AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Lamentacje w prosektorium

I Come to You River: Ophelia Fractured, reż. Przemysław Błaszczak, Studio Kokyu
Reżyser teatralny, historyk i teoretyk teatru. Profesor na Uniwersytecie Wrocławskim i w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie, absolwent Politechniki Wrocławskiej (1979) oraz Wydziału Reżyserii Dramatu krakowskiej PWST (1986). Publikuje m.in. w „Teatrze” i „Dialogu”.
A A A
fot. Paulina Anna Galanciak  

Zaczyna się od samobójstwa. Trzy młode kobiety w białych zgrzebnych fartuchach klęczą i topią się, zanurzając energicznie głowy w szklanych salaterkach z wodą. Scena zapętla się i powtarza. Kobiety, podtopione, wynurzają głowy i łapczywie łapią powietrze. Woda tryska na boki. Determinacja młodych topielic silnie kontrastuje z niepowagą salaterek. Teatralnie scena jest znakomita. Wciąga i prowokuje do piętrowych interpretacji. Próby samobójcze parodiują chrzest.

Kobiety pomimo rozpaczliwych wysiłków nie topią się jednak. Mówią. A raczej wrzeszczą po kolei teksty z siódmej sceny czwartego aktu Hamleta. Na początek słowa Królowej Gertrudy:

One woe doth tread upon another’s heel,
So fast they follow. Your sister’s drowned Laertes.

Spektakl grany jest po angielsku. Język Szekspira, traktowany jak muzyczna partytura, rzadko służy dialogowi. Wkrótce okaże się, że trzy kobiety to pracownice prosektorium. Nie mają już o czym rozmawiać. Wszystko się dokonało. Mogą tylko lamentować.
 
Aktorki posługują się angielskim swobodnie. Marie Walker jest Brytyjką po znakomitym Rose Bruford College w Londynie. Anita Szymańska ukończyła tę samą szkołę, a potem przez pięć lat pracowała w Barcelonie i Norwegii. Brytyjsko-holenderska performerka Martine Vrieling van Tuijl zgłębiała praktykę „performansu krajobrazowego” i brała udział w projekcie artystycznym realizowanym przez Newcastle Theatre Royal.

Spektakl składa się z serii wariacji wokół obmywania zwłok przed pochówkiem. Reżyser Przemysław Błaszczak zatopił wręcz prosektorium w wodzie. Na naszych oczach Ofelia rozpływa się i dezintegruje. Trupa topielicy trzeba przecież porządnie umyć. Po szybach okien spływa deszcz. W jednej ze scen całą przestrzeń zalewają fale wyświetlane z projektora. Mnożą się piękne obrazy.

Kobiety nie tylko zanurzają głowy w salaterkach, ale też dokują swoistych samooczyszczeń. Każda z pracownic prosektorium jest też Ofelią. Topielicą. Spektakl ma formę obrzędu przejścia. Performans zamienia się w cykl inicjacji. Aktorki nie odgrywają ról z tragedii Szekspira, raczej pozwalają słowom, zresztą nie tylko napisanym przez Szekspira, działać na siebie i inicjować wewnętrzne transformacje. Słowa nabierają mocy sprawczych performatywów. Ingerują w ciała kobiet.

Struktura przedstawienia sprawnie uruchamia kolejne przemiany performerek, nie zawsze jednak performans wewnętrzny przemienia się w przekonujący performans teatralny. Głębokie doświadczenia trzech młodych kobiet, choć wydają się wiarygodne, nużą jednak chwilami i dystansują do spektaklu. Słowa wypowiadane na silnych emocjach często się zamazują, sklejają. Mowa redukuje się do prostego działania, zrozumiałego tylko dla samej performerki. Każda z aktorek zdaje się mówić o czymś dla niej istotnym, ale świadkowi z zewnątrz chwilami trudno cokolwiek pojąć.

Eksplozje monologów bywają przedzielane długimi działaniami bez słów do muzyki pulsującej natrętnie z offu. Trochę szkoda. Błaszczak nie punktuje sensów słów ruchem ciał. Działania i mówienia często rozwijają się symultanicznie i osobno, a nawet niezależnie, jak w scenie bandażowania zwłok. Dwie pracownice prosektorium, recytując mechanicznie piękne wersy obłąkanej Ofelii rozdającej kwiaty, całkowicie odrywają słowa od znaczeń.

Głos sprowadzony do ciała traci moc, przemienia się w protezę. Atakuje jak obuch, ale nie pobudza wyobraźni, słowo wywrzeszczane nie dotyka, nie zaprasza do współodczuwania. Bije tylko jak pałka policjanta z elitarnej jednostki podczas strajku kobiet.

W tej ekstremalnej, lamentacyjnej formule naiwnie z kolei brzmią próby odegrania klasycznego dialogu, jak w sławnej scenie Hamleta i Ofelii z aktu trzeciego. Aktorki niby do siebie mówią, ale nie rozmawiają. Nie wydobywają dwuznaczności ukrytych w angielskim oryginale. Agresja staje się głównym środkiem wyrazu. A przecież to dialog także o klęsce miłości…

Wszystkie trzy performerki są świetne. Odważnie realizują karkołomne zadania. Wierzyłem im i bardzo je podziwiałem. Zbyt często jednak nie potrafiłem tych zrozpaczonych i wielce zdesperowanych kobiet zrozumieć, przejąć się ich losem. Wiedziałem tylko, że coś bardzo im doskwiera, boli. Współczułem, ale z daleka, jak się współczuje uczestnikom tragedii pokazywanej w wiadomościach. To nie był mój ból, nie moja tragedia.

Pora nadać wewnętrznym procesom wymiar teatralny, jeśli ten projekt ma być w przyszłości pokazywany publicznie. Przemiany bohaterek powinny nabrać większej mocy sprawczej, inicjować także u widzów doznania transformujące. A to się nie uda bez skupienia uwagi na artykulacji znaczeń. Jak w starej anegdocie teatralnej: nie wystarczy, że reżyser wierzy aktorom, musi jeszcze rozumieć, co robią.

18-12-2020

Studio Kokyu, Wrocław
I Come to You River: Ophelia Fractured
scenariusz, koncepcja przestrzeni i scenografii, wykonanie: Anita Szymańska, Marie Walker, Martine Vrieling van Tuijl
reżyseria, prowadzenie projektu, koncepcja oświetlenia: Przemysław Błaszczak
realizacja oświetlenia: Dawid Ilczyszyn
rrojekcje wideo: Adrian Jackowski
premiera: 24.10.2020

galeria zdjęć I Come to You River: Ophelia Fractured, reż. Przemysław Błaszczak, Studio Kokyu <i>I Come to You River: Ophelia Fractured</i>, reż. Przemysław Błaszczak, Studio Kokyu <i>I Come to You River: Ophelia Fractured</i>, reż. Przemysław Błaszczak, Studio Kokyu <i>I Come to You River: Ophelia Fractured</i>, reż. Przemysław Błaszczak, Studio Kokyu ZOBACZ WIĘCEJ
 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę: