AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Georges Méliès w „teatrze wyobraźni”

Absolwentka Uniwersytetu Gdańskiego, doktor nauk humanistycznych. Referentka krajowych i międzynarodowych konferencji naukowych poświęconych literaturze i kulturze. Publikowała m.in. w internetowym „Dzienniku Teatralnym” oraz w miesięczniku „Teatr”. Współpracowała z Centrum Sztuki Współczesnej „Łaźnia” i Nadbałtyckim Centrum Kultury w Gdańsku. Mieszka w Gdyni.
A A A
 

Anna Jazgarska: Kiedy pojawił się pomysł Podróży na księżyc? Po zaproszeniu Pani do udziału w konkursie czy może jednak zakiełkował już wcześniej?

Monika Milewska: Źródła powstania sztuki są, jak to często bywa w moim przypadku, naukowe. Około 2004 roku pracowałam nad tekstem do „Kwartalnika Filmowego”, a że żyłam wtedy bardzo mocno czasami Rewolucji Francuskiej, zaczęłam się interesować pierwszymi jej przedstawieniami w kinie. Zauważyłam, iż w tych pierwszych, minutowych filmach, historiach opowiadających o historii, mowa jest o śmierci. Śmierci Napoleona, Marii Stuart, Robespierre'a. Medium, które wynalezione zostało po to, aby utrwalać życie – pokazywało śmierć. Bardzo dużo czytałam wtedy o kinie niemym i natknęłam się podczas tych lektur na postać, która wydała mi się duchowo bardzo bliska. Mam tu na myśli Georgesa Mélièsa. Wtedy przyszła mi do głowy historia z nim właśnie w roli głównej. Podróż na księżyc to sztuka, która miała kilka wersji. Pierwszą napisałam w 2005 roku. Ten tekst wiele lat leżakował i przeszedł wiele metamorfoz. Kiedy zabrałam się za niego już z myślą o konkursie, bardzo mocno go przepracowałam. Od kilku lat jestem słuchaczką radia i mam dużo większą świadomość tego medium niż kiedyś. Zrozumiałam, że dwóch panów, którzy rozmawiają ze sobą w małym sklepiku, to za mało. Wszystko, co dało się tu ożywić za pomocą dźwięków, retrospekcji, nabrało nowego życia. Pojawiła się też w sztuce postać słuchacza, który dzwoni do radia. To wszystko sprawiło, że tekst sztuki stał się bardziej nośny.
   
Słuchowisko o kinie niemym to pomysł bardzo interesujący, można rzec – nieco nawet przewrotny. Wprowadza Pani wyjątkowy rodzaj kina w ramy szczególnej formy teatru. Co Pani sądzi na temat związków kina i teatru, które są współcześnie chyba bardzo silne?
 
Ten związek czasami wydaje mi się niszczący. Nie mówię tu koniecznie o kinie, ale raczej o tym, co jest audiowizualne w teatrze. Sadzę, że czasami pod wpływem kina właśnie zaciera się tożsamość teatru. Dlatego z dużym niepokojem zdarza mi się to obserwować. W drugą stronę rzadziej odczuwam ten niepokój. Kino czerpiące z przestrzeni teatralnej, jak filmy von Triera czy ostatnio Polańskiego, tworzy z teatrem udany „związek”. Warto też przy okazji powiedzieć o bohaterach filmowych, którzy stali się bohaterami teatralnymi. W ostatnich latach takich spektakli mieliśmy sporo i były one zazwyczaj ciekawe. Poza tym twórcy teatralni bardzo często sięgają po język kina, ponieważ chcą być rozumiani, zwłaszcza przez młodego odbiorcę. Ale nie demonizowałabym kina. Nie jest to medium, które całkowicie zawładnęło naszą wyobraźnią. Tak, można widzieć kino jako swego rodzaju dyktatora wyobraźni, ale to jednak dyktator, który często ma kształt kolosa na glinianych nogach.

Czy praca nad tekstem słuchowiska różni się od pracy nad dramatem, który ma być wystawiany na scenie?

Pierwszą wersję Podróży na księżyc pisałam, wyobrażając ją sobie jako sztukę, która zostanie wystawiona w teatrze lalkowym. Dlatego później musiałam poddać ją zmianom. Praca nad tekstem dramatycznym zawsze polega na grze wyobraźni. Nie ma tu czegoś w rodzaju uświadomionego warsztatu. Próbuję przeprowadzać aktorów przez kolejne sceny czy przez kolejne dialogi, próbuję słuchać ich głosu. Stwarzam tempo dramatu. W przypadku słuchowiska ta praca wyobraźni to przede wszystkim praca „wyobraźniowego ucha”. Jak powiedziałam – uważam, że mam teraz dużo większą świadomość radia, dlatego pisząc, wyobrażałam sobie, ile monologu jest w stanie wytrzymać słuchacz bez oderwania się, bez wyjścia do kuchni i zrobienia sobie kawy. Myślę, że to kwestia pewnej intuicji.
 
Słuchowisko to forma, która obecnie funkcjonuje na marginesie przestrzeni teatralnej. Dlaczego?

Słuchowisko nie budzi zainteresowania teatrologów, to po pierwsze. A po drugie – radio w ogóle stało się dzisiaj medium niszowym. Nasz świat jest bardzo głośny, a radio, zwłaszcza słuchowisko radiowe, wymaga skupienia i wyciszenia. Godzinne rozmowy z naukowcami, artystami wymagają skupienia, wymagają ciszy, o którą dzisiaj ciężko. Dla mnie osobiście to ogromna strata. Cieszę się tym bardziej, że istnieje mniejszość, która radio traktuje jak domownika, przyjaciela.

A wizualność? Bardzo jej chyba współcześnie potrzebujemy?

To prawda, ale na własnym przykładzie wiem, że można przejść proces od wizji do dźwięku, głosu. Ja wychowałam się na telewizji, a teraz słucham radia. Choć zauważam, że najwięcej czasu zabiera jednak ekran komputera…

Andrzej Mularczyk zapytany w jednym z wywiadów o metafizykę radia i słuchowiska odpowiedział, że dla niego jest ona czymś w rodzaju „wspólnoty osobnych”.

Tak jak można mówić o metafizyce teatru w ogóle. Teatr wyobraźni, słuchowisko nie różni się celem wcale tak bardzo od teatru scenicznego. Może być chyba teatrem trochę bardziej wymagającym, właśnie ze względu na „dzianie się” w przestrzeni dźwięku. A teatr bez metafizyki jest teatrem kalekim. Moje zawodowe doświadczenia teatralne to głównie związek z teatrem dziecięcym. Ciągle mam nadzieję, że najmłodszych widzów można zarazić teatrem, że warto angażować się w ten teatr, bo pozwala on odkrywać metafizykę przed tymi, na których może mieć ona ogromny wpływ. Teatr bez metafizyki? Równie dobrze możemy pójść do supermarketu, doznania będą podobne. 

Czy Podróż na księżyc pisana była z myślą o konkretnym adresacie? Pytam, bo jednak duża część Pani dramaturgicznej twórczości skierowana jest w stronę młodszego odbiorcy.

Czy o konkretnym? Sama chciałabym zobaczyć to na scenie. Na pewno pisałam z myślą o osobach z pewnym, na pewno bliskim mi, typem wrażliwości w odbiorze, nie tylko zresztą sztuki. Mam tu na myśli widzów, słuchaczy, których nie odrzuci pierwiastek cudowności zawarty w mojej sztuce. Poza tym pisząc,  starałam się, aby nie był to tekst „na dwa sezony”. Nie wiem jeszcze, kiedy powstanie słuchowisko na podstawie mojej sztuki ani kto je wyreżyseruje. A jestem bardzo ciekawa, jaki kształt zyska Podróż na księżyc.    

8-1-2014

Monika Milewska – eseistka, poetka, bajkopisarka, dramaturg, tłumaczka. Laureatka ponad dwudziestu konkursów poetyckich i dramaturgicznych. Jest autorką książek: Ocet i łzy. Terror Wielkiej Rewolucji Francuskiej jako doświadczenie traumatyczne (2002) oraz Bogowie u władzy. Od Aleksandra Wielkiego do Kim Dzong Ila. Antropologiczne studium mitów boskiego władcy (2012). W 2013 roku Podróż na księżyc otrzymała II nagrodę w zamkniętym konkursie na słuchowisko zorganizowanym przez Program II Polskiego Radia i Stowarzyszenie Autorów ZAIKS.

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę: