AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Teatr musi wyjść z sieci

 

Magda Piekarska: Co robi reżyserka w czasie pandemii?

Marta Miłoszewska: Mam to szczęście, że moja sytuacja zawodowa jest na tyle stabilna, że mogę się zająć działaniami społecznymi. Dlatego wraz z koleżankami i kolegami zintensyfikowaliśmy nasze działania w Gildii Polskich Reżyserek i Reżyserów Teatralnych. Ale odpowiedź na pani pytanie nie jest tak oczywista, bo w większości ludzi z naszej branży obecna sytuacja budzi przerażenie.

Czego dotyczy ten lęk?

Tego, co już się stało, i mocno niepewnych perspektyw na przyszłość. Kultura, a w jej ramach teatr, została wyłączona w ramach obostrzeń jako pierwszy element życia społecznego, a w przypadku naszej dziedziny zostanie włączona jako ostatnia. Liczna grupa reżyserek i reżyserów była na początku marca w trakcie prób do spektakli, wielu zamknięcie teatrów zaskoczyło na moment przed premierą. Teatr został zatrzymany w biegu. Dziś nikt nie wie, kiedy wrócimy do pracy i na jakich warunkach. Pojawia się niepokój o wynagrodzenia, których wypłaty też w wielu przypadkach zostały wstrzymane. Lęk o to, jak i za co się będzie żyło. No i jest jeszcze grupa naszych najmłodszych koleżanek i kolegów po fachu, studentek i studentów, którzy znaleźli się w niebywale trudnej sytuacji, ponieważ dziś nie wiedzą, kiedy i jak wejdą do zawodu. Mieli w planach debiuty, asystentury, pierwsze prace w teatrze, teraz stracili pewność tych perspektyw.

Mam wrażenie, że dziś wszyscy wróżymy z fusów, nie wiedząc, kiedy nastąpi powrót. W prognozach te perspektywy są bardzo różne – od kilku tygodni, przez kilka miesięcy, po lata nawet.

Jasne, nie wiemy nic. Teatry i kina zostały razem z salonami masażu i solariami włączone do czwartego etapu odmrażania gospodarki, co stało się tematem dość ponurych żartów. Natomiast ciekawym punktem odniesienia jest informacja z Czech – tam teatry ruszą 11 maja, z zastrzeżeniem, że na widowni nie może się znaleźć więcej niż sto osób. Nie oceniam tego rozwiązania, nie wiem, czy jest dobre, czy złe i na ile jest bezpieczne – czas to pokaże.

Jako Gildia jesteśmy w trakcie pracy nad rekomendacjami dla instytucji kultury, będziemy je dopracowywać w najbliższych dniach, dlatego dziś niewiele na ich temat mogę powiedzieć. Wiem, że trwają prace w Instytucie Teatralnym i w Instytucie Muzyki i Tańca, równolegle trwają prace nad rekomendacjami dla Ministerstwa Rozwoju. Natomiast jedną kwestią będą nasze rekomendacje, a odrębną to, co instytucje będą mogły zrobić. Dlatego opracowujemy dziś różne formaty i formuły, które pozwalałyby teatrom wdrożyć część działań jeszcze na wcześniejszych etapach odmrażania, już nie w sieci, którą jesteśmy wszyscy zmęczeni, ale w przestrzeni analogowej.
 
Ogromnym problemem sal teatralnych jest technika – w większości system wentylacji jest oparty na klimatyzacji, która powoduje zagrożenie epidemiczne. Ale zaletą instytucji jest dobra organizacja widowni, wyobrażam sobie, że da się ludzi posadzić co drugi rząd, co trzecie miejsce. Jeśli czynne są galerie handlowe, do których nawet przy ograniczeniu liczby klientów do jednej osoby na piętnaście metrów kwadratowych, wchodzą tych osób tysiące, to poradzimy sobie z teatrem.

Ciekawą rzecz powiedział w wywiadzie dla TVN24 Mikołaj Ziółkowski, szef artystyczny Open’era, nazywając całą branżę kreatywną przemysłem ciężkim kultury wolnego czasu. Bo z jednej strony rozumiemy, że rozruszanie gospodarki jest kwestią kluczową, że rząd marzy o tym, żeby ruszyła konsumpcja, ale trzeba też zdawać sobie sprawę, że ona nie ruszy, dopóki ludzie będą się bali. I że nową bluzkę czy sukienkę kupuje się, idąc do teatru, natomiast nie kupimy ich po to, żeby wyjść do warzywniaka. To kultura generuje działalność innych branż, jest kołem zamachowym dla konsumpcji. Musimy to wreszcie zrozumieć i uświadomić decydentom, że my, pracownicy kultury, jesteśmy poważnymi zawodnikami, a nie chłopcami do bicia. Jeśli nie przebijemy się z tą narracją, sposób postrzegania naszej branży się nie zmieni.

Wielu dyrektorów ma obawy, czy widz, przestraszony epidemią, wróci.

Jasne, my też się tego boimy, tym bardziej, że kiedy odmrożono Wuhan, ludzie nie wracali tam zbyt chętnie do kin. Ale z drugiej strony mamy badania, których wyniki pokazują, że w czołówce tego, czego nam najbardziej brakuje podczas pandemii, znajdują się salony fryzjerskie i imprezy kulturalne. Podczas izolacji spędzamy całe godziny przed ekranami komputerów, na messengerach, Skype i innych komunikatorach, i jesteśmy tym zmęczeni. Lockdown pokazał nam wszystkim, jak ważne jest przeżycie wspólnotowe. Kiedy zabrano nam dostęp do życia kulturalnego, nagle okazało się niezwykle potrzebne, o czym świadczą szybujące wyniki księgarni internetowych. Jednak potrzebujemy fikcji do życia, żeby poukładać się za jej pośrednictwem z samymi sobą, z własnym strachem. Kultura jest ważna, dlatego musimy o niej myśleć na każdym etapie powrotu do normalności. Nie tylko o artystach, o wszystkich pracownikach kultury. Jeśli oni przetrwają, kultura też przetrwa.

Głośnym echem w mediach odbiło się ostatnio wystąpienie Marcina Januszkiewicza, aktora i wokalisty, który żeby zarobić na chleb podczas pandemii, został kurierem. Jego opowieść spotkała się z sympatią i współczuciem, moim również – na płaszczyźnie czysto ludzkiej. Jednocześnie uważam, że na płaszczyźnie systemowej jego relacja kryła w sobie szkodliwy przekaz – oto wcześniej wykonywałem taką śmieszną, nieważną pracę, a teraz idę do prawdziwej. To ja zapytam: co robi większość z nas wieczorami, kiedy jesteśmy zamknięci w domach? Czy rekordowe przychody platform streamingowych i rosnąca sprzedaż książek nie są dowodem, że nasza, artystów, praca nie jest wcale tak nieważna? Owszem, nie jesteśmy na wojnie, nie spadają nam bomby na głowy, i tak, najważniejsze są pielęgniarki i lekarze, ale w jakiej kondycji przetrwalibyśmy ten czas bez kultury?

Przenoszenie jej do sieci bardziej pomaga czy szkodzi?

Początkowo wszyscy się na tę sieć rzucili, niespecjalnie się nad tym zastanawiając, co było zresztą podgrzewane przez ogłoszenie pierwszych programów Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, nastawionych na szybką produkcję i publikację treści w Internecie, do listopada tego roku. To w efekcie oznacza masową nadprodukcję treści kiepskiej jakości. Argumentujemy, że to nie ma sensu – odbiorcę przyzwyczai, że kultura jest za darmo, w dodatku nienajlepszej jakości. Bo nie jesteśmy przygotowani na to wyzwanie. Sprawdziłam liczbę subskrypcji Teatru Narodowego na YouTube – jest ich trzysta, podczas gdy brytyjski National Theatre ma ich ponad pół miliona, co pokazuje skalę naszego myślenia o cyfrowości i teatrze dostępnym online. Oczywiście wszyscy bardzo się staramy, aktorzy czytają rozmaite wiersze i zbierają po kilkaset odsłon. Tymczasem jednak w wyżej wymienionym National Theatre Frankenstein ma milion odsłon, przy czym jest to profesjonalna realizacja, do której wykorzystano ujęcia z różnych perspektyw, mnóstwa kamer, wysięgników. W Polsce tak dobrze zrealizowane zapisy spektakli teatralnych można na palcach policzyć, i nic dziwnego, bo taka produkcja kosztuje ogromne pieniądze, nie jesteśmy przygotowani na podobne wydatki. To, że nie mamy takich budżetów, nie oznacza jednak, że możemy sobie pozwolić na zaniedbanie poziomu.

Przy tych zastrzeżeniach, rosnąca dostępność kultury w sieci ma oczywiście swoje plusy, wśród nich i taki, że spektakl online może zobaczyć rolniczka spod Rzeszowa, której na co dzień z teatrem nie po drodze. To jest pokłosie pandemii, które z nami pozostanie, sprawiając, że dla ludzi spoza dużych ośrodków miejskich kultura stanie się bardziej dostępna. Jako Gildia apelujemy jednak o zdrowe proporcje – zwiększenie puli stypendiów socjalnych, przesunięcie części środków na kulturę w sieci na stypendia rozwojowe. O to, żeby spojrzeć na kulturę dalej niż w perspektywie kilku miesięcy, dając szanse na rozwój scenariuszy, książek, spektakli, inwestując w przyszłość pracowników tego sektora.

Mam wrażenie, że ministerialny program „Kultura w sieci” odzwierciedla sposób myślenia o artystach. Jakoś fryzjerce czy kosmetyczce nikt nie każe robić szkoleń w Internecie, żeby mogła dostać postojowe. A artysta musi udowadniać, że pracuje, choćby online, żeby mógł uzyskać wsparcie.

No tak, przedsiębiorcom nikt nie kazał stawać do konkursów piękności. Dostali wsparcie, bo nie mogli pracować. A nas do tego zmuszono, do tego konkursu. Nie rozumiem tego.

Czy pandemia sprawiła, że bolączki dotykające na co dzień artystów, w dużej liczbie freelancerów, stały się bardziej jaskrawe?

Tak, przy czym są to problemy, o których krzyczeliśmy przez lata. Walka o ustawę o uprawnieniach artysty zawodowego trwa przecież od lat, jednak dopiero teraz ma trafić na przyspieszoną ścieżkę legislacyjną. Jeśli uda się tę kwestię sfinalizować, będzie można wreszcie uregulować kwestię ubezpieczeń socjalnych dla twórców. Co więcej, da się opracować systemy dotyczące struktury zatrudnienia, podpisywanych umów.

Ale pandemia obnażyła też brak edukacji kulturalnej, co ma swoje potwierdzenie w badaniach – okazuje się, że do wybuchu epidemii w kulturze uczestniczyło znacznie więcej seniorów niż młodych widzów, co sprawiało, że dla tej drugiej grupy było stosunkowo niewiele propozycji. Jestem przekonana, że po odmrożeniu teatrów zmieni się struktura widowni. Mój siedemdziesięcioletni tata pewnie jeszcze długo nie wróci do teatru, bo będzie to dla niego zbyt niebezpieczne. Natomiast mojego dziewięcioletniego syna chętnie zabiorę na spektakl. Może się okazać, że oferta dla dzieci, dla młodych widzów, stanie się być albo nie być dla wielu polskich scen i w efekcie Teatr Lalka w Warszawie znajdzie się w lepszej sytuacji niż Teatr Polski. Wydaje mi się, że kulturę trzeba będzie wymyślić na nowo. I to wyzwanie może dla nas oznaczać wielką szansę.

Jaki będzie ten teatr po pandemii?

Jestem przekonana, że wzrośnie w nim rola edukacji. Ale chciałabym też, żeby zmieniła się sytuacja pracowników teatrów, którzy są dziś w dramatycznej sytuacji. Nie objęła ich ani pierwsza, ani druga tarcza, co pokazuje, że w ogromnej liczbie to pracownicy prekarni, pozostający na umowach śmieciowych, na tym rodzaju umów o dzieło, które z perspektywy rządowych programów pomocy są kompletnie niewidoczne, bo rzadkie i nieregularne. Teraz dostaliśmy obietnicę, że zapisy kolejnej tarczy mają zostać tak dostosowane do ich sytuacji, że będą mogli skorzystać z systemowej pomocy. Tymczasem jednak postojowe obejmuje bardzo konkretny rodzaj umów, rodzaj zatrudnienia, regularność wypłat, które nie powinny przekraczać konkretnej wysokości. Umowy wielu twórców opiewają czasem na kwoty większe od średniej krajowej, które mogą wydawać się wysokie – ale tylko jeśli zapomni się, że to nie jest comiesięczny zarobek, a wynagrodzenie, za które trzeba przeżyć wiele miesięcy. I po podzieleniu tych sum przez liczbę miesięcy, nierzadko dostajemy kwotę niższą od najniższej pensji krajowej. Tymczasem teraz pracownikom kultury – w tym reżyserom – zawaliły się plany na rok, półtora. I na przykład honorarium w wysokości 16 tysięcy, jakie dostali w lutym, musi wystarczyć na kolejnych dziesięć miesięcy, może rok życia. A na postojowe nie mają szans – obejmuje tylko umowy do 15 tysięcy.

Jest jakieś światełko w tunelu?

Ogromnym plusem jest to, że zaczyna się nas dostrzegać. Jeśli zostanie uchwalona ustawa o uprawnieniach artystów zawodowych, z ludzi niewidocznych w systemie, staniemy się widoczni, zyskamy elementarne bezpieczeństwo socjalne. Na razie staram się o tym mówić ostrożnie, nie wiem, jaka wersja zostanie ostatecznie uchwalona, zaproponowane przez nas rozwiązania będą przecież podlegać legislacyjnym zmianom. W trzeciej tarczy pojawi się podatek od platform streamingowych, z którego środki trafią na produkcję filmową –  świetnie, chociaż wolałabym, żeby platformy płaciły twórcom tantiemy. Podczas pandemii Polska złożyła wniosek do Unii Europejskiej o zerową stawkę VAT dla książek papierowych, o co branża wydawnicza nie mogła się doprosić przez lata. Wiele problemów zdiagnozowano. Kłopot w tym, że znaleźliśmy się w sytuacji, w której szybko i łatwo formułuje się błyskotliwe diagnozy, a tak naprawdę musimy mierzyć się z tym, że nie wiemy nic. Może teatry będą puste przez cały nadchodzący rok. A może znajdą sposób na lato i ludzie rzucą się na to wspólnotowe doświadczenie. Zobaczymy. Nadzieję daje to, że chyba nigdy w dziejach świata żadne badania naukowe nie miały tak nieograniczonego budżetu, jak te dotyczące szczepionki na koronawirusa. Ponieważ epidemia dotknęła najbogatsze kraje świata, może okazać się, że na efekty tych badań nie będziemy długo czekać.

Na czym polegają działania Gildii podczas pandemii?

Zintensyfikowaliśmy nasze prace na wszelkich frontach, po miesiącu dobijania się do Ministerstwa Kultury nasz głos został usłyszany, powołano zespół antykryzysowy, w którego skład weszliśmy. Przed długim weekendem odbyło się merytoryczne spotkanie, w którym liczniejsza była reprezentacja twórców i organizacji zawodowych, niż tych reprezentujących instytucje – co zapewne wpłynęło na zakres dyskutowanych zagadnień. Ponieważ sytuację artystów związanych z teatrem mamy dość dobrze zdiagnozowaną, może po naszych rekomendacjach uda się sensowniej wydać te środki. Staramy się nawiązać kontakty z samorządami, rozmawiamy ze Społeczną Radą Kultury przy prezydencie Warszawy, pracujemy nad rozwiązaniami, które chcemy zaprezentować. Gdyby udało się je wypracować w Warszawie, może udałoby się je wdrożyć także w innych miastach. Rozmawiamy z Instytutem Teatralnym, z Instytutem Adama Mickiewicza, z uczelniami teatralnymi i studentami reżyserii i dramaturgii. Zwracamy wciąż uwagę na dramatyczną sytuację studentów szkół artystycznych – wielu z nich skończyło już 26 lat, przez co nie mogą korzystać z rozwiązań socjalnych dostępnych na uczelni, a jednocześnie nie mogą korzystać z programu „Kultura w sieci”. Po naszej interwencji dostaliśmy obietnicę, że ten wykluczający ich zapis zostanie usunięty z regulaminu następnych programów. Postaramy się zbudować platformę porozumienia między studentami a dyrektorami teatrów, żeby studenci w momencie, kiedy nie mogą pracować, mieli przynajmniej możliwość przedstawienia się, nawiązania znajomości, wejścia w środowisko, żeby te roczniki, które za chwilę opuszczą szkołę, nie wpadły w czarną dziurę, a ludzie, w których edukację państwo zainwestowało, mieli szansę wejścia w zawód. Przy okazji okazało się, że studenci mogą korzystać z ministerialnych zapomóg socjalnych, o czym nie wiedzieli. Dostaliśmy też zapewnienie z ministerstwa, że o te zapomogi można starać się wielokrotnie, nawet co miesiąc. Staramy się też o udrożnienie systemu wypłat, bo z naszych informacji wynika, że choć część starających się je dostała, inni nie wiedzą nawet, czy ich wnioski zostały przyjęte, czy odrzucone.

A jakie są pani plany na drugą część roku?

Moja sytuacja jest o tyle stabilna, że pracuję również na uczelni. Moje zajęcia ze studentami nie zostały przerwane, seminarium reżyserskie zdążyliśmy skończyć w lutym, teraz końca dobiegają zajęcia teoretyczne. Zdaję sobie sprawę, że każde stałe zatrudnienie w branży kultury jest niewyobrażalnym luksusem. Miałam też oczywiście plany zawodowe związane z reżyserią spektakli, tu wszystko stanęło pod dużym znakiem zapytania. Zobaczymy.

Część prób wciąż trwa – Teatr Modrzejewskiej w Legnicy szykuje się do premiery online Dekameronu, Anna Ilczuk w warszawskim Powszechnym zaczęła pracę nad Ronją, córką zbójnika. Da się próbować w czasie pandemii?

Jeśli można pracować w korporacji, na poczcie, w urzędzie miasta, jakiś rodzaj bezpiecznej pracy w teatrze powinien być możliwy, tym bardziej że jest bardzo ważny. To rodzaj zabezpieczenia dobra kulturalnego, żeby się nie rozsypało, żeby można było przedstawienie w jakimś kształcie zamknąć. Próby stolikowe, merytoryczne, prowadzenie researchu, rozmaitego rodzaju przygotowań – to wszystko można robić w miarę bezpiecznie, w formie zdalnej. Ważne, żeby nie przestawać, bo gotowość do uprawiania sztuki to taki mięsień, którego nie można zaniedbać, jeśli myślimy o powrocie do teatru.

06-05-2020

Marta Miłoszowska – reżyserka teatralna, wykładowczyni warszawskiej Akademii Teatralnej, działaczka społeczna. Współzałożycielka Grupy Artystycznej Teraz Poliż, członkini-założycielka oraz sekretarz Gildii Polskich Reżyserek i Reżyserów Teatralnych oraz współzałożycielka ruchu Kultura Niepodległa.

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę:
komentarze (1)
  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2020-07-06   20:36:16
    Cytuj

    przyrównanie imprez kulturalnych do fryzjerstwa oddaje jakąś prawdę o współczesnym teatrze... Żenujące w tym wszystkim jest to, że lewicowa aktywistka (na etacie) nawet się nie zająknie o potrzebie reformy, nie myśli o widowni, tylko, by było tak, jak było. Nie będzie!