AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Diariusz tumultu w Wólce Biskupiej

Fot. Karol Budrewicz  

18 czerwca, środa
Już od dziewięciu dni trwa Malta Festival, dawniej zwany Festiwalem Malta (jedna literka, małe „v”, a o ileż więcej światowego blasku!). Czasowy rozmach Festivalu chyba zbyt szczodrze darowano populacji, bo na część Malty nałożył się tłumnie odwiedzany, świetny artystycznie i generujący międzyludzką energię na widowni, w większości plenerowy ETHNO PORT. Wyssał on (wampirycznie i ludycznie) pasję uczestnictwa w kulturze z części potencjalnej widowni; teraz w salach teatralnych tłoku nie ma. Rozmowy po spektaklach też są raczej monotonne:
– Widziałeś? I co?
– Możesz zobaczyć, jeśli masz za dużo czasu.
– A tamto?
– Daruj sobie…

Żarliwsze emocje objawiają się w dyskusjach o Pikniku na Golgocie, którego żaden absolwent szkolnego kursu języka obcego nie nazwie inaczej jak Golgota Picnic, a raczej o zarzutach bluźnierczej wymowy tego spektaklu, którymi w Sejmie wystrzelili przed paru dniami posłowie PiS-u, Dziuba i Jaworski. Żaden z tych panów spektaklu nie widział, by się grzechem nie pokalać, i nie mają zamiaru dopuścić do tego, by w świństwie i bluźnierstwie tarzali się inni współobywatele, innowiercy lub ateiści, bo byłoby to oczywistą dyskryminacją katolickiej większości, której spora część poprzestaje na pornosach z Internetu i naraża się na wyzysk i mordobicie w klubach Cocomo. Postawę taką w pełni popiera arcybiskup Stanisław Gądecki. Więcej. Arcybiskup jest bardziej radykalny, rzekłbym – rewolucyjny. Wzywa do „ogólnopolskiego protestu, który by groził zamieszkami”. Niektórzy z moich współobywateli obawiają się, że ma na myśli to, co kiedyś zwano „burdami na tle religijnym”, „tumultem” lub „pogromem”.
 
Na takie dictum prezydent miasta w najwyższej tajemnicy zwołuje posiedzenie tajnego „sztabu antykryzysowego”. Kto do niego należy – nie wiadomo. Zapewne sam prezydent, paru urzędników, Michał Merczyński – dyrektor festiwalu, paru policjantów i strażników miejskich? Może służby medyczne? Ktoś od marszałka lub wojewody? Kapelan? Radzą sekretnie. Według najlepszych mafijnych wzorów. Jak w bananowo-policyjnych republikach Ameryki Łacińskiej, której ta edycja Malty jest poświęcona.

Niebawem burmistrz zadeklaruje, że na sercu leży mu święty spokój i na spektakl niezgodny z własnym światopoglądem (przypadkowo identycznym z tym, który eksponują rzesze tradycyjnych katolików) nie ma zamiaru się udać.

Michał Merczyński, dyrektor Festivalu, odpowiada adresem proszalnym do hierarchy i nieco śmielszym listem w obronie wolności słowa (adresowanym do „ogółu”, czyli w społeczną pustkę), który podpiszą starannie dobrani artyści i intelektualiści. Też podpisuję, choć wiem, że rycerstwu płci obojga, gotowemu do antyteatralnej krucjaty, nasze podniosłe i wyważone słowa brzmią jak bzykanie upierdliwej muchy.

Zresztą słabo słychać cokolwiek, bo w naszym mieście, podobnie jak w reszcie kraju, większość populacji zajęta jest wulgarnym przeklinaniem tych, którzy wulgarnie przeklinają przy wymyślnych daniach w drogich restauracjach.


19 czerwca, czwartek, Boże Ciało
W trakcie procesji arcybiskup przypomina sobie o miłości bliźniego. Łagodnie precyzuje, że nie domaga się od wiernych, by w sojuszu z kibolami tłukli bejsbolem, sztachetą, drzewcem transparentów i krzyżem odłączone od bożego stada barany, ba, przestrzega przed rozlewem krwi!


20 czerwca, piątek
Dopełniło się.
Te rzeczy zawsze dzieją się w piątek.

Michał Merczyński odwołał przedstawienie Rodrigo Garcii Golgota Picnic. Uzasadnił to narastającą falą agresji przeciw spektaklowi i festiwalowi, ostrzeżeniami policji o 30 lub 50 tysiącach uczestników religijnych manifestacji, gotowych zablokować centrum miasta, by nie dopuścić do spektaklu, możliwych atakach kiboli z bejsbolami (w dniu spektaklu mają zjazd dla uczczenia piłkarza Piotra Reissa, zwanego przez nich pieszczotliwie „Reksio”, dla prokuratury zajmującej się korupcyjną aferą futbolową – Piotra R.). „Źródłem naszej decyzji – pisze Michał – jest głęboki ludzki niepokój o zdrowie i życie widzów, aktorów, pracowników CK Zamek oraz nas samych – wszystkich, którzy mogliby znaleźć się w obrębie rażenia tłumu protestujących i pseudokibiców”.

Mam poczucie, że nasze miasto zmieniło nazwę na Wólka Biskupia.

21 czerwca, sobota
Zmiana nazwy naszego miasta nie przynosi jak dotąd radykalnych zmian w trybie życia obywateli. O festiwalowych spektaklach rozmawia się jednak bardziej nerwowo:
– Widziałeś? I co?
– Gorsze niż Isaura!
– A tamto?
– Gówno mnie obchodzi. Jadę na wieś.

W biurze Malty wyłudziłem nagranie Golgoty Picnic. Oglądam – świetne!

Narasta we mnie poczucie, potem przekonanie, że decyzja Merczyńskiego jest przedwczesna. Sądzę, że uległ naciskom władz miasta i policji, które niezdolne są przeciwstawić się żądaniom biskupa. A powinien był odwołać się do społeczności festiwalu, jej oddać decyzję.


22 czerwca, niedziela
– Gdybyśmy w latach 80. odwoływali demonstracje z tego powodu, że przyjdzie ZOMO i nas pobije, wciąż stałby sobie mur berliński! – złości się jeden ze starych współtowarzyszy antykomunistycznej przygody sprzed lat. – Twoich aktorów i ciebie puszkowali za nielegalne przedstawienia i nie miałeś wyrzutów sumienia, że mogli dać gazem po widowni…
 
Wieczór nerwowych dyskusji kończę o świcie. Pamiętam jednak, że Portugalia zremisowała z USA w ostatniej minucie.


23 czerwca, poniedziałek
Wielki Boże! Budzę się o 8.04, a o 8.20 mam w lokalnym radio wypowiedzieć się o odwołaniu Golgoty Picnic! Bieg na postój taksówek potrwa trzy minuty, na zamówioną radiotaxi trzeba czekać siedem. Wybieram bieg. Potem w gmachu radia trzy piętra schodami w górę przed mikrofon. Z trudem łapię oddech. Porażeni odbiorcy w mojej zadyszce usłyszą emocje desperata.

– Co by pan zrobił, gdyby wypadek cenzuralnego zakazu zdarzył się w czasach, gdy pełnił pan funkcję dyrektora artystycznego Malty? – pyta dziennikarka.
– Podałbym się natychmiast do dymisji! – odpowiadam bez namysłu.

Na pytania radiowych dziennikarek nie należy odpowiadać bez namysłu. Uświadamia mi to smutny SMS od Michała Merczyńskiego z sugestią, że dołączyłem do grona likwidatorów festiwalu. Dostaję zresztą jeszcze dwa SMS-y w sprawie. Jeden z przyjaciół wyraża niepokój o moje zdrowie („Czy na pewno z sercem w porządku? Dyszałeś okropnie”), drugi udziela gorzkiego pouczenia („Nie trzeba było chlać”).

Jeszcze przed południem wymiana telefonów z kolegami z poznańskich niezależnych teatrów (Scena Robocza, Usta Usta, Ba-Q, Orbis Tertius Trzeci Teatr), które występują na obrzeżach festiwalu (spektakle są w programie, ale gramy na własny koszt, nikt nas nie zaprasza na żadne narady organizacyjne, w tym na spotkanie dotyczące kryzysu po odwołaniu Golgoty…). Ustalamy, że nie stylizujemy kolejnego papierowego protestu, każdy z nas przed lub po każdym spektaklu powie parę własnych słów na temat kościelnego szantażu, bierności policji i władz miasta, które doprowadziły do cenzorskiego ekscesu dyrekcji Malta Festival.

24 czerwca, wtorek
Narasta niepokój o stan dwudziestoczteroletniej przyjaźni z Michałem Merczyńskim, bo lokalne gazety cytują moje wczorajsze wypowiedzi z radia: spuściłem Festiwal z ekstraklasy do IV ligi… skrytykowałem odwołanie spektaklu, zażądałem publicznej debaty na temat przywrócenia go do programu… Po długim namyśle dochodzę jednak do wniosku, że moja spontaniczna, więc nieprzemyślana wypowiedź była konieczna, uczciwa i słuszna.


25 czerwca, środa
Rozmyślam o Pikniku na Golgocie. Mam wrażenie, że jest to spektakl o umieraniu poczucia transcendencji, o zrywaniu więzów z kulturą, z tym , co w niej trwałe i dotyczy niejasnego fenomenu zwanego niegdyś duszą, o cierpieniu z powodu braku wartości poza naszym fizycznym trwaniem. I wtedy na scenę zstępuje muzyka i spełnia się Sąd Ostateczny.

Może moja interpretacja jest zbyt subiektywna i skażona samotnym oglądaniem wersji elektronicznej spektaklu. Jeśli jednak jest słuszna, to wezwania arcybiskupa Gądeckiego można potraktować także jako walkę z konkurencją, wojnę o rząd dusz między sztuką a instytucją religijną.

Wojnę religijną wywołał poznański poseł PiS nazwiskiem Dziuba. To on nałgał w sejmie całej Polsce o bluźnierczym spektaklu; zapewne z wystąpień Dziuby sprawę zna arcybiskup Gądecki. W latach 80., kiedy ja brałem ciosy pałek pod pomnikiem Czerwca ‘56, gdy zabierano mnie stamtąd na dołek i na kolegium, Dziuba dekował się w sojuszniczej partii PZPR-u – Stronnictwie Demokratycznym – które służyło praktykującym katolikom do wspierania systemu zwanego komuną i do zabezpieczania własnej kariery. Dziuba, z profesji mechanizator rolnictwa, na pola kultury wjeżdża z reguły traktorem z broną i spychaczem: usiłował już – bezskutecznie na szczęście – zablokować kilka różnych inicjatyw kulturalnych, ostatnio przedstawienia mojego Spisku smoleńskiego.

Tymczasem policja wkracza na przynależne dotąd artystom obszary fantazji: oblicza na podstawie wezwań i zaklęć internetowych marzycieli i megalomanów oraz zgłoszenia Poznańskiego Związku Patriotycznego – powiązanego z „Gazetą Polską” zespołu folklorystyczno-religijnego, organizującego dość regularne kilkuosobowe demonstracje generacji 55+ (także przed premierą mojego spektaklu) – że miasto zablokuje w imię Boga Pokory i Wybaczenia 50-tysięczny tłum krwiożerczych przeciwników spektaklu. Zresztą policja – zamiast namierzać tych, którzy przez Internet groźbami karalnymi usiłują zastraszyć pracowników instytucji kulturalnych – zabawia się straszeniem na tajnych zebraniach samozwańczego gremium o niepewnym statusie prawnym, który nazywa siebie „sztabem antykryzysowym”.

Mój przyjaciel Michał Merczyński, człowiek, którego energia napędzała 24 edycje festiwalu, któremu przez 20 lat pomagałem w roli dyrektora artystycznego, pod naciskiem władz miasta, policji lub samodzielnie podjął złą i przedwczesną decyzję. Nie można poddawać się na samą wiadomość, że nieprzyjaciel ogłosił mobilizację. Trzeba przynajmniej stanąć z nim oko w oko. Walczyliśmy o wolność, żebyśmy mogli być mniej odporni na przemoc. Ale z wolności należy korzystać. I raz na 25 lat zmobilizować się w jej obronie.

Takie opinie wygłaszam w wywiadzie dla lokalnej edycji „Gazety Wyborczej”. Ukaże się oczywiście w piątek, dzień niegdyś dedykowany postom i umartwieniom.


26 czerwca, czwartek
W „Dużym Formacie” wywiad Michała Merczyńskiego. O samotności wśród ludzi.
O Jezu, niewinnie zamordowany na Golgocie!


27 czerwca, piątek
Dzień niegdyś dedykowany postom i umartwieniom. Dziś na placu Wolności (przez złośliwców zwanym „placem Św. Spokoju”) debata pt. „Kto potrzebuje wolności” i próba odczytania tekstu Golgoty Picnic; równocześnie arcybiskup poprowadzi procesję ku czci Zbawiciela z kościoła Św. Floriana na Jeżycach na plac Mickiewicza, pod pomnik Czerwca ‘56, w kręgach kościelnych zwany Poznańskimi Krzyżami; na terenie Targów zbiera się parę tysięcy fanów piłkarza zwanego pieszczotliwie Reksiem. Post odwołano, umartwienia możliwe.

Od blisko 50 lat pomieszkuję (z przerwami) w Wólce Biskupiej, w dzielnicy Jeżyce. Na Rynek Jeżycki zachodzę w drodze na tramwaj, więc nic dziwnego, że niektórzy mnie tam znają („Niech pan weźmie jeszcze pomidory. Dwa? Dwa! Panie Raczak, czytam w pana myślach!”). (Nie czytają mi natomiast w myślach – ku rozbawieniu kolejek do maltańskich stoisk – urocze wolontariuszki festiwalu: „Mam tu odebrać bilety na spektakl.” „A jak pana nazwisko?”).

Więc wchodzę na Rynek Jeżycki. A od straganu oskarżający krzyk:
– Dupy pan dał w gazecie, panie Raczak. Czarnym ktoś musi, kurwa, jasno przypierdolić! Jaki rząd dusz? Chcą nam chuje zajebać wolność! Ja tam do teatru nie chodzę, ale za chuja nie może być tak, żeby, kurwa, biskup decydował, co tam się gra. Niech się odpierdoli!

Wtedy spod lady sąsiedniego straganu wyłania się inny handlarz, triumfalnie wznosząc w górę zielonego ogórka.
– Nagrałem was, mam haka – woła, potrząsając ogórkiem. – Jak usłyszałem bluzgi, od razu wiedziałem, że warto nagrywać!

Wśród przyjaznych uśmiechów ruszam na tramwaj. Tramwaj pełen bluzgów. To nastolatki płci obojga – czyściutkie, wyczesane, w oficjalnych świątecznych ubrankach – uwolniły się właśnie od szkoły.
– Kurwa, chciałbym już leżeć na plaży nad jeziorem, kurwa! – marzy jeden.
– Chuj w dupę, ja nawet na to nie mam, kurwa, sił – wzdycha drugi.

Kulturalnym, wyważonym, chwilami wykwintnym językiem za chwilę, o 17.00 będziemy rozmawiać na placu Wolności, złośliwie przezywanym placem Świętego Spokoju.
 
Na placu podchwytuję spojrzenia uroczych wolontariuszek festiwalu: już mnie rozpoznają (wywiad w gazecie ozdobiono moim zdjęciem na całą szerokość strony), patrzą na mnie jak Suarez na Chielliniego. Siadam więc dość daleko od estrady, na odosobnionej ławce; widać marnie, ale nagłośnienie bardzo dobre, nic z debaty nie uronię.

Obok siada starzec w moim wieku, podchodząc, podpierał się kulą; sandały, rozciągnięte portki od dresu bez obcojęzycznych napisów, robi na mnie wrażenie radiomaryjne; pozory mylą – potwierdzi się za chwilę. Zna mnie, bo mówi mi „ty”. Wyznaje, że dzisiejszej „Wyborczej” nie czytał (dla mnie lekka ulga), obiecuje, że nie będzie komentował wystąpień, bo mówi dziś niewyraźnie – protezę zębową przez zapomnienie zostawił w szklance, na stole w kuchni. Jednak wbrew obietnicom gada.
– Ławeczka na placu, rozmowa o Golgocie – coś mi to przypomina! Pamiętasz… na Patriarszych Prudach? – bełkoce Kulawy. – Iwan Bezdomny opisał Jezusa jako człowieka obdarzonego najgorszymi cechami charakteru. Biskup i jego trzoda nie wiadomo skąd wiedzą, he, he, he, bo świństwa nie oglądali, że tak właśnie przedstawia Chrystusa spektakl tego Argentyńczyka. A Berlioz… Ciekawe, czy tu w bufecie mają napój morelowy, i czy Annuszka rozlała już olej słonecznikowy… i na jakiej linii jeździ dziś młoda komsomołka? He, he, he…

Na szczęśnie oficjalny głośnik debaty zagłusza Kulasa.

- Jestem Michał Merczyński, didżej episkopatu – gorzką aluzją do złośliwego profilu na facebooku zaczyna Michał.
– Co to jest „didżej”? – natarczywie dopytuje Kulawy. – Fejsbuka nie mam, nie tykam szatańskich wynalazków – dodaje po chwili, najwyraźniej dla zmyły.

Prowadzenie przejmuje Żakowski. Mówią zaproszeni paneliści, mówią ludzie, którzy przyszli na debatę z miasta. Aplauz wywołuje narodowiec, który deklaruje, że wszyscy, i lewica, i prawica mają jednakie prawa do wolności ekspresji. Merczyński uzupełnia dyskusję informacjami o przebiegu prób czytania tekstu Golgota Picnic lub projekcji wideo spektaklu w innych miastach (w Wałbrzychu – przerwano, w Szczecinie – nie dopuszczono, w Bytomiu i Gorzowie – podobnie…).

– Twój koleś – znów mówi Kulawy, a ja nienawidzę go coraz bardziej – jest najlepszym aktorem na tym festiwalu. Świetny w roli cenzora, bezbłędny w roli ofiary cenzury, jeśli zagra przekonująco przywódcę walki przeciw cenzurze, załatwię mu Oskara. Idę bliżej – zrywa się nagle. – Teraz przemawia prezydent miasta, Grobelny, tego krętacza muszę zobaczyć z bliska.

Poszedł. Ulga.

Tymczasem na krańcu placu ustawia się grupa młodych ludzi. Poznaję zespół Komuny Warszawa. Warszawski reżyser Wojtek Ziemilski i Marcin Maćkiewicz, kiedyś miejscowy, obecnie z Warszawy, rozdają teksty; do czytających na głos dołącza coraz więcej ludzi… Desant z Warszawy zdobywa przyczółek wolności w Wólce Biskupiej. Wśród czytających coraz więcej miejscowych, ale w pierwszych rzędach, na wprost kamer, sporo redaktorów ze stolicy. Maciej Nowak w różowych spodniach, z kolorowym motylkiem pod szyją, obdarza uśmiechami skupionego na nim fotografa. Nie przychodzi mu na myśl, że fotograf pracuje dla prawicowej prasy i portretując łysiejącego grubasa z kolorowym motylkiem i w różowych spodniach zaspokaja najgłębszą potrzebę swoich czytelników na potwierdzenie stereotypu „homolewaka”, którego można bez grzechu nienawidzić.

Tymczasem nadbiega mój ulubiony folkowy zespół patriotyczno-religijny: sprane już trochę czarne koszulki z białym orłem, biało-czerwone proporce na wędkach, pielgrzymkowe tuby, czerwony transparent: „…kto się mnie zaprze przed ludźmi, tego ja się zaprę przed moim Ojcem…”. (W lutym, kiedy demonstrowali przed przedstawieniem Spisku smoleńskiego, transparenty denuncjowały  „morderców ze Smoleńska”, wśród nich Tuska i Komorowskiego). Tym razem grupa wzmocniona jest drużyną żeńską kółka różańcowego. Policja sprawnie oddziela zwaśnione społeczności: setki czytających chórem od trzydziestki obrońców wiary. Jednak ci ostatni dysponują, dzięki głośnikom, przewagą decybeli. W chór ingerują więc solówki egzorcyzmu do Św. Michała Archanioła i litanii do Serca Jezusowego. W przerwach między modlitwami pojawia się zagłuszarka – pani z plastikową trąbką. Tekst Garcii i słowa modlitw mieszają się, uzupełniają nawzajem, czasami współbrzmią. Spontaniczność improwizującego chóru znajduje konieczny kontrapunkt w rutynie religijnych recytacji. Zachwycająca mieszanka. I niebiańska, i piekielna. Tak świetnego spektaklu nie widzieliśmy na Malcie od kilku lat!

W tłumie czytających widzę Kulawego: nie czyta (te cholerne zęby na stole w kuchni!), ale niewątpliwie przeżywa wspólnotę, niespodziewaną solidarność rosnącej zbiorowości…

Kończymy!

Oklaski. I widzów, i wykonawców. Widzów-wykonawców.

Debata potoczy się dalej.
Nie mogę jednak jej słuchać. Muszę pójść do Zamku. Na kawę.

Po drodze dwa razy trzeba przekroczyć tory tramwajowe. Wypatruję na jezdni śladów oleju, wypatruję tramwajów…

Xxx

Na placu Mickiewicza, obok Zamku, końcowe obrzędy procesji. Nie ma zapowiadanych 50 tysięcy uczestników, nie ma 30 tysięcy; na moje oko jest 3 do 5. To jest jednak 5 do 10 razy więcej niż na placu Wolności. Arcybiskup raz jeszcze nawiązuje do „bluźnierczego spektaklu, którego tytuł niegodny jest wymówienia”. Zarzut bluźnierstwa rozszerza o nowy wątek. Streszczam: ponieważ Jezus był Żydem, obrażanie go jest przestępstwem propagowania antysemityzmu. Ta hipoteza to wstrząs dla świadomości Wólki Biskupiej! Gdy kilka lat temu na jakimś obywatelskim zebraniu wspomniałem w odpowiedzi na antysemickie aluzje, że w herbie miasta mamy dwóch Żydów, zakrzyczano mnie z sali, iż Piotr i Paweł to apostołowie, a nie jacyś tam Żydzi.

Przed samym Zamkiem inne nabożeństwo z udziałem członków Krucjaty Różańcowej – za Ojczyznę: egzorcyzmuje się i święci gmach, by wygonić zeń złe duchy. Nareszcie! Choć ze sto lat za późno. Robiłem kiedyś spektakl o zamkowych bestiach – pruskich militarystach, którzy wywołali wojnę światową, hitlerowskich hierarchach, którzy radzili tu nad „ostatecznym rozwiązaniem kwestii żydowskiej”, oficerach UB i pezetpeerowskich kacykach, którzy czuli się tu „u siebie”.

Wstęp do Zamku nie jest jednak utrudniony.

Parę dni temu umówiłem się tu z przyjaciółmi na godzinę 21.00, o której miał rozpocząć się Piknik na Golgocie, by wypić wspólnie czarną jak żałoba kawę. Chodziło o to, by zmusić policję do zapewnienia wejścia do gmachu, który według zapowiedzi organizatorów demonstracji i samych służb porządkowych, miał być blokowany przez katolickich oburzonych. Teraz policja czuwa spokojnie w oddali, egzorcyzmy przeplatane różańcem budzą wyłącznie pokojowe emocje, nie ma żadnych problemów z wejściem. Choć za chwilę pojawi się grupa folklorystyczno-patriotyczna z placu Wolności i jej sprzęt nagłaśniający posłuży posłowi Dziubie do ogłoszenia zwycięstwa Sił Dobra nad siłami ciemności.

W tym samym czasie wierni wracający z procesji w stronę Jeżyc w spokoju mieszają się na Moście Teatralnym z hordą niewiernych, udających się na projekcję Golgoty w Teatrze Nowym.

Xxx

Mija północ. Jest już właściwie …


28 czerwca, sobota
Noc otwiera nowy dzień. Z poczuciem zwycięstwa zarówno obrońcy wiary, jak i obrońcy wolności rozchodzą się do domów. Ulice Wólki Biskupiej wypełnia nowy tłum, liczniejszy niż uczestnicy wszystkich dziennych demonstracji. Młodzież płci obojga defiluje z krzykiem, bluzgając obficie. Być może są wśród nich nawet moi przemęczeni szkołą znajomi z tramwaju? Wszyscy w stronę zagłębia rozrywki – na Rynek i w okolice. Aby się ja pierdolę napić, kurwa nachlać, najebać…

Na placu Wolności, nie bez racji zwanym placem Św. Spokoju, uczestnicy festiwalu kołyszą się w silent disco.


3 lipca, czwartek
Musiało minąć parę dni, bym zdobył się na przeniesienie rękopiśmiennych notatek diariusza dni tumultu na komputer. Za chwilę przegram ten tekst na nośnik elektroniczny zwany pendrive. I zaniosę na dziedziniec odświeżonego modlitwą i wodą święconą Zamku, aby ukryć go w bluszczu przy masońskim platanie.

7-07-2014

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę:
komentarze (11)
  • Użytkownik niezalogowany Leon Miklosik
    Leon Miklosik 2014-10-02   22:30:50
    Cytuj

    Ten tekst to znakomita literatura. Dziękuję za chwile zachwytu z jakim ten diariusz czytałem.

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2014-08-02   10:42:55
    Cytuj

    bardzo "dofcipne" (od fajnie, fajowsko, zajefajnie). Ale mało śmieszne

  • Użytkownik niezalogowany MB
    MB 2014-07-11   14:20:10
    Cytuj

    Świetny i mądry komentarz do tego całego Golgotowego szaleństwa! Dziękuję za te słowa.

  • Użytkownik niezalogowany JA
    JA 2014-07-09   19:56:54
    Cytuj

    Oi zdewociał Poznań zdewociał!!!!

  • Użytkownik niezalogowany brawo!
    brawo! 2014-07-08   23:55:31
    Cytuj

    Mądre i świetnie napisane.

  • Użytkownik niezalogowany J N
    J N 2014-07-08   14:08:26
    Cytuj

    Ten spektakl na placu "Św. Spokoju", o którym pisze Raczak,nie wzbudził we mnie poczucia europejskości mojego miasta. Jego niewątpliwym sukcesem, "spektaklu", nie miasta, był fakt, że nikt nikomu nie dał po mordzie.Jeśli zaś za powód do dumy uznać wypowiedzi nielicznych, choć szacownych, odstępców od coraz powszechniejszego tu, narodowo-religijnego bełkotu, to doprawdy nie było powodu do niedawnego świętowania 25-lecia Wolności. Całkowitą zaś kompromitacją miasta i państwa jest przyjecie dyktatu arcybiskupa, grożącego Wolności siłą dewocyjnego pospólstwa i stadionowych chuliganów. Dobrze, że jest Raczak !!

  • Użytkownik niezalogowany zdegustowany
    zdegustowany 2014-07-08   13:40:15
    Cytuj

    Cyniczny, złośliwy, kąśliwy tekst, aż nie licuje z wiekiem. Wyraźne mocno czerwone podbicie.

  • Użytkownik niezalogowany prostaczek
    prostaczek 2014-07-08   13:30:36
    Cytuj

    Zaiste ARCYDZIEŁO, o które trzeba walczyć do upadłego. Żenada!

  • Użytkownik niezalogowany Kacha
    Kacha 2014-07-08   12:49:56
    Cytuj

    Znamiennym jest, że policja nie może zapewnić bezpieczeństwa garstce artystów na spektaklu i dyrektor z lęku odwołuje tenże spektakl. Podobnej dyskusji nie ma w przypadku zabezpieczenia kolejnych meczy, kończących się dewastacją pociągów, stadionów itp...

  • Użytkownik niezalogowany Ala
    Ala 2014-07-08   11:42:17
    Cytuj

    jkz napisał(a):

    Ty też, Lechu, nie widziałeś. A wojnę wywołał Michał zapraszając grafomana, tyle, że - jak sam mówi - sytuacja wymknęła mu się z rąk. Więc nie nudź...
    czyżby Jacek Zembrzuski?? :))))

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2014-07-07   18:23:52
    Cytuj

    Ty też, Lechu, nie widziałeś. A wojnę wywołał Michał zapraszając grafomana, tyle, że - jak sam mówi - sytuacja wymknęła mu się z rąk. Więc nie nudź...