Niemcy
Wszystko przez Brechta. Przekonał rodaków, że scena to forum dla ideologicznych debat, a aktorzy nie powinni ról grać, ale się od nich dystansować. W dodatku po wojnie Brecht zamieszkał po wschodniej stronie Berlina, legitymizując komunistyczny reżim.
Nic więc dziwnego, że w zindoktrynowanej NRD osławiony „efekt wyobcowania” stał się oficjalną doktryną teatralną na długie lata. A raczej zbyt długie lata, bo niektórym Niemcom wciąż pęta wyobraźnię. Przykładem Tilmann Köhler, reżyser urodzony w Weimarze niespełna trzydzieści pięć lat temu, a więc artysta jeszcze młody. Przed rokiem w drezdeńskim Staatsschauspiel Köhler wyreżyserował spektakl Der geteilte Himmel (Niebo podzielone). W trakcie pierwszej godziny przedstawienia siedmioro aktorów na pustej scenie trudni się głównie wypowiadaniem zdań na siedząco, leżąco lub stojąco, najczęściej prosto w kierunku widowni, żeby żaden argument nie umknął. Młodsi mieszkańcy Drezna mogą się w tym czasie oddawać słusznemu potępianiu NRD, a starsi roztkliwiać nad utraconą młodością. Ojciec jednego z głównych bohaterów, Manfreda, zanim zapisał się do partii socjalistycznej, żeby zostać dyrektorem fabryki, był równie gorliwym członkiem partii faszystowskiej.
Der geteilte Himmel oglądałem w sobotę 15 marca we wrocławskim Teatrze Polskim. Nie udało się niestety zapełnić całej widowni Niemcami. Polka siedząca po mojej lewej stronie, żeby przetrwać, plątała swe długie nogi w bardzo wymyślne figury, a dziewczyna po prawej uprawiała ćwiczenia oddechowe. Wysoko nad sceną pojawiały się co prawda polskie napisy w postaci białych liter, ale były mało czytelne i szybko znikały. Na szczęście w drugiej godzinie wieczoru scenografia ożyła i aktorzy rozliczali się z własną historią w bardziej utrudnionych, ale za to malowniczych okolicznościach.
Der geteilte Himmel to tytuł głośnej powieści Christy Wolf (1929-2011), NRD-owskiej pisarki urodzonej w miejscowości Landsberg an der Warthe (dziś Gorzów Wielkopolski). Historia niespełnionej miłości Rity i Manfreda w czasach budowy muru berlińskiego, opublikowana już w roku 1963, szybko została uznana za trafną metaforę powojennych losów Niemców, rozdzielonych ideologicznie i ekonomicznie. Wkrótce po publikacji książka została sfilmowana przez NRD-owskiego reżysera. Rita, naiwna dziewczyna ze wsi, zostaje w NRD, żeby budować socjalizm. Manfred, doktor nauk chemicznych, chłopak z miasta Halle, wybiera wolność i ucieka na Zachód.
Muzyczność dźwiękowych polifonii języka niemieckiego i skrzypiec pozwalała wytrzymać to przedstawienie do końca. Wystarczyło zamknąć oczy…Książka rozpoczyna się od końca miłosnej historii. Rita budzi się ze śpiączki w szpitalu i powoli rekonstruuje swą przeszłość. Jest po ostatecznym rozstaniu z Manfredem. Właśnie chciała popełnić samobójstwo. W wątku wspomnieniowym spotykamy Ritę młodszą. Ta dopiero pokocha Manfreda. Socjalistyczne państwo oferuje jej tymczasem awans społeczny i praktykę w fabryce wagonów pod Halle. Od czasu tej historii minęło jednak pół wieku. Reżyser – także współautor adaptacji – wprowadza więc do przedstawienia jeszcze jedną Ritę, nam współczesną. Ta z kolei doczekała ponownego złączenia Niemiec. Dramatyczne wybory egzystencjalne bohaterów powieści z jej perspektywy nabierają nowych znaczeń. Problem tylko, jakich?
Pomysł rozegrania przedstawienia niczym fugi na trzy wciąż obecne na scenie Rity to najmocniejszy i najbardziej udany element całego przedsięwzięcia. Każda z kobiet ma inną wiedzę. Troszczą się więc o siebie nawzajem, dopowiadają i komentują akcję, wspólnie biorą udział w wielu wydarzeniach. Mocnym punktem widowiska była też intrygująca muzyka, grana na żywo przez młodziutką skrzypaczkę w tyle sceny. Muzyczność dźwiękowych polifonii języka niemieckiego i skrzypiec pozwalała wytrzymać to przedstawienie do końca. Wystarczyło zamknąć oczy…
Pierwsza część spektaklu, brechtowska, ukazuje budowanie socjalizmu w NRD. Reżyser poddaje wschodnie Niemcy radykalnej krytyce. Produkty sławnej fabryki wagonów symbolizowane są na scenie poprzez kolorowe baloniki na sznurkach. Baloniki, jak to baloniki, łatwo pękają. Przemysł NRD-owski to zatem iluzja. Kolorowy balonik wypełniony gazem rozweselającym. Robotnicy fabryki sprowadzeni zostają do postaci z pierwszomajowego plakatu. Każdy macha balonikiem. Nad sceną zwisa olbrzymia płachta materiału – to tytułowe niebo. Na tym tle bywają wyświetlane obrazy kominów i przyrody, a także lot w kosmos Gagarina. Nienachalnie.
Aktorzy tymczasem dystansują się od swoich ról i nie ustają choćby na chwilę w mówieniu. Co jakiś czas wypowiadają zdania chórem, żeby ośmieszyć pracę w socjalistycznej brygadzie. Odgrywają też scenki, przypominające wyczyny polskich studentów szkół teatralnych podczas fuksówki. Moją ulubioną etiudą było jedzenie golonki z kapustą. Dwaj aktorzy zdjęli buty i skarpetki, jeden z prawej, a drugi z lewej nogi, podkasali spodnie, usiedli na scenie, wymienili się gołymi nogami i udawali, że te gołe nogi to golonki, które z apetytem zajadali… Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego młoda Rita mogła w taki debilny socjalizm uwierzyć.
Młody reżyser pewnie się naczytał Brechta-ideologa. W teatrze Brecht często jednak sprzeniewierzał się własnym ideałom. Łatwiej dało się pojąć Manfreda. Każdy by nawiał od tych idiotów na scenie. Kiedy więc w połowie spektaklu unosi się do góry tył sceny, zamieniając podłogę w skocznię narciarską, Manfred natychmiast wbiega na tę skocznię i skacze w czarną otchłań. Czyli ucieka na Zachód. W książce Manfred nie wraca z konferencji naukowej. Wcześniej jednak teatr pobrechtowski przemienia się na chwilę w teatr „pogrotowski”. Niemożność bycia razem dwojga zakochanych aktorzy ukazują fizycznie, odgrywając swoisty teatr okrucieństwa. Młoda Rita skacze z rozpędu na Manfreda, a ten zrzuca ją z hukiem na podłogę. Wiele razy. Razem z moimi sąsiadkami na widowni jęczałem empatycznie po każdym bezkompromisowym upadku aktorki.
Podniesienie podłogi dynamizuje akcję. Niełatwo utrzymać się na śliskiej pochyłości, do tego tak bardzo nabrzmiałej symbolicznie, bo sugerującej sławny Mur. Młoda Rita, żeby nie spaść, chwyta płótno, czyli niebo, i tym niebem się oplata. Wygląda pięknie. Wraca na scenę Manfred. Zaprasza Ritę do Berlina Zachodniego. Siadają oboje na szczycie skoczni i on roztacza przed nią wspaniałe widoki. Rita się jednak nie zachwyca i wraca do idiotów w NRD. Manfred wykonuje kolejny skok w otchłań. Po raz ostatni. Wróci dopiero na ukłony.
Aktorzy bardzo się starali podkreślać umowność swoich kreacji. Owa umowność miała zapewne odzwierciedlać umowność i nieprawdziwość świata NRD. W rezultacie wiało nudą i tępą pedagogiką. Młody reżyser pewnie się naczytał Brechta-ideologa. W teatrze Brecht często jednak sprzeniewierzał się własnym ideałom. Dlatego stał się taki sławny. Jego sztuki były w stanie rozwibrować emocjonalnie najbardziej nawet chłodną publiczność. Znakomite role i rewelacyjne songi porywały każdego. Po premierze Opery za trzy grosze widzowie przez pół nocy biegali po ulicach Berlina, wyśpiewując pieśni Kurta Weilla.
W finale przedstawienia Niebo podzielone trzy Rity, ładnie upozowane na pochyłej podłodze, toczą ze sobą filozoficzną debatę, niczym Trójca Święta w średniowiecznym moralitecie. Ostatnie słowa w spektaklu, podobnie jak pierwsze, wypowiada Rita seniorka, ubrana na zielono. „Jak mogliśmy się przyzwyczaić spać spokojnie?” – pyta z troską starsza pani. Ja po tym spektaklu miałem koszmary. Śnił mi się Brecht. Namawiał Putina do podziału Polski.
21-03-2014
Staatsschauspiel Dresden
Christa Wolf
Der geteilte Himmel (Podzielone niebo)
adaptacja: Felicitas Zürcher i Tilmann Köhler przy współpracy zespołu aktorskiego
reżyseria: Tilmann Köhler
scenografia: Karoly Risz
kostiumy: Susanne Uhl
muzyka: Jörg-Martin Wagner
reżyseria światła i wideo: Michael Gööck
dramaturg: Felicitas Zürcher
obsada: Lea Ruckpaul, Ina Piontek, Hannelore Koch, Matthias Reichwald, Philipp Lux, Ahmad Mesgarha, Albrecht Goette
skrzypce: Maria Stosiek
premiera: 19.01.2013