Coś poszło nie tak
W środę w nurcie głównym wrocławskiego Przeglądu Piosenki Aktorskiej (PPA) wydarzyło się coś dziwnego: w dwóch bardzo różnych projektach artystycznych wybitni twórcy ponieśli …klęski. Dlaczego?
Spektakl Święta Kluska Komuny Warszawa ma już cztery lata. Poza salą teatralną grywany był na plenerach w wersji koncertowej z bogatymi wizualizacjami. Do Wrocławia przyjechał wariant ubogi, czyli teatralny, bez filmów wyświetlanych w tle. Trochę szkoda, bo przedstawienie wyreżyserowała utalentowana reżyserka filmowa, wrocławianka Agnieszka Smoczyńska, absolwentka kulturoznawstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Nakręciła między innymi znakomicie przyjęte Córki dancingu (2015) i Fugę (2018).
Sukę, czyli tytułową Kluskę zagrał Piotr Trojan, świetny aktor, laureat Orła za rolę Tomasza Komendy w głośnym filmie Jana Holoubka. W roli żeńskiego korpoludka wystąpiła Małgorzata Gorol, moja ulubiona aktorka z czasów świetności Teatru Polskiego we Wrocławiu, zanim minister wstał z kolan, żeby ten teatr zaorać. W sumie świetna ekipa zebrała się w Komunie. Co poszło nie tak?
Pomysł wyjściowy był nośny. Młoda żona daje w prezencie mężowi sukę. Oboje pracują w korporacji, są więc sztuczni, wręcz plastikowi. Zwierzę mogłoby ich z powrotem uczłowieczyć. Żona jest mistrzynią dziwnych kroków i malowniczych póz. Szybko zrzuca korpo-kostium i większą część spektaklu gra w skromnym bikini. Mąż się nie rozbiera. Suka szybko przejmuje kontrolę na życiem prywatnym korpoludków. Nie zdąży ich jednak uczłowieczyć i odtresować z korpo-zachowań, bo wcześniej oboje zagryza. Na śmierć.
Przedstawienie ma formę musicalu. Po prawej stronie sceny przy długim stole z komputerami i mikrofonami siedzą muzycy. Jest ich troje. Dwóch panów i jedna pani. Grają na komputerach nawet niezłą muzykę. Śpiewają też nieźle w wielogłosach z aktorami. Mimo tych wszystkich atrakcji oglądanie spektaklu było wielce bolesnym i nużącym doświadczeniem.
Piotr Trojan w roli suki bardziej niż zwierzę przypominał praktyka BDSM. Aktor używał wprawdzie żeńskich form czasownika, ale pozostawał mężczyzną. W jednej scenie wisiał na łańcuchu, jak Pokrak w filmie Pulp Fiction. Sporo śpiewał. Ze słów pieśni wynikało, że suka jest nimfomanką, zresztą wyjątkowo wulgarną, i za nagrodę zjada własne odchody. Przeżywa także głęboką przemianę, gdy sucza bogini wyjaśnia jej, że parówki robione są z psiego mięsa. Suka uwielbia parówki. W reakcji na stres zagryza swoich opiekunów.
Teksty przez chwilę były nawet śmieszne. Szybko jednak nadmiar wulgaryzmów wzniósł nieprzemakalny mur pomiędzy widownią i artystami. Działania aktorów przestały też być zrozumiałe. Spektakl z wolna tracił sens. Na szczęście był krótki.
Wyobrażenia człowieka na temat psa, a konkretnie suki, w tym przedstawieniu co najwyżej żenowały. Seria średnich dowcipasów nie została przełożona na atrakcyjny język teatralny. Większość dziwacznych zachowań aktorów pozbawiona była artystycznych usprawiedliwień. Nie wynikała z żadnych wewnętrznych procesów. Ot, artyści rutynowo odgrywali partytury wcześniej ustalone. Suka zwykle śpiewała piosenki, stojąc nieruchomo przed mikrofonem. Nuda, proszę Państwa! Spektakl dawno Wam „umarł”, a Wy tego wciąż nie dostrzegacie…
Nocą tego samego dnia w Starym Klasztorze Wielki Pisarz wystąpił z muzykami jazzowymi. Mikołaj Trzaska dął w swoje saksofony z mocą boga tajfunów. Hubert Zemler rozwijał polirytmiczne fugi na perkusji z siłą Wulkana, boga kowali. Piotr Bukowski nie wychodził z transu i rodził ze swej gitary psychodeliczne brzmienia. W rzadkich chwilach ulgi od łoskotu Wielki Pisarz modlił się do Matki Boskiej. Krótko się modlił. Na koniec przypomniał, że pomaga ludziom w Ukrainie. Wspaniały jest ten nasz Wielki Pisarz.
Z perspektywy teatralnej całe zdarzenie było co najmniej kuriozalne. Muzycy atakowali publiczność potopem agresywnych brzmień, jakby chcieli nas utopić w tych dźwiękach i być może uleczyć z wojennych czy pandemicznych traum.
Z kolei Wielki Pisarz widzów olewał. Nigdy na publiczność nawet nie spojrzał. Czytał z kartek. Niekiedy się jąkał. Nic szczególnego nie miał zresztą do powiedzenia. Zrozumiałem, że jako chłopiec chodził do kościoła i miał przemocowego dziadka. No i że piękna bywa ziemia polska. Najpiękniejsza. Wielki Pisarz niby się modlił, ale robił to protekcjonalnie, jakby to był seans kultu jednostki, jego jednostki, nie Maryi. Większą część performansu stał bokiem. Mało się ruszał, z rzadka tylko rytmicznie dygał ręką.
Przez prawie godzinę mogliśmy podziwiać piękny profil Wielkiego Pisarza i nasycać się jego charyzmą. Nagle sobie poszedł. Nawet nie wypił kawy, którą dla niego specjalnie przygotowano w dymiącym czajniczku. Potem ze sceny zszedł Trzaska. Bukowski wciąż trwał w transie, chyba tych zejść nie zauważył. Zemler mu dzielnie towarzyszył i muzykował na bębnach. Hałasowali dziarsko. Potem Trzaska wrócił. Bukowski oprzytomniał i seans się skończył. Na koniec wrócił też Wielki Pisarz. Oznajmił, że bisów nie będzie, bo to, co wykonali, to było Dzieło pełne i skończone. Słowa poety zaiste stały się ciałem. Muzycy odłożyli instrumenty i sobie poszli. Trzaska zdążył jeszcze zareklamować płytę z nagraniem. Zresztą tych bisów nikt się raczej nie domagał.
Co więc poszło nie tak? Zabrakło pokory. Pycha pokonała artystów. Komuna Warszawa jest legendarna, bo gra tylko legendarne spektakle. Świetni aktorzy i muzycy gwarantują sukces. Kolejny zresztą. A sukces może uśpić. Artysta, który podczas spektaklu wierzy, że jest znakomity i że świetnie mu na scenie idzie, często ponosi klęskę.
Z kolei wybitni muzycy jazzowi nie mogą grać źle. Są wszak wybitni. Trzaska współtworzył kultową Miłość, brał udział w wynalezieniu jassu, pisze rewelacyjną muzykę teatralną i filmową, nagrywa świetne płyty, zgarnia prestiżowe nagrody. W środę jego głównym środkiem wyrazu były jednak przedęcia i free jazzowe lawiny dźwięków, jak w młodzieńczych czasach zespołu Łoskot.
Wielki Pisarz jest żywym pomnikiem kultury polskiej. Pewnie myśli, że wszyscy w kraju pelargonii i malwy chcieliby sobie na niego popatrzeć. Jest przecież wspaniały. Pisze dobre książki. Pomaga Ukraińcom. Ładuje się więc na scenę z zawodowymi muzykami. Nie jest jednak performerem. Pisze książki w szałasie na końcu Polski. Jego publiczne performanse sprowadzają się do udzielania wywiadów i spotkań autorskich.
Miles Davis też grywał tyłem do widowni. Ale jak grał! Ileż w tej muzyce było szacunku do dźwięku i pokory wobec sztuki. I jakie wspaniałe historie ta muzyka miała ludziom do opowiedzenia! Tego wszystkiego zabrakło w środę.
08-04-2022
42. Przegląd Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu
Komuna Warszawa: Święta Kluska
reżyseria: Agnieszka Smoczyńska
tekst: Robert Bolesto
słowa piosenek: Zuzanna Wrońska
muzyka: Zuzanna Wrońska i Marcin Macuk
scenografia: Rafał Dominik
światło: Aleksander Prowaliński
choreografia: Kaya Kołodziejczyk, Katarzyna Sikora
kostiumy: Milena Liege
charakteryzacja: Monika Kaleta
obsada: Piotr Trojan, Małgorzata Gorol, Sebastian Łach
premiera: 26.10.2018
Opla Stasiuk Trzaska
wykonanie: Andrzej Stasiuk, Mikołaj Trzaska, Piotr Bukowski, Hubert Zemler
42. Przegląd Piosenki Aktorskiej, 18-27.03.2022, Wrocław
galeria zdjęć Święta Kluska, reż. Agnieszka Smoczyńska, Komuna Warszawa, 42. Przegląd Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu ZOBACZ WIĘCEJ
Please continue this great work and I look forward to more of your awesome blog posts.I can see that you are an expert at your field! I am launching a website soon, and your information will be very useful for me.. Thanks for all your help and wishing you all the success in your business. https://www.posterprintcenter.com/
It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 카지노 사이트.com