Stół z powyłamywanymi gagami
Niedoskonały interfejs – jak rzekłby profesor Andrzej Gwóźdź – jest od pewnego czasu problemem teatru Ad Spectatores. Zmowa milczenia to kolejny komercyjny galimatias form, gatunków i stylów w niezbyt funkcjonalnej przestrzeni scenicznej. Raczej kolekcja pretensjonalnych skeczy niż przyzwoity komediodramat.
Oprócz rzadkich w repertuarze tego teatrzyku dzieł nonkonformistycznych spektakle Macieja Masztalskiego i jego kompanii (w liczbie mnogiej, gdyż obsady zmieniają się w rytmie premier) to przede wszystkim swoiste teatralne smoothies: surrealny kabaret, komedia noir, strzępy obyczajowości, szczypta homiletyki, autorski komentarz sytuacji społecznej – to podstawowe składniki także i Zmowy milczenia, sztuczki o polskiej rodzinie w czasach współczesnej wędrówki ludów.
Fenomen narodowego poczucia humoru, dość prostackiego tak w telewizji, jak i w teatrze, zapewne da się jakoś wytłumaczyć. Paranienormalni Tonight to jeden nawias, jest i drugi – spektakl Mayday we wrocławskim Teatrze Polskim, który fani oglądają od dwudziestu pięciu lat. Twórcy Ad Spectatores stoją zatem w rozkroku pomiędzy mniej lub bardziej spontaniczną błazenadą a rutyną teatru komicznego, który próbuje nas rozerwać kopaniną, trzaskaniem drzwiami i seksem pozamałżeńskim.
Teoretycznie wrocławscy artyści dają impuls do opisu stanu umysłów rodzimej klasy kreatywnej (jak się teraz mówi o nowym mieszczaństwie), sięgając czasem nawet po niby-kino. Skądinąd w przypadku offowego, śmieszno-strasznego mikroteatrzyku z Browaru Mieszczańskiego zazwyczaj jest niestandardowo – tu widzowie przychodzą regularnie na Spectatorsów jako takich, repertuar zmienia się bowiem jak w kalejdoskopie, trudno byłoby przyzwyczaić się do jakiegoś tekstu. Istotą wieczorów w Browarze jest show, a nie teatralne rekolekcje.
Ale istotą teraźniejszego bytu Ad Spectatores jest dziś – jak się zdaje – nawyk kolekcjonowania groteskowych masek, szyderczych scenek, błazeńskich kostiumów, klisz językowych poddanych rytmowi bieżących zdarzeń, bo to się po prostu sprzedaje. Zmowa milczenia, czyli trup kelnera (Maciej Masztalski), mąż kryptoalkoholik (Arkadiusz Cyran), żona fanka Facebooka (Agata Kucińska), synowie – raperzy, narkomani i endecy (Łukasz Chojęta, Marcin Chabowski, Marcin Misiura) i córki trzpiotki-idiotki (Roma Natalia Jesionowska) nad trzema kurczakami i flaszkami wódki i wina. Zgrana talia kart. Niby-strasznie i mało śmiesznie.
Wspomnijmy o miksie genologicznym. Rzecz rozpoczyna coś w rodzaju shore show – introdukcja aktorów, wskakujących na stół w rytm muzyki disco, ma w sobie energię kabaretowej scenki, ale może też wyjazdu integracyjnego. Potem następuje rozwlekła i stereotypowa scena uczty: polska rodzina zbiera się przy stole, goli gorzałę i plecie duby smalone – nie rozchichotane jak w Świecie według Kiepskich, lecz toporne niczym bełkoty w Googlebox. Przed telewizorem. Komedia noir: mało intrygująca postać kelnera-safanduły, prędko zastrzelonego, którego poszukują bracia, równie prędko sprzątani ze sceny. Wreszcie grube żarty z narodowej fantastyki na temat żołnierzy wyklętych i próba karaoke do melodii pieśni Rezerwa. Shore show już nie powraca.
Gdzieś tam jeszcze motyw potworów łomocących do drzwi i okrążających biesiadników niczym demony wojny z wiersza Broniewskiego oraz wyrecytowany upiór Konrada Wallenroda. Najkrótsze z możliwych streszczeń: powinniśmy się bać demonów narodowych, nałogowa tradycja powinna nas śmieszyć. W finale współczesny Gogol-Masztalski powiada nadto, że śmiejemy się z siebie i nie powinniśmy tracić czasu na dyrdymały, lecz myśleć o tym, co dookoła. Myśleć krytycznie. Minuta szlachetności po godzinie wygłupów.
To nie jest dobry spektakl. Wspomniany rozkrok i wielogatunkowość przyczyniają się do lichej, niespójnej patchworkowatości scenicznego interfejsu. Dajmy przykład scenograficzny. Oto siedzimy w jadalni. Stół rozcina przestrzeń po skosie. Krzesła ustawione są ciasno jak na weselu, jednak nie wszyscy widzowie-goście mieszczą się przy stole, więc spora grupa kuli się pod ścianami niczym niechciane tancerki na wiejskiej zabawie. Dwa trójkąty podłogi, na których dzieją się obserwowane zdarzenia, są ciasne, nieporęczne, niewygrane. Aktorzy dewastują wzajemne relacje pomiędzy postaciami, depczą stopy partnerów i widzów. Wrzeszczą do siebie jak opętani. Teatr z nami staje się teatrem obok nas. Nieinterpretowalnym obok, kiedyś, nigdzie.
Choć zostaliśmy zaproszeni jako goście biesiady, niektórzy z nas podpierają ściany po próżnicy. Nikt nie dostał ni kawałka pieczonego kurczaka – aktorzy niczym Baloun w powieści Haška zżarli wszystko sami. Dwoje szczęśliwców popróbowało wódki. Żartuję, ale pora, by Maciej Masztalski zdecydował, czy bawimy się realiami czy pseudonimujemy? Zadajemy poważne pytania, czy łaskoczemy? Wchodzimy w interakcję, czy odgrywamy role? Rozwijamy talent aktorów, czy markujemy pracę nad rolą?
Skoro pojawiają się koszulki z motywem żołnierzy wyklętych, charakterystyczne kibolskie szaliki, bluzy i bejsbolówki raperów, kostium tej historyjki zda się dorzeczny, ale świat przedstawiony na scenie-stole jest tylko nudnawym kabaretem. Gdyby nie Agata Kucińska w roli Hildy, nie byłoby też kogo oglądać. Wrzaski, przepychanki, serwowanie trunków, konsumpcja kurczęcia, fontanny bluźnierstw – wszystko to można zagrać po coś. Nawet książkę telefoniczną można zagrać po coś – jak mówiono o talencie Ireny Kwiatkowskiej. Tylko trzeba pracy i powściągliwości. Hucpa to za mało.
Bywało u Spectatorsów ambitniej i za tym tęsknię.
15-02-2017
Teatr Ad Spectatores
Zmowa milczenia
reżyseria: Maciej Masztalski
scenografia i kostiumy: Ewa Beata Wodecka
obsada: Agata Kucińska, Natalia Jesionowska, Marcin Chabowski, Łukasz Chojęta, Arkadiusz Cyran, Maciej Masztalski, Marcin Misiura
premiera: 3.02.2017