AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Budowniczy Solness

Nigdy nie widziałem na scenie Solnessa. Nie czytałem go również. Zdarzają się takie luki w znajomości dzieł pisarza, którego się nawet czci bardzo i poważa. Autor Dzikiej kaczki  i Wroga ludu miał i ma wielki wpływ na literaturę dramatyczną. Bernard Shaw nie waha się przyznać, jak wiele mu zawdzięcza. Niewątpliwie epoka najsilniejszych wpływów minęła – ale stosunek nasz do Ibsena jako artysty nie uległ zmianie. Odpadły pewne aktualności, dziś niezrozumiałe lub niewzruszające, lecz płomienny impet i głębia zadumy nad słabością ludzką balsamuje dzieła Ibsena i chroni przed straszną trumną czasu – obojętnością. Budowniczy Solness wzrusza nas i dzisiaj.

Mnie osobiście przeszkodą w odczuwaniu starzejącego się budowniczego był jego fach i pamięć o epoce, w której budował. Nie mogłem oprzeć się wizji pokracznych secesyjnych dziwolągów z wieżyczkami i chorągiewkami, które stawiano w tej epoce i które do dziś dnia zaśmiecają niejedno miasto. Budowanie domu mieszkalnego z wysoką wieżą i małym balkonikiem nie wydało mi się czymś porywającym.

Trudno również pogodzić się z symbolizmem i głębią nadawaną różnym mieszczańskim konfliktom. Architekt, który nie może wejść na szczyt wieży, bo ma zawroty głowy – to wcale jeszcze nie starzec, który powinien ustąpić młodości, bo ten wyczyn sportowy nie stoi w żadnym stosunku do jego możliwości twórczych. Ibsen związał się tu nieopatrznie z wysokościami, które dziś wydają się nam dość mizerne, co gorsza, utożsamił zdrowie fizyczne z twórczością. Oczywiście, zarzuty te nie sięgają symbolicznej strony sztuki, ale okazują  tylko niezręczność symbolów.

Nieskruszoną bryłą artyzmu jest natomiast tragedia starości i przemoc młodego impetu. Tu najpiękniejszy wydaje mi się smutek niemocy i natarczywość wymagań, żądza wielkości, wchodząca do domu i duszy Solnessa wraz z Hildą. Solness daje się porwać entuzjazmowi młodości, która za broń swą wybrała miłość. Młodość, której nie posiada, gubi Solnessa, ale to nie jest tragedia ogólnoludzka – to dramat poszczególnego wypadku.

Tragedią starości u twórcy częściej jest chyba niechęć do wysiłku niż niemożność zdobycia się na ten wysiłek. Choć i tu życie zbyt wiele pokazuje nam wyjątków. Mam na myśli twórców, których dojrzała świadomość rodzi wojowniczy i zwycięski optymizm.

Podobnie moment zmagania się zazdrosnej starości z twórczą zawiścią młodego konkurenta nie jest w Solnessie pokazany z dostateczną prawdą. Świat przeżywa dziś raczej epokę poszukiwań i sensacji, czegoś nowego. Zwłaszcza dzieje się to w sztuce, gdzie dochodzą do głosu bardzo łatwo i bez specjalnego sprzeciwu wszelkie miernoty i ekstrawagancje, mające za jedyną legitymację niekłamaną „młodość”.

Przedstawienie Budowniczego Solnessa było, jak zwykle w Teatrze Narodowym, słabe. Przestaliśmy już oczekiwać niespodzianek. Wszystko jedno, czy Gromnicka gra Hildę, czy Brydziński. Brak twórczego reżysera jest przyczyną zupełnej przypadkowości i nieodpowiedzialności tej sceny.

 

Antoni Słonimski, Teatr Narodowy: Budowniczy Solness, sztuka w 3 aktach Henrika Ibsena; reżyseria Aleksandra Zelwerowicza; dekoracje Antoniego Aleksandrowicza, [w:] A. Słonimski, Gwałt na Melpomenie, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1982, s.122-123.

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: