpada w zupełnie nieuzasadniony patos. Monolog o śmierci wygłasza tak, jakby to był kawałek z Dostojewskiego. Chociaż cały ten pomysł z wykorzystaniem samobójcy jest poniekąd karykaturą na Kiryłowa z Biesów.

Nikołaj Robertowicz Erdman napisał Samobójcę mając zaledwie 28 lat. Młody felietonista miał ucho do bolszewickiej nowomowy. Żył w czasach, kiedy idea Szymona, żeby zarabiać grą na helikonie, przy czym nauczyć się tej sztuki z książki, miała zupełnie inny stopień absurdalności. Być może wcale nie była taka głupia. Wtedy dobrą brzytwę dało się wymienić na rewolwer i „nie było jeszcze takiego prawa, które mogłoby skazać na życie”. O Samobójcę walczyli Meyerhold i Stanisławski. Jednak autor nie doczekał się ani rodzimej premiery, ani publikacji swego dzieła.

Szkoda, że po obejrzeniu spektaklu w Jelenie Górze trudno jest w to wszystko uwierzyć. Cała magia z tekstu jakby wyparowała. Pozbawiony szerszego kontekstu i głębszego znaczenia, Samobójca z satyry na mieszczaństwo stał się tegoż mieszczaństwa wyraźnym przejawem. Widownia czas od czasu chichotała, ja też chichotałem, ale jest mi tego, szczerze mówiąc, nawet trochę wstyd. 

28-03-2014

 

Teatr Dramatyczny im. C. K. Norwida w Jeleniej Górze
Samobójca?
wg Nikołaja Erdmana
przekład: Maryla Masłowska
reżyseria: Krzysztof Rekowski
scenografia: Jan Kozikowski
muzyka: Marcin Mirowski
dramaturgia: Dana Łukasińska
Obsada: Elwira Hamerska-Kijańska, Marta Kędziora, Magdalena Kępińska, Iwona Lach, Marta Łącka, Małgorzata Osiej-Gadzina, Robert Dudzik, Andrzej Kępiński, Piotr Konieczyński, Bogusław Kudłek, Jacek Paruszyński, Bogusław Siwko, Tadeusz Wnuk
premiera: 08.03.2014 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę:
komentarze (1)
  • Użytkownik niezalogowany Reżyserować tak nie można!
    Reżyserować tak nie można! 2014-04-12   13:19:42
    Cytuj

    Słaby spektakl, bo słabo wyreżyserowany. Wynudziłam się.