AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Ołtarz ze słów

Dziady, reż. Eimuntas Nekrošius, Teatr Narodowy w Warszawie
Doktor nauk humanistycznych. Wykładowca Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina. Absolwentka Wydziału Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie i Wydziału Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała w "Teatrze", którego była redaktorem, a także w "Dialogu" i "Więzi". Pracowała również jako sekretarz redakcji w wydawnictwie Świat Książki.
A A A
Fot. Krzysztof Bieliński  

Konstelacje przedmiotów

Lubię początki przedstawień Eimuntasa Nekrošiusa. Często pierwsza scena, będąca czymś na kształt prostego szkicu kreślącego najważniejsze motywy, może stanowić klucz do zrozumienia spektaklu, choć wpisane w nią sensy ujawniają się stopniowo i nie od razu są czytelne. Trzeba bacznie śledzić i obserwować, jak gesty, obrazy, rekwizyty włożone w coraz to inny kontekst odsłaniają nowe pokłady znaczeń. Leszek Kolankiewicz twierdzi, że Nekrošius rozumie świat przez rzeczy, przez to, co materialne. „Przedmioty zostały tak wybrane, wyizolowane, wypreparowane, że sugerują namacalność, dosłowność świata widzialnego, a jednocześnie odsyłają nas do najdalszych zakątków kosmosu, gdzie odbija się echem ludzki dramat egzystencji”. To prawda, litewski wizjoner odkleja rzeczy od najprostszych znaczeń i przenosi je w rejony, gdzie porzucają swą materialność, żeby układać się w zaskakujące konstelacje tworzące skomplikowaną hermeneutyczną szaradę.

Dziady w Teatrze Narodowy rozpoczyna Dziewczyna (Wiktoria Gorodeckaja). Wepchnięta na scenę, zdecydowanych ruchem ręki tnie powietrze. Na scenie znajduje się krzesło, na nim książka. Ich obecność jest bardzo ważna. Obok krzesła stoi, a właściwie góruje nad aktorką łodyga z nasionami maku, rozmiarami przypominająca drzewo. Na razie nie potrafimy rozszyfrować konfiguracji umieszczonych na scenie przedmiotów, nie rozumiemy też wykonywanego przez aktorkę kilkakrotnie gestu. Jego sens wyjaśni się dopiero w Części III. Wtedy Gorodeckaja kreśli figurę precyzyjniej i opatruje ją komentarzem: „A – litera”. Zatem idzie o znak inicjujący alfabet, ale być może także o symbol, od którego wszystko się zaczyna. Z liter powstaje słowo, będące narzędziem poety kreującego literacki świat, ale także to zapisane wielką literą, dające początek dziełu stworzenia. Tak więc już pierwsza scena, ujęta w kontekst następujących po niej sekwencji, odsłania, jak się zdaje, jeden z najbardziej fascynujących reżysera motywów Dziadów. Nekrošiusa wyraźnie interesuje dokonujący się podczas wygłaszania Improwizacji akt twórczej pychy, który pozwala Konradowi postawić znak równości między bogiem i artystą, między projektem kreacji świata a poezją rodzącą się z niczego. Reżyser wykracza jednak poza spostrzeżenia Mickiewicza. Bluźniercze wyznanie bohatera traktuje jako nieodwracalną, zgubną ingerencję w hierarchię bytów, w porządek świata. Być może dlatego na krześle-tronie boga, na którym w Improwizacji usiądzie Konrad, zajmując miejsce stwórcy, leży gruby wolumin – dowód artystycznej buty. Nekrošius lubi odwracać znaczenia, w nieoczywisty sposób prowadzić wątki, dlatego krzesło będzie pełnić inną ważną funkcję, ale do tego przyjdzie jeszcze wrócić.

Na scenie jest również wspomniana makówka – symbol snu, śmierci, ale może także natchnionych poetyckich wizji towarzyszących procesowi pisania, będących czymś irracjonalnym, nieuchwytnym, niezrozumiałym, z pogranicza jawy i snu. Wśród bytów nieożywionych i ususzonej makówki stoi kobieta – spiritus movens historii opowiedzianej w Dziadach. Ta, która zburzyła spokój poety, ale także ta, która zaingerowała w boski porządek i zniszczyła rajską harmonię.

