Dom aktora patrzy na miasto
Od kiedy pamiętam, wyglądał nieszczególnie. Dawniej robił wrażenie obskurnej rudery, po remoncie wyporządniał, co jednak nie dodało mu wdzięku. Wałbrzyski Dom Aktora jest częścią teatru. Nie tylko dlatego, że stoi w jego bliskim sąsiedztwie.
Dom Aktora to szara eminencja teatralnego podwórka i zarazem administracyjny skarb, bo zespół wałbrzyski przeważnie był mało wałbrzyski. Jego członkowie rzadko decydowali się zapuścić tu korzenie. Niektórzy mówią, że to nie jest miasto, w którym dałoby się żyć. Dlatego zaraz po spektaklu wyjeżdżają do domu, najczęściej do Wrocławia. Wałbrzych budzi lęk, najlepiej oglądać go z daleka. Dziś tylko dwoje aktorów to długoletni mieszkańcy miasta. Są znakiem ciągłości zespołu, reszta jest w ciągłym ruchu. Dlatego Dom Aktora jest ważny. Daje azyl kolejnym falom konkwistadorów, którzy przyjeżdżają ujarzmiać dziką ziemię za pomocą sztuki. To również żywa kronika teatru. Jego mury przechowują pamięć o czasach, w których scenie wiodło się źle, a wałbrzyski angaż był dla aktora zesłaniem. Nie wszyscy wytrzymywali, w pewną popremierową noc zdarzyła się tu śmierć samobójcza. Potem jednak wszystko się zmieniło i Wałbrzych stał się inkubatorem przyszłych gwiazd reżyserskich, które zjeżdżały pod Dom Aktora z rodzinnym taborem. W smutnej kamienicy rozgościł się nowy duch: przez korytarze przemykały córki Jana Klaty oraz kot Strzępki i Demirskiego.
Za czasów przełomowej dyrekcji Piotra Kruszczyńskiego pojawił się w Wałbrzychu również Michał Walczak, który na zamówienie teatru napisał sztukę Kopalnia. Nie mam pewności, czy miał okazję mieszkać w Domu Aktora, ale wygląda na to, że dużo wie. Nie przypadkiem ten właśnie obiekt stał się duchowym patronem cyklu kabaretowego, który Walczak wymyślił dla miasta Wałbrzycha.
Serial Dom Aktora zadebiutował pod koniec minionego sezonu. Piotr Ratajczak prawdopodobnie pozazdrościł Warszawie kultowego Pożaru w burdelu i poprosił jego twórcę, by spróbował rozruszać Wałbrzych. Pomysł był ryzykowny. Kabaret artystyczny to roślina wymagająca specjalnego klimatu. Powinien być towarzyskim ekscesem i snobistyczną rozrywką. Bez inteligentnego widza, z którym można się bawić i drażnić, będzie tworem martwym. Nie było pewne, czy miasto zechce odbierać na tych falach.
Koncept Walczaka jest dość ostrożny. W Domu Aktora nie ma lokalnej polityki, choć w mieście, w którym kupowano głosy wyborcze, istnieją powody, by przyjrzeć się elitom władzy. Nie ma też determinacji, by sięgać po tematy niewygodne, ani ambicji leczenia śmiechem lokalnych traum, z czego zasłynął warszawski Pożar w burdelu. Ten projekt w ogóle nie chce gryźć, ale też gdzie indziej leży jego wartość.
Dom Aktora podprogowo uruchamia dobrze znane mitologie o bujnym życiu bohemy i zakulisowym świecie teatru, doprawiając je kolorytem zapyziałej prowincji.Dom Aktora jest ciekawym i niepozbawionym autoironii autoportretem kolonii artystycznej, która ma swój bezpieczny azyl w teatrze i z dystansu spogląda na miasto. Powiedzmy od razu, że to ciepłe spojrzenie. Jest w nim zaciekawienie miejscową egzotyką, odruchy empatii i lęk. Walczak bezbłędnie rozgrywa antagonizm pomiędzy wyspą pełną barwnych ptaków, jaką jest Dom Aktora, a dziką ziemią wokół. Pomiędzy artystowską swobodą a mieszczańskim sztywniactwem, między filisterstwem a niepoprawnym, czasem nieprzyzwoicie rozbrykanym światem aktorskiej cyganerii. Bohaterowie serialu to małżeństwo aktora i garderobianej. Może to nie przypadek, że w tych rolach obsadzono parę artystów stacjonarnych – jedynych, jakich ma dziś wałbrzyski zespół. Danuta Wójcik i Ryszard Węgrzyn, związani z miastem od lat, mogą uchodzić za znaki firmowe teatru. W serialu jednak grają lokatorów przybytku, w którym dzieją się rzeczy dziwne. Dom Aktora to przecież przedsionek teatru: tutaj odreagowuje się twórcze frustracje, stroi ambicjonalne fochy, obmyśla projekty, które wstrząsną światem, i prowadzi bujne życie erotyczne. W takim miejscu artysta jest nagi i tę nagość, nieupudrowaną scenicznym makijażem, nieuzbrojoną psychicznie, rozedrganą pomiędzy jednym a drugim Aktem Twórczym, wreszcie – po ludzku banalną i śmieszną, można w kabarecie Walczaka podziwiać w całej okazałości. Bo po korytarzach paradują w szlafrokach miejscowe gwiazdy, kuszą kobiece wampy, histeryzują reżyserki na dorobku, przegryzają gorzkie życiowe klęski weterani sceny. Dom Aktora podprogowo uruchamia dobrze znane mitologie o bujnym życiu bohemy i zakulisowym świecie teatru, doprawiając je kolorytem zapyziałej prowincji. Ale malownicze zadupie to coś, co uwrażliwia duszę artysty, toteż bohaterowie serialu szukają nieszablonowych sposobów, by pobratać się z miastem. Walczak, wiedziony nieomylnym instynktem, wyczuwa, gdzie są ulokowane miejscowe obsesje, sentymenty i fetysze. Jeden z odcinków poświęcił obiektowi, który stanowi dziś nostalgiczny symbol danej świetności miasta. To stojący w centrum Wałbrzycha kilkunastopiętrowy Hotel Sudety. Ów moloch, wybudowany w latach 70., był oazą luksusu na miarę gierkowskiej prosperity. Tutaj nieźle zarabiający górnik mógł zjeść wykwintny obiad, zrobić zakupy w Peweksie, ubić walutowy interes oraz skorzystać z usług półświatka. W księgach pamiątkowych składali wpisy wielcy tego świata, ze szczególnym uwzględnieniem gwiazd telewizji, sportu i estrady. Potem hotel się sprywatyzował, lecz księgowi Unii Europejskiej nie uwierzyli w to, że dotrzyma kroku nowym czasom, i odmówili funduszy na modernizację. Wzgardzony olbrzym od dziesięciu lat stoi więc pusty. Wałbrzyszanie jednak nie przestają o nim myśleć. Krążą wokół niego z aparatami, przekupują ochroniarzy, by przeniknąć do środka. W Internecie roi się od sentymentalnych fotoreportaży, dokumentujących niszczejące ślady dawnej świetności. To fragment historii, wyrwany z korzeniami, i zarazem magiczny czakram, w którym krzyżują się podskórne energie miasta. Od jakiegoś czasu pielgrzymują tu również ludzie teatru. Na specjalną dokumentację do „Sudetów” pofatygował się Jan Klata, który część akcji swojego Rewizora ulokował właśnie w hotelowej restauracji. Wokół opuszczonego kolosa krążył również Sebastian Majewski, który umiejscowił tam kluczowe sceny opowieści o legendarnej prostytutce, Czarnej Izie Wałbrzyskiej. Piotr Ratajczak podążył w ich ślady, wprowadzając do zrealizowanego całkiem świeżo spektaklu Wałbrzych Utopia 2.039 postać hotelowego bramkarza.
Poetycka wyobraźnia Walczaka zadziałała inaczej. Odcinek Domu Aktora, zatytułowany Tajemnica Hotelu Sudety, to rozmowa z jego duchami. Gigantyczny pustostan okazuje się nadrealną enklawą, ślepą odnogą czasu, do której zlatują się sny mieszkańców, by porozmawiać z widmami przeszłości. Przez hotelowe mury przenikną też we śnie główni bohaterowie serialu i będzie to sen niezwykły. Wszystkiemu winien jest kryzys małżeństwa. Aktor, niedopieszczony przez małżonkę, zaczyna bowiem krążyć po mieście w poszukiwaniu erotycznej kompensacji. Ta podróż zaprowadzi go w ramiona kasjerki z sieci sklepów Netto, co wydatnie pogorszy sprawę. Koledzy z teatru doradzą pomoc terapeuty, cóż, kiedy specjaliści obsługujący branżę są mocno zajęci i w dodatku w Warszawie. Okazuje się jednak, że i Wałbrzych ma swoich szamanów, może nie tak renomowanych, za to zdecydowanie bliższych natury. W charakterze pogotowia małżeńskiego przybywa więc terapeutka praktykująca metodologię alternatywną w oparciu o zasoby ziół i grzybów z okolicznych lasów. Skutek jest piorunujący: para bohaterów odpływa na falach halucynacji do świata z czasów młodości, który wciąż trwa, nietknięty, w zamkniętych na głucho murach Hotelu Sudety. Tam dopadają ich ekstazy przeszłości i przebrzmiałe zdrady małżeńskie. Ożywają też duchy: zza baru wysuwa się spracowany cinkciarz, sezam rozkoszy wszelakich otwiera seksowna pani Jola z Peweksu, gwałtowną akcję hormonalną prowokuje przystojny hotelowy boy. Ba! nadciągają nawet szczury, wciąż dzielnie patrolujące bezkresne przestrzenie obumarłego domostwa. A wszystko to w pastelowym kalejdoskopie piosenkowych numerów, w których przechodzą próbę ognia wałbrzyscy aktorzy. Ciężkim spojrzeniem i nieruchomą twarzą hipnotyzuje waluciarz Piotra Tokarza – gość wyposażony w solidną filozofię życiową i niezniszczalne poczucie własnej wartości, poświadczone ciężkim łańcuchem na szyi. Rozalia Mierzicka w podwójnej roli hotelowej pokojówki i energicznej awangardowej terapeutki elektryzuje seksapilem o sile wulkanu. Nieźle wypada też Ryszard Węgrzyn jako podstarzały gwiazdor, niby wciąż wygłodniały erotycznych ekscesów, a mimo to posłusznie tkwiący pod żoninym pantoflem.
Pytanie, czy Wałbrzych potrzebuje bardziej egzorcystów, czy współczujących sanitariuszy, wciąż jednak pozostaje otwarte. Ewelina Żak to w Wałbrzychu aktorka do zadań specjalnych. Trudno było zapomnieć o jej magnetycznej, wyprutej psychicznie do ostatniej nitki roli Gerdy w Królowej śniegu Michała Borczucha. Tutaj parodiuje aktorskie wyczyny ekstremalne, stając przed publicznością na rzęsach jako dziewczyna startująca w castingu do telewizyjnego show. Bo teatr w kabarecie Walczaka śmieje się sam z siebie. Seans duchów w Hotelu Sudety przeplata dramacik młodej reżyserki, rozpaczającej z powodu obcięcia funduszy na premierę, która miała wstrząsnąć światem. Rewolucyjna impreza kończy się na łzach i zapowiedzi powrotu progresywnej artystki pod rodzicielski dach. Anegdota jest zabawna, choć ma też głębsze dno. Uświadamia, jak kruche bywają teatralne kariery, i jak wiele zależy w nich od przypadku. Sam Wałbrzych w niejednej biografii zapisał się jako miejsce artystycznej agonii, choć ostatnio bywa raczej trampoliną sukcesu.
Dom Aktora stara się wejść w miasto. Tajemnicę Hotelu Sudety grano w Klubie NOT, w którego wnętrzach przetrwał duch złotych dla Wałbrzycha lat 70. Przy barze można było pogadać z bywalcami lokalu o latach chwały „Sudetów”: ekskluzywnych potańcówkach, gastronomicznych cudach, wyprawach po autografy i wystawnych bankietach, jakie z dala od oczu obywateli wyprawiały sobie miejscowe elity. Walczak ma rację: Wałbrzych wciąż śni o betonowym molochu. Śni tkliwie, wybaczając mu brzydotę i osypujące się tynki. Gdy Ryszard Węgrzyn intonuje ociekającą kiczem pieśń Dancing w Hotelu Sudety, na widowni robi się naprawdę rzewnie.
Projekt Walczaka nie jest bezgrzeszny. Zbyt wiele w nim skleconych pospiesznie numerów, przeszarżowanych dowcipów i puszczonych puent. Być może również jak na kabaret jest zbyt układny. Ciekawie za to wpisuje się w dialog, jaki usiłowały prowadzić z miastem kolejne ekipy teatralne. Sebastian Majewski próbował zaoferować mu zastrzyk pozytywnej pedagogiki w realizowanym przez niespełna dwa sezony surrealistycznym serialu o rodzinie Iglaków. Nie udało się. Wałbrzych nie uwierzył w podsuwane mu wzorce optymistycznych, przedsiębiorczych i biorących swój los we własne ręce bohaterów. Jan Klata sięgnął po ostry skalpel i uczynił z Hotelu Sudety symbol hipokryzji miasta, które za czasów Gierka dało się zamknąć w złotej klatce. Jego Rewizor mierzył dość brutalnie właśnie w postpeerelowską nostalgię, obnażając jej konformistyczne zaplecze. Walczak wybrał inną drogę. Podobnie jak Majewski, usiłuje dźwignąć upadłą poezję miasta, opukuje lokalne mity, przetrząsa zasoby pamięci, lecz z większą wyrozumiałością niż Klata traktuje kwestie wstydliwych sentymentów. Pozwala mieszkańcom na bezwarunkową samoakceptację. Pytanie, czy Wałbrzych potrzebuje bardziej egzorcystów, czy współczujących sanitariuszy, wciąż jednak pozostaje otwarte. Dom Aktora od trzech odcinków patrzy na miasto. Oby zobaczył jak najwięcej.
2-04-2014
Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu
Dom Aktora. Wałbrzyski serial kabaretowy
Odcinek 3: Tajemnica Hotelu Sudety
tekst i reżyseria: Michał Walczak
muzyka: Tomasz Gadzina
aranżacja przestrzeni i kostiumów: Katarzyna Szukszta
obsada: Karolina Krawiec, Rozalia Mierzicka, Irena Wójcik, Ewelina Żak, Mirosława Żak, Rafał Kosowski, Filip Perkowski, Tomasz Pisarek, Piotr Tokarz, Ryszard Węgrzyn
premiera: 17.01.2014
In quordle, you have to guess four things at the same time instead of a five-letter word.