„nad połkniętą, niewidzialną rzeką”

Uwertura wprowadza nas w niejasną, oniryczną, pozbawioną śladów życia przestrzeń, zamieszkałą przez duchy, które nie mogą zaznać spokoju. Znakomicie zaaranżowana przez Mariusa Nekrošiusa sceneria przypomina odległą, nieznajomą planetę, pokrytą kraterami. Istoty ludzkie nie mają tu wstępu. Dopóki żyjemy, w naszym doświadczeniu nie ma czegoś takiego jak śmierć, choć od narodzin jesteśmy w nią zanurzeni, choć jej perspektywa jest nieunikniona. Dlatego świat umarłych jest niepodobny do niczego, wykracza poza nasze przyzwyczajenia i wyobrażenia. Co jakiś czas słychać nurt przepływającej przez krainę umarłych rzeki, nasuwającej skojarzenia z niewidzialnym Styksem. W tych pozaziemskich rejonach odbywa się coś na kształt apokaliptycznego sądu nad duszami. Przewodzi mu Guślarz (świetna rola Marcina Przybylskiego), który sprawia wrażenie, jakby był obdarzony tajemną wiedzą i znał scenariusz powtarzającego się od wieków widowiska.

Przewrotne zmartwychwstanie

Pojawiający się podczas nocy dziadów Gustaw (Grzegorz Małecki) przywodzi na myśl sylwetkę Adama Mickiewicza ujętą w formistyczny pomnik autorstwa Zbigniewa Pronaszki. Jego drewniany, budzący wiele kontrowersji projekt został wzniesiony w okresie międzywojnia w Wilnie. Kiedy Gustaw pierwszy raz wchodzi na scenę w długim czarnym płaszczu, kroczy ciężko niczym Molierowski „kamienny gość”, który ruszył z posad. Nie bez powodu w Części III słychać arię Komandora z opery Don Giovanni Mozarta. Uwagę przykuwają dłonie Gustawa, rozwarte w nienaturalnym geście, jakby udało mu się otworzyć wyrzeźbione w drewnie, sztywne, zaciśnięte pięści. Zdaje się, że Guślarz przez przypadek odczarował życie zaklęte w posągu. W tle widnieją puste kontury wileńskiego pomnika niczym apokryficzny znak pokonania śmierci, piekielna czeluść, brama rozwarta między światem żywych i umarłych.   

Przemiana Gustawa dokonuje się poprzez słowo. Powraca początek spektaklu. Anioły (Paulina Korthals i Paulina Szostak) literują, potem wymawiają kwestię: „Gustavus obiit… Hic natus est Conradus…”. Zatem słowo wypowiedziane, a nie jedynie zapisane w ciszy na murze więziennej celi ma moc przekształcania świata. Konrad odrzuca dawną tożsamość. Pozbywa się długiego, przyciągającego go do ziemi płaszcza, uwalnia się od kanciastych, drewnianych ruchów i nienaturalnych gestów, jakby uniezależniał się od autora i wyzwalał z krępującej go formy. Staje przed widzami ubrany na czarno jak buntownik kontestujący zastany porządek. Aktor odziera tekst z poetyckiego uniesienia i egzaltacji. Recytuje go jak racjonalista rzucający wyzwanie stwórcy. Nekrošius świetnie ustawia rolę Małeckiego.

W tle przesuwa się drewniana rzeźba Mickiewicza z projektu Pronaszki, uosabiająca zarazem okrutnego demiurga, który panuje nad światem, pogańskiego, drewnianego świątka, ale także socrealistyczny pomnik bohatera lub ideologa. Nekrošius znakomicie równoważy romantyczny patos, ale w tym zdawałoby się groteskowym epizodzie kryje się coś znacznie więcej. Na scenie ponownie stoi krzesło, symbol zdetronizowanego przez Konrada boga. Bohater nakryje je białym obrusem wielkości chustki i położy na nim głowę jak skazaniec. W tym momencie drewniany przedmiot staje się ołtarzem, na którym poeta, wykreowany i namaszczony przez autora na nowego zbawiciela, składa w ofierze swoją duszę.

Na scenie gromadzą się biesy. Przewodzi im Szatan (ponownie Marcin Przybylski), który wcześniej wcielił się w postać Guślarza, a może protagonista, odprawiający w Części II zakazany przez Kościół „pełen guślarstwa obrzęd świętokradzki”. Od samego początku jest wysłannikiem piekła. Teraz czeka cierpliwie w towarzystwie innych diabłów-wydawców, aż dusza wywlecze się z ciała Konrada. Piekielna ferajna z egzemplarzy Dziadów zbuduje poecie grobowiec, będący widomym znakiem jego aktu sprzeniewierzenia się bogu.   

Epizod ten odsyła nas do Hamleta Nekrošiusa. Tam Duch, przypominający dzikiego, zwierzęcego demiurga albo starotestamentowego Boga, posyłał swego syna Hamleta, żeby pomścił śmierć ojca i odkupił skute lodem, przeniknięte grobowym zimnem królestwo Elsynoru. W Dziadach motyw ten znajduje lustrzane odbicie. Zdaniem Leszka Kołakowskiego „ofiara jest sensowna, kiedy wypełnia próżnię, którą zły czyn rozwarł w całości Bytu”. Jednak na ołtarzu literatury duszę składa bluźnierca, który dał się zwieść absurdalnym, niebezpiecznym ideom, więc jego ofiara nie wypełnia pustki, staje się niepotrzebna i bezcelowa. Tak jak Nekrošius wątpi w sens ofiary Mickiewiczowskiego bohatera, podobnie podważa znaczenie profetycznego Widzenia Księdza Piotra (bardzo dobra rola Mateusza Rusina), nadając egzorcyście Konrada niespodziewaną, zaskakującą postać.

Heretyckie, grzeszne wyznanie Konrada otwiera przestrzeń dla Szatana. Karykaturalny, przerysowany Senator (Arkadiusz Janiczek) dopełnia korowód diabłów. Dlatego to Szatan na wszystkim odciśnie swe piekielne piętno. W pierwszej kolejności ostempluje egzemplarz Dziadów, potem przypieczętuje scenę, boczną kulisę i drzwi prowadzące do foyer. W ten sposób Nekrošius, który być może przeczuwa, że za bardzo zaufał swej wyobraźni i artystycznej wizji, również sam siebie czyni zakładnikiem diabła.

Finał należy do Szatana stojącego jak niewzruszony posąg. Ten obraz zapowiada nowy porządek. Zaczęła się jego era. Trwa na tle świerku, z którego być może wystrugano różnokolorowe ołówki, będące diabelskim narzędziem włożonym w ręce poety. Szatan wcześniej przyprawi omdlałemu Konradowi rogi z czerwonych ołówków. Stają się one także krwawymi cierniami, symbolem jego cierpienia. 

Między mitem Don Juana i Fausta

O Dziadach Nekrošiusa nie sposób myśleć przy pomocy kategorii, do których przywykliśmy, nie da się też zastosować żadnej z istniejących interpretacji. Reżyser pozbawia tekst Mickiewicza kontekstu romantycznego, zdejmuje z niego piętno dramatu narodowego, który dotychczas wydawał się zrozumiały tylko dla nas samych, i znajduje w nim tematy dotykające kwestii ostatecznych. Nekrošius nie ustawia Mickiewiczowskiego Konrada w rzędzie z innymi bohaterami romantycznymi, ale wskazuje na jego pokrewieństwo z Faustem i Don Juanem. Pierwszy z nich sprzedaje duszę za cenę szczęścia. Drugi rzuca wyzwanie bogu, siłuje się z nim i mierzy, skazując się na wieczne potępienie. Można by pewnie sięgać dalej i rozszerzać krąg literackich skojarzeń. 

Dziady Nekrošiusa są dziełem wybitnym, materializacją nieokiełznanej wyobraźni litewskiego reżysera, wizją teatru pokazaną z perspektywy artysty postrzegającego rzeczywistość w nieoczywisty sposób. Niejednokrotnie będziemy do tej inscenizacji wracać, analizować poszczególne sceny, role, badać znaczenie wyjątkowych kostiumów Nadeždy Gultiajevej, o których można by napisać osobny esej. Będziemy słuchać rewelacyjnej muzyki Pawła Szymańskiego i zastanawiać się nad sensem wykorzystanych przez niego motywów. Będziemy podziwiać genialne reżyserskie pomysły, tworzące coś na kształt ogrodu o rozwidlających się ścieżkach. Możemy pójść w różnych kierunkach, ale niezależnie od tego, jaką trasę wybierzemy, każda okaże się fascynującą wyprawą w świat literatury i teatru, w głąb natury człowieka i artysty.

4-05-2016

 

Teatr Narodowy w Warszawie
Adam Mickiewicz
Dziady
reżyseria: Eimuntas Nekrošius
scenografia: Marius Nekrošius
kostiumy: Nadežda Gultiajeva
muzyka: Paweł Szymański
opracowanie tekstu: Rolandas Rastauskas
reżyseria światła: Audrius Jankauskas
obsada: Grzegorz Małecki, Marcin Przybylski, Mateusz Rusin, Wiktoria Gorodeckaja, Piotr Grabowski, Kinga Ilgner/ Danuta Stenka, Arkadiusz Janiczek, Anna Grycewicz, Joanna Gryga, Paulina Korthals, Paulina Szostak, Magdalena Warzecha, Bartłomiej Bobrowski, Karol Dziuba, Robert Jarociński, Grzegorz Kwiecień, Kacper Matula, Kamil Mrożek, Paweł Paprocki, Piotr Piksa, Adrian Zaremba, Katarzyna Dorosińska, Katarzyna Pośpiech, Szymon Nowak  
premiera: 10. 03. 2016

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę:
komentarze (3)
  • Użytkownik niezalogowany Nikt
    Nikt 2017-11-05   14:28:50
    Cytuj

    Super recenzja.

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2016-05-05   10:36:41
    Cytuj

    urządzenie samo napisało. Chodziło mi o przedstawienie "przedstawiciela" artystów teatru, poety.

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2016-05-05   10:34:19
    Cytuj

    genialna interpretacja wspaniałego przedstawiciela. Dziękuję